Po wielu godzinach zdecydowano, że na kolejnym posiedzeniu komisja rozstrzygnie o konkretnych prawnych zapisach co do sposobu otwarcia zawodu notariusza.
W czwartek, po burzliwej dyskusji, większość komisji zdecydowała o wyborze propozycji Szejnfelda dot. tego, jak ukształtować dostęp do zawodu notariusza. Przepadły propozycje zgłaszane przez PiS, PSL i SLD. Poprawka Szejnfelda zakłada likwidację instytucji asesora notarialnego (osoba po aplikacji i zdanym egzaminie zawodowym, a przed nominacją na notariusza, gdy asesor zdobywa doświadczenie terminując w kancelarii innego notariusza). W zamian za to Szejnfeld proponuje wydłużenie z 2,5 roku do 3,5 roku aplikacji notarialnej.
Prezes Krajowej Rady Notarialnej Tomasz Janik (na zdjęciu), obecny na posiedzeniu, nie krył zaskoczenia takim obrotem sprawy. Jak mówił, kształt propozycji deregulacji jego zawodu był wiele miesięcy negocjowany z Ministerstwem Sprawiedliwości, a poprawki miały inny kształt niż te przyjęte przez komisje. Rządowy projekt utrzymywał asesurę, ale proponował też - przy sprzeciwie notariuszy - wprowadzenie "notariusza na próbę", czyli możliwości nominowania przez ministra notariusza na trzy lata, w trakcie których rejent działałby pod nadzorem patrona - a dopiero potem uzyskiwałby bezterminową nominację.
Posłowie zakończyli prace nad zasadami deregulacji m.in. zawodów adwokata, radcy prawnego, przewodników turystycznych, rzeczoznawców, administratorów i zarządców nieruchomości. Do wszystkich tych zapisów posłowie PiS Krystyna Pawłowicz i Przemysław Wipler mieli poprawki jeszcze bardziej poszerzające dostęp do tych profesji, niż proponował to rząd. Propozycje te nie zyskały jednak większości w komisji, poza nielicznymi przypadkami, gdy np. komisja zgodziła się na wniosek PiS, by bibliotekarzami mogły zostać osoby o wykształceniu średnim, a nie wyższym, jak proponowano.
"Skoro nasze poprawki są systemowo utrącane, wstrzymamy się w głosowaniu nad całością projektu i zgłosimy naszą wersję jako projekt poselski" - powiedział pos. Wipler.
W głosowaniach przepadło też kilkadziesiąt poprawek posła PSL Józefa Rackiego do poszczególnych ustaw. W większości przypadków za poprawkami głosował tylko Racki, niekiedy wspierany przez PiS. Politycy koalicyjnej PO byli przeciw jego inicjatywom. Przeciw poprawkom Rackiego był też przedstawiciel rządu.
Projekt deregulacji 50 zawodów (pierwsza z trzech zapowiadanych transz) rząd przyjął pod koniec września. Konsultacje społeczne w tej sprawie trwały kilka miesięcy. W listopadzie Sejm nie przyjął wniosku SLD, który chciał odrzucenia w pierwszym czytaniu rządowego projektu i jednocześnie skierował ten projekt do nowej - specjalnie utworzonej - komisji nadzwyczajnej do rozpatrzenia projektów ustaw deregulacyjnych. Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, przedstawiając w ub.r. projekt w Sejmie wskazywał, że deregulacja jest szansą na znalezienie pracy dla kilkudziesięciu tysięcy młodych Polaków. Zapewnił, że jej wynikiem będzie podniesienie jakości usług, bo na ich straży nie będą stać licencje ani korporacje, ale "swobodna, uczciwa, sprawiedliwa konkurencja". Według Gowina pozytywnym następstwem zmiany będzie też spadek cen usług. Jego oponenci wskazują, że w ten sposób deklarowanego celu nie uda się osiągnąć, a przez "eksperymentowanie na żywym organizmie" obniży się poziom świadczonych usług i nie będzie komu odpowiedzieć za wynikłe z tego błędy.
Wśród zawodów z pierwszego projektu deregulacji znalazły się m.in. profesje: notariusza, komornika, adwokata, trenera sportowego, przewodnika turystycznego, taksówkarza i geodety. Druga transza, mająca obejmować 91 zawodów, trafiła w październiku do konsultacji. Zapowiadana jest jeszcze trzecia transza, która ma objąć ponad 100 zawodów.