Zapytajcie znajomego prawnika – ile razy w jego sprawach druga instancja administracyjnego uchyliła orzeczenie pierwszej instancji administracyjnej? Mnie to się zdarzyło ostatni raz może 15 lat temu. Chodziło przy tym raczej o jakieś banalne błędy proceduralne, a nie o istotę rzeczy.
W praktyce – zwłaszcza w procedurze podatkowej, ale w ogólności we wszystkich poważniejszych sprawach, organ administracji pierwszej instancji praktycznie nie wydaje decyzji bez nieformalnego uzgodnienia z organem drugiej instancji. Dlatego jest praktycznie nie do pomyślenia, by faktycznie organ drugiej instancji kontrolował pierwszą instancję. Bo albo chodzi o decyzję dla drugiej instancji obojętną i w ogóle mało ważną albo o decyzję z drugą instancją uzgodnioną. W każdym przypadku sprowadza się to, koniec końców, do „klepnięcia” orzeczenia pierwszej instancji.
Rzeczywistą kontrolę tych decyzji sprawuje dopiero sąd.
W rzeczywistości zatem, postępowanie administracyjne jest w Polsce postępowaniem fundamentalnie i gruntownie jednoinstancyjnym. W tym kontekście koszty społeczne, jakie by nie były, ponoszone w związku z utrzymywaniem owych dwóch lipnych instancji, muszą się okazać – jak na przynoszonej efekty – kwotą mrożącą krew w żyłach.
Moja teza nie jest prostym zarzutem o złe intencje urzędników. Jest wiele strukturalnych powodów, dla których w administracji nie ma kontroli instancji niższej przez wyższą. Organa te pozostaną w relacjach podporządkowania – dlaczego organ pierwszej instancji miałby ryzykować wydawanie decyzji, która się nie spodoba drugiej instancji? Zawsze będzie wolał sprawdzić, co na ten temat uważa druga instancja.
Tym bardziej, że organa mają ze sobą cały czas do czynienia, pozostaje w kontakcie, pracownicy przenoszą się z wyższej instancji do niższej i tak dalej. Nikt nie twierdzi, że administracja jest lub ma być niezawisła w ramach swoich czynności decyzyjnych.
Więc problem nie jest tylko w ogólnie znanym, krytycznie ocenianym oportunizmie urzędników, ale w naturalnych, prawnych i organizacyjnych przesłankach tego oportunizmu.
Co powinno być w zamian? Kto to wie. Podejmowanie polemiki z konstytucyjną aksjologią jest zabawą z pieńkiem i toporem. Zanim się do tego przejdzie trzeba najpierw pełnym głosem powiedzieć, że dzisiaj dwuinstancyjność w postępowaniu administracyjnym to nic więcej, jak tylko fikcja, hipokryzja, strata wysiłku, czasu i pieniędzy.
W praktyce – zwłaszcza w procedurze podatkowej, ale w ogólności we wszystkich poważniejszych sprawach, organ administracji pierwszej instancji praktycznie nie wydaje decyzji bez nieformalnego uzgodnienia z organem drugiej instancji. Dlatego jest praktycznie nie do pomyślenia, by faktycznie organ drugiej instancji kontrolował pierwszą instancję. Bo albo chodzi o decyzję dla drugiej instancji obojętną i w ogóle mało ważną albo o decyzję z drugą instancją uzgodnioną. W każdym przypadku sprowadza się to, koniec końców, do „klepnięcia” orzeczenia pierwszej instancji.
Rzeczywistą kontrolę tych decyzji sprawuje dopiero sąd.
W rzeczywistości zatem, postępowanie administracyjne jest w Polsce postępowaniem fundamentalnie i gruntownie jednoinstancyjnym. W tym kontekście koszty społeczne, jakie by nie były, ponoszone w związku z utrzymywaniem owych dwóch lipnych instancji, muszą się okazać – jak na przynoszonej efekty – kwotą mrożącą krew w żyłach.
Moja teza nie jest prostym zarzutem o złe intencje urzędników. Jest wiele strukturalnych powodów, dla których w administracji nie ma kontroli instancji niższej przez wyższą. Organa te pozostaną w relacjach podporządkowania – dlaczego organ pierwszej instancji miałby ryzykować wydawanie decyzji, która się nie spodoba drugiej instancji? Zawsze będzie wolał sprawdzić, co na ten temat uważa druga instancja.
Tym bardziej, że organa mają ze sobą cały czas do czynienia, pozostaje w kontakcie, pracownicy przenoszą się z wyższej instancji do niższej i tak dalej. Nikt nie twierdzi, że administracja jest lub ma być niezawisła w ramach swoich czynności decyzyjnych.
Więc problem nie jest tylko w ogólnie znanym, krytycznie ocenianym oportunizmie urzędników, ale w naturalnych, prawnych i organizacyjnych przesłankach tego oportunizmu.
Co powinno być w zamian? Kto to wie. Podejmowanie polemiki z konstytucyjną aksjologią jest zabawą z pieńkiem i toporem. Zanim się do tego przejdzie trzeba najpierw pełnym głosem powiedzieć, że dzisiaj dwuinstancyjność w postępowaniu administracyjnym to nic więcej, jak tylko fikcja, hipokryzja, strata wysiłku, czasu i pieniędzy.