Małgorzata Stańczyk: Co Pani Minister myśli o propozycji resortu edukacji, by ocena opisowa obowiązywała nie tylko w ocenianiu klasyfikacyjnym, ale również w bieżącym?
Katarzyna Hall: Już obecny stan prawny został stworzony z myślą, by we wczesnej edukacji odejść od oceniania za pomocą stopni, i dlatego na koniec roku wymagana jest ocena opisowa. Intencją zmiany wprowadzonej wiele lat temu była rezygnacja ze stawiania stopni najmłodszym dzieciom. Praktyka szkolna okazała się jednak odmienna. Nawet gdy nauczyciele przyznają uczniom słoneczka czy buźki, robi się z tego często odpowiadająca postępom dziecka liczba słoneczek, co jest de facto oceną numeryczną. Odejście od oceniania z wykorzystaniem stopni okazało się jedynie pozorne.
Dlaczego warto zrezygnować z oceniania sześcio- i siedmiolatków?
Ocenianie opisowe i faktyczne odejście od stopni ma głęboki sens, i to na wszystkich etapach edukacyjnych. Jego ideą jest dostarczanie dobrej informacji zwrotnej o tym, co jest mocną stroną ucznia, co może on poprawić, co już mu dobrze wychodzi. Ważne jest wsparcie ucznia i zachęcenie go do dalszego pogłębiania wiedzy. Ocena nie ma być celem samym w sobie. Chodzi o to, by dzieci uczyły się motywowane tym, że coś jest ciekawe, coś warto wiedzieć, a nie dlatego, że babcia oczekuje stopnia. Nieważne, czy uczymy się dla pani nauczycielki, czy dla mamy – nie jest to ta motywacja, o którą chodzi. Sukcesy naukowe odnoszą ci, którzy uczą się, bo coś ich pasjonuje, bo mają jakieś zainteresowania, są ciekawi świata. Nauka dla stopni to odchodzenie od ciekawości świata. W konsekwencji okazuje się, że walczymy o punkty, oceny, prezenty. Te praktyki sprawiają, że uczenie się staje się tylko potrzebą zarobienia czegoś, otrzymania pochwały, uznania, zrobienia komuś przyjemności. Nastawienie na to, że mamy być zdyscyplinowani, mieć dobre stopnie, niezależnie od tego, co nas ciekawi, powoduje, że mniej jesteśmy zainteresowani przedmiotem nauki i mamy gorsze efekty edukacyjne.
Prof. Blikle: tradycyjne stopnie zniechęcają do nauki>>
Skąd zatem w nauczycielach taka pokusa, by stopnie stawiać, a w rodzicach, by ich oczekiwać?
Stawianie stopni jest czasem wyrazem bezradności. Skoro nie umiemy uczniów inaczej zainteresować, straszymy ich słabymi stopniami. W efekcie dzieci mają się uczyć ze strachu, bo jak nie odrobią lekcji, dostaną jedynkę. Czyli mają odrabiać lekcje nie dlatego, że otrzymały ciekawe zadanie, ale dlatego, że za nieodrobienie grożą jakieś sankcje. To smutna motywacja rozwoju. Warto dążyć do takich metod organizacji edukacji, by dzieci uczyły się, bo coś jest ciekawe, a nie, bo muszą.
Jako psycholog powiedziałabym, że chodzi o to, by pozwolić dzieciom czerpać motywację do nauki z wnętrza zamiast fundować im motywację zewnętrzną. Od wielu lat wiadomo, że ta wewnętrzna motywacja jest znacznie lepsza, a nagradzanie powoduje, że zaczynamy ją zatracać.
Wszelkie badania to mówią, ale praktyka pracy szkoły i nauczyciela jest taka, że czasami wygodniej jest straszyć złymi stopniami zamiast pokazać, iż świat jest ciekawy i warto się czegoś o nim dowiedzieć. Powiedziałabym, że to pewien nawyk myślowy: Skoro zawsze w szkole tak było, skoro ja się bałem szkoły, to dlaczego moi uczniowie mają ją lubić? Niech się boją, to się nauczą życia. Myślą tak również niektórzy rodzice.
Że szkoła musi boleć?
Ja twierdzę, że nie musi. Niemniej taka organizacja nauczania jest zdecydowanie trudniejsza, bo mamy odmienne przyzwyczajenia, inne tradycje. Zmiana wymaga pewnej pracy nad sobą również ze strony nauczyciela, by skierować swoje myślenie nie na sankcje, ale na radość uczenia się, i na tej płaszczyźnie układać relacje z uczniami.
RPD: ocena powinna wskazywać, co uczeń robi nie tak>>
Cały wywiad można przeczytać w "Dyrektorze Szkoły" nr 2/2015>>