Jak wyjaśnił w poniedziałek prezes CSRG Andrzej Chłopek, ratownicy już wcześniej uczestniczyli w akcjach innych niż górnicze - m.in. w działaniach po katastrofie hali Międzynarodowych Targów Katowickich w 2006 r. Włączenie stacji do krajowego systemu oznacza jednak udoskonalenie procedur i określenie szczegółów współpracy z innymi służbami, głównie strażą pożarną. Dzięki temu ratownicy górniczy mogą liczyć na szybką pomoc strażaków w akcjach na powierzchni.
Jednym z narzędzi CSRG, które może być wykorzystane w akcjach w ramach krajowego systemu ratowniczo-gaśniczego, są specjalistyczne pogotowia, wzywane - głównie do kopalń, choć nie tylko - w razie awarii, wypadków czy trudnych problemów. Kosztem ok. 6 mln zł przy bytomskiej siedzibie CSRG powstaje budynek centrum szkoleniowo-technicznego. Za ponad pół roku wprowadzą się tam właśnie specjalistyczne pogotowia.
Ratownicy zatrudnieni w pogotowiach mają umiejętności i sprzęt, pozwalające na wspieranie kopalń lub innych służb w sytuacjach, kiedy nie wystarczają ich własne środki. Np. pogotowie górniczo-techniczne wykonuje specjalistyczne prace podczas akcji po zawałach i tąpnięciach. Pogotowie przeciwpożarowe bierze udział w bezpośrednim zwalczaniu podziemnych pożarów lub izoluje zagrożone wyrobiska. Pogotowie wodne usuwa skutki wdarcia się wody do wyrobisk górniczych - także w kopalniach odkrywkowych. Pogotowie przewoźnych wyciągów ratowniczych prowadzi prace awaryjne w szybach kopalń.
Jest jeszcze pogotowie pomiarowe (do wykonywania pomiarów stanu powietrza kopalnianego i gazów pożarowych podczas akcji ratowniczych) oraz pogotowie do tzw. inertyzacji powietrza kopalnianego, czyli zapobiegania wybuchom gazów pożarowych poprzez ich neutralizację gazami obojętnymi.
W nowym budynku na parterze będą garażować specjalistyczne wozy, na piętrze znajdą się pomieszczenia dla ratowników oraz zaplecze szkoleniowe i techniczne. W tym roku CSRG wzbogaciła się o dwa nowe wozy bojowe (za ok. 2 mln zł), a w 2015 r. za ponad 4 mln zł planuje zakup nowego specjalistycznego przewoźnego wyciągu ratowniczego, używanego m.in. do akcji ratowniczych w szybach kopalń.
W CSRG pracuje ponad stu ratowników, a w całym systemie ratownictwa górniczego w kopalniach węgla kamiennego jest ich blisko 6 tys. Bytomska stacja zabezpiecza 32 czynne kopalnie węgla kamiennego, trzy kopalnie soli oraz wiele innych jednostek (wśród nich kopalnie zabytkowe czy kopalnię doświadczalną), gdzie także muszą być zastępy ratownicze.
Ratownicy górniczy prowadzą działalność interwencyjną, pomagając górnikom i kopalniom zagrożonym podziemnymi pożarami, wybuchami gazów i pyłu węglowego, wyrzutami gazów i skał, zawałami skał i tąpaniami, gwałtownymi wdarciami wody do wyrobisk górniczych. Usuwają skutki takich zdarzeń i przywracają bezpieczne warunki pracy, ale także zajmują się prewencją, służącą zapobieganiu niebezpieczeństwom. Specjaliści z CSRG m.in. opracowują technologie i ekspertyzy w zakresie budowy tam pożarowych, izolacji i wzmacniania górotworu. Prowadzą też szkolenia w kopalniach.
Ważną częścią działalności CSRG i podlegających jej okręgowych stacji ratownictwa górniczego jest dbałość o odpowiedni poziom wyszkolenia ratowników. W Bytomiu od roku działa zmodernizowana i unowocześniona komora ćwiczeń, gdzie ratownicy przechodzą testy w warunkach zbliżonych do podziemnych. Ćwiczą w sięgającej 45 st. temperaturze, utrudniającym widoczność dymie i przypominającym odgłos obrywających się skał huku. W takich warunkach, w aparatach tlenowych, pokonują przeszkody. W ciągu roku każdy ratownik musi przejść kilka tur ćwiczeń sprawdzających jego kondycję i umiejętności, z czego trzy w jednostce ratownictwa górniczego. Właśnie do takich ćwiczeń służy bytomska komora.

Od rana w piątek specjalistyczna grupa poszukiwawcza z Warszawy, pracowała w rumowisku, powstałym w kominie elektrowni. Ratownicy wydowbywali ciało czwartej ofiary, przygniecione ciężkimi elementami metalowej konstrukcji.
Krakowiak dodał, że w miejscu, w którym znaleziono ofiarę, swoją pracę prowadzi teraz policja i prokuratura. "Po zakończeniu działań śledczych, ciało zostanie przeniesione w bezpieczną strefę" - dodał strażak.
Ciała trzech ofiar wydobyto z komina w czwartek.
Do wypadku doszło w środę około godziny 13 podczas prac przy rozbiórce komina nr 3 kozienickiej elektrowni. Zginęły cztery osoby - pracownicy firm zewnętrznych, którzy wykonywali roboty w środku nieczynnego komina. Wraz z platformą roboczą runęli z wysokości około 200 metrów. Ciała trzech ofiar znaleziono od razu. Czwartą osobę zlokalizowano na terenie rumowiska wewnątrz komina.
Śledztwo w sprawie wypadku prowadzi V Wydział Śledczy Prokuratury Okręgowej w Radomiu. W toku postępowania prokuratura chce wyjaśnić m.in., czy doszło do naruszenia obowiązków BHP i narażenia pracowników na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, a jeśli tak, to kto ponosi za to winę.
Elektrownia jest zlokalizowana na lewym brzegu Wisły, 75 km na południe od Warszawy, w odległości 12 km od Kozienic. To największy krajowy wytwórca energii elektrycznej, wykorzystujący do jej produkcji węgiel kamienny. Elektrownia zatrudnia ponad 2,3 tys. pracowników.
Elektrownia Kozienice zmieniła nazwę na Enea Wytwarzanie w maju 2012 r. Elektrownia ma 10 wysokosprawnych bloków energetycznych o łącznej mocy 2908 MW i około 8-proc. udział w produkcji energii elektrycznej w Polsce. Zdolność wytwórcza elektrowni to ok. 14 TWh rocznie.


Do wypadku doszło w kopalni w okolicach miasta Pola de Gordon w prowincji Kastylia i Leon. Z informacji służb ratunkowych wynika, że pod ziemią na głębokości prawie 700 metrów doszło do wycieku metanu, który doprowadził do śmiertelnego zatrucia sześciu górników. Nie doszło jednak do eksplozji gazu.
Służby ratunkowe podały, że poszkodowani górnicy zostali przetransportowani do szpitala w stolicy regionu - Leon. Czterech z nich jest w stanie ciężkim. Na miejsce wypadku wysłano śmigłowiec i trzy karetki pogotowia.
Według gazety "El Pais" w chwili wypadku pod ziemią znajdowało się 15 górników.


Wypadek w czasie biesiady uprawnia do odszkodowania
Orzeczenie
Osoba prowadząca działalność gospodarczą, która uległa nieszczęśliwemu zdarzeniu w czasie czynności związanych z jej prowadzeniem, ma takie samo prawo do rekompensaty jak pracownik.
Rodzina prowadzącego firmę zwróciła się do ZUS o wypłatę jednorazowego odszkodowania z tytułu wypadku przy pracy. Zakład jednak odmówił. Uznał bowiem, że zainteresowany był pod wpływem alkoholu, kiedy uległ śmiertelnemu wypadkowi w czasie spotkania handlowo-integracyjnego. Organizował je producent urządzeń, które zmarły – jako przedsiębiorca – miał sprzedawać na terenie kraju.
Sprawa trafiła do sądu I instancji, który uznał, że śmierć właściciela firmy należy uznać za wypadek przy pracy. ZUS odwołał się od tego wyroku do sądu apelacyjnego, ale sprawę przegrał.
Zakład złożył więc kasację. Sąd Najwyższy po zbadaniu sprawy oddalił ją jako nieuzasadnioną. Sędziowie wskazali, że ubezpieczony po biesiadzie nie zakończył spotkania handlowego i nie wracał do domu. Udał się bowiem na miejsce zakwaterowania wyznaczone przez organizatora spotkania handlowego.
Zdaniem SN, skoro ubezpieczony między zakończeniem spotkania a udaniem się na spoczynek nie wykonał żadnych innych czynności zmieniających porządek ustalony przez organizatora, to w czasie wypadku przysługiwała mu ochrona ubezpieczeniowa. Oceniając sprawę, sędziowie zwrócili uwagę na to, że zakres ochrony wypadkowej osób prowadzących działalność gospodarczą w pewnym zakresie może być porównywany z tą przysługującą pracownikowi.
Jak wskazał SN, definicja wypadku przy pracy wynika z art. 3 ust. 1 pkt 1 i ust. 3 pkt 8 ustawy z 30 października 2002 r. o ubezpieczeniu społecznym z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych (t.j. Dz.U. z 2009 r. nr 167, poz. 1322 z późn. zm.). Zgodnie z nim najistotniejsze znaczenie ma związek czasowy wypadku z wykonywaniem zwykłych czynności związanych z prowadzeniem firmy.
A w tym konkretnym przypadku udział w biesiadzie w czasie spotkania handlowego należy rozumieć jako integralną część prowadzenia biznesu. Tym samym rodzina ubezpieczonego ma prawo do jednorazowego odszkodowania z ZUS.
Bożena Wiktorowska
bozena.wiktorowska@infor.pl
ORZECZNICTWO
Wyrok Sądu Najwyższego z 28 sierpnia 2013 r., sygn. akt I UK 56/13

 

ZUS wypłacił uderzonemu paletą w plecy 8385 zł odszkodowania. Ten domagał się też zadośćuczynienia (18 tys. zł). Roszczenia skierował do pracodawcy-użytkownika. Sąd rejonowy, a potem okręgowy orzekły, że to agencja pracy tymczasowej powinna być ich adresatem.
Zakład pracy, w którym nastąpiło zdarzenie, nie ponosi odpowiedzialności za wypadek. Pracodawcą jest agencja pracy.


"W rezultacie wybuchu 1 osoba poniosła śmierć, ponad 40 osób zostało rannych, w tym 11 ciężko. 4 osoby są w stanie krytycznym" - powiedział dziennikarzom szef miejscowej obrony cywilnej Fernando Motta Allen. "Wciąż przeszukujemy teren aby sprawdzić czy nie ma więcej ofiar " - dodał. Zastrzegł, że ostateczny bilans ofiar może być większy.
Akcję utrudnia pożar, który nastąpił po eksplozji. Nie jest wykluczone, że osoby uważane za zaginione są uwięzione w ruinach budynku.
W fabryce zatrudnionych było ok. 300 osób. Motta poinformował, że do eksplozji kotła, której przyczyn jeszcze nie ustalono, doszło na drugim piętrze budynku fabryki. Wybuch spowodował zawalenie się stropu, w rezultacie czego ludzie pracujący piętro niżej doznali obrażeń.
Według jednego z pracowników Ismaela Boucheta, w rejonie, w którym doszło do wybuchu można było wyczuć od rana zapach kwasu.
Fabryka znajduje się w tzw. parku przemysłowym w Ciudad Juarez, mieście leżącym przy granicy z USA naprzeciw amerykańskiego miasta El Paso, w stanie Teksas. Produkuje różnego rodzaju słodycze, w tym żelki, cukierki i gumę do żucia. Cała produkcja wysyłana jest do dystrybutora w El Paso.
Renta dla murarza za wypadek z 1997 r.
Sąd Najwyższy rozpatrzył skargę kasacyjną robotnika żądającego od byłego pracodawcy wypłaty renty w wysokości 2,6 tys. miesięcznie oraz 1,2 mln zł zadośćuczynienia za wypadek przy pracy, któremu uległ w 1997 r.
Sąd Okręgowy, który rozpoznał sprawę w I instancji przyznał powodowi na przyszłość 368,04 zł miesięcznie renty wyrównawczej za utracone wskutek wypadku możliwości zarobkowania, a także 37,5 tys. zł skumulowanej renty za okres od wypadku do czasu wydania wyroku.
Oddalił żądanie ponad miliona złotych i uznał, że pracownikowi przysługuje tylko 18 tys. zł zadośćuczynienia.
Sąd Apelacyjny zmienił wysokość przyznanych zainteresowanemu świadczeń. Uznał, że poszkodowany przyczynił się do wypadku. Poza tym sędziowie stwierdzili, że z jego doświadczeniem i kwalifikacjami bez trudu powinien znaleźć pracę. Pomimo utraty zdrowia zarabiałby wtedy 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia w swojej branży. Sąd II instancji zmniejszył więc przysługującą pracownikowi po wypadku rentę wyrównawczą do 150 zł miesięcznie. W efekcie do 19 tys. zł stopniała kwota skumulowanej renty za okres do czasu wydania wyroku. Sędziowie znacząco zwiększyli jednak – do 40 tys. zł – przyznane pokrzywdzonemu zadośćuczynienie.
Sąd Najwyższy oddalił skargę poszkodowanego jako nieuzasadnioną. Stanął przy tym na stanowisku, że podczas ustalania wysokości renty wyrównawczej na podstawie art. 444 § 2 k.c. należy wziąć pod uwagę nie tylko stopień przyczynienia się pokrzywdzonego do zaistnienia wypadku. Wyliczając utracone możliwości zarobkowania, sąd powinien uwzględnić również dochody, których uzyskanie przez pracownika po wypadku zostało uznane za wysoce uprawdopodobnione.
Aby podwyższyć przysługującą po wypadku rentę, pracownik musi więc udowodnić, że gdyby nie wypadek, zarabiałby więcej.
sygnatura akt: II PK 291/12

Nowe rozporządzenie ws. bhp przy eksploatacji urządzeń energetycznych
Dnia 24 października br. zaczęło obowiązywać nowe rozporządzenie Ministra Gospodarki określające wymagania bezpieczeństwa i higieny pracy przy eksploatacji urządzeń energetycznych.
W myśl rozporządzenia Ministra Gospodarki z dnia 23 kwietnia 2013 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy przy urządzeniach energetycznych (Dz. U. poz. 492) – dalej r.b.h.u.e. przez urządzenia energetyczne rozumie się urządzenia, instalacje i sieci, w rozumieniu przepisów prawa energetycznego, stosowane w technicznych procesach wytwarzania, przetwarzania, przesyłania, dystrybucji, magazynowania oraz użytkowania paliw lub energii. Pracami eksploatacyjnymi są zaś prace wykonywane przy urządzeniach energetycznych w zakresie ich obsługi, konserwacji, remontów, montażu i kontrolno-pomiarowym;
Zgodnie z § 4 r.b.h.u.e. prace eksploatacyjne należy prowadzić zgodnie z instrukcjami zawierającymi m.in.: 1) charakterystykę urządzeń energetycznych; 2) opis w niezbędnym zakresie układów automatyki, pomiarów, sygnalizacji, zabezpieczeń i sterowań; 3) zasady postępowania w razie awarii oraz zakłóceń w pracy urządzenia; 4) wymagania w zakresie konserwacji, napraw, remontów urządzeń energetycznych oraz terminy przeprowadzania przeglądów, prób i pomiarów czy 10) wymagania dotyczące środków ochrony zbiorowej lub indywidualnej, zapewnienia asekuracji, łączności oraz innych technicznych lub organizacyjnych środków ochrony stosowanych w celu ograniczenia ryzyka zawodowego. W myśl § 6 r.b.h.u.e. prace eksploatacyjne mogą wykonywać osoby uprawnione i upoważnione. Obiekty z zainstalowanymi urządzeniami energetycznymi oraz urządzenia energetyczne powinny być oznakowane w sposób umożliwiający ich identyfikację. Urządzenia energetyczne stwarzające zagrożenie dla zdrowia i życia ludzkiego należy zabezpieczyć przed dostępem osób nieupoważnionych.
Rozporządzenie zabrania wykonywanie prac eksploatacyjnych wewnątrz urządzeń energetycznych na co najmniej dwóch poziomach równocześnie, jeżeli stanowiska pracy zostały usytuowane jedno nad drugim, bez wymaganego zabezpieczenia.
Zgodnie z § 29 r.b.h.u.e. polecenie pisemne wykonywania pracy wydaje prowadzący eksploatację lub osoby przez niego upoważnione. Polecenie pisemne wykonania pracy zawiera co najmniej: 1) numer polecenia; 2) określenie osób odpowiedzialnych za organizację oraz wykonanie pracy; 3) określenie zakresu prac do wykonania i strefy pracy; 4) określenie warunków i środków ochronnych niezbędnych do zapewnienia bezpiecznego przygotowania i wykonania poleconych prac; 5) wyznaczenie terminu rozpoczęcia i zakończenia prac oraz przerw w ich wykonaniu. Prowadzący eksploatację może określić dodatkowy zakres informacji, które powinny zostać umieszczone w poleceniu pisemnym. Polecenie to należy przechowywać przez okres nie krótszy niż 30 dni od daty zakończenia pracy. Sposób rejestrowania, wydawania, przekazywania, obiegu i przechowywania poleceń pisemnych ustala prowadzący eksploatację. Przepisy r.b.h.u.e. określają wymagania dotyczące szeregu rodzaju prac przy eksploatacji urządzeń energetycznych. W szczególności chodzi tu o prace w kotłach lub zbiornikach (§ 12), komorach, kanałach i rurociągach sieci cieplnych (§ 13), przy narażeniu na promieniowanie jonizujące (§ 15), wewnątrz instalacji służących do dostarczania oraz magazynowania paliw (§ 16), przy urządzeniach i instalacjach gazowych (§ 22) oraz przy urządzeniach elektroenergetycznych (§ 25). Na mocy § 34 r.b.h.u.e. utraciło moc rozporządzenie Ministra Gospodarki z dnia 17 września 1999 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy przy urządzeniach i instalacjach energetycznych (Dz. U. Nr 80, poz. 912).


O podejrzeniu wycieku zawiadomił straż pożarną jeden z pracowników zakładu. Z firmy wyprowadzono na zewnątrz 228 osób. Dwie osoby zgłosiły, że źle się czują, udzielono im na miejscu doraźnej pomocy medycznej.
„Na szczęście, nikomu nic poważnego się nie stało” - powiedział PAP rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Straży Pożarnej w Lublinie Michał Badach.
Strażacy ustalili, że do wycieku doszło w magazynie, gdzie zgromadzone były zbiorniki z substancjami chemicznymi. Magazyn usytuowany jest na terenie zakładu, ale zbiorniki nie należą do tej firmy i zgromadzone w nich substancje nie były używane do produkcji felg.
Badach powiedział, że w magazynie zgromadzonych było 19 zbiorników o pojemności od 20 do 30 litrów, które były w różnym stopniu wypełnione. Wszystkie pojemniki zostały wyniesione na zewnątrz. „Pomieszczenia, w których nasze urządzenia pomiarowe wykazują obecność amoniaku i chloru, są wietrzone. Tam, gdzie to konieczne, ustawiono kurtyny wodne zabezpieczające przed ich rozprzestrzenianiem” - zaznaczył rzecznik.
Strażacy przypuszczają, że w jednym ze zbiorników doszło do rozszczelnienia. Sprawdzają też zawartość pojemników.
W akcji bierze udział sześć zastępów strażaków.


Koncepcja ma już postać konkretnych przepisów. Miałyby one zmienić art. 229 par. 1 kodeksu pracy i wprowadzić regułę, że z badań wstępnych będą zwolnione już nie tylko osoby ponownie przyjmowane do pracy przez tego samego pracodawcę w ciągu 30 dni od rozwiązania poprzedniej umowy o pracę (tak jest od wiosny 2011 r.), ale także kandydaci zatrudnieni wcześniej w innych firmach.
W obu przypadkach warunkiem ma być angaż na takie samo stanowisko pracy, lub na stanowisko o takich samych warunkach pracy oraz ważność wydanego wcześniej orzeczenia lekarskiego stwierdzającego brak przeciwwskazań do takiej pracy. Jest jednak pewien wyjątek: nie będzie takich zwolnień dla osób przyjmowanych do wykonywania prac szczególnie niebezpiecznych.


