Jedną ze szczególnie promowanych inicjatyw legislacyjnych Platformy Obywatelskiej w poprzedniej kadencji był projekt ustawy o odpowiedzialności urzędników za błędne decyzje. Pomysłodawcom zabrakło sił dla przeforsowania tego projektu, ale teraz, gdy po wyborczym zwycięstwie bez trudu mogliby ustawę uchwalić, okazuje się, że nie mają takiego zamiaru.

Przygotowany przez posłów PO projekt ustawy zakładał, że jeśli w wyniku błędnej decyzji urzędnika państwo poniosłoby straty, on narażony byłby na odpowiedzialność karną i majątkową. Taki przepis miałby, w intencji jego pomysłodawców, dyscyplinować urzędników, motywować do solidnej, zgodnej z przepisami pracy oraz większej ostrożności przy podejmowaniu decyzji. Skutkiem miałaby być lepsze działanie administracji i mniejsze koszty usuwania skutków błędnych decyzji, wypłacania odszkodowań itp.

Projekt od razu spotkał się z surową krytyką. Znawcy realiów pracy administracyjnej zapowiadali, że jego wprowadzenie spowoduje paraliż urzędów. Zagrożeni takimi sankcjami urzędnicy jak ognia unikać będą jednoznacznych decyzji, przeciągać będą procedury, czekać na akceptację ze strony przełożonych. Jeśli tylko da się uniknąć decyzji, to po co ryzykować. Z kolei eksperci od prawa pracy zwracali uwagę, że takie rozwiązanie byłoby sprzeczne z ogólnymi standardami państwa prawa, a szczególnie z kodeksem pracy. To prawo przewiduje już odpowiedzialność pracownika (urzędnik to też pracownik) za błędy, zaniedbania i szkody wyrządzone pracodawcy. Ale przede wszystkim dyscyplinarną, a finansową tylko do wysokości trzymiesięcznych zarobków. Pracodawca może wiec pracownika, który naraził go na straty, zwolnić lub zabrać mu trzy pensje. Każde inne rozwiązanie byłoby sprzeczne z obowiązującym prawem – mówili eksperci. Nie zrażało to jednak autorów projektu, którzy nadal go lansowali. Nie udało im się doprowadzić do jego uchwalenia nie tyle dlatego, że był bez sensu, co dlatego, że pochodził z opozycji. Bo przecież równie niedoważone, a często jeszcze gorsze projekty rządzącej koalicji gładko przechodziły.

Jeśli więc ten projekt Platforma Obywatelska uważała za potrzebny i ważny, teraz mogłaby go szybko wnieść „do laski” i uchwalić. Tymczasem, jak wynika z wywiadu posłanki PO Julii Pitery dla „Gazety Wyborczej” (30.10.2007.), projekt raczej nie zostanie wyjęty z szuflady. Posłanka, która w nowym rządzie kierować ma biurem zajmującym się monitorowaniem przyczyn i podłoża korupcji twierdzi, że urzędnicy nie powinni ponosić osobistej odpowiedzialności za popełnione błędy. To znamienna opinia, wskazująca na niechęć do wracania do nieprzemyślanych pomysłów. I dobrze. Chociaż zarysowana w tym samym wywiadzie koncepcja nadzwyczajnej odpowiedzialności szefów i nadzorców urzędów za podejmowane w nich decyzje także wydaje się być jeszcze niedopracowana. Ale to dopiero wstępna idea, trzeba więc poczekać na przekształcenie jej w bardziej konkretny projekt.