Już wszyscy buntują się. Jako pierwsi swoje niezadowolenie z polityki i zapowiedzi działań planowanych przez Zbigniewa Ziobro ogłosili prawnicy – naukowcy. Zaczęli karniści, gdy minister zapowiedział wywrócenie do góry nogami obowiązującego prawa i rozgonił pracującą pod kierunkiem prof. Stanisława Waltosia komisję kodyfikacyjną prawa karnego. Potem do grona kontestatorów polityki ministra doszli adwokaci, radcowie, notariusze, komornicy, w końcu nawet sędziowie, z reguły unikający angażowania się w bieżące spory.
Wątpliwości zgłaszane przez poszczególne grupy zawodowe dotyczyły zarówno konkretnych projektów zmian w prawie, np. ograniczających autonomię samorządów zawodowych, czy niezawisłość sędziów, jak i generalnych zasad stanowienia prawa i praworządności. Żadna z poważnych zbiorowości, reprezentujących korporacje prawnicze, czy środowiska naukowe, nie wyraziła jak dotąd poparcia dla zmian projektowanych lub już wprowadzanych do systemu prawnego. A byłyby nawet powody, bo np. nowelizacje przeprowadzane w prawie i procedurze cywilnej mogą korzystnie wpłynąć na obrót gospodarczy. Zmiany te opracowywane są jednak w cieniu „wielkich reform” zaostrzających kodeksy karne i ograniczających uprawnienia prawników. Tym sprawom gros swojej uwagi i aktywności medialnej poświęca też szef resortu, nic więc dziwnego, że wokół nich toczą się najgorętsze spory.
Gdy w ubiegłym tygodniu przeciwko zmianom w prawie karnym i przepychaniu projektów naprędce przez Sejm przy pomocy składającej się tylko z koalicjantów komisji „Solidarne państwo”, zaprotestowali profesorowie prawa karnego, nikogo to nie zaskoczyło. Nic dziwnego, bo to kolejny protest tej grupy i po raz kolejny bezsilny. Dla spokoju sumienia naukowcy wyrazili jeszcze raz swoje zaniepokojenie kierunkiem zmian i ostrzegli przez niebezpiecznymi ich skutkami. Autorzy tego apelu wiedzą, że rząd swoje pomysły przeforsuje (jak można usłyszeć w kręgach zbliżonych do pracującej nad nimi komisji – taka jest wola polityczna!), że mogą liczyć co najwyżej na to, że w następnej kadencji zostaną one cofnięte.
Aktualnym elementem ubiegłotygodniowego protestu był zarzut, że tak ważne zmiany przeprowadza się bez udziału środowiska karnistów. Doradca ministra sprawiedliwości Jacek Czabański dał na łamach „Rzeczpospolitej” odpór temu zarzutowi twierdząc, że to nieprawda, że każdy może zgłosić swoje uwagi, a przedstawiciele środowiska naukowego są zapraszani do pracy nad projektami. Doradca zapomniał dodać, że zapraszani są naukowcy, o których z góry wiadomo, że poprą przygotowane w ministerstwie pomysły. Czabański mija się nieco z prawdą także gdy twierdzi, że w tworzeniu tych projektów bierze aktywny udział komisja kodyfikacyjna prawa karnego. To ciekawe, bo jakoś nikt tego udziału nie zauważył.
Gdy założenia do zmian w prawie karnym powstały, ponad rok temu skrytykowała je poprzednia komisja, za co demonstracyjnie odwołano jej szefa, a cała komisja podała się do dymisji. Potem przez parę miesięcy szukano kandydata na nowego przewodniczącego i członków komisji. Zgodził się w końcu prof. Andrzej Siemaszko, człowiek zacny, uznany naukowiec, ale nie można powiedzieć, że niezależny. Kieruje on podlegającym ministrowi sprawiedliwości Instytutem Wymiaru Sprawiedliwości. Gdy w końcu udało się komisję kodyfikacyjną skompletować, to okazało się, że w jej składzie są eksperci znani od lat z lansowania zbieżnej z poglądami Zbigniewa Ziobro polityki karnej, naukowcy związani z resortowym instytutem oraz sędziowie i prokuratorzy oddelegowani do pracy w ministerstwie. Doradca Czabański i jego szef uważają oczywiście, że to jest najlepszy skład do pracy nad poważną reformą prawa.
Zresztą nie ma dowodów na to że kierowana przez prof. Siemaszkę komisja wniosła coś do projektów, na którymi pracuje obecnie Sejm. W każdym razie nic takiego do opinii publicznej nie dotarło. Nie było żadnej konferencji z udziałem członków komisji, nie ma też śladów jej aktywności na stronie internetowej Ministerstwa Sprawiedliwości. Jeszcze niedawno w spisie treści była taka pozycja, obok komisji kodyfikacyjnej prawa cywilnego. W przypadku tej ostatniej, po kliknięciu można zapoznać się z jej składem i opracowanymi projektami. Pod szyldem komisji kodyfikacyjnej prawa karnego długo było pusto, a potem całkiem on zniknął. Z wypowiedzi Jacka Czabańskiego wynika, że komisja jednak istnieje, ale fakty wskazują raczej na to, że krępuje się ona publicznie cokolwiek prezentować.
Protesty naukowców, adwokatów czy notariuszy to nic nowego. Wiadomo niezależni, wyobrażają sobie nie wiadomo co. Ale żeby prokuratorzy się buntowali? Tego chyba minister nie przewidział i stąd od razu represje wobec przewodniczącego ich stowarzyszenia. Prokuratorzy to urzędnicy działający w hierarchicznej strukturze, a Krzysztof Parulski to do tego oficer w prokuraturze wojskowej. Stąd próba przywoływania do porządku uczestników konferencji, po której ogłoszony został protest przeciwko instrumentalnemu wykorzystywaniu prokuratury do walki politycznej i naginania prawa. Nawet jeśli kierownictwu ministerstwa uda się bunt w prokuraturze spacyfikować, to raczej nie na długo. Jeśli polityce rządzącej koalicji w stosunku do systemu prawnego opierają się już nawet prokuratorzy, to znaczy, że sprawy zaszły już bardzo daleko.
Owszem, minister jest w stanie, przy pomocy zatrudnionych w resorcie prawników, opracować jeszcze bardziej kontrowersyjne projekty i doprowadzić do ich uchwalenia przez opanowany przez PiS, LPR i Samoobronę Sejm. Może też dokręcić śrubę samorządom zawodowym, pozwalniać niechętnych jego polityce prezesów sądów, może przekonać Sejm do wymiany składu Krajowej Rady Sądownictwa, może wreszcie zwolnić Parulskiego i paru innych prokuratorów itd. Zapewne już niedługo ogłosi triumfalnie wejście w życie nowych kodeksów i będzie tupał przez telewizję na prokuratorów i sędziów, by je skrzętnie stosowali. Wiele jednak wskazuje, że raczej na ochoczą współpracę z ich strony nie ma co liczyć.