Przestrzeganie przepisów dotyczących opieki zdrowotnej nad pracownikami, działalność służb medycyny pracy oraz nieobecności w pracy spowodowane chorobą to główne tematy posiedzenia Rady Ochrony Pracy, które odbędzie się 22 października br. w Sejmie.
Ze statystyk Głównego Inspektoratu Pracy wynika, że w 2012 r. Państwowa Inspekcja Pracy przeprowadziła ok. 2,7 tys. kontroli dotyczących przestrzegania przepisów odnośnie profilaktycznych badań lekarskich. Działania kontrolne objęły ponad 2,7 tys. zakładów pracy, m.in. z branży handlu i napraw, przetwórstwa przemysłowego oraz budownictwa, zatrudniających łącznie 135,3 tys. pracowników, w tym 48,4 tys. kobiet. Największą grupę kontrolowanych podmiotów stanowiły mikroprzedsiębiorstwa (45,3 proc.) oraz małe firmy zatrudniające od 10 do 49 osób (37,6 proc.).
Według danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, w ubiegłym roku w Rejestrze zaświadczeń lekarskich ZUS odnotowano ok. 18,5 mln zaświadczeń o czasowej niezdolności do pracy obejmujących w sumie ok. 246 mln dni nieobecności w pracy spowodowane chorobą. W porównaniu z 2011 r. liczby te nieznacznie spadły - odpowiednio o 2 proc. oraz o 0,2 proc. W 2012 r. lekarze orzecznicy przeprowadzili 464,3 tys. badań osób posiadających zaświadczenie o czasowej niezdolności do pracy, w wyniku których wydano 45,9 tys. decyzji wstrzymujących dalszą wypłatę zasiłku chorobowego.
Podczas posiedzenia członkowie Rady mają również przyjąć stanowiska w sprawie szkodliwych czynników biologicznych w środowisku pracy oraz stanu bezpieczeństwa pracy w gospodarstwach rolnych w 2012 r.


Gdańskie LPP zapłaci za poprawę warunków pracy w Bangladeszu
Pięć miesięcy po pożarze fabryki odzieży w Rana Plaza, w którym zginęło 1100 osób, zarząd spółki LPP (właściciela marek Reserved, Cropp, House) podpisał porozumienie na rzecz poprawy warunków pracy w fabrykach odzieżowych w Bangladeszu.
W maju w katastrofie w fabryce odzieżowej w Rana Plaza zginęło ponad 1100 osób. Ubrania szyły tam różne światowe marki, wśród nich była największa polska odzieżowa - LPP. Na miejscu znaleziono metki Cropp - jednej z marek należących do LPP.
Zaraz po tragedii, jeszcze w maju, przedstawiciele 31 światowych marek odzieżowych podpisali "porozumienie mające na celu poprawę bezpieczeństwa w fabrykach produkujących odzież w Bangladeszu" (Accord on Fire and Building Safety in Bangladesh).

"Nie pod presją"
LPP nie przystąpiło do porozumienia i oświadczyło, że nie zamierza płacić, ponieważ zlecenie produkcji odzieży w Rana Plaza nie pochodziło bezpośrednio od spółki, lecz od pośrednika.

"Pionierska umowa"
21 października spółka poinformowała, że "jako pierwsza firma odzieżowa w Polsce, stała się sygnatariuszem porozumienia".
- Jest to pionierska umowa firm odzieżowych, a także międzynarodowych i lokalnych organizacji pozarządowych, na rzecz zapewnienia trwałej poprawy bezpieczeństwa oraz warunków pracy - czytamy w informacji przesłanej przez wiceprezesa Pachlę.
LPP podaje, że porozumienie tworzy ponad 100 firm z branży odzieżowej, głównie z Europy. "Zostało ono zawarte na pięcioletni okres, w którym prowadzony będzie szereg działań naprawczych, począwszy od niezależnej kontroli fabryk, po ich modernizację. W ciągu trwania programu LPP SA opłaci składki członkowskie, które zapewnią możliwość prowadzenia działań kontrolnych i szkoleniowych w wysokości do 2,5 mln USD oraz poniesie inne koszty związane z poprawą bezpieczeństwa w fabrykach".

Spółka zapowiada, że niezależnie od przystąpienia do porozumienia zmieni sposób zlecania produkcji w Bangladeszu i ograniczy pośrednictwo agentów.
- Mamy szczerą nadzieję, że przystąpienie do porozumienia oraz szereg alternatywnie podjętych działań wpłynie na poprawę bezpieczeństwa i warunków pracy, a tym samym na uniknięcie tragedii podobnych do tej, która miała miejsce w budynku Rana Plaza - informuje zarząd LPP.


Podczas tegorocznego Europejskiego Tygodnia podkreślane jest najważniejsze przesłanie kampanii „Partnerstwo dla prewencji”, realizowanej w latach 2012-2013 i będącej częścią wieloletniego cyklu “Zdrowe i bezpieczne miejsce pracy”: tylko współpraca kadry menedżerskiej z pracownikami i ich przedstawicielami gwarantuje zdrowe i bezpieczne miejsca pracy”. W czasie Europejskiego Tygodnia w całej Europie organizowane są liczne wydarzenia eksponujące korzyści płynące z tej współpracy.
Dr Christa Sedlatschek, dyrektor EU-OSHA, podkreśla, że: „najlepsze wyniki w poprawie poziomu bhp organizacji uzyskuje się przez aktywne zaangażowanie pracowników i ich przedstawicieli we współpracę z kierownictwem. Przedsiębiorstwa, w których w kwestie bhp zaangażowani są zarówno pracownicy, jak i kierownictwo, dziesięć razy częściej mają lepiej wdrożoną i udokumentowaną politykę bezpieczeństwa i higieny pracy. Z takiego podejścia wynikają duże korzyści: obniżenie kosztów działalności i zwiększona produktywność, mniej wypadków oraz skuteczniejsza prewencja i kontrola zagrożeń w miejscu pracy”.
Działania podejmowane w ramach Europejskiego Tygodnia skupiają się na zachęcaniu kierownictwa oraz pracowników do wspólnego zaangażowania w kwestie ograniczenia ryzyka i zwalczania zagrożeń w miejscu pracy. Krajowe Punkty Centralne EU-OSHA, działające we wszystkich krajach Unii Europejskiej i inni jej partnerzy, wspierają Europejski Tydzień organizując w całej Europie wydarzenia poświęcone tej tematyce.
Rolę Krajowego Punktu Centralnego EU-OSHA w Polsce pełni Centralny Instytut Ochrony Pracy – Państwowy Instytut Badawczy (www.ciop.pl). W ramach kampanii i Europejskiego Tygodnia, Instytut organizuje m.in.: 17 października w Częstochowie seminarium “Partnerstwo dla prewencji”, 22 października w Starogardzie Gdańskim konferencję “Komunikacja na rzecz bezpieczeństwa pracy w firmie” oraz 29 października w Krakowie konferencję i warsztaty “Kultura bezpieczeństwa pracy w firmie”. To ostatnie wydarzenie będzie związane z wręczeniem nagród laureatom konkursu “Safety Culture Award”, organizowanego we współpracy z Firmą Kirschstein & Partner Polska (K&P). Celem konkursu było znalezienie firm, w których kultura bezpieczeństwa pracy jest skutecznie wdrożona i wciąż doskonalona. Zwycięzcami konkursu są: Bitron Poland Sp. z o.o. z Sosnowca, Volvo Polska Sp. z o. o. - Volvo Construction Equipment, Coca-Cola HBC Polska Sp. z o.o.- filia z Niepołomic oraz Zakłady Farmaceutyczne POLPHARMA S.A.
Wielojęzyczna strona internetowa kampanii “Partnerstwo dla prewencji” www.healthy-workplaces.eu oferuje liczne narzędzia, które mogą pomóc organizacjom w podniesieniu poziomu zarządzania bezpieczeństwem pracy, wzmocnieniu roli przywódczej kadry menedżerskiej i zwiększaniu udziału pracowników w zarządzaniu bezpieczeństwem i ochroną zdrowia w miejscu pracy. Przykładem mogą być rozwiązania prewencyjne dla sektorów: budowlanego, ochrony zdrowia, hotelarskiego, restauracyjnego i cateringowego, obejmujące m.in. listy kontrolne wspomagające ocenę ryzyka.
Pracodawcy i pracownicy mogą też szukać inspiracji do takich działań w przygotowanych przez EU-OSHA studiach przypadku, które są przykładami skutecznego zarządzania bezpieczeństwem i zdrowiem w pracy i zaczerpnięte są z różnych sektorów i branż gospodarki. Można je znaleźć w bazie dostępnej online. Wszyscy zainteresowani mogą skorzystać także z dostępnego na stronie zestawu narzędzi promocyjnych, pomocnych w organizowaniu kampanii i dostarczających pomysłów i przykładów na to, jak skutecznie propagować przesłanie kampanii.

Zdrowie i bezpieczeństwo pracowników w zielonych miejscach pracy
UE wyznaczyła sobie ambitne cele w zakresie redukcji emisji gazów cieplarnianych, podniesienia wydajności energetycznej, rozwoju odnawialnych źródeł energii oraz redukcji ilości produkowanych odpadów. W konsekwencji powstały różnorodne „zielone miejsca pracy”.

Nowe technologie lub procesy pracy związane z zielonymi stanowiskami pracy mogą wiązać się z nowymi zagrożeniami, które z kolei będą wymagać nowych umiejętności: nie wystarczy po prostu przenieść na nowy grunt dotychczasowej wiedzy z zakresu BHP. Spodziewane tempo rozwoju zielonej gospodarki może doprowadzić do powstania niedoboru odpowiednich umiejętności oraz sytuacji, w których niedoświadczonym pracownikom będą powierzane zadania, w zakresie których nie zostali oni przeszkoleni; w rezultacie ich zdrowie i bezpieczeństwo mogą być zagrożone. Możliwa jest również silniejsza polaryzacja siły roboczej w stronę specjalistycznych umiejętności, w konsekwencji czego niskowykwalifikowani pracownicy będą zmuszeni godzić się na gorsze warunki pracy. W końcu, pod wpływem nacisków ekonomicznych i politycznych kwestie BHP mogą być pomijane.
Biorąc pod uwagę spodziewane tempo rozwoju zielonej gospodarki, należy przewidzieć nowe zagrożenia BHP w zielonych miejscach pracy jeszcze przed ich pojawieniem się. Z tego powodu Europejska Agencja Bezpieczeństwa i Zdrowia w Pracy (EU-OSHA) przeprowadziła szczegółowe badanie prognostyczne dotyczące prawdopodobnych kierunków rozwoju zielonych miejsc pracy w okresie do 2020 r. oraz wyzwań związanych z potencjalnymi zagrożeniami BHP w przyszłości. W badaniu wskazano kilka możliwych scenariuszy opartych na rozwoju zielonych technologii w zróżnicowanych warunkach gospodarczych i społecznych. Celem badania było zwrócenie uwagi na potencjalne ryzyka w zakresie BHP na tym obszarze oraz stworzenie odpowiednich narzędzi dla decydentów – takich, którymi będą mogli posłużyć się w procesie kształtowania przyszłych miejsc pracy w celu zagwarantowania europejskim pracownikom bezpiecznych i zdrowych warunków pracy.

W obwieszczeniu z dnia 28 maja 2013 r. (Dz. U. poz. 1210) Minister Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej ogłosił jednolity tekst rozporządzenia Ministra Infrastruktury z dnia 21 stycznia 2008 r. w sprawie przeprowadzania szkolenia oraz egzaminu dla osób ubiegających się o uprawnienie do sporządzania świadectwa charakterystyki energetycznej budynku, lokalu mieszkalnego oraz części budynku stanowiącej samodzielną całość techniczno-użytkową (Dz. U. Nr 17, poz. 104 z późn. zm.).
Tekst jednolity uwzględnia zmiany wprowadzone: 1) rozporządzeniem Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej z dnia 8 lutego 2012 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie przeprowadzania szkolenia oraz egzaminu dla osób ubiegających się o uprawnienie do sporządzania świadectwa charakterystyki energetycznej budynku, lokalu mieszkalnego oraz części budynku stanowiącej samodzielną całość techniczno-użytkową (Dz. U. poz. 167); 2) rozporządzeniem Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej z dnia 3 stycznia 2013 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie przeprowadzania szkolenia oraz egzaminu dla osób ubiegających się o uprawnienie do sporządzania świadectwa charakterystyki energetycznej budynku, lokalu mieszkalnego oraz części budynku stanowiącej samodzielną całość techniczno-użytkową (Dz. U. poz. 47).

Powiedział, że mikro i małe przedsiębiorstwa pełnią podstawową rolę w polskiej gospodarce, stanowiąc 97 proc. wszystkich firm działających na rynku. Tylko podczas ubiegłorocznych kontroli inspektorzy pracy ujawnili w nich ponad 76,6 tys. wykroczeń przeciwko prawom pracownika. Sektora tego dotyczyło także aż 84 proc. wszystkich nałożonych przez inspektorów pracy mandatów karnych i 86 proc. wniosków o ukaranie skierowanych do sądu.
W celu poprawy stanu bezpieczeństwa pracy oraz przestrzegania przepisów prawnej ochrony pracy Państwowa Inspekcja Pracy przygotowała i wdrożyła programy prewencyjne przeznaczone dla mikro i małych firm. Ich idea oparta jest na zasadzie samokontroli. Pracodawca, używając narzędzi przygotowanych przez PIP, identyfikuje występujące w zakładzie nieprawidłowości i zagrożenia zawodowe, następnie podejmuje czynności w celu ich eliminacji bądź ograniczenia. Pozytywne ukończenie programu weryfikowane jest w drodze kontroli audytowej inspektora pracy.
Krzysztof Bielecki omówił szerzej najważniejsze programy prewencyjne PIP: „Zdobądź Dyplom PIP” – program skierowany do sektora mikroprzedsiębiorstw (do 9 zatrudnionych), „Zarządzanie bezpieczeństwem pracy – prewencja wypadkowa” – program dla małych zakładów pracy (do 49 zatrudnionych) i „Spełnianie minimalnych wymagań bhp przez użytkowane maszyny i urządzenia” – program dla przedsiębiorstw wykorzystujących maszyny w swojej działalności.
Podkreślił, że udział w programach prewencyjnych PIP jest dla wielu przedsiębiorców okazją do poprawy warunków pracy w sposób nieskomplikowany, stosunkowo tani i mało stresujący. Bezpłatne szkolenia oferowane przez PIP dają szansę zdobycia wiedzy o obowiązkach osób zarządzających pracownikami i sposobach zapewnienia im bezpiecznych i higienicznych warunków pracy. Wskazówki udzielane przez inspektorów pracy pozwalają zdiagnozować miejsca o największych zagrożeniach wypadkowych, a dzięki przykładom dobrych praktyk szybko i niedrogo obniżyć poziom tych zagrożeń.


Tzw. pożar endogeniczny stwierdzono w niedzielę na poziomie 500 m, w przecince transportowej. Wycofano załogę z rejonu zagrożenia i rozpoczęto akcję przeciwpożarową. Bezpośrednio po ewakuacji żaden z górników nie zgłaszał dolegliwości.
Pożary endogeniczne to naturalne i stosunkowo częste zjawisko w górnictwie. Powodem ich powstawania jest samozagrzanie węgla w tzw. zrobach ściany wydobywczej, czyli miejscach po eksploatacji węgla. W tego typu przypadkach zwykle nie występuje otwarty ogień, ale zadymienie i podwyższona temperatura. Pożary endogeniczne są zwykle wykrywane przez kopalniane czujniki, które alarmują o podwyższonych stężeniach tlenku węgla i innych gazów.
Najczęstszą metodą zwalczania podziemnych pożarów jest odizolowanie ich od pozostałej części kopalni tamami. W odgrodzony rejon, w zależności od sytuacji, można tłoczyć tzw. gazy inertne, np. azot, który wypierając tlen przyspiesza wygaśnięcie pożaru. Po otamowaniu pożar zwykle wygasa, co jednak czasem trwa nawet kilka miesięcy.


W ocenie szefa Wyższego Urzędu Górniczego Piotra Litwy nowa stacja znacząco poprawi bezpieczeństwo w zakładzie. - Przed dwoma laty skierowałem do zarządu KHW pismo, z którego jednoznacznie wynikało, że jeśli kopalnia chce myśleć o dalszej eksploatacji zagrożonych metanem pokładów w tej kopalni, przy panujących tu warunkach, musi mieć powierzchniową stację odmetanowania z prawdziwego zdarzenia, bez tego nie możemy ryzykować. Cieszę się, że inwestycja została wykonana z sukcesem, w stosunkowo krótkim terminie i jeszcze przed uruchomieniem kolejnej ściany wydobywczej w partii, gdzie w 2009 r. doszło do tragedii - powiedział prezes WUG.
Uruchomienie powierzchniowej stacji odmetanowania oznacza usprawnienie i unowocześnienie systemu odprowadzania metanu z kopalni. Realizacja inwestycji trwała 15 miesięcy. W zautomatyzowanym i skomputeryzowanym obiekcie zainstalowano trzy specjalne dmuchawy, które zasysają mieszankę powietrzno-metanową z dołu kopalni i tłoczą do Zakładu Energetyki Cieplnej, gdzie gaz będzie wykorzystany do produkcji prądu i ciepła. Zakład jest spółką należącą do KHW wyspecjalizowaną w energetyce.
Możliwości techniczne nowej stacji pozwalają na ujęcie do 140 m sześc. mieszaniny powietrzno-metanowej na minutę. W przyszłości stacja może być jeszcze rozbudowana. W pierwszej kolejności nowe instalacje posłużą do odmetanowania jednej z eksploatowanych obecnie parceli, natomiast docelowo stacja będzie wykorzystana do odprowadzania metanu z całego Pola Panewnickiego (to pole wydobywcze na pograniczu Katowic i Rudy Śląskiej) oraz pozostałej części rudzkiej kopalni.


Wysokość zadośćuczynienia zależy od rozmiaru obrażeń doznanych przez pracownika w wypadku. Rekompensaty należne pracownikom idą niekiedy w setki tysięcy złotych. Przykładowo zatrudniony w gminnym zarządzie usług komunalnych, który podczas obcinania gałęzi spadł z drabiny i doznał obrażeń od pilarki, w którą został nieprawidłowo wyposażony, przed sądem wywalczył prawo do 200 tys. zł zadośćuczynienia i 2 tys. zł comiesięcznej renty.
38,5 tys. pracowników według GUS ucierpiało w wypadkach w pierwszej połowie 2013 r.
Pracownik może też żądać pokrycia kosztów rehabilitacji w prywatnych klinikach ze względu na długie kolejki do publicznych placówek. Pokrzywdzeni coraz częściej decydują się na takie kosztowne zabiegi, które są najbardziej skuteczne, gdy zostały udzielone tuż po zakończeniu leczenia powypadkowego.
Wysokie świadczenia przysługują także najbliższym pracownika, który zmarł w wyniku wypadku (co roku jest ponad 300 wypadków śmiertelnych). Zadośćuczynienie za śmierć osoby bliskiej jest obecnie wyceniane przez sądy na około 100 tys. zł.

