Proces, który w pierwszej instancji dotyczył dwóch policjantów, związany był z zatrzymaniem przez nich do kontroli drogowej, w październiku 2011 r., pracownika białostockiego Urzędu Kontroli Skarbowej. Jednak oprócz sprawdzenia jego stanu trzeźwości, zarządzone zostało przeszukanie samochodu, a jeden z dokonujących kontroli funkcjonariuszy znalazł za fotelem pasażera małe zawiniątko. Okazało się, że zawierało kilka gramów marihuany.
Na tej podstawie mężczyzna został zatrzymany. W prowadzonym przeciwko niemu śledztwie zbierane dowody zaczęły jednak wskazywać na to, że zatrzymanie na drodze nie było przypadkowe, a narkotyki mogły być podrzucone, by skierować przeciwko urzędnikowi skarbowemu postępowanie karne.
Okazało się też m.in., że zanim doszło do zatrzymania, sporządzony został nieprawdziwy meldunek, że urzędnik handluje narkotykami, a jego dane osobowe i dane jego samochodu były też sprawdzane w policyjnym systemie.
Obaj policjanci zostali oskarżeni m.in. o przekroczenie uprawnień. Po przeprowadzeniu postępowania dowodowego sąd pierwszej instancji ocenił jednak, że jeden z nich był jedynie "narzędziem", czyli nie był świadom, iż zatrzymanie nie było przypadkowe, a narkotyk, który znalazł w samochodzie, został w rzeczywistości podrzucony przez drugiego z oskarżonych funkcjonariuszy.
Dlatego pierwszego z nich uniewinnił, a drugiego (obecnie jest na emeryturze) skazał na karę więzienia bez zawieszenia. Dodatkowo orzekł też konieczność zapłaty przez skazanego 30 tys. zł jako częściowego zadośćuczynienia oraz podanie wyroku do publicznej wiadomości w dwóch regionalnych gazetach.
I ten wyrok Sąd Okręgowy w Białymstoku w czwartek utrzymał, apelację obrońcy uznając za bezzasadną.
Dowiedz się więcej z książki | |
Ustawa o Policji. Komentarz praktyczny
|
Uzasadniając to orzeczenie sędzia Ryszard Milewski przyznał, że sprawa opierała się częściowo na dowodach poszlakowych, ale sąd pierwszej instancji "logicznie, zgodnie z zasadami doświadczenia życiowego" je przeanalizował i wyciągnął poprawne wnioski.
W ocenie prokuratury, cała sprawa mogła mieć związek z wykonywanymi przez urzędnika skarbowego czynnościami służbowymi wobec firmy prowadzonej przez znajomych tego policjanta.
Odnosząc się do motywu sąd odrzucił tezę, iż policjant "nadepnął na odcisk +grubej rybie+ w urzędzie skarbowym i jest ofiarą spisku". Zwracał uwagę, iż oskarżony nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego nagle zainteresował się osobą urzędnika skarbowego, np. sprawdzał dane w policyjnym systemie, sporządzał o nim operacyjny meldunek czy zlecał śledzenie.
"Nie ma tu raczej mowy o spisku, a spisek jest raczej tworzony właśnie przeciwko pokrzywdzonemu" - mówił sędzia Milewski. I pytał, czy można uznać za przypadek fakt, iż w dniu, w którym urzędnik wydał decyzję podatkową niekorzystną dla firmy znajomego tego policjanta, ów policjant telefonicznie rozmawiał z tym znajomym i łączył się z nim też ponownie, po zatrzymaniu urzędnika po kontroli na drodze.
Sąd okręgowy przyznał, że orzeczona kara jest surowa, ale zwrócił uwagę, że skazany zajmował w policji wysokie stanowisko. "Godził w zaufanie do organu, w którym służył, a także nadużył zaufania do kolegów. Jego motywy działania oraz działalność z premedytacją, wciąganie w działania niezgodne z prawem niczego nieświadomych kolegów (...), zasługuje na szczególne potępienie" - mówił sędzia Milewski.
Zwrócił też przy tym uwagę, że te działania zmierzały do tego, by "niewinny człowiek, o nieposzlakowanej opinii, mógł zostać oskarżony, a nawet skazany za czyny, których nigdy nie popełnił".
Samego policjanta, który odpowiadał z wolnej stopy, na publikacji wyroku nie było. Jego obrońca Bartosz Wojda już zapowiedział, że złoży kasację w związku z tym, że - w jego ocenie - sąd nie zastosował w tej sprawie zasady "in dubio pro reo", czyli nie dających się usunąć wątpliwości nie rozstrzygnął na korzyść oskarżonego.
"Mówiąc wprost, jestem wstrząśnięty tym wyrokiem, uważam go za niesprawiedliwy i niesłuszny. Jakkolwiek jest to wyrok prawomocny i moje odczucia nie mają tu już nic do rzeczy" - dodał adwokat.(PAP)