Wybór co dać w całości, a co we fragmentach został zrobiony mądrze. Inaczej kanon byłby fikcją, uczniowie udawaliby, że go czytają, a nauczyciele by w to wierzyli – pisze w „Gazecie Wyborczej” Adam Kalbarczyk, dyrektor Prywatnego LO im. Paderewskiego w Lublinie, pracownik Zakładu Teorii Literatury w Instytucie Filologii Polskiej UMCS.
Największe emocje budzi lista lektur licealnych. Na poziomie podstawowym jest dobrze skonstruowana - ogranicza się do niewątpliwych arcydzieł. Nie ma dzieł podrzędnych, a rozdrapujących rany porachunków etnicznych jak Pożoga Zofii Kossak-Szczuckiej. Nie ma dzieł wstydliwych z punktu widzenia postkolonialnej europejskiej świadomości historycznej jak Przygody Robinsona Crusoe. Nie ma tekstów jednostronnych ideowo (Jana Pawła II czy S. Wyszyńskiego lub abp K. Majdańskiego). Nie ma dzieł o charakterze muzealnym - chwała za zmniejszenie dawki S. Żeromskiego do jednej wybranej powieści. Nie ma literackiego kiczu jak Quo vadis Sienkiewicza.
Nieprawdą jest natomiast, że nie ma Sienkiewicza w ogóle - jest do wyboru w gimnazjum.
W miejsce skreśleń pojawiły się zaś nowe wartościowe pozycje: w gimnazjum powieści detektywistyczne, które wraz z zalecaną literaturą młodzieżową mogą podnieść poziom czytelnictwa, odczarowując listę lektur jako zbiór rzeczy szlachetnych i nudnych. Cieszy docenienie - po raz pierwszy - twórczości Lema, Stryjkowskiego, Singera, Marqueza. Dobrze, że pojawiły się filmy Kieślowskiego, Zanussiego czy Munka.
Szermowanie argumentem czytania lektur we fragmentach jest czystą manipulacją – uważa Autor artykułu. Wybór fragmentów pojawiał się też w poprzednich dokumentach i nikt nie protestował. Nie wszystko da się omówić w szkole w całości. Liceum trwa trzy lata, a faktycznie niewiele więcej niż dwa i pół roku (reszta to już czas maturalny). Dlatego obowiązkowa - w całości - lektura sześciu powieści, epopei Mickiewicza i czterech dramatów jest wyborem realistycznym, ograniczenia są tu konieczne.
źródło: Gazeta Wyborcza, 18 kwietnia 2008r.