Problem ten ujawnił się po orzeczeniach Naczelnego Sądu Administracyjnego w sprawach pracowników, którzy skarżyli obecną procedurę składania wniosku o wpis do tejże ewidencji. Uprawnienie to przysługuje pracownikom na podstawie art. 41 ust. 6 ustawy o emeryturach pomostowych. Stanowi on, że jeśli pracodawca nie umieści w specjalnej ewidencji pracowników, za których trzeba płacić składki na fundusz emerytur pomostowych, to przysługuje im skarga do Państwowej Inspekcji Pracy. Ta zaś, zgodnie z art. 1 ust. la ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy (Dz. U. z 2012 r., poz. 404), może nakazać pracodawcy umieścić pracownika w ewidencji wykonujących prace w szczególnych warunkach lub o szczególnym charakterze, wykreślić go z niej lub sporządzić korektę wpisu. Może to uczynić jednak tylko wtedy, gdy nie ma żadnych niejasności.
Naczelny Sąd Administracyjny w składzie 7 sędziów w uchwale (z 13 listopada 2012 r., I OPS 4/12) zwrócił uwagę, że o spełnieniu warunków do emerytury pomostowej, w tym co najmniej 15 -letni staż pracy w szczególnych warunkach lub o szczególnym charakterze rozstrzyga ZUS albo sąd powszechny, w razie odwołania. Wtedy dopiero ustala się czy pracownik ma wymagany okres pracy w szczególnych warunkach, czy nie. O tym nie rozstrzyga wpis do ewidencji, o której mowa w art. 41 ust. 4 pkt 2 ustawy o emeryturach pomostowych, ani decyzja administracyjna Państwowej Inspekcji Pracy wydana na podstawie art. 1 la i art. 12 ustawy o PIP. Utrwaliło się więc, że ewidencja pracowników zatrudnionych w szczególnych warunkach i decyzje PIP dotyczące prowadzenia tej ewidencji mają służyć tylko dokumentowaniu, że pracownik pracował w odpowiednich warunkach i przez odpowiedni czas, nawet gdy nie ma sporu między nim a pracodawcą co do kwalifikacji stanowiska do tej specjalnej kategorii stanowisk pracowniczych. W kolejnym orzeczeniu (z 4 stycznia 2013 r., I OSK 908/12) NSA stwierdził, że rolą PIP jest nakazanie pracodawcy umieszczenie pracownika w ewidencji, jeśli ten fakt nie jest sporny, ewentualnie wtedy gdy spór już rozstrzygnięto, a danych pracownika nie ma w ewidencji. Podkreślił, że PIP nie ma władczej ingerencji w razie sporu między pracownikiem i pracodawcą. Wówczas musi wydać decyzję o odmowie nakazania pracodawcy umieszczenia pracownika w ewidencji pracowników wykonujących prace w szczególnych warunkach lub o szczególnym charakterze.
RPO uważa, że brak wyposażenia PIP w takie uprawnienia kształtujące niesie ryzyko przesunięcia sporów pracownik-pracodawca na fazę ubiegania się pracowników o przyznanie prawa do emerytury pomostowej. Jej zdaniem, lepiej takie kwestie rozstrzygać na bieżąco. Uprawnienia ustawowe PIP nie naruszają przecież kompetencji ZUS. Przyznanie uprawnień władczych PIP dałoby podstawy stworzenia właściwego i kompletnego postępowania administracyjnego, które umożliwi ustalenie czy pracownik pracuje w warunkach szczególnych lub o szczególnym charakterze jeszcze w trakcie jego zatrudnienia.


WUG: ilość wykorzystanego metanu będzie stopniowo rosnąć
Niespełna trzecia część metanu, jaki wydziela się przy eksploatacji węgla, jest ujmowana w specjalne instalacje. Z tego ponad 60 proc. służy do produkcji ciepła, prądu i chłodu. Nadzór górniczy prognozuje, że ilość wykorzystanego w ten sposób gazu będzie rosnąć.
"Marzeniem jest skokowy wzrost zagospodarowania metanu, natomiast, gdy popatrzymy na historię i realia, widać, że będziemy raczej stopniowo dochodzić do satysfakcjonującego poziomu. Dziś efektywność wykorzystania metanu ujętego do systemów odmetanowania to ponad 60 proc. Stosunkowo łatwo i szybko jesteśmy w stanie zbliżyć się do poziomu 80-90 proc." - powiedział w środę PAP prezes Wyższego Urzędu Górniczego Piotr Litwa.
Szef nadzoru górniczego wskazał na duże różnice w poziomie gospodarczego wykorzystania metanu między poszczególnymi spółkami węglowymi - najwięcej gazu wykorzystuje Jastrzębska Spółka Węglowa, natomiast Kompania Węglowa i Katowicki Holding Węglowy dopiero w ostatnich latach zintensyfikowały prace w tej dziedzinie, instalując kolejne silniki zasilane metanem.
Eksperci WUG wskazują, że kopalnie powinny inwestować w zwiększenie efektywności odmetanowania. Chodzi o to, by więcej gazu ujmować w instalacje i wykorzystywać energetycznie. Tym samym poprawi się bezpieczeństwo pracy oraz zmniejszy się ilość gazu, który wraz z kopalnianym powietrzem trafia do atmosfery drogą wentylacyjną. Naukowcy badają obecnie także jak odzyskać metan z powietrza wentylacyjnego.
W ubiegłym roku przy eksploatacji węgla wydzieliło się 828,2 mln m sześc., czyli 10,5 m sześc. w przeliczeniu na każdą tonę wydobytego węgla. W instalacje odmetanowania ujęto 266,7 mln m sześc. gazu, czyli niespełna trzecią część. Z tego do produkcji prądu, ciepła i chłodu do klimatyzacji kopalń wykorzystano 178,6 mln m sześc. gazu, czyli ok. dwie trzecie całości ujętego metanu. To nieco więcej niż w poprzednich latach, ale i tak znacznie poniżej możliwości.
Litwa podkreślił, że metan, w przeszłości traktowany jako odpad, jest - podobnie jak węgiel kamienny - kopaliną, której pozyskiwanie ma znaczący wymiar ekonomiczny i ekologiczny - energetyczne wykorzystanie gazu zmniejsza koszty energii, a redukcja jego emisji do atmosfery dobrze wpływa na klimat. Naukowcy wyliczyli, że z punktu widzenia efektu cieplarnianego metan jest 21-krotnie bardziej szkodliwy od dwutlenku węgla.
W ocenie prezesa WUG, energetyczne wykorzystanie metanu na szerszą niż dotąd skalę byłoby również widoczne w krajowym bilansie gazowym. Polska zużywa rocznie ok. 14-15 mld m sześc. gazu, z czego ok. 4,5 mld m sześc. z własnych zasobów. "Gdyby blisko 1 mld m sześc. metanu ze złóż węgla kamiennego było wykorzystane w stu procentach, mielibyśmy efekt gospodarczy w wymiarze nie tylko lokalnym, ale całego kraju" - wskazał Litwa.
W ubiegłym roku trzy czwarte polskiego wydobycia węgla pochodziło z pokładów metanowych. W 16 na 31 kopalń obowiązuje czwarta, najwyższa kategoria zagrożenia metanowego. Zaledwie w pięciu kopalniach eksploatowane są pokłady niemetanowe, a pięć innych zaliczono do najniższej kategorii zagrożenia. Tylko w dwóch kopalniach: Krupiński oraz Knurów-Szczygłowice udało się ująć ponad połowę wydzielającego się metanu. Najwięcej gazu ujęto w ubiegłym roku w kopalniach Pniówek, Brzeszcze i Knurów-Szczygłowice.
Nadzór górniczy namawia kopalnie, by nie tylko ujmowały więcej gazu wydzielającego się przy wydobyciu, ale także rozpoczęły tzw. odmetanowanie przedeksploatacyjne, czyli jeszcze przez rozpoczęciem wydobycia. Zmniejszyłoby to zagrożenie dla górników. Obecnie przygotowywany jest projekt badawczy w tym zakresie - w kopalni Mysłowice-Wesoła. Inny projekt badawczy dotyczy natomiast możliwości odzyskiwania metanu, który w niewielkich stężeniach znajduje się w powietrzu wentylacyjnym.
W ubiegłym roku w polskim górnictwie nie było tragicznych wypadków spowodowanych zapaleniem lub wybuchem metanu, jednak w ciągu ostatnich 10 lat z powodu zapalenia i wybuchów metanu w polskich kopalniach zginęło 62 górników; kolejnych 73 doznało ciężkich, a 80 - lżejszych obrażeń.


"Pozyskany metan będzie spalany w kotle Zakładów Energetyki Cieplnej w Katowicach, dostarczając ciepło. Docelowo gaz będzie również wykorzystany w silniku produkującym energię elektryczną" - wyjaśnił w środę rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego (KHW), do którego należy kopalnia, Wojciech Jaros.
Rudzka część katowickiej kopalni Wujek to dawna kopalnia Śląsk. Należy do najniebezpieczniejszych zakładów wydobywczych. Kumulują się tam podziemne zagrożenia, zarówno te związane z metanem, jak i wstrząsami górotworu. Przed czterema laty zapalenie i wybuch metanu zabiły w kopalni Wujek-Śląsk 20 górników. Ponad 30 innych odniosło obrażenia. W ocenie szefa Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) Piotra Litwy nowa stacja znacząco poprawi bezpieczeństwo w zakładzie.
"Przed dwoma laty skierowałem do zarządu KHW pismo, z którego jednoznacznie wynikało, że jeśli kopalnia chce myśleć o dalszej eksploatacji zagrożonych metanem pokładów w tej kopalni, przy panujących tu warunkach, musi mieć powierzchniową stację odmetanowania z prawdziwego zdarzenia; bez tego nie możemy ryzykować. Cieszę się, że inwestycja została wykonana z sukcesem, w stosunkowo krótkim terminie i jeszcze przed uruchomieniem kolejnej ściany wydobywczej w partii, gdzie w 2009 r. doszło do tragedii" - powiedział dziennikarzom prezes WUG.
Uruchomienie powierzchniowej stacji odmetanowania oznacza usprawnienie i unowocześnienie systemu odprowadzania metanu z kopalni. Realizacja inwestycji trwała 15 miesięcy. W zautomatyzowanym i skomputeryzowanym obiekcie zainstalowano trzy specjalne "dmuchawy", które zasysają mieszankę powietrzno-metanową z dołu kopalni i tłoczą do Zakładu Energetyki Cieplnej, gdzie gaz będzie wykorzystany do produkcji prądu (łączna moc elektryczna wyniesie 3 megawaty) i ciepła (6 megawatów). Zakład jest spółką należącą do KHW, wyspecjalizowaną w energetyce.
Możliwości techniczne nowej stacji pozwalają na ujęcie do 140 m sześc. mieszaniny powietrzno-metanowej na minutę. W przyszłości stacja może być jeszcze rozbudowana. W pierwszej kolejności nowe instalacje posłużą do odmetanowania jednej z eksploatowanych obecnie parceli, natomiast docelowo stacja będzie wykorzystana do odprowadzania metanu z całego Pola Panewnickiego (to pole wydobywcze na pograniczu Katowic i Rudy Śląskiej) oraz pozostałej części rudzkiej kopalni.
KHW zamierza stopniowo zwiększać ilość pozyskiwanego i wykorzystywanego energetycznie metanu. W grudniu ubiegłego roku w katowickiej kopalni Wieczorek oddano do użytku instalację, która rocznie zużywa do 5,5 mln m sześc. tego gazu, zasilając dwa silniki o mocy elektrycznej 1,5 megawata każdy. Inwestycja kosztowała 14 mln zł. Metan pozyskiwany jest dzięki stacji odmetanowania katowickiej kopalni Staszic. Wcześniej dwa napędzane metanem silniki (o łącznej mocy 3 megawatów) uruchomiono w kopalni Mysłowice-Wesoła; wkrótce ruszy tam kolejny silnik, o mocy elektrycznej 2,7 megawata. Podobne instalacje ma też kilka kopalń Jastrzębskiej Spółki Węglowej i Kompanii Węglowej.
Metan to bezwonny, bezbarwny gaz towarzyszący złożom węgla. Jest dwukrotnie lżejszy od powietrza. Jego ilość wzrasta wraz z głębokością eksploatacji. W ubiegłym roku w polskim górnictwie wydzieliło się niespełna 830 mln m sześc. tego gazu. Mniej niż trzecia część trafia do instalacji odmetanowania, a stamtąd - w większej części - do produkcji prądu, ciepła i chłodu do klimatyzacji kopalń. Pozostały metan trafia do atmosfery z powietrzem wentylacyjnym kopalń.
Maksymalna dopuszczalna koncentracja metanu w wyrobiskach to 2 proc. Po jej przekroczeniu należy wstrzymać roboty, wyłączyć urządzenia i wycofać załogę. Prace można wznowić po odpowiednim przewietrzeniu chodników. Metan wybucha w stężeniu od 5 do 15 proc. Powyżej 15 proc. gaz zapala się.
Niezależnie od stacji odmetanowania, w pobliżu szybu kopalni Wujek-Śląsk oddano niedawno do użytku stację klimatyczną, dzięki której poprawiły się warunki pracy pod ziemią. Chodzi przede wszystkim o zmniejszenie temperatury w wyrobiskach. To ważne, bo każde 100 metrów w głąb ziemi oznacza wzrost temperatury średnio o 3 stopnie Celsjusza. Oznacza to, że gdy na powierzchni jest 15 stopni, na głębokości tysiąca metrów naturalna temperatura skały wynosi ponad 45 stopni. Bez klimatyzacji praca jest praktycznie niemożliwa. Rudzka kopalnia sięga do głębokości 1065 m.

Trwa dogaszanie pożaru składowiska odpadów w Zelowie
Wciąż trwa dogaszanie pożaru składowiska odpadów, który wybuchł we wtorek po południu w Zelowie (Łódzkie). Z powodu silnego zadymienia w nocy ewakuowano 27 osób mieszkających w pobliżu palącej się hałdy - poinformował w środę PAP rzecznik łódzkich strażaków Arkadiusz Makowski.
Według niego trudno określić kiedy zakończy się akcja gaśnicza, bo "trzeba przerzucić i sprawdzić wysoką na 5 metrów górę śmieci na obszarze kilkuset metrów kwadratowych". Rzecznik dodał, że obecnie przy dogaszaniu pożaru udział bierze siedem jednostek straży pożarnej.
Poinformował również, że mimo prowadzonej akcji w odległej o 300 metrów od miejsca zdarzenia szkole odbywają się lekcje. Podjęto taką decyzję z zastrzeżeniem, że jeśli zmieni się kierunek wiatru i unoszący się jeszcze dym skieruje się w stronę szkolnego budynku, to zajęcia mogą być odwołane.
Z kolei policja zaapelowała do mieszkańców ulic znajdujących się w pobliżu składowiska, aby nie otwierali okien.
Pożar składowiska poprzemysłowych śmieci m.in. odpadów dziewiarskich znajdujących się na terenie dawnych zakładów przemysłowych wybuchł we wtorek po południu. Zadymienie było tak duże, że słup czarnego dymu widać z odległości kilku kilometrów.
Na razie nie wiadomo, co było przyczyną pożaru.

Łódzkie/ Pożar poprzemysłowych odpadów
W Zelowie (Łódzkie) kilkanaście jednostek straży pożarnej gasiło pożar różnego rodzaju odpadów znajdujących się na terenie dawnych zakładów przemysłowych. Akcja może potrwać jeszcze wiele godzin – poinformował we wtorek PAP rzecznik strażaków Arkadiusz Makowski.
Według rzecznika ogień wybuchł kilka minut przed godz. 15. Zapaliła się hałda poprzemysłowych śmieci, m.in. odpadów dziewiarskich, palą się też opony. "Dokładnie nie wiemy, co tam jest. Wiemy tylko, że są to łatwopalne rzeczy. Nie mamy natomiast informacji, aby w tej górze śmieci znajdowały się niebezpieczne materiały” - powiedział.
Dodał, że sytuacja nie jest jeszcze opanowana. Zaznaczył, że choć zadymienie jest bardzo duże - słup czarnego dymu widać z odległości kilku kilometrów – to nie było potrzeby ewakuacji szkoły, która znajduje się ok. 300 metrów od miejsca pożaru, bo wiatr wiał w drugą stronę.
Na razie nie wiadomo, co było przyczyną pożaru.

Bangladesz/Dziewięć osób zginęło w pożarze fabryki odzieżowej
Dziewięć osób zginęło we wtorek w pożarze fabryki odzieżowej w mieście Gazipur w Bangladeszu - poinformował komendant lokalnej straży pożarnej Abu Zafar Ahmed.
Według niego wśród ofiar śmiertelnych jest trzech pracowników kierowniczych fabryki, która jest własnością firmy Aswad Composite Mills. Około 50 pracowników doznało obrażeń. Przyczyna pożaru nie jest na razie znana.
Gazipur leży 40 kilometrów na północ od stolicy Bangladeszu Dhaki.
Przemysł odzieżowy Bangladeszu z roczną produkcją wartości 20 mld dolarów okupił swe eksportowe sukcesy niskimi zarobkami pracowników i notorycznym brakiem dbałości o ich bezpieczeństwo. W kwietniu bieżącego roku w pobliżu Dhaki zawalił się budynek mieszczący kilka fabryk tej branży, co spowodowało śmierć ponad 1100 ludzi.

Rakoczy: czujnik czadu i dymu - inwestycja dla zachowania życia
Zakup i zamontowanie czujnika czadu i dymu w mieszkaniu, to niedroga inwestycja, która może pozwolić na zachowanie życia - przekonywał we wtorek w Warszawie wiceminister spraw wewnętrznych Stanisław Rakoczy.
Na briefingu przed rozpoczynającą się w Warszawie międzynarodową konferencją poświęconą zabezpieczeniom przed zagrożeniem tlenkiem węgla i pożarami Rakoczy podał, że w sezonie grzewczym 2012/13 w wyniku zatrucia czadem zginęło w Polsce 91 osób. To o 15 mniej, niż w poprzednim sezonie - 2011/12.
"Naprawdę niewielka, niedroga inwestycja w małe urządzenie może spowodować, że czyjeś życie zostanie uratowane, ponieważ człowiek otrzyma wcześniejsze ostrzeżenie o zagrożeniu" - mówił Rakoczy dziennikarzom.
Czujnik czadu oraz dymu sygnalizuje zagrożenie głośnym, intensywnym sygnałem dźwiękowym - wielokrotnie powtarzanym piskiem. Urządzenia kosztują od kilkudziesięciu do stu złotych.
Powodem większości zaczadzeń są niesprawne urządzenia grzewcze - piece, podgrzewacze gazowe wody, zła wentylacja pomieszczeń i zły stan przewodów kominowych. Wiceminister przypomniał, że do większości zatruć tlenkiem węgla dochodzi w miejscu, gdzie czujemy się najbezpieczniej - we własnym mieszkaniu. "Chcielibyśmy zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby tę liczbę zniwelować - najlepiej do zera, albo przynajmniej znacznie zmniejszyć" - dodał.
W ocenie komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej bryg. Wiesława Leśniakiewicza mniejsza liczba ofiar, to jeden z efektów prowadzonej od trzech lat przez strażaków kampanii edukacyjnej "Nie dla czadu!". Najwięcej zdarzeń jest w okresie grzewczym - od października do marca. W tym miesiącu od czadu zginęła już jedna osoba - podał Leśniakiewicz.
Czujka czadu i dymu pozwala też przyspieszyć reakcję i moment wezwania służb. "Często przyjeżdżamy w momencie, gdy pożar jest już na takim etapie, że jest widoczny z zewnątrz, mimo szybkiego czasu dojazdu - maksymalnie do 15 minut od zgłoszenia, a nawet po 5-8 minutach, niewiele można już zrobić" - tłumaczył komendant.
"Nie obawiajmy się zapraszania do siebie kominiarzy, by sprawdzili, czy właściwie działają ciągi wentylacyjne, czy właściwie działają ciągi odprowadzające spaliny - kominy, czy urządzenia grzewcze są właściwie przygotowane do okresu zimowego" - podkreślił Leśniakiewicz. Zaznaczył, że raz w roku mamy obowiązek sprawdzić ciągi wentylacyjne, a kominy, gdzie jest spalanie, dwa-trzy razy w roku.
Rzecznik prasowy Korporacji Kominiarzy Polskich Mirosław Antos podał, że koszt standardowego przeglądu, to ok. 100 zł. "Nie jest to kwota porażająca, gdy pamięta się o tym, że taka wizyta kominiarza może uratować ludzkie życie" - podkreślił. Podał, że w kraju pracuje ok. 3 tys. mistrzów kominiarskich, a kominiarzy jest ok. 8-9 tys.
Czad, czyli tlenek węgla, jest gazem silnie trującym, bezbarwnym i bezwonnym. Powstaje w wyniku niezupełnego spalania gazu, węgla czy innych paliw w zbyt małej ilości tlenu.
Objawy zatrucia czadem to ból i zawroty głowy, duszność, trudności z oddychaniem, senność, nudności. W takiej sytuacji należy wezwać służby ratownicze - pogotowie ratunkowe, straż pożarną czy pogotowie gazowe. Poszkodowanemu trzeba natychmiast zapewnić dopływ świeżego powietrza, jak najszybciej wynieść z pomieszczenia i rozluźnić ubranie. Jeśli zaczadzona osoba nie oddycha, to po jej wyniesieniu na świeże powietrze należy wykonać sztuczne oddychanie i masaż serca.
Tlenek węgla w układzie oddechowym człowieka wiąże się z hemoglobiną krwinek 250 razy szybciej niż tlen, blokując dopływ tlenu do organizmu. Następstwem ostrego zatrucia może być nieodwracalne uszkodzenie ośrodkowego układu nerwowego, niewydolność wieńcowa i zawał albo nawet natychmiastowa śmierć.


