Rano odbył się strajk w Śląskiem przeciw polityce społeczno-gospodarczej rządu. W kilkunastu miastach w Polsce odbyły się pikiety poparcia dla strajku przed urzędami wojewódzkimi.
Tusk na konferencji prasowej po posiedzeniu rządu zapowiedział, że rząd nie wycofa się z projektu emerytur pomostowych i uelastycznienia rynku pracy; niektóre poprawki poselskie uznaje za zbyt daleko idące. O innych kwestiach możemy rozmawiać, nawet na osobistym spotkaniu - zadeklarował.
"Podzielamy przede wszystkim lęk o pracę. Dla nas rzeczą najważniejszą są miejsca pracy" - zadeklarował premier. Ocenił jednak, że część postulatów, o których mówiła Solidarność przy okazji wtorkowego strajku generalnego "nie sprzyja dzisiaj bezrobotnym".
"Wręcz przeciwnie, dyskusja ze związkami zawodowymi (...) pokazuje bardzo wyraźnie, że niektóre postulaty i oczekiwania związków zawodowych mają na celu ochronę interesów aktualnie pracujących (...), też ochronę interesów związków zawodowych, natomiast mogą być bardzo kłopotliwe z punktu widzenia ludzi, którzy szukają pracy bądź obawiają się utraty miejsca pracy" - mówił premier.
Wśród takich postulatów wymienił oczekiwania wzrostu płacy minimalnej. Według premiera rząd od wielu lat kieruje się strategią zakładającą, że "płaca minimalna w Polsce nie jest jakoś drastycznie niska". "Ale równocześnie szukamy sposobu, żeby unikać przesady w kształtowaniu płacy minimalnej (...). Jeśli będziemy zmuszali pracodawców do wypłacania płacy minimalnej na zbyt wysokim poziomie, to oni będą zwalniać pracowników" - uzasadnił Tusk.
"Dlatego jeszcze raz zwracam się do związków zawodowych, aby nie przesadzały z tą presją, jeżeli chodzi o wzrost płacy minimalnej" - powiedział premier.
Dodał, że to samo dotyczy postulatu, aby zrezygnować z uelastycznienia liczenia czasu pracy. "To jest ostrożny i bardzo spokojny element działań na rzecz uelastycznienia rynku pracy. Rząd nie chce w tym przesadzić, ale proponujemy rozwiązania, które dobrze sprawdziły się w roku 2009 i wówczas zostały zaakceptowane przez związki zawodowe" - mówił.
Wskazał, że uelastycznienie liczenia czasu pracy służyć ma "ochronie miejsc pracy i szansie na większą ilość miejsc pracy". "Mówiąc krótko to umożliwi dostosowanie realnych potrzeb przedsiębiorstwa do sposobu wykonywania pracy w danym przedsiębiorstwie" - powiedział.
Premier podkreślił, że nie można nikogo lekceważyć, gdy zgłasza pretensje pod adresem władzy. Dodał jednak, że ma "pewien problem ze zrozumieniem intencji organizatorów strajku". "Także rozmach i wielkość akcji strajkowej nie powinny usypiać władzy, nawet jeśli oceniamy, że ten strajk nie był strajkiem, który sparaliżował życie na Śląsku, a manifestacje nie okazały się manifestacjami masowymi, były pikietami" - powiedział.
Dodał, że sam strajk i pikiety przebiegły we względnie spokojnej atmosferze. "Nie odnotowaliśmy istotnej ilości przypadków łamania prawa czy przepisów, poza wyjątkami, jakim była próba blokady torów. Ale w sposób pokojowy został ten problem dość szybko rozwiązany" - powiedział premier.
Odnosząc się do zarzutów o brak dialogu rządu ze związkami zaznaczył, że to Komisja Trójstronna i jej zespoły są w Polsce forum dialogu ze związkami zawodowymi. "W Polsce, tak jak w każdej przyzwoitej demokracji, role są podzielone zgodnie z konstytucją i ustrojem. Jeśli chodzi o forum spotkań władzy, rządu ze związkami zawodowymi, to jest to Komisja Trójstronna i jej zespoły" - mówił.
