Najnowsze badania naukowe dowodzą, że metoda edukacyjna polegająca na przenoszeniu nauczania do domu nie daje prawie żadnych efektów. Przynajmniej wśród najmłodszych uczniów.
Czytaj: Rodzic zakaże zadawania pracy domowej >>
Amerykański pedagog Alfie Kohn w swojej książce “Mit pracy domowej” zachęca nauczycieli i rodziców do zweryfikowania obiegowych poglądów na ten temat.
Kohn radzi nauczycielom skupiać się na motywowaniu uczniów do rozwiązywania problemów, brania udziału w projektach i zadawania pytań. Wkuwanie faktów i dat nie jest - jego zdaniem celowe. Choć ćwiczyć indywidualne umiejętności - należy.
Plusem takiego rozwiązania byłoby zaoszczędzenie czasu na odpoczynek i rozrywkę, a także zajęcia dodatkowe i hobby. Dzieci byłyby bardziej wypoczęte i mniej zestresowane. Brałyby pełniejszy udział w życiu rodzinnym.
Minusem jest niezadowolenie nauczycieli, którzy ciężar nauki zrzucają na godziny pozalekcyjne i wobec tego liczą na pomoc rodziców. Niezadowolenie pedagogów nie byłoby takie straszne, gdyby nie przeładowane programy. Efektem porzucenia prac domowych musiałoby być okrojenie materiału do nauki i zmiana metod nauczania. A to zajęcie jest rewolucyjne i nikt po ostatnich zmianach organizacyjnych w szkolnictwie na to się nie poważy.
Tylko co zrobić z sentencją łacińską, wpojoną w liceum i na studiach - repetitio est mater studiorum? "Powtarzanie jest matką wiedzy" oznacza przecież ćwiczenia domowe: rachunki i angielskie słówka nieregularne, koniugacje i deklinacje itd. Czy odpowiedź: zachować proporcje w każdej zmianie, w tym w edukacji, nas wszystkich zadowoli?