"Żaden członek OFE na tym przesunięciu nie straci. Wysokość środków przekazanych z OFE do ZUS nie będzie mogła być mniejsza niż ich wartość z trzeciego września 2013 r." - mówił minister. Czwartego września premier Donald Tusk przedstawił plan zmian w systemie emerytalnym.
Kosiniak-Kamysz przypominał, że środki zewidencjonowane na subkoncie ZUS będą co roku waloryzowane na dotychczasowych zasadach. Z analiz rządowych wynika, że w przyszłości nie będzie to mniej niż zysk z polskich obligacji skarbowych, w które do tej pory OFE inwestowały środki. "Oznacza to, że wpływ przesunięcia środków będzie dla przyszłych emerytów co najmniej neutralny. Nikt na tym nie straci" - oświadczył.
Powtarzał, że rząd wprowadzając dobrowolność dot. przynależności do OFE nie zamierza nikogo do nich zniechęcać, ani OFE likwidować. "Chcemy jedynie, aby obecność w OFE była świadomą decyzją przyszłych emerytów. (...) Jeśli zdecydują się pozostać w OFE, czekają ich daleko idące zmiany" - dodał minister.
Wysokość składki przekazywanej do OFE wyniesie 2,92 proc. wynagrodzenia brutto. Zmienią się też opłaty, jakie fundusze pobierają od swoich klientów. "Obecnie instytucje finansowe zarządzające funduszami pobierają opłaty w wysokości 3,5 proc. przekazywanej składki(...). Zdecydowaliśmy się obniżyć opłaty od składki o połowę" - przypominał.
Szef resortu pracy apelował do posłów, by "wznieśli się ponad banalne, emocjonalne, a przede wszystkim często nieprawdziwe określenia i spróbowali zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi w proponowanych przez rząd zmianach".
Zapewniał, że państwo jest gwarantem świadczeń emerytalnych, a uchylanie się od tej odpowiedzialności jest nie do przyjęcia. Wyjaśniał, że przekazanie środków z OFE do ZUS dopiero w momencie osiągnięcia wieku emerytalnego nie gwarantuje ich bezpieczeństwa w okresie przedemerytalnym. "Co, jeśli na przykład na trzy lata przed emeryturą powtórzy się kryzys z 2008 roku? OFE straciły wówczas w ciągu jednego roku ponad 20 mld zł" - pytał.
Dlatego - jak zaznaczył - rząd "nie może dopuścić do takiej sytuacji jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie Amerykanie muszą pracować znacznie dłużej niż wynosi wiek emerytalny, dlatego, że kryzys finansowy zjadł ich emerytalne oszczędności".
Zwracał uwagę, że od 1 kwietnia do 31 lipca przyszłego roku będzie można złożyć deklarację, czy chcemy oszczędzać na emeryturę tylko w ZUS, czy także w OFE. Decyzja taka - jak dodał - nie będzie ostateczna. Pierwszy raz będzie ją można zmienić w 2016 r., kiedy ponownie będą na to cztery miesiące.
Minister poinformował, że w ostatnich latach do OFE musiało przystąpić 500-600 tys. osób rocznie. "W zeszłym roku świadomą decyzję podjęło zaledwie 20 proc. młodych osób wchodzących na rynek pracy, reszta została rozlosowana" - wskazał.
Przytoczył dane, z których wynika, że chociaż do OFE należy blisko 16 mln Polaków, to subkonta w ZUS ma niespełna 13 mln. "Oznacza to, że liczba członków OFE, na których konta nie wpływają nowe składki, przekracza już 3 mln. Choć na ich konta nie wpływają składki, to instytucje finansowe zarządzające OFE cały czas pobierają prowizję za zarządzanie, uszczuplając w ten sposób stan konta" - mówił szef resortu pracy.
Kosiniak-Kamysz przekonywał, że brak zmian w OFE miałby bardzo negatywne skutki dla rozwoju gospodarczego kraju. Zmiana ma mieć pozytywny wpływ na finanse publiczne - dług publiczny wobec PKB ma zmniejszyć się o 7 punktów proc. Bez reformy w przyszłym roku konieczne byłyby głębokie cięcia w wydatkach budżetowych - wskazywał.
Dodał, że inwestycje funduszy powinny służyć wspieraniu realnej gospodarki, a nie powiększaniu długu publicznego. "OFE będą mogły inwestować do 30 proc. aktywów za granicą. Dochodzenie do tego pułapu będzie jednak rozłożone w czasie. Do końca przyszłego roku limit zwiększy się o 10 proc., w 2015 r. do 20 proc. i ostatecznie do 30 proc. w 2016 r." - powiedział Kosiniak-Kamysz.