"W sytuacji, kiedy pracownik nie jest w stanie dotrzeć do pracy z powodu nadzwyczajnej sytuacji, a taką jest strajk kolejarzy, pracodawca zobowiązany jest usprawiedliwić taką nieobecność, niezależnie od tego, czy będzie to tylko kilka godzin nieobecności, czy cały dzień" - wyjaśnił główny specjalista w Departamencie Prawnym Głównego Inspektoratu Pracy. Jako podstawę prawną wskazał tu rozporządzenie ministra pracy i polityki socjalnej z 15 maja 1996 r. w sprawie sposobu usprawiedliwiania nieobecności w pracy.

"Pracodawca nie ma natomiast obowiązku wypłacenia pracownikowi wynagrodzenia za czas tej nieobecności" - dodał.

Gdyby ktoś nie chciał stracić wynagrodzenia za ten dzień, pozostaje mu wziąć urlop na żądanie. "O takim zamiarze należy poinformować pracodawcę, choćby telefonicznie, najpóźniej w dniu rozpoczęcia urlopu - wyjaśnił Gonciarz. "Co do zasady - do chwili przewidywanego rozpoczęcia pracy przez pracownika według obowiązującego go rozkładu czasu pracy" - dodał.

Wynagrodzenie za czas strajku nie przysługuje też zasadniczo samym strajkującym, chociaż - jak dodał Gonciarz - zdarza się, że pracodawca dogaduje się ze związkami zawodowymi, że wynagrodzenie za ten czas zostanie im wypłacone. "Jest to jednak kwestia wewnętrznego porozumienia w firmie" - podkreślił.

Jeżeli strajk jest zgodny z prawem, strajkujący pracownicy nie mogą być z tego powodu zwolnieni dyscyplinarnie z pracy.

Z prawnymi konsekwencjami strajku muszą się natomiast liczyć sami przewoźnicy kolejowi. Osoby, które z tego powodu nie dojadą do pracy, mogą wystąpić z roszczeniem do przewoźnika o odszkodowanie z tego powodu, że utraciły za ten czas wynagrodzenie. Ewentualne spory w tym zakresie nie rozpatrują jednak sąd pracy, tylko sądy cywilne.