Chodzi o akcję związkową przeprowadzoną 9 marca w całej Polsce, a polegającą na dostarczaniu do biur PO i PSL postulatów pracowniczych przygotowanych przez Solidarność. W Białymstoku grupa związkowców chciała je przekazać do biur parlamentarzystów Platformy Obywatelskiej, mieszczących się w jednym budynku w centrum miasta, przy ul. Malmeda.
Przed przekazaniem postulatów na ręce posła PO Damiana Raczkowskiego związkowcy zorganizowali na chodniku przy tym budynku konferencję prasową. Potem trzy osoby, w tym przewodniczący zarządu Regionu Podlaskiego NSZZ Solidarność, udały się na spotkanie z parlamentarzystą Platformy.
Zobacz: Jest wniosek do sądu ws. przewodniczącego podlaskiej "S"
Na początku czerwca przebieg tych wydarzeń opisywał dziennikarzom sam przewodniczący. Mówił też wtedy na konferencji prasowej, że gdy z dwoma innymi związkowcami wyszedł z budynku, na ulicy zostali wezwani przez policję do wylegitymowania się. Przyznał, że początkowo nie chciał tego zrobić, a dokument tożsamości pokazał dopiero wtedy, gdy funkcjonariusze zagrozili, iż całą trójkę przewiozą na komendę.
W połowie czerwca przewodniczący podlaskiej "S" usłyszał policyjne zarzuty. Mówił on wtedy PAP, że to sąd rozstrzygnie o jego niewinności. (PAP)