Opłata adiacencka to opłata, jaką musi zapłacić właściciel lub użytkownik wieczysty, gdy wartość jego nieruchomości wzrosła na skutek np. podziału nieruchomości. Przepisy o opłacie są zawarte w ustawie o gospodarce nieruchomościami. Wynika z nich, że gmina ma trzy lata na ustalenie opłaty, licząc od dnia, w którym uprawomocniła się decyzja zatwierdzająca podział nieruchomości. Nie mówią jednak, czy w tym terminie decyzja o opłacie ma być podpisana, czy już doręczona właścicielowi nieruchomości.
Wtorkowa rozprawa przed NSA dotyczyła 15-hektarowej nieruchomości w Kostrzynie nad Odrą. Jej właścicielka wystąpiła o podział nieruchomości. Władze miasta zgodziły się na to i nieruchomość podzielono na 80 odrębnych działek, a decyzja o tym stała się ostateczna 23 kwietnia 2009 r.
Po ponad dwóch latach burmistrz Kostrzyna rozpoczął postępowanie, by ustalić opłatę adiacencką. Z operatu sporządzonego przez rzeczoznawcę wynikało, że na skutek podziału wartość gruntu wzrosła o prawie cztery miliony złotych. Dlatego burmistrz nakazał właścicielce wnieść opłatę w wysokości ok. 1,2 mln zł, czyli 30 proc. różnicy wynikającej ze wzrostu wartości nieruchomości.
Właścicielka zgłosiła wiele zarzutów do operatu rzeczoznawcy i chciała, by burmistrz zlecił jego ocenę Komisji Arbitrażowej Stowarzyszenia Rzeczoznawców Majątkowych. Burmistrz jednak odmówił i w marcu 2012 r. wydał decyzję, która potwierdziła opłatę w wysokości ok. 1,2 mln zł.
Właścicielka odwołała się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Gorzowie Wielkopolskim. SKO podtrzymało jednak rozstrzygnięcie burmistrza. Swoją decyzję wydało 23 kwietnia 2012 r. - dokładnie tego samego dnia, kiedy mijał trzyletni termin na ustalenie opłaty adiacenckiej.
Właścicielka zaskarżyła decyzję SKO do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gorzowie Wielkopolskim. Podtrzymała w niej zarzuty o błędach w operacie. Argumentowała też, że opłata została ustalona po upływie trzech lat od podziału nieruchomości, bo decyzja SKO została jej doręczona dopiero 28 kwietnia. Twierdziła, że liczy się dzień doręczenia, a nie wydania decyzji.
Właścicielka poinformowała także, że wystąpiła do Komisji Arbitrażowej przy Stowarzyszeniu Rzeczoznawców Majątkowych o zbadanie prawidłowości operatu.
Sąd odrzucił jej skargę. Orzekł, że momentem ostatecznego wydania decyzji o opłacie, była chwila podpisania jej przez osobę upoważnioną w SKO, a nie chwila doręczenia. Stwierdził także, że właścicielka dostarczyła opinię Komisji Arbitrażowej dopiero dzień po zamknięciu rozprawy przez sąd. Poza tym wykazała się opieszałością, bo wniosek do Komisji o zbadanie operatu wniosła dopiero po wydaniu decyzji przez SKO - uznał sąd.
Właścicielka nieruchomości zaskarżyła ten wyrok do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Twierdziła, że SKO nie mogło rzetelnie zapoznać się ze sprawą, a WSA niesłusznie odrzucił opinię Komisji Arbitrażowej, bo wcześniej sygnalizowała, że Komisja nad nią pracuje. Nie zgodziła się też z zarzutem, że działała opieszale, bo operat został jej przedstawiony dopiero w lutym 2012 r. i wtedy też prosiła burmistrza, by sam zgłosił się do Komisji.
We wtorek Naczelny Sąd Administracyjny stwierdził, że zanim rozstrzygnie tę sprawę, musi poznać odpowiedź szerszego, siedmioosobowego składu tego sądu. Chodzi o odpowiedź na pytanie, jak liczyć trzyletni termin na ustalenie opłaty adiacenckiej - czy decydująca jest data wydania i podpisania decyzji ostatecznej, czy data jej doręczenia osobie, która ma tę opłatę uiścić.
W uzasadnieniu NSA wskazał, że nigdy nie zostało to jednoznacznie rozstrzygnięte przez ten sąd, a sądy niższych instancji różnie to interpretują. Tymczasem - jak podkreślił - jest to kwestia ważna nie tylko dla tej, ale i dla wszystkich innych spraw związanych z opłatą adiacencką.
Nie wiadomo jeszcze, kiedy NSA zbierze się w siedmioosobowym składzie, by rozstrzygnąć ten problem.