W lipcu 2018 r. Helsińska Fundacja Praw Człowieka opublikowała kolejny raport dotyczący przestrzegania praw osób pozbawionych wolności. Analizowała w nim sytuacje nie tylko zatrzymanych i przesłuchiwanych, ale też osadzonych w zakładach karnych, zakładach poprawczych, przebywających w Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjacyjnym w Gostyninie czy strzeżonych ośrodkach dla cudzoziemców. W ramach opracowania przedstawione zostały badania ankietowe HFPC przeprowadzone wśród adwokatów. Piotr  Kubaszewski jest koordynatorem Programu Interwencji Prawnej i jednym z autorów części dotyczącej naruszeń ze strony policji.

Patrycja Rojek-Socha: Jak Państwo oceniają, skala problemu, liczba przypadków stosowania przemocy, a nawet tortur przez policję jest duża?

Piotr Kubaszewski: Trudno ją ocenić, ponieważ w mało której sprawie dysponujemy silnym materiałem dowodowym. Zazwyczaj jest to słowo przeciwko słowu. Raport zamówiony przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji z 2015 r., sporządzony m.in. na podstawie badań ankietowych szacuje, że takich przypadków w skali roku może być nawet 7 600. To bardzo kompleksowy, ponad dwustustronnicowy materiał badawczy, szukający także przyczyn problemu oraz sposobów na jego rozwiązanie. Raport kładzie silny nacisk na edukację funkcjonariuszy w sferze psychicznej. Wynika z niego bowiem, że policjanci często używają nadmiernej lub nieuzasadnionej przemocy, ponieważ boją się, że sytuacja w trakcie interwencji wymknie się spod kontroli.

Czytaj: W Polsce tortury są problemem - konieczne zmiany w prawie>>
 

Wiele osób uważa, że przemoc na komisariatach ma związek głównie z wymuszaniem zeznań, jak jest w rzeczywistości?
Moim zdaniem to problem znacznie szerszy. Niekoniecznie jest to związana z tym, że ktoś chce coś wymusić. Do takich sytuacji dochodzi w różnych momentach, w tym głównie w czasie zatrzymań.

Wielu ekspertów podnosi też konieczność zagwarantowania zatrzymanym adwokata. Fundacja też to rekomenduje...
Tak. Chodzi o to, by policja umożliwiała i ułatwiała kontakt z obrońcą jeszcze przed pierwszym przesłuchaniem, do czego zobowiązuje unijna dyrektywa. Dlaczego to jest takie ważne? Ponieważ pierwsze przesłuchanie jest kluczowe i trudno potem się z tych wyjaśnień wycofać. Zatrzymany powinien więc dostać listę z nazwiskami adwokatów/radców prawnych, wybrać jednego z nich i na spokojnie do niego zadzwonić. A jeśli nie będzie to niweczyło postępowania, powinno się poczekać, aż ten adwokat przyjedzie.

Rzecznik Praw Obywatelskich alarmuje, że Polska nie przyjęła unijnej dyrektywy, która to reguluje.
Chodzi o dyrektywę dotyczącą dostępu do adwokata z wyboru. Polska powinna implementować ją do krajowego porządku prawnego do listopada 2016 r. Pomoc prawną z urzędu reguluje inna dyrektywa, na której implementację mamy czas do maja 2019 r. Pojęcie „adwokat” należy rozumieć szeroko – będą to również radcowie prawni, którzy podejmują się obron w sprawach karnych. Dyrektywa wskazuje konkretne momenty, kiedy dostęp do adwokata trzeba umożliwić i mówi o tym, że taka możliwość powinna być zagwarantowania m.in. przed pierwszym przesłuchaniem. Generalnie chodzi o to, by we wszystkich krajach członkowskich był taki sam standard dotyczący prawa do obrony. Od tego zależy, czy sądy poszczególnych krajów będą sobie ufać, np. przy przekazywaniu osób w ramach Europejskiego Nakazu Aresztowania czy wzajemnym uznawaniu wyroków. Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi, że nie było potrzeby takiej implementacji, bo te przepisy już w Polsce obowiązują. Naszym zdaniem wygląda to jednak inaczej.