OPZZ ocenia, że projekt pracodawców to pomysł na "kolejne ograniczenie nadzoru nad warunkami pracy, by umożliwić pracodawcom oszczędności na bezpieczeństwie pracowników". Solidarność podkreśla, że nie można ograniczać roli społecznej inspekcji pracy. Przyznaje jednak, że ustawa jest stara i wymaga uporządkowania.
Zgodnie z ustawą z 24 czerwca 1984 roku o społecznej inspekcji pracy, jeżeli w zakładzie pracy działają związki zawodowe możliwe jest powołanie społecznych inspektorów pracy, którzy mają czuwać, by pracodawca zapewniał bezpieczne i higieniczne warunki pracy. Społeczny inspektor pracy może, ale nie musi być członkiem związku zawodowego, powinien mieć co najmniej pięcioletni staż pracy w branży, do której należy zakład i co najmniej dwuletni staż w danym zakładzie.
Społecznych inspektorów pracy wybiera się na czteroletnią kadencję. Przez cały ten czas oraz rok po wygaśnięciu mandatu społeczny inspektor nie może zostać zwolniony, chyba że zachodzą przyczyny uzasadniające rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia. Ponadto nie można wypowiedzieć mu warunków pracy i płacy na jego niekorzyść.
Społeczni inspektorzy pracy mają prawo kontrolować stan budynków i maszyn z punktu widzenia bezpieczeństwa i higieny pracy, kontrolować przestrzeganie przepisów prawa pracy, brać udział w ustalaniu okoliczności i przyczyn wypadków przy pracy. Inspektorzy mają też prawo wstępu w każdym czasie do pomieszczeń i urządzeń zakładu pracy.
Taki kształt ustawy o społecznej inspekcji pracy nie podoba się pracodawcom. Konfederacja Lewiatan uważa, że "zasady powoływania, przez związki zawodowe, społecznych inspektorów pracy w żaden sposób nie są dostosowane do obecnej rzeczywistości".
"Mamy coraz więcej sygnałów od pracodawców, że w wielu przypadkach społeczni inspektorzy pracy nie są partnerami do rozmowy o warunkach pracy, nie mają w tym zakresie wiedzy, nie prowadzą rejestrów pracowniczych skarg i wniosków, a swoją funkcję pełnią, żeby podlegać ochronie przed zwolnieniem" - powiedziała w poniedziałek PAP dr Grażyna Spytek-Bandurska, ekspertka Konfederacji Lewiatan.
Wskazała, że obecnie nie ma też żadnych limitów dotyczących liczby społecznych inspektorów, powoływanych w jednej firmie.
Dlatego Lewiatan przygotowuje założenia do projektu nowelizacji ustawy o społecznej inspekcji. Szczegółowe propozycje zmian nie są na razie znane. Spytek-Bandurska powiedziała, że gdyby wypracowany projekt zyskał akceptację wszystkich partnerów społecznych, Lewiatan chciałby, by został wniesiony jako inicjatywa rządowa, w przeciwnym razie Konfederacja zwróci się do posłów.
Wiceszef OPZZ Andrzej Radzikowski ocenia, że w Polsce nie ma klimatu, żeby zmniejszać nadzór na bezpieczeństwem i higieną pracy, ponieważ przodujemy w liczbie wypadków przy pracy, w tym wypadków śmiertelnych.
"Państwowa Inspekcja Pracy ma ograniczoną liczbę pracowników i dużą ilość zadań, dociera sporadycznie (do zakładów pracy) i to po uprzedzeniu, że przyjdzie, a społeczny inspektor jest na miejscu codziennie i to najbardziej boli pracodawców" - ocenił Radzikowski.
Podkreślił, że nie podziela też opinii, by społeczni inspektorzy byli nieprzygotowani do swojej funkcji. "Przeczy temu chociażby liczba szkoleń, jaką związki zawodowe organizują dla społecznych inspektorów, ich działalność wspiera też PIP" - powiedział Radzikowski.
Rzecznik NSZZ "Solidarność" Marek Lewandowski wskazał z kolei, że ustawa o społecznej inspekcji jest stara i wymaga uporządkowania. "Ustawa nie przewidziała sytuacji, która występuje dzisiaj, że przy kilku działających w firmie związkach zawodowych legalnie może dojść do wyboru kilku inspektorów pracy" - powiedział PAP. Dlatego, jego zdaniem, potrzeba prostej nowelizacji, dzięki której związki w porozumieniu będą wybierać jednego inspektora pracy, a nie kilku konkurujących ze sobą.
Nie wolno natomiast, zdaniem Lewandowskiego, doprowadzić do ograniczenia ochrony społecznych inspektorów.

Wiele stresorów, czyli bodźców wywołujących napięcie, pracodawca może ograniczyć lub wyeliminować w ramach poprawy organizacji pracy i komunikacji z zatrudnionymi. Wśród najbardziej stresujących czynników badani wskazywali m.in. niejednoznaczne zasady wynagradzania, brak perspektyw awansu i nadmierną biurokrację. Te niekorzystnie wpływające na samopoczucie, wydajność i motywację czynniki wskazywało ponad 80 proc. badanych. Najbardziej stresogenną sytuacją jest możliwość utraty pracy i ryzyko uszczerbku na zdrowiu w związku z wykonywanymi obowiązkami.
Z badania wynika, że próg tolerancji niekorzystnych fizycznych i społecznych warunków pracy obniża się z wiekiem. Proces ten zaznacza się już u pracowników w wieku 35–44 lata i narasta w starszych grupach. Jest to istotne w kontekście podniesienia wieku emerytalnego. Mniej na stres skarżą się panny i kawalerowie. W mniejszym stopniu napięcie wywołują u nich wymogi pracodawcy zakłócające równowagę między życiem zawodowym a prywatnym.

Niemcy: trzech górników zginęło w wypadku w kopalni potasu
Trzech górników zginęło we wtorek w wypadku w kopalni potasu na terenie niemieckiego kraju związkowego Turyngia. Przyczyną tragedii był wyrzut dwutlenku węgla, do którego doszło podczas eksploatacji złoża w kopalni w Unterbreizbach.
"Ratownicy znaleźli ciała trzech górników" - poinformowała wieczorem telewizja publiczna ARD.
Początkowo w korytarzu na głębokości 700 metrów uwięzionych było siedmiu górników. Czterem z nich udało się o własnych siłach wydostać na powierzchnię. Do uwolnienia dwutlenku węgla doszło podczas prac wydobywczych na głębokości 900 metrów. W wyniku wyrzutu tego gazu powstała potężna fala uderzeniowa.
Kopalnia w Unterbreizbach należy do firmy K+S Kali GmbH z Kassel. Należą do niej zakłady wydobywcze potasu i soli na terenie Turyngii i Hesji.

Tegoroczna edycja Europejskiego Tygodnia Bezpieczeństwa i Zdrowia w Pracy skupia się na tematyce trwającej kampanii „Zdrowe i bezpieczne miejsce pracy: Partnerstwo dla prewencji”.
Kampania ta ma zachęcić kadrę kierowniczą, pracowników i inne zainteresowane strony do połączenia sił i podjęcia działań służących poprawie bezpieczeństwa i zdrowia w pracy.
Ma ona zdecentralizowany charakter i jest zaprojektowana, by wesprzeć władze krajowe, przedsiębiorstwa, organizacje, kierowników, pracowników i ich przedstawicieli oraz inne zainteresowane strony we współpracy, której celem jest wzmocnienie bezpieczeństwa i zdrowia w pracy. Kampania koncentruje się na: zapobieganiu ryzyku; zarządzaniu ryzykiem; zachęcaniu kadry kierowniczej wyższego szczebla do aktywnego zaangażowania się w zmniejszanie ryzyka; zachęcaniu pracowników, ich przedstawicieli i innych zainteresowanych stron do współpracy z kadrą zarządzającą na rzecz zmniejszenia ryzyka.


Rozporządzeniem z dnia 24 września 2013 r. Minister Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej (Dz. U. poz. 1161) postanowił, iż urządzenia służące do napełniania i opróżniania zbiorników transportowych eksploatowane przed 21 października 2006 r., tj. przed wejściem w życie rozporządzenia Ministra Transportu z dnia 20 września 2006 r. w sprawie warunków technicznych dozoru technicznego, jakim powinny odpowiadać urządzenia do napełniania i opróżniania zbiorników transportowych (Dz. U. Nr 181, poz. 1335 z późn. zm.) i niespełniające określonych w nim wymagań w zakresie budowy, mogą być eksploatowane nie dłużej, niż do dnia 30 czerwca 2014 r. na podstawie warunków technicznych ustalonych z TDT.
Wydłużenie okresu przejściowego zacznie obowiązywać od dnia 15 października br.

"Zauważalna jest wyraźna tendencja spadkowa ilości wypadków, zarówno w całym górnictwie, jak i w kopalniach węgla kamiennego. Niewiele natomiast zmienia się, gdy chodzi o przyczyny wypadków; powtarzają się one od kilku lat" - wskazała rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach Jolanta Talarczyk.
Pracownicy kopalń najczęściej doznają urazów z powodu potknięcia, poślizgnięcia lub przewrócenia się (ponad 27 proc.). Powodem niespełna 19 proc. wypadków jest np. oberwanie się na górników skał lub węgla. W ponad 11 proc. przypadków dochodzi do obsunięcia się na pracowników innych przedmiotów lub materiałów. Przyczyną ponad 9 proc. urazów jest uderzenie o inne przedmioty. Wszystkie te przyczyny odpowiadają za ponad dwie trzecie wypadków w górnictwie.
Szczególnie częstą przyczyną nieszczęśliwych zdarzeń w kopalniach są potknięcia czy poślizgnięcia. Wynika to m.in. z dużych odległości, jakie pod ziemią muszą pokonać górnicy. Od zjazdu na dół do stanowiska pracy w skrajnych przypadkach pracownicy muszą przebyć nawet 9 km. Zwykle korzystają z podziemnych kolejek lub idą pieszo. Wyliczono, że efektywny czas pracy górnika w kopalniach węgla kamiennego to przeciętnie 3,5 godziny podczas zmiany, a w niektórych kopalniach dotarcie do stanowiska pracy od szybu zjazdowego zabiera górnikom ponad 100 minut.
Nadzór górniczy zaleca, by kopalnie na szerszą skalę przystosowały taśmociągi do jazdy ludzi. Takie rozwiązanie poprawia bezpieczeństwo pracy i zmniejsza zmęczenie górników. Na razie w kopalniach jest 16 przenośników, którymi mogą jeździć górnicy. Łączna długość tych taśmociągów przekracza 12 km, z czego prawie połowa jest w kopalni Sobieski w Jaworznie, należącej do Południowego Koncernu Węglowego z grupy energetycznej Tauron. W ciągu ośmiu miesięcy tego roku w koncernie doszło do 51 wypadków, wobec 75 w tym samym czasie przed rokiem.
W sumie w kopalniach węgla kamiennego działa 1,9 tys. przenośników taśmowych o łącznej długości trasy 681,6 km. Nie wszędzie możliwe jest ich przystosowanie do transportu ludzi, ale w wielu przypadkach da się to zrobić. WUG przygotował poradnik precyzujący warunki, jakie muszą być spełnione, by taśmociągiem bezpiecznie mógł jechać człowiek.
Wśród powtarzających się przyczyn wypadków są także osunięcia się skał czy węgla na pracujących górników. W wielu przypadkach dochodzi do tego z powodu błędów w organizacji robót, nieprzestrzegania przyjętej technologii lub niewłaściwego zabezpieczenia wyrobiska. W połowie września w kopalni Sobieski zginął górnik, przygnieciony odspojoną bryłą węgla. Dwaj inni zostali niegroźnie ranni.
Podczas prowadzonych kontroli inspektorzy nadzoru górniczego wciąż stwierdzają liczne nieprawidłowości w sposobie prowadzenia prac, a także przypadki niesprawnych maszyn i urządzeń. Od początku roku do końca sierpnia 1043 razy zatrzymywano pracę takich urządzeń, wobec 1479 razy w całym zeszłym roku. 383 razy inspektorzy zatrzymali nieprawidłowo prowadzone prace, wobec 483 takich przypadków w całym zeszłym roku. Roboty można wznowić po naprawieniu usterek, jednak w praktyce nieprawidłowości często się powtarzają.
Ogółem od początku tego roku do końca sierpnia w całym polskim górnictwie doszło do 1678 wypadków, z czego 1230 wydarzyło się w kopalniach węgla kamiennego. Statystycznie na każdy tysiąc zatrudnionych w kopalniach węgla górników dziewięciu ulega wypadkom. Zginęło 16 górników, z tego 13 w kopalniach węgla kamiennego.
W całym ubiegłym roku wypadków górniczych było 2809, z czego w kopalniach węgla 2196. 28 górników zginęło, z czego 22 w kopalniach węgla kamiennego.

Utrudnienia na A4 w związku z ćwiczeniami służb ratowniczych
Kierowcy podróżujący w czwartek dolnośląskim odcinkiem autostrady A4 muszą liczyć się z utrudnieniami. W związku z ćwiczeniami służb ratowniczych ok. godz. 8 zamknięty zostanie fragment trasy w kierunku Wrocławia w okolicach Miejsca Obsługi Podróżnych „Oleśnica Mała”.
Ćwiczenia na czterokilometrowym odcinku autostrady A4, pomiędzy węzłami Brzezimierz i Przylesie, potrwają około trzech godzin. Nitka autostrady w kierunku Opola będzie przejezdna. Na nią będą kierowane auta jadące w stronę Wrocławia.
W ćwiczeniach weźmie udział straż pożarna, policja, ratownicy medyczni oraz pracownicy Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA).
Jak poinformował PAP Michał Radoszko z wrocławskiego oddziału GDDKiA, scenariusz ćwiczeń zakłada trzy epizody: wypadek na autostradzie z wieloma rannymi, pożar hotelu na Miejscu Obsługi Podróżnych oraz wyciek substancji niebezpiecznych.
„Część scenariusza ćwiczeń jest utajniona. Tak jak podczas rzeczywistego zdarzenia nie wszystko można przewidzieć, tak i podczas ćwiczeń organizatorzy już w trakcie będą wprowadzać elementy utrudniające ratownikom działania ratunkowe” - podał Radoszko.
Celem ćwiczeń z udziałem służ ratowniczych jest sprawdzenie procedur działań w sytuacjach kryzysowych na autostradzie.(PAP)

 

Bydgoszcz/ Błędy konstrukcyjne przyczyną zawalenia się hali

Do zawalenia się hali nad sztucznym lodowiskiem w Bydgoszczy przyczyniły się błędy w projekcie - ocenił biegły. Do katastrofy konstrukcji przykrywającej sztuczne lodowisko doszło w styczniu.
"Prokuratura otrzymała już zleconą przez policję ekspertyzę na temat przyczyn zawalenia się dachu hali namiotowej lodowiska. Z opinii biegłego wynika, że winę za uszkodzenie obiektu ponosi projektant i wykonawca namiotu, a ekspert ustalił, że konstrukcja obciążona była wadami projektowymi" - poinformowała w poniedziałek Sandra Tyczyno, rzeczniczka Leśnego Parku Kultury i Wypoczynku, który zarządzał lodowiskiem.
Do zawalenia się konstrukcji namiotowej nad taflą lodu doszło 19 stycznia, gdy w sobotni wieczór ze ślizgawki korzystało około 70 osób. Na szczęście obsługa lodowiska w porę zauważyła, że konstrukcja zadaszenia zaczyna tracić stabilność. Wezwano wszystkie osoby znajdujące się na tafli i wokół niej do opuszczenia obiektu i wszyscy zdążyli wyjść. Po kilkunastu minutach dach runął. Konstrukcja zadaszenia była wykonana z aluminium, a całość była przykryta brezentem.

Do wypadku doszło w nocy z czwartku na piątek na wiadukcie Górczyńskim w Poznaniu. Stan poszkodowanych jest poważny.
- Trzech naszych pracowników ma poważne złamania, m.in. miednicy. Jeden z nich, z przebitym płucem, leży na oddziale intensywnej terapii - mówi nam rzeczniczka Aquanetu Dorota Wiśniewska. Rannych zostało też dwóch pracowników firmy, która była podwykonawcą Aquanetu.
Robotnicy od poniedziałku starali się udrożnić fragment kanalizacji, który został zalany betonem podczas niedawnego remontu wiaduktu. - Ze względu na duży ruch samochodów prace prowadziliśmy tylko w nocy - wyjaśnia Wiśniewska.
W nocy z czwartku na piątek kierowca tira staranował samochód, którym przyjechali pracownicy, potrącił pięciu z nich.
Dawid Marciniak z wielkopolskiej policji potwierdza, że obrażenia trzech osób są poważne: - Jedna, lżej ranna osoba opuściła szpitala na własną prośbę.
Na razie nie wiadomo, dlaczego doszło do wypadku. Kierowca tira był trzeźwy. Wiśniewska podkreśla, że miejsce robót było wyraźnie oznakowane: - Mamy doświadczenie, wiele prac wykonujemy w nocy.


Nowe wzory zgłoszeń do ubezpieczeń społecznych i ubezpieczenia zdrowotnego


Nowe rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej dostosowuje wzory dokumentów zgłoszeniowych – m.in. druków ZUS ZUA, ZUS ZCNA oraz ZUS ZSWA – do zmienionych przepisów ustawy o zasadach ewidencji i identyfikacji podatników i płatników.
Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 9 września 2013 r. zmieniające rozporządzenie w sprawie określenia wzorów zgłoszeń do ubezpieczeń społecznych i ubezpieczenia zdrowotnego, imiennych raportów miesięcznych i imiennych raportów miesięcznych korygujących, zgłoszeń płatnika, deklaracji rozliczeniowych i deklaracji rozliczeniowych korygujących, zgłoszeń danych o pracy w szczególnych warunkach lub o szczególnym charakterze oraz innych dokumentów (Dz. U. poz. 1101) przewiduje dostosowanie wzorów druków zgłoszeniowych ZUS ZUA, ZUS ZCNA, ZUS ZZA, ZUS ZIUA, ZUS ZWUA oraz ZUS ZSWA do przepisów ustawy z dnia 29 lipca 2011 r. o zmianie ustawy o zasadach ewidencji i identyfikacji podatników i płatników oraz niektórych innych ustaw (Dz. U. Nr 171, poz. 1016), mocą której odstąpiono od obowiązku posiadania numeru NIP przez osoby fizyczne objęte rejestrem PESEL, które nie prowadzą działalności gospodarczej lub nie są zarejestrowanymi podatnikami podatku od towarów i usług.
Rozporządzenie zmieniające uchyla także formularz ZUS RMUA, wprowadzając w jego miejsce druk informacja miesięczna dla osoby ubezpieczonej oraz druk informacja roczna dla osoby ubezpieczonej.
Nowelizacja wprowadza ponadto zmianę opisu niektórych kodów tytułów ubezpieczenia oraz znosi niektóre z nich (m.in. 15 00, 16 10 i 17 00). Wprowadzone zostały przy tym odrębne kody dla osób pobierających emeryturę pomostową i nauczycielskie świadczenie kompensacyjne (nowe kody 26 00, 26 01, 27 00, 27 01).
Omawiane rozporządzenie zacznie obowiązywać, z nielicznymi wyjątkami, 1 listopada br. Płatnicy składek mogą do wyczerpania zapasów posługiwać się dotychczasowymi wzorami znowelizowanych dokumentów, jeżeli dokumenty są przekazywane w formie dokumentu pisemnego, nie dłużej jednak niż do dnia 31 grudnia 2013 r.

