W piątek (19 maja) upłynął termin ustalenia wspólnego, wiążącego dla rządu stanowiska pracodawców i związków zawodowych co do sposobu waloryzacji rent i emerytur w 2018 r. Po raz kolejny okazało się, że jest to niemożliwe. Pracodawcy chcą ograniczyć wydatki na ten cel, związkowcy zaś domagają się zwiększenia świadczeń.

– Tradycyjnie interesy tych grup są tak rozbieżne, że negocjacje w tej sprawie na dobrą sprawę sprowadzają się do przedstawienia własnych stanowisk. A to jest z wielką szkodą dla świadczeniobiorców, bowiem rząd, widząc brak porozumienia, przedstawia własne rozwiązania, które możemy tylko przyjąć do wiadomości – twierdzi prof. Jan Klimek, przewodniczący zespołu ds. ubezpieczeń społecznych Rady Dialogu Społecznego, a wcześniej szef takiego samego zespołu w komisji trójstronnej.

Teraz nad swoimi propozycjami będą pracować, już osobno, pracodawcy i centrale związkowe.

[-DOKUMENT_HTML-]

Pracodawcy ostrzegają

Organizacje pracodawców ostrzegają, że budżetu nie stać na zmianę zasad waloryzacji. – Obniżenie wieku emerytalnego blokuje podwyżkę świadczeń. Jeśli więc ktoś głosował za pracą kobiet do 60. roku, a mężczyzn do 65 lat, nie powinien oczekiwać wyższej waloryzacji – tłumaczy Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan, członek rady nadzorczej ZUS. – W ciągu najbliższych pięciu lat na emerytury przejdzie dodatkowo 600 tys. osób. W tym samym okresie liczba pracowników zmniejszy się o 200 tys. A że jest to system repartycyjny, opierający się na założeniu, że pracująca część społeczeństwa bierze na siebie utrzymanie wszystkich emerytów i rencistów, trzeba młodym pracownikom powiedzieć prawdę, że pieniądze na wypłatę świadczeń się znajdą. Ale w ich portfelach – dodaje.

Źródło: ''Dziennik Gazeta Prawna"

[-OFERTA_HTML-]