„Rzeczpospolita” zamieszcza obszerną rozmowę na tematy związane z obniżeniem wieku szkolnego z Moniką Rościszewska-Woźniak. Zdaniem Moniki Rościszewskiej obniżenie wieku szkolnego może być wskazane dla niektórych dzieci, podczas gdy dla innych szkoła będzie problemem również wówczas, gdy skończą siedem lat. - Nowy sposób organizacji czasu jest szokiem i dla siedmiolatka. Tu wiele zależy od nauczycieli. Mogą np. organizować najmłodszym przerwę na siusianie w czasie lekcji. Poza tym w większości szkół dzieci najmłodsze mają swój własny rewir. W nim często nie obowiązują dzwonki, a zajęcia odbywają się w atmosferze zbliżonej do tej z przedszkola – np. na dywanie. Dlatego zamiast przejmować się tym, czy w szkole jest dzwonek czy nie, radzę się zainteresować i przejąć tym, kto będzie uczył nasze dziecko – mówi p. Rościszewska.Według niej nowa podstawa programowa dla pierwszej klasy jest ułożona zgodnie z możliwościami umysłowymi przeciętnego sześciolatka i nie ma niebezpieczeństwa w postaci sztucznego przyspieszania rozwoju umysłowego malucha. Zdaniem Moniki Rościszewskiej obniżenie wieku szkolnego wpłynie na wyrównanie szans edukacyjnych: - „Mam czasem wrażenie, że zapominamy, że Polska nie składa się tylko z trzech, czterech wielkich miast z dużymi szkołami. 70 procent z nas żyje poza nimi. Dzieci w dużych miastach swój czas na rozwój mają wypełniony aż nadto. Ich rodzice zapisują je na angielski, tańce, judo i dramę. Tymczasem dzieci na wsiach i w małych miastach, w sytuacji gdy nie było w Polsce obowiązku przedszkolnego i w momencie, gdy udowodnione jest, że umysł dziecka jest najchłonniejszy do piątego i szóstego roku życia, zaczynały dotąd edukację zdecydowanie zbyt późno.”
źródło: Rzeczpospolita, 29 kwietnia 2009r.