Czyli jak?
Po pierwsze taka osoba musi zostać w sposób dla niej zrozumiały pouczona o możliwości kontaktu z adwokatem. W Polsce pouczenia mają formę druków, które są niczym innym niż skopiowanym tekstem kilku ustaw. Osoba zatrzymana, której stawiane są zarzuty, zestresowana perspektywą przesłuchania, z całą pewnością ich nie zrozumie. Nie wie, jakie ma uprawnienia i nikt nie próbuje wytłumaczyć jej tego w jakiś przystępniejszy sposób. Dla policjantów najważniejsze jest, aby osoba zatrzymana podpisała się na druku, tymczasem powinna ona mieć świadomość swoich praw.

A jeśli powie, że chce skorzystać z adwokata? 
To - jak wynika z naszych informacji - policjant często pyta, czy ma numer lub czy wie z kim chce rozmawiać. Jeśli nie ma, policjanci do nikogo nie zadzwonią. Innymi słowy, żeby móc skorzystać z prawa do adwokata, trzeba by mieć przy sobie numer telefonu do konkretnej osoby. A to policja powinna mieć listę adwokatów z którymi można się kontaktować i udostępniać ją zatrzymanym. Oczywiście dyrektywa też przewiduje wyjątki – np. sytuacje, gdy dany adwokat jest zbyt daleko i ze względu na dobro śledztwa i czas, nie można na niego czekać. Zgodnie z dyrektywą taka sytuacja powinna zostać zaprotokołowana, a następnie musi podlegać kontroli sądowej. Ponadto państwa miały wprowadzić tzw. środek naprawczy. Jest to rozwiązanie, które naprawiłoby brak dostępu do adwokata w sytuacji wymaganej przez dyrektywę. Kodeks postępowania karnego nie przewiduje jednak ani kontroli sądowej w zakresie odmowy dostępu do adwokata, ani też nie został stworzony ów środek naprawczy. 
 
Co to mogłoby być?
Najwięcej negocjacji wiązało się właśnie z tym zapisem. Mógłby to być na przykład zakaz dowodowy. U nas mówi się, że przecież sprawa może być podniesiona w apelacji. Dotychczas nie wykształciło się jednak orzecznictwo, które koncentrowałoby się na braku dostępu do adwokata jako skutecznej przesłance odwoławczej. Sądy nie zwracają raczej na to uwagi. 

Takie sprawy dotyczące przemocy policjantów są trudne do udowodnienia? 
Rzadko w której mamy jakikolwiek obiektywny materiały dowodowy, zazwyczaj jest to słowo przeciw słowu. Do nas trafiają różne sprawy i właśnie dostęp do adwokata przed pierwszym przesłuchaniem oraz nagrywanie interwencji policji uznałbym za podstawowe bezpieczniki w przeciwdziałaniu przemocy policji.

To problem systemowy?
Brak dowodów? Moim zdaniem tak. Zazwyczaj w takich sprawach mamy patrol – dwójkę policjantów. Jak coś się dzieje, wzywają posiłki – jest ich czwórka, albo szóstka i każdy z nich mówi, że absolutnie nic takiego nie miało miejsca. Z drugiej strony jest osoba, przykładowo zatrzymany, który twierdzi, że został pobity. Przecież pomysł nagrywania interwencji funkcjonariuszy wyszedł od samej policji. W marcu 2014 r. KGP proponowała zmiany ustawy o policji. Chodziło o stworzenie ram prawnych do nagrywania interwencji. Pierwsza kamera miała być umieszczona w policyjnym mundurze, druga w radiowozie, trzecia w pokoju przesłuchań. Postulowano dokumentowanie pełnej drogi od zatrzymania po przesłuchanie. Komenda Główna Policji wskazywała, że sam fakt nagrywania na pewno uspokoi obie strony i będzie działał prewencyjna. A jeśli do czegoś dojdzie, państwo będzie dysponowało odpowiednim materiałem dowodowym. 

Prawo nie zostało jednak zmienione? 
Tak i policjanci nie mają podstaw do nagrywania interwencji w miejscach innych niż publiczne – kamery umieszczone na policyjnych mundurach są w takich sytuacjach wyłączane. A spójrzmy przykładowo na Wielką Brytanię. Każdy policjant ma kamerę w kamizelce, którą zakłada w pracy. Nic nie włącza, nic nie wyłącza. Po służbie materiał zostaje zgrany, zabezpieczony i jest dowodem przy potencjalnej skardze.