W Belgii, mimo kryzysu, kwestia ta nie wywołuje zbytnich kontrowersji, na razie żadna partia polityczna nie wystąpiła o debatę parlamentarną w tej sprawie.
Dla chętnych do legalnej pracy w Belgii Polaków korzystne jest to, że dekret królewski wprowadzający restrykcje wygasa 30 kwietnia. Bezczynność władz oznacza więc de facto otwarcie rynku pracy. Przedłużenie restrykcji wymagałoby inicjatywy i zgody rządu.
„Takich działań nikt nie podejmuje" – mówią przedstawiciele belgijskiego rządu.
Najpóźniej do 30 kwietnia przyszłego roku Belgia będzie musiała poinformować Komisję Europejską, czy chce dalej stosować restrykcje, czy też zakończyć okresy przejściowe wprowadzone wraz z rozszerzeniem UE w maju 2004 roku. Ale - w przeciwieństwie do poprzednich lat - nie wystarczy już zwykłe poinformowanie KE o przedłużeniu ograniczeń. Teraz Belgia musiałaby udowodnić, że uzasadnione są jej obawy przed „poważnymi zakłóceniami" na rynku pracy w przypadku zniesienia okresów przejściowych.
Argumentem za pełnym otwarciem rynku, o który apelują od dawna belgijscy pracodawcy, jest też fakt, że przybysze z nowych krajów nie wypełnili limitów na listach poszukiwanych zawodów, gdzie belgijskie władze wprowadziły ułatwienia w przyznawaniu pozwoleń na pracę. A to oznacza, że - wbrew obawom części lewicowych polityków i związków zawodowych - Belgii wcale nie grozi zalanie rynku pracy obywatelami nowych krajów UE.
Brakowało zwłaszcza pielęgniarek.
Według nieoficjalnych szacunków w Belgii mieszka i „na czarno” pracuje nawet 100 tys. Polaków.
„Od kilku lat nie ma nowego napływu, ale też nie ma odpływu. Można mówić o stagnacji" - ocenił polski ambasador w Belgii Sławomir Czarlewski, który od dawna zabiega o otwarcie rynku pracy w Belgii. „Na okrągło przekonuję, że pracujący nielegalnie Polacy nie są w interesie ani ministerstwa pracy ani polskiej ambasady. Niczyim" - dodał.
Niemal pięć lat po przyjęciu dziesiątki krajów do UE już tylko cztery kraje utrzymują restrykcje w dostępie do swoich rynków pracy: Belgia, Dania, Niemcy i Austria. Dania w zeszłym roku zapowiedziała, że ograniczeń nie przedłuży. Z kolei Niemcy i Austria sygnalizują, że przedłużą zamknięcie rynków na maksymalny dopuszczony w Traktacie Akcesyjnym okres - do 2011 r.
Komisja Europejska wielokrotnie apelowała o zniesienie restrykcji w dostępie do rynku pracy, przypominając, że przepływ pracowników to jedna z podstawowych swobód w Unii Europejskiej, a gospodarka na tym korzysta. Takie samo stanowisko podtrzymuje w dobie kryzysu gospodarczego, twierdząc, że „wspólny rynek jest częścią rozwiązania problemu, a nie problemem".
Dla chętnych do legalnej pracy w Belgii Polaków korzystne jest to, że dekret królewski wprowadzający restrykcje wygasa 30 kwietnia. Bezczynność władz oznacza więc de facto otwarcie rynku pracy. Przedłużenie restrykcji wymagałoby inicjatywy i zgody rządu.
„Takich działań nikt nie podejmuje" – mówią przedstawiciele belgijskiego rządu.
Najpóźniej do 30 kwietnia przyszłego roku Belgia będzie musiała poinformować Komisję Europejską, czy chce dalej stosować restrykcje, czy też zakończyć okresy przejściowe wprowadzone wraz z rozszerzeniem UE w maju 2004 roku. Ale - w przeciwieństwie do poprzednich lat - nie wystarczy już zwykłe poinformowanie KE o przedłużeniu ograniczeń. Teraz Belgia musiałaby udowodnić, że uzasadnione są jej obawy przed „poważnymi zakłóceniami" na rynku pracy w przypadku zniesienia okresów przejściowych.
Argumentem za pełnym otwarciem rynku, o który apelują od dawna belgijscy pracodawcy, jest też fakt, że przybysze z nowych krajów nie wypełnili limitów na listach poszukiwanych zawodów, gdzie belgijskie władze wprowadziły ułatwienia w przyznawaniu pozwoleń na pracę. A to oznacza, że - wbrew obawom części lewicowych polityków i związków zawodowych - Belgii wcale nie grozi zalanie rynku pracy obywatelami nowych krajów UE.
Brakowało zwłaszcza pielęgniarek.
Według nieoficjalnych szacunków w Belgii mieszka i „na czarno” pracuje nawet 100 tys. Polaków.
„Od kilku lat nie ma nowego napływu, ale też nie ma odpływu. Można mówić o stagnacji" - ocenił polski ambasador w Belgii Sławomir Czarlewski, który od dawna zabiega o otwarcie rynku pracy w Belgii. „Na okrągło przekonuję, że pracujący nielegalnie Polacy nie są w interesie ani ministerstwa pracy ani polskiej ambasady. Niczyim" - dodał.
Niemal pięć lat po przyjęciu dziesiątki krajów do UE już tylko cztery kraje utrzymują restrykcje w dostępie do swoich rynków pracy: Belgia, Dania, Niemcy i Austria. Dania w zeszłym roku zapowiedziała, że ograniczeń nie przedłuży. Z kolei Niemcy i Austria sygnalizują, że przedłużą zamknięcie rynków na maksymalny dopuszczony w Traktacie Akcesyjnym okres - do 2011 r.
Komisja Europejska wielokrotnie apelowała o zniesienie restrykcji w dostępie do rynku pracy, przypominając, że przepływ pracowników to jedna z podstawowych swobód w Unii Europejskiej, a gospodarka na tym korzysta. Takie samo stanowisko podtrzymuje w dobie kryzysu gospodarczego, twierdząc, że „wspólny rynek jest częścią rozwiązania problemu, a nie problemem".