Zdaniem Andrzeja Kalwasa stanie się tak, ponieważ ta zmiana jest dla polityków przydatnym narzędziem w grze wyborczej. Kalwas przypomina też, że słynna "lex Gosiewski" także była uchwalona w roku wyborczym.
Krzysztof Sobczak: Czy obserwuje pan prace na projektem ustawy o państwowych egzaminach prawniczych? Do czego to zmierza?
Andrzej Kalwas: Tak obserwuję. I muszę stwierdzić, że po pierwsze zmierza to do uchwalenia tej ustawy jeszcze w tej kadencji, a po drugie, że jej efektem będzie psucie rynku pomocy prawnej w Polsce.
Nie bierze pan uwagę możliwości, że ten mechanizm jeszcze może się zaciąć?
Nie można tego wykluczyć, ale raczej nie zatnie się, bo determinacja polityków, którzy za tym stoją jest bardzo duża. Oni koniecznie chcą w tym roku wyborczym wykazać się sukcesem, który będą mogli pokazywać opinii publicznej. Niestety, ci politycy kierują się dość niskimi pobudkami, czyli walką o elektorat. To dotyczy dość dużej grupy potencjalnie zainteresowanych takimi zmianami osób, do tego dochodzą jeszcze rodziny i znajomi. No i generalnie, taka informacja, że dołożyliśmy "korporacjom" w kampanii wyborczej może być dość nośna. Tymczasem ci politycy forsują rozwiązanie, które w przyszłości może narażać na niebezpieczeństwa tych ludzi, dla których rzekomo ta zmiana jest przeprowadzana. Jeżeli ludzie prosto po studiach, bez żadnych egzaminów, będą mogli reprezentować klientów przed sądami rejonowymi, gdzie jest rozstrzyganych wiele bardzo poważnych spraw cywilnych i gospodarczych, to ci klienci mogą tego gorzko żałować. To jest niebezpieczne dla klientów i dla wymiaru sprawiedliwości. Ale jest taka potrzeba, więc nowa regulacja zostanie przeforsowana.
Ustawa z 2005 roku, dopuszczająca prawników bez aplikacji do występowania prze sądami, także została uchwalona na krótko przed wyborami.
Tak właśnie było z tą słynną ustawą zwaną "lex Gosiewski", której podstawowe rozwiązania po niespełna roku Trybunał Konstytucyjny uznał za sprzeczne z Konstytucją.
Spodziewa się pan powtórki tego scenariusza?
To bardzo możliwe, bo jestem przekonany, że samorządy prawnicze zadbają o skierowanie nowej ustawy do Trybunału. Takie populistyczne projekty pojawiają się tuż przed wyborami, bo ich głównym motywem jest zabieganie o głosy elektoratu.
Współautorem zgłoszonej niedawno poprawki, bardzo radykalizującej projekt, który wcześnie został już w Sejmie poddany pewnym kompromisowym zmianom, był poseł Robert Węgrzyn, który kilka dni później został usunięty z Platformy Obywatelskiej. Rozumie pan coś z tego?
Rozumiem to tak, że poseł Węgrzyn chciał się wykazać działalnością na rzecz swojej partii.
No to nie wyszło mu, bo został jednak wyrzucony. Ale z jego projektu partia nie rezygnuje. Jego dzieło będzie realizowane?
A to jest pytanie, czyje to jest dzieło. Przecież to jest projekt ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego. Prace nad nim trwały ponad dwa lata, dwukrotnie stawał on na Radzie Ministrów, skąd był odsyłany do poprawek. No i gdy minister stwierdził, że nie bardzo wychodzi przygotowanie tego projektu jako rządowego, projekt prawie dokładnie tej samej treści został przekazany posłom, którzy wnieśli go Sejmu jako swój.
Tylko projekt rządowy miał jakoś uporządkowany charakter. Wprowadzał pewne nowe uprawnienia, ale czymś je warunkował. Przewidywał dwa egzaminy i w sumie dość długą drogę do uprawnień pozwalających na reprezentowanie klientów przed sądami. Gdy przejęli go posłowie, dość łatwo im przychodzą dość radykalne zmiany.
To jest dość typowa praktyka w przypadku projektów poselskich. Często zresztą rząd, nie tylko obecny, stosuje ten wybieg, by wprowadzić rozwiązania, które nie przeszły przez procedury rządowe.
Bo co, nie uzyskałby taki projekt akceptacji Rady Ministrów, albo Rządowego Centrum Legislacji? Z jakiego powodu?
Bo nie dopracowany, albo jest podejrzenie, że może być sprzeczny z Konstytucją.
Rządowi nie wypada kierować takiego projektu do Sejmu, a posłom wszystko ujdzie?
No tak często bywa. A potem w Sejmie taki niedopracowany projekt jeszcze bardziej popsują.
Czyli jednak uchwalą?
Chyba tak, bo w przypadku tego projektu mamy do czynienia z sojuszem ponad podziałami. Projekt lansują posłowie Platformy Obywatelskiej, ale poprą go zapewne także posłowie PiS, ponieważ jest to kierunek myślenia zgodny z ideologią tej partii.