Głośnym echem odbiła się afera między koncernem McDonalds a Quinttnerem. Miała ona źródło w zgłoszeniu przez dziennikarza Quinttnera dla siebie następującego oznaczenia jako adresu: "mcdonalds. com.". Dziennikarz sprawę ostatecznie przegrał i zobowiązany został do "odkupienia się" znaczną dotacją na rzecz szkoły państwowej. Inny tego typu spór dzielił niedawno właściciela Microsoftu i Johna Swella, który zarejestrował w Anglii domenę billgates.co.uk, żądając za odstąpienie tejże 2 mln dolarów. W wyniku ogromnej presji prawników Gatesa Swell zdecydował się wycofać z tej "oferty". Również w Polsce zjawisko cybersquattingu przyjęło niepokojące proporcje. Nie brak bowiem internautów, którzy przywłaszczyli sobie prawo do takich interesujących domen jak kghm.com, eragsm.net, GazetaWyborcza.com itp.
Co sprawia, że doszło do takiej pogoni za internetowymi domenami?
Nazwa firmy ma charakter identyfikujący firmę wśród konkurencji. Nazwa indywidualizuje firmę, jest wizytówką, na podstawie której firma buduje swój wizerunek w otoczeniu. Silna, jasno określona i wypracowana nazwa współgrająca harmonijnie ze strategią przedsiębiorstwa może stać się jego największym kapitałem, nierzadko przewyższającym jego wartość. Dla przykładu sama marka koncernu McDonalds wyceniana jest na przeszło 50 mln dolarów, na podobnie zawrotną cenę szacuje się Coca Colę, nieco mniej za amazon.com. Niewątpliwym atutem nazewnictwa w sieci jest potencjał, z jakim firma może świadomie zastosować nazwę w swojej strategii marketingowej. Domena funkcjonuje bowiem jako adres, który ze względu na krótką formę, łatwo zapamiętać, łatwiej w każdym razie niż zwykły numer ulicy, domu, kodu pocztowego, miasta, numeru faksu. Chwytliwość i siła uderzeniowa krótkiej nazwy spełnia więc w praktyce funkcję marketingowego narzędzia. A narzędzie to jest o tyle godne uwagi, co już zrozumieli wszyscy, że jego zasięg jest globalny. W świecie globalnej ekonomii narzędzie to wydaje się najlepiej dostosowane do ekonomicznych imperatywów.
Artykuł z archiwum ANAGRAM