W sprawie, nad którą pochylił się Sąd Najwyższy, pracownik liczył na wyższe świadczenia chorobowe z tytułu niezdolności do pracy, która przypadła po ustaniu jego zatrudnienia w firmie.
Wcześniej pracował on jako kierowca na część etatu w spółce z o. o. Umowa opiewała na pensję zasadniczą 449,55 zł brutto miesięcznie plus prowizję od ilości sprzedanego towaru.
Jednak już od początku współpraca nie układała się dobrze. I choć w pierwszym miesiącu pracodawca zapłacił kierowcy prawie 2300 zł wynagrodzenia, to już w następnych przestał płacić. Po czterech miesiącach kierowca złożył wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym zarzucając zatrudniającemu naruszenie podstawowych obowiązków wobec niego (art. 55 § 1(1) kodeksu pracy). Zażądał przy tym wypłacenia zaległej pensji, odszkodowania, ryczałtu itd., w sumie uzbierało się 8200 zł. Uprzedził też swojego pracodawcę, że tytułem zaległości będzie sobie potrącał te należności ze środków przekazywanych mu przez klientów spółki.
Po zwolnieniu się z pracy kierowca jednak zachorował i przebywał długo najpierw na zasiłku chorobowym, a potem na świadczeniu rehabilitacyjnym. I wówczas okazało się, że ZUS do podstawy ich wymiaru przyjął tylko jedno wynagrodzenie, które pracownik dostał od pracodawcy – 2300 zł oraz kwoty pensji zasadniczej wskazanej w umowie o pracę - 449,55 zł. Zgodnie z art. 36 ust. 1 ustawy z 25 czerwca 1999 o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa, wyliczył wysokość świadczeń na podstawie przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego wypłaconego pracownikowi za 12 miesięcy poprzedzających miesiąc powstania niezdolności do pracy i wyszło ok. 900 zł miesięcznie.
Tymczasem pracownik domagał się, by ZUS w podstawie uwzględnił sumy należnego mu, ale jeszcze niewypłaconego przez pracodawcę wynagrodzenia. Sądy rejonowy i okręgowy przyznały mu rację argumentując, że pracownik nie może ponosić ujemnych konsekwencji opieszałości szefa. Orzeczone przez nie świadczenia chorobowe wzrosły do prawie 2200 zł.
ZUS wniósł skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego i ten nie podzielił rozumowania sądów powszechnych. Uznał, że nie można uznać zaległego wynagrodzenia, że zostało wypłacone. Z tej przyczyny nie może być ono nie uwzględnione w podstawie wymiaru świadczeń chorobowych, nawet jeśli pracownik faktycznie uzyskał je pobierając je ze świadczeń przekazywanych przez kontrahentów. Do ustalenia wysokości świadczeń chorobowych należy brać bowiem pod uwagę tylko należności uiszczone przez pracodawcę (do rąk własnych bądź na konto podwładnego), a za miesiące braku wypłaty – minimalną płacę. (sygn. akt I UK 134/10).