 

 


Zgłoszenie do ubezpieczeń (zgłoszenie zmiany danych osoby ubezpieczonej)
Zgłoszenie danych o członkach rodziny dla celów ubezpieczenia zdrowotnego
Zgłoszenie do ubezpieczenia zdrowotnego (zmiana zgłoszenia)
Zgłoszenie zmiany danych identyfikacyjnych osoby ubezpieczonej
Wyrejestrowanie z ubezpieczeń
Imienny raport miesięczny o należnych składkach i wypłaconych świadczeniach
Imienny raport miesięczny o należnych składkach na ubezpieczenie zdrowotne
Deklaracja rozliczeniowa
Informacja miesięczna dla osoby ubezpieczonej
Informacja roczna dla osoby ubezpieczonej
Zgłoszenie/ korekta danych o pracy w szczególnych warunkach lub o szczególnym charakterze

 


Inspektorzy mają problem np. z wykonywaniem uprawnień związanych z kontrolą ewidencji osób wykonujących pracę w szczególnych warunkach lub o szczególnym charakterze.
– Mamy około tysiąca spraw związanych z wpisem do tej ewidencji – informuje Agata Kostyk-Lewandowka z Okręgowego Inspektoratu Pracy we Wrocławiu.
Teoretycznie zgodnie z art. 11a ustawy o PIP (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 404 z późn. zm.) inspektor jest uprawniony do nakazania firmie, aby umieściła danego pracownika we wspomnianej ewidencji osób. Od tego zależy, czy będzie miał prawo do świadczeń pomostowych.
Początkowo organy PIP wydały wiele ostatecznych decyzji administracyjnych korzystnych dla pracowników, które w sądownictwie administracyjnym były akceptowane. Z czasem sytuacja się zmieniła. 19 kwietnia 2011 r. zapadł wyrok NSA (syg. akt SA/Po 605/10) kwestionujący prawo inspekcji pracy do wydawania rozstrzygnięcia w tym zakresie. Wyroki w kolejnych sprawach także były niekorzystne dla zatrudnionych i podważały uprawnienia PIP.
Inspektor pracy nie może też w istotny sposób pomóc osobie, która jest zatrudniona na podstawie umowy cywilnoprawnej, ale na zasadach charakterystycznych dla stosunku pracy. Teoretycznie może skierować do sądu sprawę o ustalenie istnienia stosunku pracy, ale z reguły tego nie czyni, bo zatrudniony na umowie cywilnej w obawie przed utratą źródła utrzymania nie współpracuje z PIP.
W ubiegłym roku złożono tylko 81 takich powództw na rzecz 89 pracujących. W dobie powszechnego samozatrudnienia i pracy na zlecenie liczby te wydają się – delikatnie mówiąc – mało imponujące.
Z perspektywy PIP najbardziej skuteczną formą oddziaływania na pracodawców w takich sprawach jest kierowanie wystąpień. Inspektorzy wnoszą w nich o zastąpienie kontraktów cywilnoprawnych umowami o pracę. Wystąpienia nie mają jednak charakteru decyzji administracyjnej.
W tym przypadku sytuacja może się zmienić. Nad wprowadzeniem nowych przepisów rozszerzających uprawnienia PIP w zwalczaniu nadużywania umów cywilnoprawnych pracuje już Sejm. Zgodnie z poselskim projektem inspektor nie będzie musiał wytaczać wspomnianych powództw, lecz od razu będzie mógł nakazać – opierając się na dokonanych ustaleniach – zastąpienie kontraktu cywilnoprawnego umową o pracę. Firmie ma przysługiwać środek odwoławczy na zasadach ogólnych.

 

 

 

W 2010 r. wdowa po zatrudnionym w prywatnej firmie wystąpiła do ZUS o wypłatę jednorazowego odszkodowania z tytułu śmiertelnego wypadku przy pracy. Zakład odmówił wypłaty. Sprawa trafiła do sądu I instancji.

 

Wyrok Sądu najwyższego z dnia 5 czerwca 2013 r., III UK 8012 zapadł na tle stanu faktycznego, w którym ZUS odmówił wypłaty jednorazowego odszkodowania wdowie po zmarłym w wyniku zawału serca pracowniku. Był on zatrudniony w niepełnym wymiarze czasu jako zaopatrzeniowiec. W praktyce jednak pracował więcej, zajmując się w firmie wieloma innymi zadaniami.
W swym orzeczeniu SN przypomniał, że zgodnie z art. 3 ust. 1 ustawy z 30 października 2002 r. o ubezpieczeniu społecznym z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych (tekst jedn.: Dz. U. z 2009 r. Nr 167, poz. 1322 z późn. zm.) za wypadek przy pracy uważa się nagłe zdarzenie wywołane przyczyną zewnętrzną, powodujące uraz lub śmierć, które nastąpiło w związku ze świadczonymi zadaniami. Niezbędne jest więc określenie relacji między doznanym zawałem a pracą, stresem i wysiłkiem fizycznym oraz brakiem badań profilaktycznych.
Sędziowie wskazali, że za zewnętrzną przyczynę ataku serca nie może być uznany każdy wysiłek związany z normalnie wykonywanymi obowiązkami, lecz tylko ten istotny, czyli mający decydujący wpływ (w przeważającej mierze) na wywołanie dolegliwości. W przeciwnym razie można byłoby uznać, że każdy zawał w czasie świadczenia zadań służbowych jest wypadkiem przy pracy.
Przy ocenie takich zdarzeń niezbędne jest wskazanie, czy nadzwyczajna sytuacja związana z obowiązkami zawodowymi staje się współdziałającą przyczyną zewnętrzną (wyrok SN z 28 marca 2001 r., II UKN 283/00, wyrok SN z 23 września 1999 r., II UKN 128/99). Pogorszenie stanu zdrowia bez związku z wykonywanymi zadaniami i będące skutkiem rozwoju samoistnego schorzenia nie będzie uznane za wypadek przy pracy, choćby wystąpiło nagle. Z tego też powodu zadaniem sądu II instancji jest ustalenie, czy dopuszczenie do obowiązków takiej osoby może być uznane jako przyczyna zewnętrzna wypadku.


Bożena Wiktorowska

 

Obowiązujące od stycznia rozwiązanie ma istotne znaczenie dla firm. Jak wynika z danych PIP, nowe przedsiębiorstwa to cel ok. 1 proc. wszystkich przeprowadzanych w zakładach pracy wizyt. W 2012 r. inspekcja przeprowadziła ponad 800 kontroli warunków zatrudnienia w nowo powstałych firmach z różnych branż. Tylko w 27 przypadkach inspektorzy pracy nie stwierdzili naruszeń przepisów.
Na szczęście większość ujawnionych nieprawidłowości nie ma bezpośredniego związku z zagrożeniem zdrowia i życia pracowników. Dotyczą one m.in. przeprowadzenia oceny ryzyka zawodowego. Nie dokonano jej w przypadku 31 proc. stanowisk objętych kontrolą, a w 13 proc. była ona niekompletna (nie uwzględniono m.in. wszystkich zagrożeń występujących w miejscu pracy). Spośród pracowników objętych kontrolą 6 proc. nie odbyło szkolenia wstępnego w dziedzinie bhp, a w przypadku 26 proc. nie spełniało ono przepisowych wymogów. Odnotowano przypadki, w których żaden z pracowników firmy nie przeszedł wstępnego szkolenia bhp.

 

Obecne standardy bezpieczeństwa, obowiązujące w zabytkowych kopalniach i górniczych wyrobiskach wykorzystywanych do celów leczniczych lub rekreacyjnych, są niewystarczające - ocenia nadzór górniczy. Powstał zespół, który ma zaproponować zmiany w tym zakresie.
Powołanie specjalnego zespołu, który wypracuje propozycje stosownych zmian w prawie i procedurach, to następstwo kontroli, jaką przedstawiciele nadzoru górniczego przeprowadzili w sierpniu w zabytkowej kopalni "Guido" w Zabrzu. To jedna z największych atrakcji turystycznych Górnego Śląska. Kontrolerzy odkryli w niej nieprawidłowości, które - gdyby np. doszło do pożaru - mogłyby zagrażać bezpieczeństwu zwiedzających.
W "Guido" inspektorzy sprawdzali m.in. stan obudowy i zagrożenia zawałowego, przewietrzanie wyrobisk, eksploatację urządzeń elektrycznych oraz przygotowanie pracowników do zwalczania zagrożenia pożarowego i prowadzenia akcji ratowniczej.
"Stwierdzono wiele nieprawidłowości, np. dyspozytor nie wiedział ile osób znajduje się pod ziemią i nie miał stałej łączności z osobami wytypowanymi do prowadzenia akcji ratowniczej - na cztery osoby tylko z jedną zdołał nawiązać kontakt. Nie wyznaczył rejonu zagrożenia, nie ewakuował też ludzi w symulowanej sytuacji pożarowej" - powiedziała PAP rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) Jolanta Talarczyk.
Zastrzeżenia dotyczyły także wentylacji poziomu 320 m w kopalni oraz pozostawiania gości podziemnej restauracji bez nadzoru przewodnika, co stwarza ryzyko niekontrolowanego przemieszczania się turystów pod ziemią. Sformułowano zalecenia, które mają doprowadzić do usunięcia nieprawidłowości.
Po tej kontroli prezes WUG Piotr Litwa zdecydował, że konieczny jest systemowy przegląd regulacji i procedur bezpieczeństwa w tego typu podziemnych obiektach oraz wypracowanie propozycji udoskonalenia standardów. Zajmie się tym 17-osobowy zespół, w skład którego weszli m.in. naukowcy z Polskiej Akademii Nauk, Akademii Górniczo-Hutniczej i Politechniki Śląskiej oraz przedstawiciele ratownictwa górniczego, nadzoru górniczego i podziemnych muzeów, jak "Guido" czy kopalnie soli w Wieliczce i Bochni.
"Zagrożenia w dawnych wyrobiskach węglowych i solnych nie są takie same. Dlatego oczekuję, że zespół określi pewne elementarne zasady, którym będą musieli sprostać np. wszyscy dyspozytorzy ruchu w tych zakładach, przewodnicy i osoby upoważnione do prowadzenia akcji ratowniczych. Te minimalne założenia zostaną następnie uszczegółowione o warunki, które dotyczyć będą przewietrzania konkretnych wyrobisk czy dopuszczalnej ilości osób, które mogą w nich jednorazowo przebywać" – wyjaśnił w poniedziałek prezes WUG.
Zespół ma wypracować standardy dotyczące wentylacji, ewakuacji ludzi i prowadzenia akacji ratowniczych. Nadzór górniczy wskazuje, że są to podstawowe kwestie dla bezpieczeństwa ruchu turystycznego oraz przebywania ludzi w dawnych wyrobiskach w celach rekreacyjnych czy leczniczych.
"Nawet nie chcę sobie wyobrazić, że mogłoby dojść do jakiegoś górniczego nieszczęścia z udziałem turystów czy kuracjuszy sanatoryjnych. Trudno przewidzieć, jak w takich warunkach prowadzony akcję ratowniczą, gdyby zdarzył się prawdziwy pożar. Wyniki kontroli w +Guido+ były bardzo niepokojące. W kopalniach +Wieliczka+ i +Bochnia+ są inne problemy, dotyczące np. odwadniania" - wskazał Litwa.
Zespół ma m.in. do wiosny przyszłego roku opracować propozycje wymagań dotyczących bezpiecznego prowadzenia ruchu w zabytkowych kopalniach, przeanalizować stan prawny w tym zakresie i zarekomendować propozycje zmian, a także przygotować standardy dotyczące wentylacji wyrobisk, ewakuacji osób, maksymalnej liczby osób przebywających jednocześnie pod ziemią czy minimalnej liczby przewodników przypadających na jedną grupę podczas podziemnego zwiedzania. Ustalone mają być też szczegółowe zasady prowadzenia akcji ratowniczych, sposobu alarmowania, wyznaczania strefy zagrożenia itp.


Prokuratura Rejonowa w Szamotułach (Wielkopolskie) wszczęła postępowanie w sprawie awarii gazociągu, która przed tygodniem utrudniła dostęp do gazu w kilkunastu miejscowościach północno-zachodniej Wielkopolski.
Do awarii doszło w miniony wtorek w Dormowie koło Międzychodu. Z powodu usterki gazociągu, straż pożarna ewakuowała na kilka godzin ok. 100 mieszkańców Dormowa.
Śledczy sprawdzają, kto odpowiada za ewentualne sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób poprzez unieruchomienie lub uszkodzenie urządzenia użyteczności publicznej.
"Informację dostaliśmy od policji bezpośrednio po samym zdarzeniu. Nie wiedzieliśmy, co było przyczyną rozszczelnienia gazociągu. Nie można było wykluczyć udziału osób trzecich” – poinformował w poniedziałek PAP prokurator rejonowy w Szamotułach Michał Franke.
Ewentualnemu sprawcy lub sprawcom grozi nawet ośmioletnie więzienie. Awarię usunięto po dwóch dniach.


Policja z biegłymi z zakresu pożarnictwa, specjaliści od konserwacji zabytków i rzeczoznawcy prowadzą w poniedziałek oględziny kościoła pw. św. Wojciecha w Białymstoku, gdzie w niedzielę doszło do pożaru. Spłonęła i zawaliła się konstrukcja dachu wieży.
Straż pożarna zakończyła już działania w miejscu pożaru. Do późnych godzin wieczornych w niedzielę trwały prace rozbiórkowe oraz zabezpieczające.
Straty materialne strażacy oszacowali na 4 mln zł, wartość uratowanego mienia na 12 mln zł - poinformował PAP rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej PSP w Białymstoku Marcin Janowski.
W wyniku pożaru, który wybuchł ok. godz. 10.00 w niedzielę, spłonęła i uległa zawaleniu drewniana konstrukcja dachu wieży kościoła, spłonęło też drewniane wnętrze wieży. Ocalała nawa główna i boczne w głównej części kościoła. Spadające płonące elementy dachu wieży z dużym metalowym krzyżem, uszkodziły część połaci głównego dachu nad świątynią, ale jego konstrukcja nie jest uszkodzona.
"Przed ogniem uratowane zostało całe wnętrze kościoła wraz z wyposażeniem. Ocalały także dzwony, choć elementy konstrukcyjne mocowań zostały mocno okopcone. Strażacy nie dopuścili także do przedostania się płomieni przez płonąca drewnianą ścianę, do pomieszczenia gdzie znajdowały się organy" - dodał Janowski.
W poniedziałek w miejscu pożaru oględziny prowadzi m.in. policja z biegłymi z zakresu pożarnictwa. Na wyniki tych oględzin czeka Prokuratura Rejonowa Białystok-Północ, która będzie prowadziła śledztwa w sprawie pożaru.
"Zostaną ustalone okoliczności tego pożaru: czy ma to jakiś związek z działalnością człowieka, czy może doszło do nieszczęśliwego wypadku" - powiedziała PAP zastępca szefa tej prokuratury Anna Milewska.
Powiatowy nadzór budowlany wydał zakaz użytkowania obiektu do czasu usunięcia zagrożeń - poinformował PAP w poniedziałek powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Białymstoku Tadeusz Kołota. Dodał, że inspektorzy nadzoru nie pracują w poniedziałek w miejscu pożaru, ale parafii wydano zalecenie o powołaniu rzeczoznawcy.
Kościół św. Wojciecha został wybudowany w 1912 roku, w ubiegłym roku parafia obchodziła 100-lecie powstania świątyni. Powstała jako świątynia ewangelicka pw. św. Jana. Po II wojnie światowej obiekt przeszedł w zarząd kościoła rzymskokatolickiego. W 1979 roku powstała parafia pw. św. Wojciecha. Kościół jest jedną z najbardziej charakterystycznych budowli w mieście.

Pytanie pochodzi z publikacji Serwisu BHP

Zgodnie z art. 6 ust. 1 pkt 5 ustawy z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (tekst jedn.: Dz. U. z 2013 r. poz. 947) - dalej u.z.c.z., osoby podejmujące lub wykonujące prace, przy których wykonywaniu istnieje możliwość przeniesienia zakażenia lub choroby zakaźnej na inne osoby, podlegają obowiązkowym badaniom sanitarno-epidemiologicznym. Aktualnie obowiązujące przepisy prawne nie wskazują jednak jednoznacznie z jaką częstotliwością należy wykonywać badania sanitarno-epidemiologiczne. Zgodnie z art. 68 u.z.c.z. dotychczasowe przepisy wykonawcze, wydane na podstawie poprzedniej ustawy z 6 września 2001 r. o chorobach zakaźnych i zakażeniach (utraciła moc 1 stycznia 2009 r.) zachowały moc do dnia wejścia w życie przepisów wykonawczych wydanych na podstawie u.z.c.z., nie dłużej jednak niż przez okres 3 lat od dnia jej wejścia w życie. Na tej podstawie 2 stycznia 2012 r. (tj. po upływie 3 lat) utraciły moc: 1. rozporządzenie Ministra Zdrowia z 10 lipca 2006 r. w sprawie wykazu prac, przy wykonywaniu których istnieje możliwość przeniesienia zakażenia na inne osoby (Dz. U. Nr 133, poz. 939); 2. rozporządzenie Ministra Zdrowia z 10 lipca 2006 r. w sprawie wykazu czynników chorobotwórczych oraz stanów chorobowych spowodowanych tymi czynnikami, którymi zakażenie wyklucza wykonywanie niektórych prac, przy wykonywaniu których istnieje możliwość przeniesienia zakażenia na inne osoby (Dz. U. Nr 132, poz. 928); 3. rozporządzenie Ministra Zdrowia z 2 lutego 2006 r. w sprawie badań do celów sanitarno-epidemiologicznych (Dz. U. Nr 25, poz. 191).
Nowe przepisy regulujące powyższe kwestie powinny zostać wydane na podstawie upoważnienia zawartego w art. 10 u.z.c.z., jednak do dnia dzisiejszego nie zostały wydane. W związku z licznymi wątpliwościami, które się pojawiają Generalny Inspektor Sanitarny w piśmie znak: GIS-HŻ-022-30/KP/07 zajął następujące stanowisko w powyższej sprawie: "[...] zgodnie z obecnie obowiązującym przepisem art. 10 ust. 2 ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi [u.z.c.z.] możliwość wykonywania pracy jest uzależniona od uzyskania orzeczenia o zdolności albo istnieniu przeciwwskazań do ich wykonywania. Orzeczenie lekarskie jest dokumentem potwierdzającym ważność wykonania badania do celów sanitarno-epidemiologicznych i zastępuje uprzednio wydawaną tzw. "książeczkę sanepidowską". Zgodnie z przepisem art. 7 ust. 2 ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi [u.z.c.z.] ocena zdolności do wykonywania prac i wydanie orzeczenia w tej sprawie spoczywa na lekarzu przeprowadzającym badanie. Przepisy te obowiązują bezpośrednio, z racji posiadanej rangi ustawowej. Orzeczenie jest wydawane przez lekarza medycyny pracy, który na podstawie przeprowadzonego w ramach badania sanitarno-epidemiologicznego wywiadu lekarskiego oraz badania przedmiotowego dokonuje oceny stanu zdrowia osoby badanej. Na podstawie uzyskanych w ten sposób informacji o charakterze klinicznym i epidemiologicznym oraz biorąc pod uwagę charakter podejmowanej lub wykonywanej przez badanego pracę, lekarz podejmuje decyzję odnośnie zdolności osoby do wykonywania prac oraz okresu ważności tego badania lub dalszego postępowania diagnostycznego w postaci badań dodatkowych".


