Rozmowa z Wandą Nowicką, przewodniczącą Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny
Krzysztof Sobczak: Mówimy o regulacji wprowadzonej do polskiego prawa po wyroku w sprawie Alicji Tysiąc?
Wanda Nowicka: Problem dotyczy tego, że jeśli w Polsce obowiązuje prawo pozwalające na aborcję ze względów zdrowotnych, to musi ono być dostępne. A do tego żeby było dostępne, potrzebne są odpowiednie procedury, które dawałyby taką możliwość kobiecie, która chciałaby skorzystać z tego prawa. Jednym z głównych problemów w dostępie do legalnej aborcji jest postawa lekarzy, którzy wykorzystując swoją klauzulę sumienia i władzę, jaką w tej dziedzinie posiadają, odmawiają wykonywania takich zabiegów. Nie dają na przykład kobiecie skierowania na odpowiednie badania, albo kwestionują jej prawo o ochrony własnego zdrowia, jako podstawę do przerwania ciąży.
I w tej sprawie wypowiedział się, w odpowiedzi na skargę Alicji Tysiąc, Europejski Trybunał Praw Człowieka?
Tak, i na skutek tego wyroku wprowadzony został do polskiej ustawy o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta artykuł 31. Ta nowelizacja wprowadza pewną procedurę, której brak zarzucił Polsce trybunał w Strasburgu. Ma to być procedura umożliwiająca kobiecie, która nie zgadza się z decyzją lekarza, odwołania się od niej. I zgodnie z procedurą przyjętą we wspomnianym artykule 31, kobieta może od decyzji lekarza odwołać się do komisji powoływanej do każdej konkretnej sprawy przez rzecznika praw pacjenta.
Czyli mechanizm jest. Tylko czy działa?
W praktyce nie działa. W ciągu ponad dwóch lat obowiązywania tego przepisu, komisja nie rozpatrywała jeszcze żadnej takiej skargi.
Dlaczego? Ludzie nie wiedzą o takiej możliwości?
O tym decydują głównie zasady działania tej komisji. Ma ona miesiąc na rozpatrzenie sprawy. Naszym zdaniem już taka perspektywa odstrasza. W przypadku decyzji o ewentualnym usunięciu ciąży liczą się często dni, więc jest to termin zdecydowanie za długi. Wprawdzie Pani Rzecznik twierdzi, że to jest termin maksymalny, ale znając praktykę tego typu organów, ludzie nie mają wiary, że zwoływanie takiej komisji, bo nie jest to stały zespół, podjęcie przez nią działania, przygotowanie decyzji, potrwa szybko. Poważnym problemem jest to, że komisja nie musi wysłuchać zainteresowanej kobiety. Może, ale nie ma takiego obowiązku, co też nie jest dobrze odbierane przez potencjalnych zainteresowanych. Ważne jest także to, że opinia tej komisji jest ostateczna, co oznacza, że jeśli komisja nie podzieli stanowiska kobiety, to ona już ma zamkniętą drogę. To też nie zachęca do korzystania z tej procedury. Do tego ta komisja może zakwestionować decyzję lekarza, ale ona nie załatwi dostępu do placówki, która przeprowadzi zabieg.
Czyli kobieta dostałaby od takiej komisji dokument, ale ustawa nie mówi, co miałaby z nim zrobić?
No właśnie nie mówi. Cały problem na tym polega, że teraz taka kobieta znajduje się znowu na początku drogi. Musi znaleźć lekarza, który na tej podstawie będzie chciał jej dokonać przerwania ciąży. Co w sytuacji dość powszechnego stosowania, a nawet nadużywania przez lekarzy klauzuli sumienia, jest dość trudne. W każdym razie uruchomienie całej tej procedury nie daje gwarancji, że prawo do legalnego przerwania ciąży zostanie wyegzekwowane.
I co, nie ma tych wniosków do komisji?
No nie ma. Nasza federacja, mimo wszystkich zastrzeżeń do tego przepisu, zorganizowała kampanię promującą ten mechanizm, zachęcamy kobiety do korzystania z tej drogi. Na naszej stronie internetowej cały czas ta procedura jest opisana. I kobiety do nas dzwonią. Ale gdy słyszą o tych procedurach i terminach, to tracą nadzieję. Pytają: a co będzie potem? A my odpowiadamy, że nic. Że nikt nie zapewni im wykonania tego świadczenia. Więc rezygnują.
Mamy więc dobre prawo, tylko martwe?
No tak. My to cały czas monitorujemy i co pół roku informujemy o tym Radę Europy. Sygnalizujemy, by tej sprawy nie zamykać, że jeszcze ten mechanizm nie został w Polsce realnie wprowadzony. Polski rząd uważa, że wyrok Trybunału został wykonany, a my twierdzimy, że nie. Uważamy, że wciąż nie daje się polskim kobietom możliwości egzekwowania prawa do legalnego przerwania ciąży.
Uważa pani, że trzeba prawo jeszcze raz zmienić?
Raczej nie. Wystarczyłoby je uzupełnić o realny i skuteczny mechanizm, który zapewni kobiecie możliwie szybką zmianę orzeczenia lekarskiego, następnie wskaże jej miejsce wykonania zabiegu. Bez tego ten mechanizm nie będzie działał. Zmiana ustawy nie wydaje się do tego konieczna, wystarczyłoby chyba zarządzenie ministra zdrowia. Gdyby rzecznik praw pacjenta zechciała w tej sprawie zabrać zdecydowanie głos, mogłaby wystąpić do ministra o stworzenie odpowiednich procedur. Bez tego to jest tylko papierowe prawo.