- Bardzo się cieszę, że minister się w ogóle pojawił na Zgromadzeniu Ogólnym. Pokazuje to odwagę cywilną, bo zdawał sobie przecież sprawę, jak bardzo napięta jest atmosfera po upublicznieniu projektu ustawy. Nie bał się stanąć twarzą w twarz z gronem sfrustrowanych osób, które czyniły mu gorzkie zarzuty. Wierzę głęboko w to, co minister Wieczorek zadeklarował, że żaden z punktów tego projektu ustawy nie jest wyryty w kamieniu – powiedział wiceprezes PAN, prof. Dariusz Jemielniak.

 

Zmiany w ustawie o PAN uderzą w wolność badań naukowych>>

 

Dodał, że na Zgromadzeniu Ogólnym profesor nauk prawnych i członkini PAN Ewa Łętowska zwróciła uwagę, że ustawy nie można traktować jako zbioru pomysłów, bo musi ona być spójna i mieć jasno określony cel, którego w propozycji złożonej przez ministerstwo nie widać.

- Cieszę się, że minister Wieczorek to usłyszał. Wręczyliśmy mu również teczkę z kilkudziesięcioma publikacjami medialnymi krytykującymi projekt reformy PAN. Nie znaleźliśmy natomiast w mediach takiej publikacji, w której ktoś, poza ministrem Maciejem Gdulą, broniłby pod nazwiskiem zmian zaproponowanych przez ministerstwo – powiedział wiceprezes PAN.

 

Zapytany, na jakim etapie są prace nad dokumentem, który ma być odpowiedzią na pytania ministerstwa w sprawie konkretnych zapisów ustawy, powiedział, że będzie on gotowy do 16 września – czyli do daty wyznaczonej przez MNiSW jako koniec konsultacji społecznych. - Pracujemy nad tym dokumentem i zmieścimy się w terminie do 16 września. Nie zrobimy tego szybciej, bo do każdego punktu musimy dać uwagi. Bardzo niewiele będzie artykułów, co do których powiemy, że się z nimi zgadzamy, bo, niestety, ten projekt jest nie tylko kompletnie niespójny wewnętrznie – nie ma jasnego celu, ale zawiera też wiele szkodliwych rozwiązań lub rozwiązań, które przy dobrym ministrze i pomyślnych wiatrach mogą być ok, ale jak się zmieni władza, to może te zapisy wykorzystać przeciwko Akademii. Ustaw się nie pisze wyłącznie na dobre czasy – wskazał Jemielniak. I podał przykład trudnej sytuacji Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, któremu poprzednia władza – konkretnie minister Przemysław Czarnek arbitralnie obniżył kategorię oceny (do C), co skutkowało zmniejszeniem finansowania. - Instytut Filozofii i Socjologii mógł się odwoływać od decyzji przyznania przez Czarnka zaniżonej kategorii. Gdyby obowiązywała ustawa zaproponowana przez obecne ministerstwo, instytut zostałby szybko i łatwo zamknięty ze względów czysto ideologicznych – ostrzegł Jemielniak.

 

Na pytanie, co sądzi o często powtarzanym przez MNiSW argumencie, że PAN nie chce podzielić się władzą (przez wprowadzenie do Zgromadzenia Ogólnego PAN dyrektorów instytutów), odpowiedział: - Ja nie mam żadnego problemu z dzieleniem się władzą. Ale zacznijmy dyskusję o celach: czy celem jest podzielenie się władzą? Chyba nie. Celem jest podzielenie się władzą po coś. Jeśli celem jest to, żeby uprawiać lepszą naukę, albo żeby sprawniej likwidować słabe instytuty i tworzyć nowe, to jest zupełnie inna dyskusja. Ministerstwo jest mało precyzyjne w tym temacie - wskazał. Pytany o język debaty medialnej, w którym pojawiły się porównania do Orbana i Czarnka, przyznał, że temperatura wzrosła i trzeba ją obniżyć, ale zaznaczył też, że krzyk akademików jest uzasadniony. - Temperatura debaty rzeczywiście się podniosła, ale jak się kogoś wrzuca do gotującej się wody, to nie można się dziwić, że ten ktoś krzyczy. Porównania z Orbanem i Czarnkiem się bronią w tym sensie, że pokazują, co spowodowałby te regulacje, gdyby były w mocy w momencie, kiedy u władzy był minister Czarnek – podkreślił Jemielniak. Ja nie twierdzę, że minister Gdula jest autokratą jak Orban. Nie twierdzę też, że jest jak minister Czarnek, który działał z pobudek ideologicznych. Czy dobrze nam zrobi, jeśli z tej temperatury zjedziemy? Być może dobrze nam zrobi. Najlepszym na to sposobem będzie rozmowa twarzą w twarz. Najlepiej publiczna” – zaproponował wiceprezes PAN. Wskazał też, że rozmowy kuluarowe mają to do siebie, że strony inaczej pamiętają ich przebieg. - Bardzo istotnym problemem jest to, że ministerstwu wydaje się, że się z nami konsultowało, bo zaprosiło prezesa PAN na rozmowę. Prof. Konarzewski z kolei twierdzi, że jest w ogóle niesłyszany. Ale być może to jest specyfika rozmów kuluarowych, które nie sprzyjają budowaniu zaufania, bo każdy te rozmowy pamięta inaczej. Dlatego taka rozmowa powinna być publiczna – uzasadnił Jemielniak.(ms/PAP)