Dyrektywa umożliwiała też zaliczenie części czasu spędzonego na dyżurach (w tym lekarskich czy strażackich) do nieaktywnego czasu pracy. Protestujący w Strasburgu kilka dni temu lekarze i związkowcy obawiali się, że oznaczać to będzie dla nich mniejsze zarobki i więcej pracy.
„Gratuluję zwycięstwa całemu Parlamentowi Europejskiemu, dwóm milionom lekarzy w Europie i milionowi studentów medycyny oraz związkom zawodowym" - powiedział sprawozdawca Parlamentu Europejskiego ds. dyrektywy o czasie pracy, hiszpański socjalista Alejandro Cercas. Jak podkreślił, wynik głosowania o nie przeszkoda, ale szansa na poprawienie dyrektywy i poziomu życia obywateli.
Odrzucenie dyrektywy w głosowaniu plenarnym oznacza, że eurodeputowani i unijne przewodnictwo - już czeskie - będą próbować wynegocjować porozumienie w trudnej procedurze tzw. koncyliacji.
„Jesteśmy ogromnie rozczarowani wynikiem głosowania, bo porozumienie rządów, wynegocjowane z takim trudem po latach, było krokiem w dobrym kierunku. Pozwalało przede wszystkim rozwiązać problem dyżurów - nie tylko w sektorze prywatnym, ale i publicznym. A krajom pozostawiało suwerenną decyzję, czy chcą skorzystać z możliwości przedłużenia tygodniowego pracy" - powiedział dyrektor generalny stowarzyszenia europejskich pracodawców BusinessEurope Philippe de Buck.
Jego zdaniem znalezienie nowego porozumienia między PE a rządami będzie bardzo trudne, bo stanowiska obu stron są zupełnie rozbieżne.
Francuskie przewodnictwo ostrzegało zresztą eurodeputowanych przed odrzuceniem porozumienia, twierdząc, że kompromis jest najlepszy z możliwych, jeśli weźmie się pod uwagę rozkład sił w UE.
Negocjacje podzieliły bowiem kraje UE na obóz „socjalny" broniący praw pracowniczych i obóz „liberałów" pod wodzą Wielkiej Brytanii, stawiających na pierwszym miejscu elastyczność przepisów (w tym w służbie zdrowia) oraz konkurencyjność gospodarki.
Po trzech latach sporów w czerwcu Rada UE (czyli rządy) przyjęła kompromis, zgodnie z którym tydzień pracy w Unii będzie nadal wynosił do 48 godzin, ale za zgodą pracownika będzie go można wydłużyć do 60 godzin w trzymiesięcznym okresie rozliczeniowym, chyba że inaczej stanowi zbiorowy układ pracy lub porozumienie partnerów społecznych w danym kraju.
Przy braku porozumienia i przy zaliczeniu nieaktywnego czasu dyżurów do normalnego czasu pracy (tak jak w Polsce) tygodniowy czas pracy można by wydłużyć nawet do 65 godz. (tzw. opt-out).
Ponadto rządy zgodziły się na podzielenie dyżurów na dwie części: aktywną, kiedy lekarz zajmuje się pacjentem (a strażak gaszeniem pożarów), oraz nieaktywną, kiedy w gotowości czeka na telefon. Ten kompromis poparł w czerwcu rząd Polski.
Eurodeputowani - tak jak proponował Cercas - opowiedzieli się za 48-godzinnym tygodniem pracy w rocznym okresie rozliczeniowym.
Większość polskich eurodeputowanych z frakcji Unia na rzecz Europy Narodów (PiS) oraz frakcji socjalistycznej (SLD i SDPL) głosowało tak, jak wskazał socjalistyczny sprawozdawca Cercas. W głosowaniu kluczowej poprawki wyłamali się Dariusz Rosati, Marek Siwiec i Andrzej Szejna.
Chadeccy eurodeputowani z PO głosowali przeciw poprawkom Cercasa, czyli popierali kompromis wynegocjowany w czerwcu przez rządy.
„Teraz to do Rady UE należy decyzja, jak zareagować na głosowanie. Jeśli, czego się oczekuje, przejdziemy do koncyliacji, Komisja Europejska zrobi wszystko, co w jej mocy, by pomóc znaleźć satysfakcjonujące porozumienie. Mam pełne zaufanie, że nadchodzące czeskie przewodnictwo zajmie się sprawą w odpowiedni sposób" - oświadczył po głosowaniu unijny komisarz ds. pracy i spraw społecznych Vladimir Szpidla.