"W 2013 r. było pięć posiedzeń prezydium Komisji Trójstronnej, szef Solidarności był raz, były trzy posiedzenia plenarne Komisji Trójstronnej, ani razu nie pojawił się szef Solidarności, ale formułuje zarzut wobec strony rządowej, że nie prowadzi ona dialogu ze związkami zawodowymi" – powiedział premier. Dodał, że w 2012 było 11 posiedzeń prezydium Komisji Trójstronnej i szef Solidarności był tam cztery razy, a na 8 posiedzeń plenarnych Komisji w 2012 szef Solidarności był 4 razy.
"Mówię to, żeby wybić ten fałszywy i nieuczciwy argument, który jest jednym z głównych powodów ogłoszenia akcji strajkowej, że nie ma możliwości rozmowy z rządem czy z władzą, bo on jest po prostu nieprawdziwy" – podkreślił Tusk.
Pytany o słowa szefa Solidarności Piotra Dudy, który chce, aby do 17 kwietnia rząd przedstawił harmonogram rozmów ze związkowcami, Tusk uznał, że "ultimatum to w demokracji słowo, które nie powinno funkcjonować, nie jest to dobry pomysł na rozmowę".
"Komisja Trójstronna wydaje się miejscem dobrze pomyślanym po to, żeby związki zawodowe, pracodawcy i władza wykonawcza mogły ze sobą rozmawiać. Jeśli będzie potrzeba spotkania bezpośredniego - też jestem otwarty na propozycję, nie mam z tym żadnego problemu, spotykałem się także wcześniej, gdy były sygnały o takiej potrzebie" - zadeklarował premier.
Jednocześnie wskazał, z jakich spraw rząd się nie wycofa. "Dotyczy to emerytur pomostowych i uelastycznienia rynku pracy, zgodnie z projektem rządowym. Niektóre poprawki poselskie uważamy za zbyt daleko idące i będziemy pilnowali, aby projekt rządowy osiągnął w parlamencie poparcie większości. Robimy to nie dla siebie, tylko dla tych, którzy myślą o swoich miejscach pracy" - podkreślił.
Powiedział, że słuchał wypowiedzi niektórych działaczy związkowych i miał wrażenie, że ich celem jest doprowadzenie do konfrontacji. "Nie wiem dlaczego, bo na pewno Polsce to nie służy. Jeśli się mylę i w trakcie rozmowy okaże się, że celem było wspólne znalezienie rozwiązań, a nie ambicje i plany związkowców, to będę najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi i o wiele łatwiej będzie rozmawiać" - dodał.
"Związki zawodowe mogą w każdej sytuacji, także takiej krytycznej, spełniać pozytywną lub negatywną rolę. To zależy dzisiaj od liderów związkowych w dużej mierze, czy związki zawodowe pomogą ochronić Polskę przed skutkami kryzysu, czy wręcz przeciwnie - będą potęgowały wrażenie chaosu i kryzysu" - ocenił Tusk.
"Nie oczekuję jakichkolwiek słów akceptacji pod adresem rządu, czy mojej osoby ze strony liderów związkowych. Jestem realistą i wiem, że nie będą mnie nigdy kochać, ani mojego rządu" - powiedział. "Natomiast oczekiwałbym odpowiedzialności" - dodał.
Przypomniał, że Polska do tej pory dlatego lepiej od innych państw przechodziła kryzys, ponieważ udawało się unikać ostrych konfliktów społecznych. Przyznał, że ciągle bardzo dużo biedy jest w kraju i wielu ludziom jest bardzo ciężko - szczególnie tym, którzy nie mają pracy.
"Ale nie zdarzyło się w ostatnich dniach, czy tygodniach nic takiego, co kazałoby tę naszą Polskę wywracać do góry nogami" - wskazał. "Dlatego nie rozumiem tych marzeń niektórych przedstawicieli opozycji, niektórych działaczy związkowych, żeby Polska zaczęła się kojarzyć z manifestacjami, koktajlami Mołotowa, strajkami generalnymi" - mówił premier.
"Uważam, że to z punktu widzenia reputacji Polski, a co za tym idzie finansowej kondycji Polaków i Polski nie byłoby korzystne, ale to już sami sobie działacze związkowi muszą odpowiedzieć na pytanie, czy będą politycznymi zadymiarzami, czy będą chcieli współpracować na rzecz obywateli" - powiedział.