– Bezrobocie w marcu wyniosło 10 proc., to jest najniższy poziom marcowy od 25 lat. Minister Rafalska ma bardzo optymistyczne prognozy co do rynku pracy. Jeżeli założymy, że gospodarka rzeczywiście będzie się nadal rozwijać w tempie 3,5 proc., to nie ma powodu sądzić, że bezrobocie na koniec roku będzie wyższe niż jednocyfrowe – zapewnia Piotr Rogowiecki, dyrektor biura Polskiego Związku Funduszy Pożyczkowych. –Jeżeli dodamy do tego dynamiczny wzrost wynagrodzeń, to uwzględniając niski poziom cen, będzie to kolejny czynnik przemawiający za wydawaniem większej ilości pieniędzy, co nakręci koniunkturę gospodarczą.
W sierpniu ubiegłego roku po raz pierwszy od 2008 r. stopa bezrobocia spadła poniżej 10 proc. i utrzymała się poniżej tej granicy przez pięć miesięcy. W marcu przeciętne wynagrodzenie w przedsiębiorstwach przekroczyło 4350 zł brutto i było o 5,2 proc. wyższe niż w lutym, a o 3,3 proc. niż w marcu ubiegłego roku. Ceny natomiast spadły rok do roku o 0,9 proc.
Jak podkreśla Piotr Rogowiecki, są branże, w których brakuje rąk do pracy nie od dzisiaj, a problem będzie się nasilał. Zaznacza przy tym, że nie chodzi tylko o informatyków.
– Problem ma branża budowlana, a od wielu lat także branża transportowa. Kierowców w Polsce po prostu nie ma – mówi Rogowiecki. – Zresztą w wielu innych branżach, chociażby w pomocy biurowej, za rozsądne pieniądze znaleźć pracownika wcale nie jest tak łatwo. Jeżeli chodzi o całą Polskę, to ogólnie nie jest w tej chwili łatwo o dobrego pracownika za akceptowalne rynkowo pieniądze. Tu nie chodzi o to, żeby płacić ludziom mało, tylko płacić odpowiednio. Natomiast pensja oferowana, nawet jeżeli jest rynkowa, normalna, nie spotyka się z zainteresowaniem pracowników, których po prostu w wielu obszarach nie ma.
Rogowiecki tłumaczy, że utrzymanie korzystnych dla pracownika tendencji na rynku pracy uzależnione jest od stabilnego wzrostu PKB. Jak mówi, nie widać jednak większych zagrożeń, przynajmniej na bieżący rok. Choć prognozy polskiego rządu są bardziej optymistyczne niż międzynarodowych instytucji. Nie bardziej jednak niż Narodowego Banku Polskiego czy części ekonomistów, którzy spodziewają się nawet szybszego tempa wzrostu.
 
 
– Mamy rozbieżne prognozy, z jednej strony naszego rządu, który przewiduje 3,8 proc. wzrostu PKB, z drugiej – agencji międzynarodowych, które mówią o 3,5–3,6 proc. Jeżeli byśmy osiągnęli 3,5–3,6 czy 3,7 proc., to byłby to bardzo dobry wynik – uważa Rogowiecki. – Szczególnie sektor małych i średnich przedsiębiorstw jest głodny inwestycji, chce inwestować, chce wydawać pieniądze i chce się rozwijać. Jest od nas w stanie wziąć praktycznie każde pieniądze. Sektor dużych przedsiębiorstw będzie miał spore wsparcie ze strony Ministerstwa Rozwoju. Plan premiera Morawieckiego ma wiele ciekawych rozwiązań i mamy nadzieję na wdrażanie poszczególnych jego etapów.
Komisja Europejska zakłada, że PKB w Polsce wzrośnie w tym roku o 3,5 proc., podobnie jak OECD i agencja Fitch. MFW prognozuje 3,6 proc., zaś Bank Światowy – 3,7 proc.
–Mamy teraz dobrą koniunkturę gospodarczą i powinniśmy trzymać kciuki za to, żeby nam się nie zmieniało uwarunkowanie zewnętrzne, geopolityczne, wpływające na wartość naszej waluty. Jeżeli nic się takiego nie stanie, to poziom wzrostu PKB o wartości 3,5–3,6 proc. jest jak najbardziej do osiągnięcia, co się przełoży z kolei także na rynek pracy, gdzie wynagrodzenia dynamicznie rosną w stosunku do poziomu cen. To powoduje, że społeczeństwo pracujące się po prostu bogaci – mówi ekspert.