Przy braku nowelizacji w mocy pozostaje obecna dyrektywa z 1993 roku. Poprawiona 10 lat później, daje ona możliwość wydłużenia tygodnia pracy nawet do 78 godzin - za zgodą pracownika.
„Gratuluję zwycięstwa całemu Parlamentowi Europejskiemu, dwóm milionom lekarzy w Europie i milionowi studentów medycyny oraz związkom zawodowym" - powiedział sprawozdawca Parlamentu Europejskiego ds. dyrektywy o czasie pracy, hiszpański socjalista Alejandro Cercas. Jak podkreślił, wynik głosowania o nie przeszkoda, ale szansa na poprawienie dyrektywy i poziomu życia obywateli.
Odrzucenie dyrektywy w głosowaniu plenarnym oznacza, że eurodeputowani i unijne przewodnictwo - już czeskie - będą próbować wynegocjować porozumienie w trudnej procedurze tzw. koncyliacji.
„Jesteśmy ogromnie rozczarowani wynikiem głosowania, bo porozumienie rządów, wynegocjowane z takim trudem po latach, było krokiem w dobrym kierunku. Pozwalało przede wszystkim rozwiązać problem dyżurów - nie tylko w sektorze prywatnym, ale i publicznym. A krajom pozostawiało suwerenną decyzję, czy chcą skorzystać z możliwości przedłużenia tygodniowego pracy" - powiedział dyrektor generalny stowarzyszenia europejskich pracodawców BusinessEurope Philippe de Buck.
Jego zdaniem znalezienie nowego porozumienia między PE a rządami będzie bardzo trudne, bo stanowiska obu stron są zupełnie rozbieżne.
Francuskie przewodnictwo ostrzegało zresztą eurodeputowanych przed odrzuceniem porozumienia, twierdząc, że kompromis jest najlepszy z możliwych, jeśli weźmie się pod uwagę rozkład sił w UE.
Negocjacje podzieliły bowiem kraje UE na obóz „socjalny" broniący praw pracowniczych i obóz „liberałów" pod wodzą Wielkiej Brytanii, stawiających na pierwszym miejscu elastyczność przepisów (w tym w służbie zdrowia) oraz konkurencyjność gospodarki.
Po trzech latach sporów w czerwcu Rada UE (czyli rządy) przyjęła kompromis, zgodnie z którym tydzień pracy w Unii będzie nadal wynosił do 48 godzin, ale za zgodą pracownika będzie go można wydłużyć do 60 godzin w trzymiesięcznym okresie rozliczeniowym, chyba że inaczej stanowi zbiorowy układ pracy lub porozumienie partnerów społecznych w danym kraju.
Przy braku porozumienia i przy zaliczeniu nieaktywnego czasu dyżurów do normalnego czasu pracy (tak jak w Polsce) tygodniowy czas pracy można by wydłużyć nawet do 65 godz. (tzw. opt-out).
Ponadto rządy zgodziły się na podzielenie dyżurów na dwie części: aktywną, kiedy lekarz zajmuje się pacjentem (a strażak gaszeniem pożarów), oraz nieaktywną, kiedy w gotowości czeka na telefon. Ten kompromis poparł w czerwcu rząd Polski.
Eurodeputowani - tak jak proponował Cercas - opowiedzieli się za 48-godzinnym tygodniem pracy w rocznym okresie rozliczeniowym.
Większość polskich eurodeputowanych z frakcji Unia na rzecz Europy Narodów (PiS) oraz frakcji socjalistycznej (SLD i SDPL) głosowało tak, jak wskazał socjalistyczny sprawozdawca Cercas. W głosowaniu kluczowej poprawki wyłamali się Dariusz Rosati, Marek Siwiec i Andrzej Szejna.
Chadeccy eurodeputowani z PO głosowali przeciw poprawkom Cercasa, czyli popierali kompromis wynegocjowany w czerwcu przez rządy.
„Teraz to do Rady UE należy decyzja, jak zareagować na głosowanie. Jeśli, czego się oczekuje, przejdziemy do koncyliacji, Komisja Europejska zrobi wszystko, co w jej mocy, by pomóc znaleźć satysfakcjonujące porozumienie. Mam pełne zaufanie, że nadchodzące czeskie przewodnictwo zajmie się sprawą w odpowiedni sposób" - oświadczył po głosowaniu unijny komisarz ds. pracy i spraw społecznych Vladimir Szpidla.
Przy braku nowelizacji w mocy pozostaje obecna dyrektywa z 1993 roku. Poprawiona 10 lat później, daje ona możliwość wydłużenia tygodnia pracy nawet do 78 godzin - za zgodą pracownika.