W 2013 r. Irena Lipowicz zaskarżyła do TK zapis Kodeksu wykroczeń stanowiący: "Kto w miejscu publicznym demonstracyjnie okazuje lekceważenie Narodowi Polskiemu, Rzeczypospolitej Polskiej lub jej konstytucyjnym organom, podlega karze aresztu albo grzywny". TK nie wyznaczył jeszcze terminu rozprawy.
Ograniczenie wolności słowa
Zdaniem RPO zapis kodeksu jest sprzeczny z konstytucyjną zasadą wolności słowa i międzynarodowymi konwencjami. RPO podkreśliła, że ingerencja w wolność słowa uzasadniona jest jedynie wtedy, gdy jest to konieczne dla zapewnienia porządku publicznego i bezpieczeństwa państwa. W związku z tym kary powinny być wymierzane jedynie za wyjątkowo poważne zachowania, a nie sposób zaliczyć do nich zachowań lekceważących - uznała RPO.
"Trybunał w Strasburgu wielokrotnie podkreślał, że ochronie podlegają nie tylko poglądy i informacje odbierane jako przychylne, nieszkodliwe lub neutralne, lecz także te, które obrażają, oburzają lub budzą niepokój państwa bądź jakiejkolwiek grupy społeczeństwa. Takie są bowiem wymagania pluralizmu, tolerancji i otwartości, bez których nie istnieje demokratyczne społeczeństwo" - wskazała Lipowicz w swym wniosku.
W opinii dla TK wiceprokurator generalny Robert Hernand napisał, że kwestionowany zapis w żaden sposób nie ogranicza prawa do krytyki Narodu Polskiego, RP czy działalności jej konstytucyjnych organów, a tym samym nie stanowi ingerencji w swobodę debaty publicznej. "Lekceważenie, podobnie jak zniewaga, nie zmierza bowiem do skrytykowania działalności lub cech jakiegoś podmiotu, ale bezpośrednio do wyrządzenia krzywdy w zakresie prawa każdego podmiotu do czci i szacunku" - oświadczył.
Wyrażenie negatywnych uczuć
Hernand podkreślił, że przedmiotem debaty publicznej jest rzeczywiste funkcjonowanie aparatu państwa, które może podlegać ocenie. Według niego nie służy temu demonstracyjne okazywanie lekceważenia za pomocą wyrażających nieliczenie się lub brak czci albo należnego szacunku sformułowań, które nie podlegają kwalifikacji w kategoriach prawdy i fałszu.
Zastępca Seremeta zwrócił uwagę, że cechą Narodu Polskiego i RP jest to, że - w odróżnieniu od konstytucyjnych organów RP - nie podejmują one jakichkolwiek działań. Skoro zatem ani Naród Polski, ani Rzeczpospolita nie działają w oderwaniu od organów RP, to nie występuje ukształtowany przez te podmioty temat debaty publicznej, który mógłby podlegać ocenie. "W tym przypadku mamy więc do czynienia z pozbawionym jakichkolwiek wątpliwości co do intencji uzewnętrznieniem negatywnych uczuć wobec wartości konstytucyjnych najwyższej rangi" - ocenił Hernand.
Według niego istotne jest, że wobec sprawcy tego wykroczenia można poprzestać na pouczeniu, zwróceniu uwagi czy ostrzeżeniu. Jego zdaniem nie znaczy to, iż nie należałoby rozważyć złagodzenia sankcji za to wykroczenie, np. wyeliminowania kary pozbawienia wolności. "Nie oznacza to jednak niekonstytucyjności rozwiązania dotychczasowego" - oświadczył Hernand.
Argumenty rzecznika
RPO wywodzi, że są inne przepisy dostatecznie chroniące naród i konstytucyjne organy państwa. "Skrajne, wyjątkowo poważne zachowania są penalizowane w Kodeksie karnym" - wskazała. Chodzi o publiczne znieważenie narodu, Rzeczypospolitej Polskiej, prezydenta lub konstytucyjnego organu RP. Czyny takie zagrożone są karą do dwóch lub trzech lat więzienia.
W 2011 r. TK orzekł, że przepis Kodeksu karnego przewidujący do trzech lat więzienia za publiczne znieważenie prezydenta RP jest zgodny z konstytucją. Przypominając to orzeczenie, RPO zaznaczyła, że publiczna zniewaga prezydenta może "w skrajnych przypadkach stanowić również zagrożenie bezpieczeństwa państwa". Trudno jednak - w jej ocenie - uzasadnić potrzebą bezpieczeństwa państwa karanie na podstawie Kodeksu wykroczeń okazywanej postawy "lekceważenia".
Dozwolona krytyka
"Zachowania lekceważące - w tym czynem, gestem, słowem - czyli mniej dolegliwe w skutkach niż zachowania znieważające, mieścić się powinny w tzw. dozwolonej krytyce, nawet jeśli zachowania te obrażałyby, oburzały lub budziły niepokój państwa bądź jakiejkolwiek grupy społeczeństwa" - zaznaczyła Lipowicz. Dodała, że w szczególności karanie "bagatelizowania nawet istotnych dla społeczeństwa symboli nie odpowiada dzisiejszym standardom wolności słowa".