Co najmniej 14 osób zginęło w piątek nad ranem w pożarze szpitala psychiatrycznego w obwodzie nowogrodzkim na północnym zachodzie Rosji - poinformował przedstawiciel władz lokalnych. Wg ministerstwa ds. sytuacji nadzwyczajnych 37 osób zaginęło i może wciąż żyć.
Przedstawiciel resortu Oleg Woronow, na którego powołuje się agencja Reutera, powiedział rozgłośni Echo Moskwy, że kilku spośród 37 zaginionych mogło uciec ze szpitala i przeżyć.
Według przedstawiciela lokalnych władz, cytowanego przez agencję ITAR-TASS, w pożarze zginęło co najmniej 14 osób.
Jak wynika ze wstępnych ocen śledczych, pożar, do którego doszło przed świtem, mógł spowodować jeden z pacjentów, podpaliwszy swoje łóżko - donosi agencja Interfax.
Ogień strawił budynek, w którym mieścił się oddział męski szpitala. Jak poinformował przedstawiciel ministerstwa ds. sytuacji nadzwyczajnych, w chwili wybuchu pożaru w budynku przebywało około 60 osób, w tym w większości pacjenci.
To już drugi pożar w szpitalu psychiatrycznym na terenie Rosji w tym roku. W kwietniu w pożarze placówki pod Moskwą zginęło 38 osób.


zadośćuczynienie za wpływ pyłu tytoniowego na zdrowie pracownika


Wyrok w tej sprawie może stworzyć szansę innym pracownikom do walki o odszkodowania. - Jeżeli się utrzyma, będę pierwszym, który podejmie starania, by osoby narażone na pracę w takich warunkach uzyskały rekompensatę – deklaruje mec. Maciej Kliś, pełnomocnik powódki.
Ale do tego może być jeszcze daleka droga. Philip Morris już zapowiada, że odwoła się od wyroku i będzie domagał się dodatkowych badań, czy rzeczywiście pył tytoniowy wpłynął na stan zdrowia kobiety. - Związek przyczynowy jest dla nas wątpliwy, bo proces diagnostyczny był dalece odległy od sztuki - stwierdziła po wyroku radca Dominika Dörre-Kolasa, pełnomocnik koncernu. I dodała, że zagrożenie kolejnymi pozwami jest niewielkie. - W ciągu ostatnich 20 lat mamy tylko dwa przypadki astmy oskrzelowej, i to jeszcze w czasach, gdy urządzenia odpylające nie były stosowane. Mieliśmy na początku procesu sygnały z okolicznych ośrodków medycyny, że zgłaszały się osoby z prośbą o skierowanie na badania, ale chorób zawodowych nie stwierdzono - dodała.

 

Prezes Rady Ministrów ogłosił wykaz stanowisk w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, na których występują warunki szczególnie uciążliwe lub szkodliwe dla zdrowia.

Zgodnie z § 1 rozporządzenia Prezesa Rady Ministrów z dnia 4 września 2013 r. w sprawie rodzajów stanowisk w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, na których występują warunki szczególnie uciążliwe lub szkodliwe dla zdrowia, a także innych stanowisk, na których przysługuje prawo do płatnego urlopu dodatkowego, albo gdy jest to uzasadnione szczególnymi właściwościami służby (Dz. U. poz. 1061) stanowiskami służbowymi w ABW, na których występują warunki szczególnie uciążliwe lub szkodliwe dla zdrowia, a także stanowiskami służbowymi, na których przysługuje prawo do płatnego urlopu dodatkowego, albo gdy jest to uzasadnione szczególnymi właściwościami służby, są stanowiska służbowe, z których opisu wynika, że do zakresu obowiązków funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego należy wykonywanie zadań służbowych w warunkach narażenia na:
1)działanie substancji niebezpiecznych i mieszanin niebezpiecznych w rozumieniu przepisów ustawy z dnia 25 lutego 2011 r. o substancjach chemicznych i ich mieszaninach (Dz. U. Nr 63, poz. 322 oraz z 2012 r. poz. 908);
2)działanie pyłów stanowiących czynniki szkodliwe dla zdrowia, wymienionych w załączniku nr 1 część B do rozporządzenia Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 29 listopada 2002 r. w sprawie najwyższych dopuszczalnych stężeń i natężeń czynników szkodliwych dla zdrowia w środowisku pracy (Dz. U. Nr 217, poz. 1833, z późn. zm.), zwanego dalej „rozporządzeniem w sprawie najwyższych dopuszczalnych stężeń i natężeń czynników szkodliwych dla zdrowia”, przekraczających najwyższe dopuszczalne stężenie określone w przepisach tego rozporządzenia;
3)działanie nielaserowego promieniowania optycznego przekraczającego wartości maksymalnych dopuszczalnych ekspozycji (MDE) określone w przepisach rozporządzenia w sprawie najwyższych dopuszczalnych stężeń i natężeń czynników szkodliwych dla zdrowia;
4)działanie promieniowania laserowego przekraczającego maksymalne dopuszczalne ekspozycje oka i skóry określone w przepisach rozporządzenia w sprawie najwyższych dopuszczalnych stężeń i natężeń czynników szkodliwych dla zdrowia;
5)działanie hałasu i hałasu ultradźwiękowego przekraczającego najwyższe dopuszczalne natężenie określone w przepisach rozporządzenia w sprawie najwyższych dopuszczalnych stężeń i natężeń czynników szkodliwych dla zdrowia;
6)działanie pola i promieniowania elektromagnetycznego o różnych częstotliwościach przekraczającego maksymalne dopuszczalne wielkości normatywne określone w przepisach rozporządzenia w sprawie najwyższych dopuszczalnych stężeń i natężeń czynników szkodliwych dla zdrowia;
7)drgania działające na organizm człowieka przekraczające dopuszczalne wartości ekspozycji dziennej określone w przepisach rozporządzenia w sprawie najwyższych dopuszczalnych stężeń i natężeń czynników szkodliwych dla zdrowia;
8)działanie promieniowania jonizującego przekraczającego limity dawek granicznych określone w przepisach rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 18 stycznia 2005 r. w sprawie dawek granicznych promieniowania jonizującego (Dz. U. Nr 20, poz. 168);
9)bezpośredni kontakt ze szkodliwymi czynnikami biologicznymi wymienionymi w rozporządzeniu Ministra Zdrowia z dnia 22 kwietnia 2005 r. w sprawie szkodliwych czynników biologicznych dla zdrowia w środowisku pracy oraz ochrony zdrowia pracowników zawodowo narażonych na te czynniki (Dz. U. Nr 81, poz. 716 oraz z 2008 r. Nr 48, poz. 288);
10)długotrwałe przebywanie w wymuszonej pozycji ciała, wymagające obciążenia ograniczonych grup mięśni, powodujące ucisk na pnie nerwów, ruchy monotypowe wykonywane w szybkim tempie, mikrourazy, oraz przebywanie w innej pozycji powodujące stały ucisk i nadmierne obciążenie aparatu kostno-stawowego;
11)nadmierne i długotrwałe obciążenie narządu głosu;
12)wykonywanie czynności wymagających podwyższonej koncentracji wzroku na elementach zminiaturyzowanych lub w warunkach niewystarczającego oświetlenia;
13)działanie podwyższonego lub obniżonego ciśnienia atmosferycznego, narażające na nagłe zmiany ciśnienia;
14)stałe przebywanie w pomieszczeniu zamkniętym, w którym utrzymuje się stała temperatura powyżej 25°C lub poniżej 10°C;
15)stałe przebywanie w pomieszczeniu, w którym utrzymuje się stała wilgotność powietrza przekraczająca 80%;
16)stałe przebywanie w pomieszczeniu pozbawionym oświetlenia naturalnego, w którym konieczne jest stosowanie sztucznego oświetlenia;
17)działanie zmiennych warunków atmosferycznych przy prowadzeniu tajnej obserwacji zewnętrznej;
18)działanie zmiennych warunków atmosferycznych przy wykonywaniu zadań z zakresu zewnętrznej fizycznej ochrony obiektów Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego;
19)stałe napięcie oraz koncentrację przy nagrywaniu i odtwarzaniu zapisów cyfrowych i magnetycznych w styczności ze zmiennym natężeniem i zakresem fal dźwiękowych, a także przy nasłuchu radiowym;
20)sytuacje, w których wykonują zadania polegające na fizycznym zwalczaniu terroryzmu.
Rozporządzenie wejdzie w życie 26 września br.

Właściciel firmy nie mógł przewidzieć pożaru
31 lipca 2013 | Prawo | Robert Horbaczewski
Trudno wymagać od pracodawcy, aby kompleksowo i wszechstronnie nadzorował oraz kontrolował każdego pracownika.
Piotr M. był właścicielem magazynu i hurtowni artykułów erotycznych w Lublinie. Budynki te wynajmował firmie, której jest wyłącznym wspólnikiem. Spółka była ubezpieczona w PZU SA w zakresie maszyn, urządzeń, wyposażenia i środków obrotowych, a w zakresie budynków ubezpieczonym był Piotr M. jako ich właściciel.
We wrześniu 2009 r. w magazynie wybuchł pożar. Najbardziej prawdopodobną przyczyną było zaprószenie ognia w czasie prac spawalniczych w magazynie. Pracownik spółki samowolnie postanowił zespawać oberwaną półkę i użył do tego prywatnego sprzętu Piotra M. bez jego zezwolenia. Asystował mu inny pracownik firmy. Prokuratura nie dopatrzyła się przestępstwa i umorzyła śledztwo w tej sprawie.
Pracodawca powinien przeszkolić pracowników w zakresie przepisów BHP
Ubezpieczyciel odmówił wypłaty odszkodowania za zniszczone budynki. Uzasadnił, że pracownicy podejmujący się prac spawalniczych nie przestrzegali przepisów, regulaminów, instrukcji przeciwpożarowych. Kierownictwo spółki zaniedbało nadzór nad spawarką i pracownikami, przez co dopuszczono do sytuacji, w której pracownicy spowodowali pożar.
Sąd Okręgowy w Lublinie uznał, że PZU ma wypłacić odszkodowanie. Pożar nie nastąpił bowiem z winy umyślnej lub rażącego niedbalstwa Piotra M. ani z winy umyślnej żadnej innej osoby, za którą ponosił on odpowiedzialność w rozumieniu przepisów ogólnych warunków ubezpieczenia, w tym klauzuli reprezentantów.
Piotr M. podjął wszelkie możliwe działania, aby do powstania szkody nie dopuścić. Pracownicy byli przeszkoleni w zakresie BHP oraz bezpieczeństwa pożarowego, w firmie znajdowała się instrukcja ppoż. sporządzona przez profesjonalny podmiot zewnętrzny. Zgodnie z wewnętrznym regulaminem spółki każdą usterkę wymagającą naprawy należało zgłosić kierownictwu firmy. Prac naprawczych nie zlecano pracownikom, nie było też zgody na ich wykonanie. Pracownicy nie uzyskali również zgody na użycie prywatnej spawarki właściciela firmy.
Sąd odwołał się też do doświadczenia życiowego, argumentując, że żaden pracodawca nie zdoła kompleksowo i wszechstronnie nadzorować i kontrolować każdego pracownika. Niezależnie od tego pracownicy dopełnili wszelkich czynności w zakresie bezpieczeństwa wynikających z przepisów BHP.
Sąd Apelacyjny w Lublinie podkreślił, że nawet gdyby przyjąć, że pracownicy spółki, którzy zajęli się spawaniem, nie przestrzegali przepisów ppoż., to nie są to osoby, których winę można zrównać z winą własną powoda. Katalog takich osób został bowiem określony w klauzuli i pracownicy ci do tych osób nie należą.
Piotrowi M. jako wspólnikowi i zarządzającemu firmą nie można przypisać też rażącego niedbalstwa. Postępowanie dowodowe wykazało, że nie naruszył elementarnych zasad staranności i nie mógł zakładać, że pracownicy zechcą samodzielnie użyć spawarki.
sygnatura akt I ACa 144/13

 

Wtorek, 10 września br. w Sejmie odbędzie się uroczyste posiedzenie sejmowej Rady Ochrony Pracy. Wydarzenie jest związane z jubileuszem 60-lecia powstania służby bezpieczeństwa i higieny pracy. Specjalna sesja Rady Ochrony Pracy przy Sejmie RP wpisuje się także w obchody 20-lecia powołania Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Pracowników Służby Bezpieczeństwa i Higieny Pracy. Podczas uroczystości zasłużeni pracownicy bhp otrzymają odznaczenia, dyplomy i statuetki.
Służba bhp jest jedno- lub wieloosobową komórką organizacyjną, wyodrębnioną w zakładzie pracy w celu pełnienia funkcji doradczych i kontrolnych w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy. Zgodnie z art. 237(11) Kodeksu pracy, obowiązek utworzenia służby bhp ma pracodawca zatrudniający więcej niż 100 pracowników, a w firmie, w której pracuje do 100 osób zadania służby powinny zostać powierzone pracownikowi zatrudnionemu przy innej pracy. W przypadku braku kompetentnych pracowników pracodawca może powierzyć wykonywanie zadań służby bhp specjalistom spoza firmy. Właściwy inspektor pracy może nakazać utworzenie służby bhp albo zwiększenie liczby jej pracowników, jeżeli uzasadniają to stwierdzone zagrożenia zawodowe.
Rada Ochrony Pracy przy Sejmie RP nadzoruje warunki pracy i działania Państwowej Inspekcji Pracy. Jest powoływana przez Marszałka Sejmu na 4-letnią kadencję. Najważniejsze zadania tego organu to m.in. ocena działalności PIP oraz opiniowanie projektów aktów prawnych dotyczących problematyki ochrony pracy. Rada inicjuje również prace związane z ratyfikacją konwencji międzynarodowych oraz międzynarodowych norm z zakresu ochrony pracy i ergonomii. Występuje także do organów administracji rządowej i samorządowej oraz organizacji pracodawców i pracobiorców w sprawach związanych z ochroną pracy. Rada przedstawia ponadto opinię m.in. o kandydatach na stanowiska Głównego Inspektora Pracy i jego zastępców oraz okręgowych inspektorów pracy. Członkowie Rady zbierają się co najmniej raz w miesiącu na posiedzeniach plenarnych, a pomiędzy nimi pracują w 4 zespołach problemowych, przygotowując m.in. stanowiska Rady.


Omawiano materiał przygotowany przez Kasę Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego. W posiedzeniu uczestniczyli: Iwona Hickiewicz, główny inspektor pracy, Leszek Zając, zastępca głównego inspektora pracy oraz dyrektor Departamentu Prewencji i Promocji GIP Krzysztof Bielecki.
Zabierając głos w dyskusji, Krzysztof Bielecki poinformował, że w roku ubiegłym w ramach działalności prewencyjnej na rzecz rolnictwa indywidualnego pracownicy PIP przeprowadzili ponad 6,2 tys. wizytacji gospodarstw rolnych, podczas których oceniono stan bezpieczeństwa pracy u blisko 10 tys. rolników. Najczęściej stwierdzane nieprawidłowości dotyczyły: ogólnego nieporządku w gospodarstwach, niewłaściwego przechowywania maszyn, użytkowania niebezpiecznych drabin i rusztowań, nieprawidłowego stanu instalacji i urządzeń elektrycznych. Pracownicy PIP wizytujący gospodarstwa zaobserwowali także 427 przypadków pracy dzieci, z czego 101 dotyczyło wykonywania prac wzbronionych młodocianym, a 267 wiązało się z przebywaniem dzieci w strefie bezpośredniego zagrożenia dla zdrowia i życia, w pobliżu pracujących maszyn i urządzeń rolniczych.
W celu dotarcia do większej grupy odbiorców oraz zwiększenia efektywności działań prewencyjnych w rolnictwie inspekcja pracy w roku bieżącym zainicjowała 3-letnią kampanię informacyjno-promocyjną pod nazwą „Szanuj życie! Bezpieczna praca w gospodarstwie rolnym”. Realizowana jest ona poprzez spoty reklamowe emitowane w radiu i telewizji oraz działania promocyjne w internecie i prasie branżowej. Nadrzędnym celem kampanii jest dążenie do ograniczenia ryzyka wypadkowego oraz poprawy ochrony zdrowia wśród rolników i członków ich rodzin.


W ubiegłym roku, według danych Państwowej Inspekcji Pracy (PIP), w branży fryzjerskiej i kosmetycznej zdarzyły się dwa lekkie wypadki przy pracy. Pierwszy dotyczył salonu piękności, w którym kosmetyczka spadła z krzesła podczas mycia ściany. W drugim wypadku na budynek zakładu fryzjerskiego najechał samochód ciężarowy, uszkadzając ścianę, której rozpadające się elementy poraniły dwie fryzjerki. Zważywszy, że PIP bada przede wszystkim wypadki śmiertelne, ciężkie lub zbiorowe, mogły wystąpić zdarzenia, które nie były przez inspekcję odnotowane. Niemniej jednak powyższe przykłady wskazują, że zagrożenia dla zatrudnionych w tej branży są niewielkie, a więc i potrzeba dodatkowych przepisów nie jest szczególnie pilna.
Europejscy partnerzy społeczni, a wśród nich Związek Rzemiosła Polskiego i NSZZ „Solidarność” zaproponowali więc, by w dyrektywie określić nowe obowiązki dla prowadzących działalność fryzjerską. Wśród nich przewidziano wyposażenie zakładów w odpowiednie krzesła, antypoślizgowe podłogi, odpowiednie urządzenia wentylacyjne oraz ograniczenia w stosowaniu substancji chemicznych. Firmy miałyby obowiązek zaopatrzenia zatrudnionych w odpowiednie środki higieniczne (np. rękawiczki) oraz zapewnienia takiej organizacji pracy, by prace mokra i sucha były wykonywane naprzemienne. Porozumienie przewiduje nawet taką kwestię, jak konieczność zdejmowania przez fryzjerów biżuterii z dłoni, w celu ograniczenia drażniącego wpływu farb i innych substancji na skórę. Standardy te miałyby spełniać nowo otwierane salony.

Stosownie do art. 229 § 4 ustawy z dnia 26 czerwca 1974 r. - Kodeks pracy (tekst jedn.: Dz. U. z 1998 r. Nr 21, poz. 94 z późn. zm.) – dalej k.p. pracodawca nie może dopuścić do pracy pracownika bez aktualnego orzeczenia lekarskiego stwierdzającego brak przeciwwskazań do pracy na określonym stanowisku.
W sytuacji, w której lekarz medycyny pracy po przeprowadzonych badaniach profilaktycznych (okresowych lub kontrolnych) stwierdza przeciwwskazania do wykonywania pracy przez pracownika na jego dotychczasowym stanowisku, pracodawca powinien przenieść tego pracownika do innej pracy, gdzie nie występują czynniki szkodliwe dla zdrowia, które były przyczyną niedopuszczenia go do pracy, lub – w przypadku braku takiej możliwości – wypowiedzieć pracownikowi stosunek pracy.
Warto zaznaczyć, że pracodawca nie ma formalnego obowiązku szukania dla pracownika innego stanowiska pracy. Wyjątkiem będą przypadki niezdolności do pracy stwierdzonej orzeczeniem lekarskim, spowodowanej wypadkiem przy pracy lub chorobą zawodową – w takich przypadkach pracodawca jest zobowiązany do przeniesienia pracownika do innej, odpowiedniej pracy na podstawie art. 230-231 k.p.
Przeciwwskazania lekarskie do wykonywania pracy na określonym stanowisku stanowią również uzasadnioną przyczynę wypowiedzenia umowy o pracę. Takie stanowisko zajął m.in. Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 12 stycznia 1998 r., I PKN 466/97, OSNP 1998, nr 23, poz. 677. W uzasadnieniu SN podkreślił, że zasadność wypowiedzenia nie jest uzależniona od uprzedniego zaoferowania pracownikowi przez pracodawcę innej odpowiedniej pracy, którą dysponuje, chyba że obowiązek taki wynika z przepisu prawa. Natomiast z wyroku Sądu Najwyższego z dnia 16 grudnia 1999 r., I PKN 469/99, OSNP 2001, nr 10, poz. 346 wynika, że przeciwwskazanie lekarskie do wykonywania choćby jednego obowiązku na zajmowanym stanowisku pracy uzasadnia wypowiedzenie umowy o pracę. W takim przypadku, wypowiadając umowę o pracę z powodu przeciwwskazań lekarskich, pracodawca wskazuje tę okoliczność jako uzasadnienie wypowiedzenia (art. 30 § 4 k.p.).
Nie można również zapomnieć o tym, że w okresie wypowiedzenia pracownik, który nie został dopuszczony do pracy przez lekarza medycyny pracy, a pracodawca nie jest w stanie oddelegować go do innej, zastępczej pracy, powinien zostać zwolniony z obowiązku jej świadczenia do czasu ustania zatrudnienia.
Przepisy prawa pracy nie rozstrzygają natomiast, czy w takiej sytuacji pracownik zachowuje prawo do wynagrodzenia. Biorąc pod uwagę wyrażoną w art. 80 k.p. regułę, zgodnie z którą wynagrodzenie przysługuje tylko za pracę wykonaną, a za czas niewykonywania pracy pracownik zachowuje to prawo tylko wówczas, gdy przepisy prawa pracy tak stanowią – pracownik odsunięty od pracy ze względu na stan zdrowia nie zachowuje prawa do wynagrodzenia. W opisanej sytuacji nie stosuje się bowiem art. 81 k.p. o niedopuszczeniu pracownika do pracy z przyczyn dotyczących pracodawcy i przyznaniu wynagrodzenia jak za przestój, gdyż przyczyna nieświadczenia pracy dotyczy pracownika, który ze względu na przeciwwskazania lekarskie nie jest gotowy do jej wykonywania.
Wyraźnie natomiast przepisy prawa rozstrzygają kwestię uprawnienia pracodawcy do zobowiązania pracownika znajdującego się w okresie wypowiedzenia stosunku pracy, do wykorzystania urlopu wypoczynkowego. Takie prawo przyznaje pracodawcy art. 1671 k.p., zgodnie z którym w okresie wypowiedzenia umowy o pracę pracownik jest obowiązany wykorzystać przysługujący mu urlop, jeżeli w tym okresie pracodawca udzieli mu urlopu. Jak stwierdził Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 26 kwietnia 2011 r., II PK 302/10, OSNP 2012, nr 17-18, poz. 215, udzielenie pracownikowi urlopu wypoczynkowego w okresie wypowiedzenia zależne jest jedynie od woli pracodawcy, której pracownik nie może się sprzeciwić.
W związku z powyższym pracownik znajdujący się w okresie wypowiedzenia stosunku pracy jest obowiązany wykorzystać urlop wypoczynkowy zgodnie z dyspozycją pracodawcy.

