Niezadowoleni od zawsze

Wychowanie do życia w rodzinie to przedmiot, z którego od samego początku nikt nie był szczególnie zadowolony. Środowiska skrajnie prawicowe widzały w jego wprowadzeniu próbę seksualizacji dzieci, z kolei lewica podkreślała, że nie jest to przedmiot, który daje nastolatkom rzetelną wiedzę na temat ich seksualności.
Jedną z ciekawszych i gwałtowniejszych odsłon tego sporu była dyskusja o wprowadzeniu do kodeksu karnego przepisu, umożliwiającego karanie edukatorów seksualnych oraz skazanie na dwa lata pozbawienia wolności osoby, która udostępni nieletniemu środki antykoncepcyjne.
"Edukacja seksualna, przez przedwczesne rozbudzenie seksualne dzieci i banalizowanie aktów seksualnych, faktycznie ułatwia pedofilom wykorzystywanie dzieci. (...) Projekt ustawy ma powstrzymać deprawatorów i w ten sposób wzmocnić konstytucyjną ochronę dzieci przed demoralizacją." - uzasadniali swój projekt.

Dwa lata więzienia za edukację seksualną?>>

Druga strona sporu punktowała z kolei absurdalne treści nauczane lekcjach WDŻ - uczniowie dowiadywali się m.in.: że "dziewczyna, która nie jest już dziewicą jest dla innych nadgryzionym jabłkiem, którego wszyscy brzydzą się dotknąć", "żona doświadczająca przemocy w domu musi nieść swój krzyż", "seks oralny prowadzi do zapalenia zatok", "AIDS szerzy się wśród czarnych i homoseksualistów". Dodawała także, że nie może być tak, że przedmiot ten prowadzą nauczyciele religii, którym brakuje obiektywizmu, a często - w przypadku księży - także osobistego doświadczenia.

Mądrości z lekcji WDŻ: bita żona musi nieść swój krzyż, a AIDS to choroba homoseksualistów>>

Nowa podstawa dużo szersza

Z zadaniem stworzenia nowych podstaw programowych do WDŻ zmierzył się ostatnio resort Anny Zalewskiej, na wynik prac MEN spadła fala krytyki.
W projektowanej podstawie znalazły się m.in. zapis. że do obowiązków szkoły należy: "wskazywanie na prawo do życia od poczęcia do naturalnej śmierci, potrzebę przygotowania do macierzyństwa i ojcostwa oraz towarzyszenia w chorobie i umieraniu", co jest zdecydowanym ukłonem w stronę środowisk pro-life. Zmiany ucieszyć powinny także przeciwników "ideologii gender", kluczowe będzie tu postawienie szkole zadania: "wzmacniania procesu identyfikacji z własną płcią; doceniania komplementarności płciowej i współdziałania".
Nie obędzie się również bez wartości - w tym oczywiście patriotycznych i religijnych, które uczeń ma rozumieć i przyswajać.

- Identyfikacja płciowa jest sprawą wewnętrzną człowieka, a nie społeczną. Uważam, że do zadań szkoły nie należy jej ocenianie, ani próby wpływu na jej kierunek - ocenia w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" ginekolog dr Grzegorz Południewski. Krytykuje także pomysł uczenia dzieci o naprotechnologii, której skuteczność nie znajduje potwierdzenia w wynikach badań.

Pełna treść programu>>

Wyzwanie dla nauczyciela

Wytyczne zawarte w podstawie programowej mają charakter bardzo ogólnikowy, dlatego dużo będzie zależeć oczywiście od nauczycieli i sposobu, w jakim wyjaśnią uczniom te niełatwe zagadnienia.
Na przykład sam zapis, by uczeń poznał również naturalne metody antykoncepcji, nie wydaje się kontrowersyjny, jeżeli rozumie się przez to, że otrzyma wyczerpujące informacje, również na temat ich skuteczności. Wydaje się w końcu, że najważniejszym dostarczenie uczniom informacji, które pozwolą im dokonywać świadomych wyborów.
Gorzej, jeżeli z lekcji płynął będzie przekaz zgodny z poglądami dr hab. Urszuli Dudziak, ekspertki MEN ds. wychowania do życia w rodzinie.
- Sam cel antykoncepcji jest niegodziwy. Chce uszkadzać coś, co jest zdrowe. Wyborowi antykoncepcji sprzyja hedonizm, brak kierowania popędem seksualnym - mówiła w czasie wykładu. - Doustne środki antykoncepcyjne są główną przyczyną śmiertelności -  mówiła na jednym z wystąpień w Legnicy (wykład dostępny jest tutaj)

Ateista nie poprowadzi lekcji WDŻ?>>