W czwartek wieczorem po prawie ośmiu godzinach posłowie zakończyli debatę nad projektem ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, który podwyższa i zrównuje wiek emerytalny dla kobiet i mężczyzn. Obecnie kobiety przechodzą na emeryturę w wieku 60 lat, a mężczyźni - 65 lat.
Minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz mówił przedstawiając projekt, że przed Sejmem stoi najtrudniejsze, najbardziej odpowiedzialne zadanie legislacyjne tej kadencji. Zapewnił, że projekt wychodzi naprzeciw zmianom demograficznym - powiększającej się dysproporcji między osobami aktywnymi zawodowo, a korzystającymi ze świadczeń emerytalnych, dziećmi i uczącymi się.
Podkreślił, że jeśli więcej osób ma pobierać emerytury, to wydłużenie aktywności zawodowej jest niezbędne. Jego zdaniem dłuższa praca pozwoli otrzymywać emerytury na godziwym poziomie, a zaniechanie zmian doprowadzi do załamania systemu emerytalnego.
Występujący w imieniu PO szef sejmowej komisji finansów publicznych prof. Dariusz Rosati uważa, że propozycja rządu zmierza do ochrony przyszłych emerytur, jest też dokończeniem reformy emerytalnej z 1999 r. Według niego, jeżeli rząd nie zdecydowałby się na podniesienie wieku emerytalnego, "przyszłe emerytury byłyby na głodowym poziomie dla ogromnej większości emerytów, w tym zwłaszcza dla kobiet". Rosati zwrócił uwagę na działania osłonowe, które mają być wprowadzone wraz z reformą, m.in. na możliwość przejścia na emeryturę częściową.
Henryk Smolarz z PSL zapowiedział, że ludowcy poprą projekt, gdyż zaproponowane w nim rozwiązania są potrzebne i pożyteczne. Według Smolarza potrzebne są jednak dalsze zmiany - obejmujące nie tylko rynek pracy, ale także edukację, szkolnictwo wyższe, służbę zdrowia oraz kulturę. Poseł ostrzegł, że jeżeli zmiany nie będą kontynuowane, to kolejny rząd cofnie reformę emerytalną.
Projekt skrytykował lider PiS Jarosław Kaczyński. Zaplanowaną przez rząd reformę nazwał tchórzliwą. W jego ocenie "projekt ustawy jest przygotowany pośpiesznie, niechlujnie, ma kompromitujące uzasadnienie". Kaczyński powiedział, że projekt bardzo mocno uderza w miliony ludzi, którzy w przyszłości otrzymają bardzo niskie świadczenia, dlatego klub PiS złożył wniosek o odrzucenie go w pierwszym czytaniu. Kaczyński zapowiedział także, że klub PiS będzie dążył do podwyższenia najniższych emerytur oraz domagał się umożliwienia wyboru między ZUS a OFE.
Minister finansów Jacek Rostowski, odpowiadając na wystąpienie prezesa PiS, powiedział, że projekt rządowy podwyższy bardzo znacząco emerytury w przyszłości. Ponadto zarzucił Kaczyńskiemu, że ten proponuje likwidację Otwartych Funduszy Emerytalnych.
Podobnie jak Kaczyński, przewodniczący Ruchu Palikota Janusz Palikot uważa, że rządowa propozycja jest tchórzliwa. Wyjaśnił, że leczy ona "gorączkę, jako skutek głębszej choroby". Chorobą tą, którą - według Palikota - należy się przede wszystkim zająć jest "tragiczna sytuacja na rynku pracy". Mimo zarzutów wobec propozycji rządu - RP opowiada się za dalszymi pracami na tym projektem.
Natomiast SLD zgłosiło wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. Sojusz zapowiedział ponadto wniosek o wysłuchanie publiczne. Lewica tłumaczyła, że w pracach nad projektem narzucono zbyt szybkie tempo i niewłaściwe potraktowano partnerów społecznych. Anna Bańkowska z SLD zapowiedziała, że jeżeli prace te będą kontynuowane, to Sojusz zgłosi poprawki przewidujące, m.in. prawo do przejścia na emeryturę bez względu na wiek w przypadku kobiet - po 35 latach okresu składkowego, a w przypadku mężczyzn - po 40 latach.
Analogiczny wniosek o odrzucenie projektu złożyli też posłowie Solidarnej Polski. W ocenie Beaty Kempy (SP) to projekt niesprawiedliwy społecznie, który nie jest przejawem troski o człowieka. Kempa dodała, że jej klub chce odrzucenia projektu w całości "z powodu niesprawiedliwości społecznej" i "niewsłuchania się w głos narodu", a także z braku obudowania go "ustawami około rodzinnymi i około gospodarczymi". Jej zdaniem zabrakło w tym projekcie "troski o zwykłego obywatela".
Projekt nowelizacji ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oprócz podniesienia wieku emerytalnego zakłada też m.in. możliwość przejścia na wcześniejszą, tzw. częściową emeryturę. Prawo do takiego świadczenia miałyby kobiety w wieku 62 lat, które mają co najmniej 35 lat stażu ubezpieczeniowego (okresy składkowe i nieskładkowe) oraz mężczyźni, którzy ukończyli 65 lat i posiadają co najmniej 40 lat stażu ubezpieczeniowego. Częściowa emerytura stanowiłaby 50 proc. pełnej kwoty emerytury z FUS.(PAP)
ago/ mmu/ rbk/ amac/