Ministerstwo Gospodarki dopuszcza samodzielne tankowanie LPG
Ostatnia nowelizacja rozporządzenia w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać bazy i stacje paliw płynnych dopuszcza możliwość utworzenia stanowisk przeznaczonych do samodzielnego tankowania gazem płynnym pojazdów samochodowych na samodzielnych stacjach gazu płynnego oraz stacjach paliw płynnych, na których dokonuje się dystrybucji gazu płynnego.
Zgodnie z nowym § 127a rozporządzenia Ministra Gospodarki z dnia 21 listopada 2005 r. w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać bazy i stacje paliw płynnych, rurociągi przesyłowe dalekosiężne służące do transportu ropy naftowej i produktów naftowych i ich usytuowanie (Dz. U. Nr 243, poz. 2063 z późn. zm.) na samodzielnych stacjach gazu płynnego oraz stacjach paliw płynnych, na których dokonuje się dystrybucji gazu płynnego, dopuszcza się możliwość utworzenia stanowisk przeznaczonych do samodzielnego tankowania gazem płynnym pojazdów samochodowych.
Stanowiska przeznaczone do samodzielnego tankowania gazem płynnym pojazdów samochodowych na stacjach paliw płynnych oraz samodzielnych stacjach gazu płynnego wyposaża się w oznaczenia o przeznaczeniu danego stanowiska do tego celu oraz czytelne instrukcje obsługi samodzielnego tankowania gazu płynnego w postaci piktogramów i tekstu.
Na stanowiskach do samodzielnego tankowania gazem płynnym pojazdów samochodowych na stacjach paliw płynnych oraz samodzielnych stacjach gazu płynnego: 1) odmierzacze gazu płynnego wyposaża się w wyłącznik tankowania sterujący otwarciem i zamknięciem zaworu
samoodcinającego zabezpieczającego przed awaryjnym wypływem gazu płynnego; 2) konstrukcja dyszy wlewowej (pistoletu) uniemożliwia: a) otwarcie zaworu w dyszy wlewowej (pistolecie), w przypadku nieprawidłowego zablokowania i uszczelnienia jej na połączeniu z zespołem napełniania pojazdów samochodowych, b) wypływ gazu płynnego do powietrza atmosferycznego podczas odłączania dyszy wlewowej (pistoletu) od pojazdów samochodowych, w ilości przekraczającej 1 cm3.
Stanowiska do samodzielnego tankowania gazem płynnym pojazdów samochodowych wyposaża się w system alarmowy, wytwarzający sygnał dźwiękowy, umożliwiający użytkownikowi poinformowanie personelu stacji o zaistnieniu sytuacji alarmowej. Personel stacji paliw płynnych oraz samodzielnych stacji gazu płynnego powinien mieć możliwość stałej obserwacji stanowisk do samodzielnego tankowania gazem płynnym pojazdów samochodowych.
Omawiane rozporządzenie Ministra Gospodarki z dnia 20 sierpnia 2013 r. zmieniające rozporządzenie w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać bazy i stacje paliw płynnych, rurociągi przesyłowe dalekosiężne służące do transportu ropy naftowej i produktów naftowych i ich usytuowanie wejdzie w życie 19 września br.

Wentylacja tylko z wentylatorami o regulowanej wydajności
Wymóg wyposażenia instalacji wentylacji hybrydowej, wentylacji mechanicznej wywiewnej oraz nawiewno-wywiewnej w wentylatory o regulowanej wydajności wprowadza nowela rozporządzenia w sprawie warunków technicznych, jakim powinno odpowiadać budynki i ich usytuowanie.
Zgodnie z § 1 rozporządzenia Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej z dnia 5 lipca 2013 r. zmieniającego rozporządzenie w sprawie warunków technicznych, jakim powinno odpowiadać budynki i ich usytuowanie (Dz. U. poz. 926) przepisom § 148 ust. 1 i 2 rozporządzenia Ministra Infrastruktury z dnia 12 kwietnia 2002 r. w sprawie warunków technicznych, jakim powinno odpowiadać budynki i ich usytuowanie (Dz. U. Nr 75, poz. 690 z późn. zm.) – dalej r.w.t.b.u. nadano następującą treść: „1. Wentylację mechaniczną wywiewną lub nawiewno-wywiewną należy stosować w budynkach wysokich i wysokościowych oraz w innych budynkach, w których zapewnienie odpowiedniej jakości środowiska wewnętrznego nie jest możliwe za pomocą wentylacji grawitacyjnej. W pozostałych budynkach może być stosowana wentylacja grawitacyjna lub wentylacja hybrydowa. 2. W pomieszczeniu, w którym jest zastosowana wentylacja mechaniczna lub klimatyzacja, nie można stosować wentylacji grawitacyjnej ani wentylacji hybrydowej. Wymaganie to nie dotyczy pomieszczeń z urządzeniami klimatyzacyjnymi niepobierającymi powietrza zewnętrznego.” Dodano ponadto ust. 5, w myśl którego instalacja wentylacji hybrydowej, wentylacji mechanicznej wywiewnej oraz nawiewno-wywiewnej powinna mieć wentylatory o regulowanej wydajności.
Znowelizowano ponadto § 151 ust. 1 r.w.t.b.u., zgodnie z którym W instalacjach wentylacji mechanicznej ogólnej nawiewno-wywiewnej lub klimatyzacji komfortowej o wydajności 500 m3/h i więcej należy stosować urządzenia do odzyskiwania ciepła z powietrza wywiewanego o sprawności temperaturowej co najmniej 50% lub recyrkulację, gdy jest to dopuszczalne. W przypadku zastosowania recyrkulacji strumień powietrza zewnętrznego nie może być mniejszy niż wynika to z wymagań higienicznych. Dla wentylacji technologicznej zastosowanie odzysku ciepła powinno wynikać z uwarunkowań technologicznych i rachunku ekonomicznego.
Pozostałe zmiany dotyczą m.in. wartości mocy właściwej wentylatorów stosowanych w instalacjach wentylacyjnych i klimatyzacyjnych oraz maksymalnej wartość wskaźnika EP określającego roczne obliczeniowe zapotrzebowanie budynku na nieodnawialną energię pierwotną do ogrzewania, wentylacji, chłodzenia, przygotowania ciepłej wody użytkowej oraz oświetlenia.
Nowelizacja r.w.t.b.u. zacznie obowiązywać 1 stycznia 2014 r.


W obwieszczeniu z dnia 24 czerwca 2013 r. (Dz. U. poz. 1143) Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi ogłosił jednolity tekst rozporządzenia z dnia 16 maja 2007 r. w sprawie określenia wysokości jednorazowego odszkodowania z tytułu wypadku przy pracy rolniczej lub rolniczej choroby zawodowej oraz zasiłku chorobowego (Dz. U. Nr 98, poz. 652 z późn. zm.).
Tekst jednolity uwzględnia zmiany wprowadzone: 1) rozporządzeniem Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 14 maja 2008 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie określenia wysokości jednorazowego odszkodowania z tytułu wypadku przy pracy rolniczej lub rolniczej choroby zawodowej oraz zasiłku chorobowego (Dz. U. Nr 91, poz. 570); 2) rozporządzeniem Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 21 maja 2009 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie określenia wysokości jednorazowego odszkodowania z tytułu wypadku przy pracy rolniczej lub rolniczej choroby zawodowej oraz zasiłku chorobowego (Dz. U. Nr 87, poz. 727); 3) rozporządzeniem Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 10 sierpnia 2011 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie określenia wysokości jednorazowego odszkodowania z tytułu wypadku przy pracy rolniczej lub rolniczej choroby zawodowej oraz zasiłku chorobowego (Dz. U. Nr 175, poz. 1043); 4) rozporządzeniem Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 5 lipca 2012 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie określenia wysokości jednorazowego odszkodowania z tytułu wypadku przy pracy rolniczej lub rolniczej choroby zawodowej oraz zasiłku chorobowego (Dz. U. poz. 804).

 

 


stawą z dnia 24 kwietnia 2009 r. – Przepisy wprowadzające ustawę o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta, ustawę o akredytacji w ochronie zdrowia oraz ustawę o konsultantach w ochronie zdrowia (Dz. U. Nr 76, poz. 641); 2) ustawą z dnia 20 maja 2010 r. o wyrobach medycznych (Dz. U. Nr 107, poz. 679); 3) ustawą z dnia 3 grudnia 2010 r. o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (Dz. U. Nr 257, poz. 1723); 4) ustawą z dnia 13 lipca 2012 r. o zmianie ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi oraz ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej (Dz. U. poz. 892) oraz zmian wynikających z przepisów ogłoszonych przed dniem 9 kwietnia 2013 r.

 


W obwieszczeniu z dnia 19 kwietnia 2013 r. (Dz. U. poz. 947) Marszałek Sejmu RP ogłosił jednolity tekst ustawy z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (Dz. U. Nr 234, poz. 1570 z późn. zm.).
Tekst jednolity uwzględnia zmiany wprowadzone: 1) ustawą z dnia 24 kwietnia 2009 r. – Przepisy wprowadzające ustawę o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta, ustawę o akredytacji w ochronie zdrowia oraz ustawę o konsultantach w ochronie zdrowia (Dz. U. Nr 76, poz. 641); 2) ustawą z dnia 20 maja 2010 r. o wyrobach medycznych (Dz. U. Nr 107, poz. 679); 3) ustawą z dnia 3 grudnia 2010 r. o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (Dz. U. Nr 257, poz. 1723); 4) ustawą z dnia 13 lipca 2012 r. o zmianie ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi oraz ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej (Dz. U. poz. 892) oraz zmian wynikających z przepisów ogłoszonych przed dniem 9 kwietnia 2013 r.
Podany w załączniku do obwieszczenia tekst jednolity ustawy nie obejmuje: 1) art. 55–63, art. 65, art. 66 i art. 68 ustawy z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (Dz. U. Nr 234, poz. 1570); 2) art. 19 ustawy z dnia 24 kwietnia 2009 r. – Przepisy wprowadzające ustawę o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta, ustawę o akredytacji w ochronie zdrowia oraz ustawę o konsultantach w ochronie zdrowia (Dz. U. Nr 76, poz. 641); 3) art. 141 ustawy z dnia 20 maja 2010 r. o wyrobach medycznych (Dz. U. Nr 107, poz. 679); 4) art. 4 ustawy z dnia 3 grudnia 2010 r. o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (Dz. U. Nr 257, poz. 1723); 5) art. 5 ustawy z dnia 13 lipca 2012 r. o zmianie ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi oraz ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej (Dz. U. poz. 892).

Złe rozwiązania pozwalające na obchodzenie prawa znajdują się np. w ustawie o transporcie drogowym (t.j. Dz.U. z 2012 r., poz. 1265 z późn. zm.). Jej art. 92b dopuszcza możliwość uniknięcia kary pieniężnej za naruszanie przepisów o czasie prowadzenia pojazdów oraz wymaganych przerwach i okresach odpoczynku. Podobna regulacja znajduje się w art. 26 ustawy o czasie pracy kierowców (t.j. Dz.U. z 2012 r., poz. 1155 z późn. zm.). PIP postuluje zmianę tych przepisów, bo pozwalają pracodawcom uniknąć odpowiedzialności za naruszenia prawa. Firmy np. stosują zachęty dla pracowników, aby ci nie korzystali z urlopów i przerw między wyjazdami. Wypłacają np. kierowcom diety oraz dodatki za przejechanie jak największej liczby kilometrów czy przewiezienie odpowiednio dużego tonażu ładunku. Inspektorzy nie mogą nic zrobić, bo trudno jest im zweryfikować i ocenić takie działania.
PIP ma zastrzeżenia także do ustawy o zatrudnianiu pracowników tymczasowych (Dz.U. z 2003 r. nr 166, poz. 1608 z późn. zm.), która zawiera wiele obostrzeń, ale nie przewiduje sankcji za ich obchodzenie przez pracodawców. Zdaniem inspekcji należałoby rozważyć m.in. wprowadzenie kar dla firm, którzy zatrudniają osoby kierowane przez agencje pracy na okres dłuższy, niż pozwala ustawa. Zmienić należy także zasady zgłaszania wypadków przy pracy, którym ulegli pracownicy tymczasowi. Zdaniem PIP przedsiębiorcy powinni zostać zobowiązani do uwzględniania takich zdarzeń w prowadzonym przez siebie rejestrze. Obecnie taki wypadek obciąża konto agencji, a nie firmy, w której faktycznie do niego doszło.
PIP chce uzyskać także możliwość karania mandatami za wykroczenia określone w ustawie o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy (t.j. Dz.U. z 2013 r., poz. 674 z późn. zm.). Obecnie może to robić jedynie w przypadku pięciu naruszeń prawa opisanych w tym akcie. Pozostałe ujawnione przez inspektorów nieprawidłowości muszą być kierowane do sądów. Są bowiem zagrożone grzywną w wysokości 3–4 tys. zł, a maksymalny inspektorski mandat to 2 tys. zł.

Zarzuty spowodowania wypadku drogowego, w którym zginął kierowca ciężarówki, przedstawiła prokuratura 22-letniemu Ukraińcowi, który nie zamknął na czas rogatek na tymczasowym przejeździe kolejowym w Lublinie. Obaj mężczyźni pracowali przy budowie obwodnicy miasta.
„Przesłuchany w charakterze podejrzanego Mykhailo M. nie przyznał się do dokonania zarzuconego mu czynu. Złożył wyjaśnienia, których treści nie ujawniamy, a które będą weryfikowane w toku śledztwa” - poinformowała we wtorek rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie Beata Syk-Jankowska.
W poniedziałek na przejeździe kolejowym przy ul. Pliszczyńskiej, uruchomionym tymczasowo dla celów budowy obwodnicy Lublina, kierujący ciężarówką 56-letni obywatel Boliwii, który wiózł piasek na budowę, zderzył się z lokomotywą pociągu towarowego. Kierowca ciężarówki poniósł śmierć na miejscu. Maszyniści pociągu byli trzeźwi.
Policja zatrzymała odpowiedzialnego za kierowanie ruchem na tym przejeździe 22-letniego Ukraińca. Mężczyzna był trzeźwy.
Prokurator przedstawił mu zarzut niedopełnienia obowiązku związanego z obsługą urządzeń sterownia ruchem i nieumyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu. Jak ustalili śledczy Mykhailo M. nie zamknął rogatek na przejeździe i tym samym spowodował wypadek, w trakcie którego zginął 56-letni Boliwijczyk.
Za spowodowania wypadku drogowego, którego następstwem jest śmierć człowieka, grozi kara do 8 lat więzienia.

W obwieszczeniu z dnia 30 kwietnia 2013 r. (Dz. U. poz. 924) Minister Pracy i Polityki Społecznej ogłosił jednolity tekst rozporządzenia z dnia 24 grudnia 2002 r. w sprawie szczegółowych zasad oraz trybu uznawania zdarzenia za wypadek w drodze do pracy lub z pracy, sposobu jego dokumentowania, wzoru karty wypadku w drodze do pracy lub z pracy oraz terminu jej sporządzania (Dz. U. Nr 237, poz. 2015 z późn. zm.).
Podany w załączniku do obwieszczenia tekst jednolity rozporządzenia uwzględnia zmiany wprowadzone rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 27 kwietnia 2012 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie szczegółowych zasad oraz trybu uznawania zdarzenia za wypadek w drodze do pracy lub z pracy, sposobu jego dokumentowania, wzoru karty wypadku w drodze do pracy lub z pracy oraz terminu jej sporządzania (Dz. U. poz. 482), wyjąwszy § 2 ww. rozporządzenia zmieniającego.

Po 1,5-rocznej przerwie na wokandę białostockiego sądu wrócił we wtorek proces dotyczący wypadku na budowie jednej z największych w Białymstoku galerii handlowych. W tym czasie biegli przygotowali nową opinię w sprawie.
Białostocką galerię handlową Alfa Centrum zbudowano w miejscu dawnej fabryki włókienniczej; stare zabudowania (niektóre mają po sto lat) zostały wkomponowane w nową część.
W marcu 2008 roku - w czasie prac budowlanych w adaptowanej, zabytkowej części budynku - zawaliła się ściana o długości 15 metrów oraz stropy na wysokości trzech kondygnacji. W wypadku zginął jeden robotnik, drugi został ranny.
Projektanta tej konstrukcji, inżyniera budowlanego, prokuratura oskarżyła o nieumyślne doprowadzenie do katastrofy budowlanej. Według śledczych oskarżony nieprawidłowo obliczył nośność ściany, która runęła. Postawiony zarzut dotyczy nieumyślnego doprowadzenia do katastrofy budowlanej, zagrażającej życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach.
We wtorek Sąd Okręgowy w Białymstoku przesłuchał w drodze telekonferencji dwójkę biegłych z Gorzowa Wielkopolskiego, którzy sporządzili nową opinię w sprawie. Mówili oni m.in. o obowiązkach konstruktora przy tworzeniu projektu, zwłaszcza w sytuacji, gdy w inwestycji wprowadzane są ważne zmiany (w tym wypadku chodziło o planowane zwiększenie liczby tzw. wykuć pod szklane witryny). Pytani przez prokuratora, wyjaśniali też kwestie związane np. z niezbędnym zakresem inwentaryzacji konserwatorskiej obiektu.
W połowie września sąd chce przesłuchać kolejnych biegłych - tych, którzy przygotowywali opinię w czasie śledztwa.
Proces trwa już blisko trzy lata. Oskarżony inżynier Andrzej M., który od wielu lat projektuje konstrukcje budowlane i ma na swoim koncie m.in. przebudowy zabytkowych obiektów w Gdańsku, nie przyznaje się do zarzutów. Twierdzi, że do wypadku doszło nie z powodu niewłaściwie wyliczonej nośności, ale w wyniku nieprawidłowego prowadzenia prac na budowie.
W jego ocenie złe było zabezpieczenie przyległych do filara stropów. Jak mówił w śledztwie, filar został też naruszony poprzez wykucie jego jednej części i domurowanie drugiej, niezwiązanej integralnie z murem. W jego ocenie spowodowało to brak właściwego podparcia belek i stropów.

