"Natomiast budżet już w tym roku zyska 3-4 mld zł, a w następnym roku może nawet około 10 mld zł. Będzie zatem usatysfakcjonowany, tym bardziej, że rząd - przeprowadzając tę reformę i szacując tegoroczny budżet - zakładał, że w OFE pozostanie 50 proc. ubezpieczonych, a okazało się, że jest to 15-16 proc." - podkreślił Kuczyński w poniedziałkowej rozmowie z PAP.
Jak ocenił, jeżeli chodzi o wartość składek, w OFE pozostanie "dobrze powyżej 20 proc. aktywów, bo fundusze częściej wybierali ludzie młodzi i lepiej zarabiający".
"Będzie to oznaczało wpływy do OFE rzędu 220-250 mln zł miesięcznie i ok. 2,5 do 3 mld rocznie. Na korzyść OFE będzie też działało to, że są one mocno zaangażowane w spółki, które wypłacają wysokie dywidendy, głównie spółki Skarbu Państwa" - mówił ekspert.
Nie spodziewa się więc, by w tej sytuacji politycy dążyli do kolejnych zmian w prawie dot. funduszy. "Do OFE trafiają na tyle niewielkie pieniądze, że politykom już się chyba nie opłaca o nie bić, lepiej dla nich pozostawić rynkowi to, czy OFE się utrzymają czy nie" - wskazał.
W dyspozycji funduszy pozostaje też nieco mniej niż połowa wcześniej pobranych składek osób, które nie zdecydowały się pozostać w OFE. Zdaniem Kuczyńskiego nie dojdzie jednak do przekazania tych środków do ZUS. "Takie decyzje podjęto na Węgrzech czy w Argentynie, jednak myślę, że nasi politycy woleliby nie podejmować decyzji, które mogą zostać obalone przez Trybunał Konstytucyjny" - powiedział Kuczyński.
I zaznaczył: "Wtedy dopiero byłaby afera pod tytułem: nacjonalizacja środków posiadanych przez obywateli. Poza tym taka operacja zakończyłaby się dramatycznym spadkiem indeksów giełdowych i z tego żaden polityk by się nie wytłumaczył".
Ekspert wyraził też opinię, że nie można dziś przewidzieć, który system - OFE czy ZUS - bardziej się opłaci przyszłemu emerytowi.
"Obie strony - i ta która mówi, że waloryzacja w ZUS da emerytowi lepszy efekt i ci, którzy przekonują, że o wiele bardziej intratne jest inwestowanie w akcje - opowiadają bajki" - przekonywał Kuczyński. Według niego prawda jest bowiem taka, że "nie ma takiego mądrego", który by potrafił przewidzieć, co będzie się działo z giełdą, czy jaka będzie waloryzacja z ZUS za 20, 30, 40 lat. "Dziś nie można określić, który system da ubezpieczonym lepszy wynik" - konkludował.
Jak dodał, można mówić o tym co było w przeszłości, co jednak absolutnie nie musi się pokrywać z przyszłością.
"W 1999 roku (gdy wprowadzono OFE - PAP) byliśmy dwa lata przed tzw. pęknięciem bańki internetowej - wówczas od 1980 roku giełdy permanentnie rosły. Wtedy można było opowiadać o tym, że z inwestowania składek na giełdzie będzie można osiągać szalone zyski" - zaznaczył ekspert.
Oceniając reformę z 1999 roku, która wprowadziła OFE, Kuczyński podkreślił, że jej dobrą stroną - z punktu widzenia budżetu państwa - było obniżenie emerytur o 30-40 proc.; przejście ze zdefiniowanej emerytury na zdefiniowaną składkę. "To było konieczne, choć bardzo bolesne" - przyznał. Skądinąd - zauważył - z tego obniżenia emerytur Polacy nie zdawali sobie wówczas sprawy.
"Jednak druga strona tej reformy, czyli wprowadzenie OFE, była zupełnie bezsensowna. A sposób w jaki zostało to wprowadzone z 10-procentowym haraczem dla OFE to był istny skok na kasę, to nie do wyobrażenia, by ktoś przymusowo dostawał ode mnie pieniądze i brał sobie z tego 10 proc. do kieszeni. Potem te prowizje powoli spadały, powoli się pod tym względem cywilizujemy, jednak początki były zupełnie dramatyczne - OFE zależało bowiem wyłącznie na tym, by mieć jak najwięcej członków, natomiast w ogóle nie zależało im na wynikach" - podsumował.
W poniedziałek poinformowano, że ZUS zarejestrował 2 mln 564 tys. 72 deklaracje osób, które chcą, by część ich składki emerytalnej nadal trafiała do otwartych funduszy emerytalnych - poinformował w poniedziałek rzecznik ZUS Jacek Dziekan. Ok. 2 proc. z tych wniosków będzie jeszcze weryfikowane.(PAP)
son/ mow/