Tymczasem, jak pokazuje choćby spór o noszenie maseczek w sklepach i miejscach publicznych, nie jest wcale oczywiste, że uczniowie i ich rodzice chętnie zastosują się do procedur, jeżeli dostrzegą w nich jakąś lukę - a tych w kwestii mierzenia temperatury może być kilka.

Czytaj:
Piontkowski: Uczniowie mogą zarazić się wszędzie, nie ma sensu przekładać roku szkolnego>>

Na mierzenie temperatury w szkole potrzebna zgoda rodzica>>

 

Diabeł tkwi w szczegółach

- Nie wierzę, że wszyscy rodzice chętnie wyrażą zgodę na to, by ich dzieci miały mierzoną temperaturę - mówi matka uczennicy warszawskiej podstawówki. - Zdarzają się jednostki wyjątkowo nieodpowiedzialne, pokazuje to choćby przykład wszawicy, problem w klasie wciąż powracał, bo część rodziców za punkt honoru przyjęła to, by nie wyrażać zgody na sprawdzanie głów dzieci i mało interesował ich fakt, że to uciążliwe zarówno dla ich dzieci i całych rodzin, jak i dla innych. W tym przypadku myślę, że będzie podobnie - tłumaczy.

Czytaj w LEX: Zawieszenie zajęć od 1 września w okresie COVID-19 - procedura i wzory >

Według wytycznych sanepidu do szkoły może uczęszczać uczeń bez objawów chorobowych sugerujących infekcję dróg oddechowych oraz gdy domownicy nie przebywają na kwarantannie lub w izolacji w warunkach domowych. Natomiast przy wejściu do placówki nikt nie musi tego kontrolować. Część szkół zdecydowała się to robić i zainwestowała w kamery termowizyjne.

Czytaj: Dyrektorzy szkół spotkają się z szefami sanepidów>>

 

Raczej wpuścić i odizolować

Co powinien zrobić nauczyciel, gdy przy takiej rutynowej kontroli przy drzwiach okaże się, że uczeń ma gorączkę? Jeszcze do niedawna, szkoła ani przedszkole publiczne nie mogły odmówić wstępu dziecku, nawet gdy wykazywało objawy chorobowe. Placówki nie miały też prawa żądać zaświadczeń o stanie zdrowia.

Strefa wolna od chorych dzieci - na pewno nie w publicznym przedszkolu>>

Teraz też w wytycznych próżno szukać wzmianki o niewpuszczeniu do placówki, choć w przypadku zagrożenia chorobą zakaźną wydawałoby się to całkiem logicznym rozwiązaniem - znajdziemy w nich jedynie zapis głoszący, że jeżeli pracownik szkoły zaobserwuje u ucznia objawy mogące wskazywać na infekcję dróg oddechowych, w tym w szczególności gorączkę, kaszel, należy odizolować ucznia w odrębnym pomieszczeniu lub wyznaczonym miejscu, zapewniając minimum 2 metry odległości od innych osób, i niezwłocznie powiadomić rodziców o konieczności odebrania ucznia ze szkoły. Wynika z tego zatem, że ucznia należy wpuścić i odizolować od innych.

Sprawdź w LEX: Czy przysługuje dodatek dla nauczyciela za trudne i uciążliwe warunki warunki pracy w sytuacji, gdy dzieci są nieobecne w szkole, a nauczyciel uzupełnia dokumentację szkolną? >

 

Ze stanem podgorączkowym można się uczyć

Nie do końca pomocne są też wytyczne resortu edukacji, gdyż zmaga się on z próbą zdefiniowania gorączki i stanu podgorączkowego w swoim Q&A. W pierwotnej wersji dokumentu MEN próbowało odpowiedzieć sobie, czym jest stan podgorączkowy - jednak nie do końca się to udało, bo szarą strefą okazała się temperatura pomiędzy 37,2-37,5°C. Jak wynikało z odpowiedzi, nie jest to temperatura prawidłowa, ale może mieć różne przyczyny np. związane z problemami metabolicznymi, stresem, wysiłkiem fizycznym. Nie wiadomo jednak do końca, czy już ma ona alarmować nauczyciela, czy jeszcze jest w normie - skoro stan podgorączkowy to ani temperatura prawidłowa, ani gorączka (38°C).

Czytaj w LEX: Procedury bezpieczeństwa obowiązujące w przedszkolach w czasie stanu epidemii w związku z COVID-19 >

W nowej wersji poradnika MEN nie doprecyzowało odpowiedzi, ale zmieniło pytanie, teraz brzmi ono: "dlaczego temperatura ciała wynosząca 38oC lub wyższa nie pozwala na uczestniczenie w zajęciach?" Rozjaśnia to nieco sytuację - wydaje się, że można założyć, że uczniowie ze stanem podgorączkowym mogą uczestniczyć w lekcjach.

 

O nieodpowiedzialności rodzica można zawiadomić sąd

Jak mówi adwokat Joanna Parafianowicz, nawet jeżeli przepisy nie regulują wszystkiego precyzyjnie, od rodziców należy oczekiwać zdrowego rozsądku i tego, że będą zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji. - Mamy do czynienia z niebezpieczną chorobą zakaźną, więc spieranie się o dostęp do nauki w sytuacji, gdy uczeń faktycznie wykazuje objawy chorobowe, nawet wobec niejasnych wytycznych, jest absurdem. Poza tym przepisy związane z zapobieganiem chorobom zakaźnym przewidują szczególne procedury - tłumaczy.

Adwokat dodaje, że zdarza się, że sanepid nie reaguje wystarczająco sprawnie i decyzje - choćby o kwarantannie - wydawane są z opóźnieniem, niemniej nawet taka sytuacja nie zwalnia dyrektora szkoły z obowiązku reagowania i zapewnienia bezpieczeństwa innym dzieciom. Tym bardziej, że taki obowiązek nakłada na niego prawo oświatowe i rozporządzenie o bezpieczeństwie i higienie pracy w szkole.

- Rodzice, którzy mimo szalejącej epidemii, decydują się ignorować zalecenia i przyprowadzać chore dziecko do placówki, zachowują się nieodpowiedzialnie. Tak, bywa, że subiektywnie uważają, że mają dobry powód, np. nie mogą znaleźć dziecku opieki, ale takie powtarzające się zachowania mogą świadczyć o pewnej niewydolności wychowawczej i być podstawą do wystąpienia do sądu o wgląd w sytuację rodzinną. Z takim wnioskiem może wystąpić choćby szkoła - tłumaczy Joanna Parafianowicz.