Chodzi o strajk, który związki zawodowe działające w PLL LOT zapowiadały na 1 maja, ale ostatecznie od niego odstąpiły. Tego dnia zorganizowano jedynie pikietę przed siedzibą spółki. Powodem protestu był brak uregulowania przez LOT zasad wynagradzania pracowników.
Mamy race, weźcie butlę z benzyną
Wypowiedź szefowej największego w LOT Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego Moniki Żelazik cytował 30 kwietnia portal pasazer.com.
Miała ona napisać w piśmie do pracowników spółki: "My zakupiliśmy kilka rac, dwa wozy opancerzone, starą wyrzutnię rakiet, kilka granatów ręcznych i niech każdy weźmie z domu, co po dziadach zostało oraz butlę z benzyną! Ostatecznie Powstańcy Warszawscy, byli gorzej przygotowani, byli rozproszeni, a trzymali się tyle dni… Czy naprawdę ktoś jeszcze wątpi, że jesteśmy prawdziwą siłą, zresztą zawsze byliśmy, ale duch w nas jakoś podupadł. Trzeba w życiu pozostawić po sobie jakiś ślad, zbudować fragment historii, być z dumnym z tego, kim się jest i żyć tak, aby nikogo nie krzywdzić. Nie zaginamy tu czasoprzestrzeni, po prostu walczymy o swoją godność".
Śledztwo z dwóch art. kodeksu karnego, zagrożenie do 3 lat
Zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Ochota złożyła Spółka Polskie Linie Lotnicze LOT. Jak powiedział LEX.pl rzecznik prasowy warszawskiej prokuratury okręgowej prokurator Łukasz Łapczyński, podstawą wszczętego śledztwa są dwa artykuły kodeksu karnego.
- Śledztwo prowadzone jest w sprawie przygotowania do podjęcia działań zagrażających życiu lub zdrowiu wielu osób, polegających na zakupie niebezpiecznych przedmiotów, w celu wykorzystania podczas strajku - dodał. Grozi za to do trzech lat pozbawienia wolności.
Czynności w sprawie będą wykonywać policjanci, zlecił im to prokurator.