W 2008 r. przedsiębiorca w swojej firmie uległ wypadkowi uznanemu za wypadek przy pracy. Okazało się jednak, że w dniu zdarzenia miał zaległości wobec ZUS: ponad 450 zł na ubezpieczenie wypadkowe i nieco ponad 35 zł na ubezpieczenie zdrowotne. Niedopłata na ubezpieczenie wypadkowe była spowodowana niezasadnym zaniżeniem stopy procentowej składki na ten fundusz. Spółka określiła ją na 1,8 proc. zamiast na 2 proc., a ta ostatnia stawka obowiązywała wtedy w budownictwie.
ZUS ma w stosunku do wszystkich ubezpieczonych i płatników składek taki sam obowiązek ewidencjonowania informacji o wysokości należnych i wpłaconych składek na ubezpieczenia emerytalne, rentowe, chorobowe, wypadkowe i zdrowotne. Poza tym może również przeprowadzać kontrole wykonywania zadań i obowiązków przez płatników składek, m.in. prawidłowości i rzetelności obliczania, potrącania i opłacania składek. Dlatego nie można zaakceptować sytuacji, w której ZUS mógłby z własnej opieszałości w informowaniu płatnika o zadłużeniu składkowym wywodzić korzystne dla siebie skutki prawne w postaci odmowy wypłaty świadczenia z ubezpieczenia wypadkowego. SN zwrócił też uwagę, że kwota zadłużenia składkowego rzędu 6,60 zł, której nieuregulowanie w terminie implikuje przedawnienie prawa do świadczeń wypadkowych, nie pozostaje w żadnej rozsądnej proporcji do wysokości tych świadczeń często sięgających kilku lub kilkunastu tysięcy zł.

Źródło: http://www.kadry.abc.com.pl/czytaj/-/artykul/zalegle-skladki-nie-pozbawia-swiadczenia-wypadkowego

 

Tunel koło miasta Lewocza we wschodniej Słowacji jest budowany od 2012 roku. Ma mieć 540 metrów długości. Będzie częścią odcinka autostrady D1, która połączy Bratysławę z Koszycami.
Przyczyny eksplozji nie są na razie znane.

Prezes Urzędu Transportu Kolejowego nałożył na Koleje Mazowieckie 435 tys. 835 zł kary za naruszenie zasad bezpieczeństwa pasażerów - poinformował Urząd na swojej stronie internetowej. Chodzi o jazdę pociągów z otwartymi drzwiami bocznymi.
"W toku postępowania Prezes UTK ustalił, że spółka nie zapewnia właściwego utrzymania pojazdów i eksploatuje pojazdy niespełniające wymagań bezpieczeństwa. Eksploatacja pojazdów kolejowych przeznaczonych do przewozu osób z niesprawnymi urządzeniami zapewniającymi bezpieczeństwo pasażerów, w tym tak elementarnych jak układ automatycznego zamykania drzwi bocznych, bezpośrednio zagraża bezpieczeństwu ruchu kolejowego oraz zdrowiu i życiu pasażerów" - wskazano w czwartkowym komunikacie UTK.
Dodano, że niedopuszczalna jest sytuacja, w której pasażerowie w zatłoczonym pociągu, podróżują przy otwartych drzwiach.
upał szybszy fajrant
Gdy temperatura w biurach przekracza 30 stopni, część urzędów skraca pracę. Prawo na to pozwala.

Szef łódzkiej prokuratury okręgowej wydał zarządzenie, w którym zdecydował, że od wtorku do czwartku włącznie skraca pracę podwładnych we wszystkich podległych mu jednostkach. Większość prokuratorów może iść do domu o godz. 14.
– Mamy stare budynki, a nawet w tym w Pabianicach, który został oddany do użytku w zeszłym roku, w większości pokoi nie ma klimatyzacji. Temperatura przekracza 30 stopni Celsjusza, a najgorzej jest na ostatnich piętrach 
– tłumaczy Jacek Pakuła z łódzkiej prokuratury.
Podkreśla, że nie wszyscy pracownicy mogą wyjść do domu o 14. – Wszystkie przesłuchania czy inne czynności, które zostały zaplanowane wcześniej, odbędą się. Interesanci też będą normalnie przyjmowani – tłumaczy prok. Pakuła. Dodaje, że czas pracy łódzkim śledczym skrócono także 29 lipca, gdy temperatura również przekraczała ponad 30 stopni.
Prokuratorzy z Łodzi nie są żadnym wyjątkiem. Zarządzenie o skróceniu czasu pracy wydał też burmistrz Działoszyna. Tam urzędnicy mogli wczoraj czy dziś skończyć pracę o 14.30. W Jaworznie-Zdroju samorządowcy też mają w tych dniach szybszy fajrant.
Danuta Rutkowska, rzecznik inspekcji pracy, mówi, że dziś pracodawcy wiedzą, jakie mają obowiązki wobec pracowników w upały. – Mają dostarczyć zimną wodę, pomieszczenia powinny być też wentylowane – tłumaczy.
Rutkowska zwraca także uwagę na to, że jeśli warunki pracy nie są odpowiednie, to pracownik może opuścić swoje miejsce pracy, ale wcześniej powinien powiadomić o tym przełożonego. - Zawsze też może poskarżyć się inspekcji pracy. Jeśli stwierdzimy wykroczenie przeciwko jego prawom, możemy pracodawcę ukarać mandatem do 2 tys. złotych – dodaje Rutkowska.


Strażacy ugasili pożar w Domu Dziecka w Woli Gałęzowskiej (Lubelskie), który wybuchł w środę wieczorem. Ewakuowano 17 dzieci, nikomu nic się nie stało ? poinformował rzecznik straży pożarnej w Lublinie Michał Badach.
Straż pożarna została zawiadomiona o pożarze o godz. 21.25. Ogień zauważył pracownik domu dziecka, gdy wszedł do pokoju na pierwszym piętrze dwukondygnacyjnego budynku. Paliła się szafa na ubrania, w pokoju nie było w tym czasie nikogo.
Jeszcze przed przyjazdem straży pożarnej opiekunowie wyprowadzili wszystkie 17 dzieci w wieku szkolnym, które znajdowały się w budynku.
Strażacy ugasili ogień. Spłonęło wyposażenie pokoju, gdzie wybuchł pożar i część mebli w pomieszczeniu położonym obok. "Przyczyną pożaru było prawdopodobnie zaprószenie ognia" ? powiedział Badach.
Ewakuowane dzieci spędzą noc w sąsiednim budynku należącym do tego samego ośrodka.

20-letni mężczyzna nie żyje, a 16-latek trafił do szpitala po tym jak kombajn, którym obaj jechali, zahaczył o linię energetyczną. Do wypadku doszło we wtorek podczas prac polowych w gminie Kazimierza Wielka (Świętokrzyskie) - poinformowała policja.
Zarówno kierowca jak i pasażer zostali porażeni prądem. 20-latek mimo reanimacji zmarł; 16-latek z oparzeniami rąk i głowy trafił do szpitala - powiedział we wtorek PAP rzecznik świętokrzyskiej policji podkom. Grzegorz Dudek.
Do zdarzenia doszło ok. godz. 15. Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że kombajn, którym kierował 20-latek, najprawdopodobniej zaczepił o linię energetyczną.


W obwieszczeniu z dnia 29 marca 2013 r. (Dz. U. poz. 878) Minister Pracy i Polityki Społecznej ogłosił jednolity tekst rozporządzenia z dnia 29 listopada 2002 r w sprawie różnicowania stopy procentowej składki na ubezpieczenie społeczne z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych w zależności od zagrożeń zawodowych i ich skutków (Dz. U. Nr 200, poz. 1692 z późn. zm.).
Tekst jednolity uwzględnia zmiany wprowadzone: 1) obwieszczeniem Prezesa Rady Ministrów z dnia 4 grudnia 2002 r. o sprostowaniu błędu (Dz. U. Nr 203, poz. 1720); 2) rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 6 marca 2006 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie różnicowania stopy procentowej składki na ubezpieczenie społeczne z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych w zależności od zagrożeń zawodowych i ich skutków (Dz. U. Nr 42, poz. 283); 3) rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 26 czerwca 2007 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie różnicowania stopy procentowej składki na ubezpieczenie społeczne z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych w zależności od zagrożeń zawodowych i ich skutków (Dz. U. Nr 117, poz. 812); 4) rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 9 października 2007 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie różnicowania stopy procentowej składki na ubezpieczenie społeczne z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych w zależności od zagrożeń zawodowych i ich skutków (Dz. U. Nr 195, poz. 1408); 5) rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 22 kwietnia 2008 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie różnicowania stopy procentowej składki na ubezpieczenie społeczne z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych w zależności od zagrożeń zawodowych i ich skutków (Dz. U. Nr 73, poz. 436); 6) rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 16 marca 2009 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie różnicowania stopy procentowej składki na ubezpieczenie społeczne z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych w zależności od zagrożeń zawodowych i ich skutków (Dz. U. Nr 43, poz. 350); 7) rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 22 grudnia 2009 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie różnicowania stopy procentowej składki na ubezpieczenie społeczne z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych w zależności od zagrożeń zawodowych i ich skutków (Dz. U. Nr 223, poz. 1783); 8) rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 26 marca 2010 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie różnicowania stopy procentowej składki na ubezpieczenie społeczne z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych w zależności od zagrożeń zawodowych i ich skutków (Dz. U. Nr 50, poz. 304); 9) rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 14 marca 2012 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie różnicowania stopy procentowej składki na ubezpieczenie społeczne z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych w zależności od zagrożeń zawodowych i ich skutków (Dz. U. poz. 285).

1) ustawą z dnia 11 kwietnia 2003 r. o świadczeniach odszkodowawczych przysługujących w razie wypadków i chorób pozostających w związku ze służbą wojskową (Dz. U. Nr 83, poz. 760); 2) ustawą z dnia 24 kwietnia 2003 r. – Przepisy wprowadzające ustawę o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (Dz. U. Nr 96, poz. 874); 3) ustawą z dnia 13 czerwca 2003 r. o zatrudnieniu socjalnym (Dz. U. Nr 122, poz. 1143); 4) ustawą z dnia 20 kwietnia 2004 r. o zmianie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz niektórych innych ustaw (Dz. U. Nr 121, poz. 1264); 5) ustawą z dnia 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (Dz. U. Nr 210, poz. 2135); 6) ustawą z dnia 28 lipca 2005 r. o zmianie ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy oraz o zmianie niektórych innych ustaw (Dz. U. Nr 164, poz. 1366); 7) ustawą z dnia 22 maja 2009 r. o zmianie ustawy – Kodeks pracy oraz o zmianie niektórych innych ustaw (Dz. U. Nr 99, poz. 825); 8) ustawą z dnia 17 lipca 2009 r. o powszechnym spisie rolnym w 2010 r. (Dz. U. Nr 126, poz. 1040); 9) ustawą z dnia 17 lipca 2009 r. o praktykach absolwenckich (Dz. U. Nr 127, poz. 1052); 10) ustawą z dnia 15 kwietnia 2011 r. o działalności leczniczej (Dz. U. Nr 112, poz. 654) oraz zmian wynikających z przepisów ogłoszonych przed dniem 20 marca 2013 r.
Podany w załączniku do obwieszczenia tekst jednolity ustawy nie obejmuje: 1) art. 33 ustawy z dnia 11 kwietnia 2003 r. o świadczeniach odszkodowawczych przysługujących w razie wypadków i chorób pozostających w związku ze służbą wojskową (Dz. U. Nr 83, poz. 760); 2) art. 24 ustawy z dnia 24 kwietnia 2003 r. – Przepisy wprowadzające ustawę o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (Dz. U. Nr 96, poz. 874); 3) art. 29 ustawy z dnia 13 czerwca 2003 r. o zatrudnieniu socjalnym (Dz. U. Nr 122, poz. 1143); 4) art. 26 ustawy z dnia 20 kwietnia 2004 r. o zmianie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz niektórych innych ustaw (Dz. U. Nr 121, poz. 1264); 5) art. 252 ustawy z dnia 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (Dz. U. Nr 210, poz. 2135); 6) art. 22 ustawy z dnia 28 lipca 2005 r. o zmianie ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy oraz o zmianie niektórych innych ustaw (Dz. U. Nr 164, poz. 1366); 7) art. 4 ustawy z dnia 22 maja 2009 r. o zmianie ustawy – Kodeks pracy oraz o zmianie niektórych innych ustaw (Dz. U. Nr 99, poz. 825); 8) art. 21 ustawy z dnia 17 lipca 2009 r. o powszechnym spisie rolnym w 2010 r. (Dz. U. Nr 126, poz. 1040); 9) art. 12 ustawy z dnia 17 lipca 2009 r. o praktykach absolwenckich (Dz. U. Nr 127, poz. 1052); 10) art. 221 ustawy z dnia 15 kwietnia 2011 r. o działalności leczniczej (Dz. U. Nr 112, poz. 654).


Wzrosło tym samym ryzyko, że coraz więcej tych wód dociera do oceanu.
Według dziennika "Asahi Shimbun" skażona woda może przybrać do poziomu powierzchni gruntu w ciągu trzech tygodni. Gazeta powołuje się na dane z piątkowego posiedzenia zespołu ds. oczyszczania Fukushimy Urzędu ds. Energii Atomowej (Nuclear Regulation Authority, NRA).
Operator siłowni, firma TEPCO (Tokyo Electric Power Company) wstrzykuje chemikalia w ziemię, dzięki którym grunt się utwardza i powstają specjalne bariery powstrzymujące przedostawanie się na powierzchnię wód gruntowych. Metoda ta - jak pisze gazeta - jest skuteczna jedynie, gdy ziemia stężeje na głębokości co najmniej 1,8 m, podczas gdy ostatnie badania wykazały, że poziom skażonej wody podniósł się do 1 m od powierzchni.
Najnowsze doniesienia - jak zauważa Reuters - uwidaczniają przeszkody, z jakimi od dwóch i pół roku musi mierzyć się operator siłowni, firma TEPCO podczas usuwania szkód spowodowanych przez awarię.
W reaktorach elektrowni Fukushima I tsunami zniszczyło system chłodzenia i doszło do stopienia rdzeni. Do reaktorów wpompowuje się teraz wodę, żeby je schłodzić; problemem jest bezpieczne składowanie skażonej wody. Kilkakrotnie dochodziło do wycieków ze zbiorników gruntowych, w których jest tymczasowo magazynowana.
W czerwcu w wodach gruntowych w okolicy elektrowni wykryto, że poziom toksycznego, radioaktywnego strontu-90 30-krotnie przekracza dopuszczalną wartość, a promieniotwórczy izotop wodoru, tryt, przekracza dopuszczalną wartość 8-krotnie. Według TEPCO żadnej z tych substancji nie stwierdzono w wodzie morskiej.
11 marca 2011 roku w wyniku trzęsienia ziemi o sile 9 w skali Richtera i gigantycznej fali tsunami w elektrowni Fukushima I nastąpiła awaria systemów chłodzenia i doszło do stopienia się prętów paliwowych. Awaria spowodowała znaczną emisję substancji promieniotwórczych; była to największa awaria nuklearna od wybuchu reaktora w elektrowni w Czarnobylu w 1986 roku.

 

Śląskie: pięć osób trafiło do szpitala po pożarze w Soli
5 osób, w tym dwoje dzieci w wieku 3 i 5 lat trafiło w czwartek późnym wieczorem do szpitala z objawami podtrucia tlenkiem węgla w wyniku pożaru w domowym warsztacie stolarskim w Soli, w powiecie żywieckim.
Życiu poszkodowanych nie zagraża jednak niebezpieczeństwo - poinformował w piątek PAP rzecznik żywieckiej straży pożarnej aspirant sztabowy Marek Tetłak.
Ogień pojawił się w mieszczącej się w piwnicy domu rodzinnego stolarni, zapaliły się tam śmieci. Ofiary podtrucia to 3 dorosłe kobiety, w tym jedna niepełnosprawna, oraz dwie dziewczynki. Na miejscu podano im tlen, a przybyły na miejsce lekarz zdecydował o przewiezieniu do szpitala w Żywcu.
„Dzieci dostały od strażaków maskotki, żeby się choć trochę odstresowały. Mamy przygotowane maskotki na takie sytuacje” – powiedział PAP Marek Tetłak.
Domowy warsztat i znajdujące się w nim urządzenia spłonęły. W akcji brało udział ok. 50 strażaków. (PAP)

 

 

 

Do 20 sierpnia br. można składać prace na 41 edycję Ogólnopolskiego Konkursu Poprawy Warunków Pracy ogłoszonego przez Ministra Pracy i Polityki Społecznej.
Celem Konkursu jest włączenie pracodawców i pracowników w przedsięwzięcia związane z poprawą warunków pracy oraz promocja nowoczesnych rozwiązań technicznych i organizacyjnych umożliwiających poprawę stanu bezpieczeństwa i ochrony zdrowia człowieka w środowisku pracy.
Konkurs jest realizowany w dwóch kategoriach: kategoria A – rozwiązania techniczne i organizacyjne zastosowane w praktyce; kategoria B – prace naukowo-badawcze, które mogą być wykorzystane w praktyce.
Ocena prac zgłoszonych na Konkurs i wręczenie nagród laureatom nastąpi w terminie do 15 grudnia 2013 r. Sekretariat Konkursu prowadzi Centralny Instytut Ochrony Pracy – Państwowy Instytut Badawczy (CIOP-PIB). Szczegółowe informacje oraz regulamin Konkursu są dostępne na stronie internetowej Instytutu.

Od dnia 31 lipca br. obowiązuje rozporządzenie Ministra Zdrowia w sprawie badań lekarskich i psychologicznych osób ubiegających się o wydanie licencji pracownika ochrony fizycznej.
Rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 23 lipca 2013 r. w sprawie badań lekarskich i psychologicznych osób ubiegających się o wydanie licencji oraz posiadających licencję pracownika ochrony fizycznej (Dz. U. poz. 855) – dalej r.b.l.p.o. określa sposób, zakres, tryb i częstotliwość przeprowadzania badań lekarskich i psychologicznych osób ubiegających się o wydanie licencji oraz posiadających licencję pracownika ochrony fizycznej, jednostki uprawnione do przeprowadzania tych badań, wzory druków stosowanych w związku z tymi badaniami oraz wysokość i tryb wnoszenia opłat za te badania.
Zgodnie z § 3 r.b.l.p.o. badanie lekarskie obejmuje: 1) ogólne badanie stanu zdrowia, w tym ocenę układu krążenia, układu ruchu i układu nerwowego; 2) badania specjalistyczne (okulistyczne i psychiatryczne); 3) inne badania specjalistyczne i badania pomocnicze, w przypadku stwierdzenia przez uprawnionego lekarza, że są one niezbędne do prawidłowej oceny stanu zdrowia osoby ubiegającej się o wydanie lub posiadającej licencję pracownika ochrony fizycznej.
W myśl § 4 r.b.l.o.p. badanie psychologiczne obejmuje: 1) ocenę sprawności intelektualnej; osobowości, z uwzględnieniem funkcjonowania w trudnych sytuacjach oraz poziomu dojrzałości społecznej i emocjonalnej; 2) inne badania psychologiczne, w przypadku stwierdzenia przez uprawnionego psychologa, że są one niezbędne do prawidłowej oceny zdolności psychicznej osoby ubiegającej się o wydanie lub posiadającej licencję pracownika ochrony fizycznej.
Badania lekarskie i psychologiczne osoby ubiegającej się o wydanie licencji pracownika ochrony fizycznej przeprowadza się na wniosek tej osoby, zaś osoby posiadającej licencję pracownika ochrony fizycznej - na wniosek pracodawcy lub właściwego komendanta wojewódzkiego Policji.
Po przeprowadzeniu badania lekarskiego oraz na podstawie opinii uprawnionego psychologa uprawniony lekarz wydaje orzeczenie lekarskie, według wzoru określonego w załączniku nr 2 do r.b.l.o.p. W przypadku stwierdzenia w orzeczeniu lekarskim nieposiadania zdolności fizycznej i psychicznej do wykonywania zadań pracownika ochrony fizycznej, uprawniony lekarz sporządza dodatkowy egzemplarz orzeczenia lekarskiego i przekazuje niezwłocznie listem poleconym za potwierdzeniem odbioru, z zachowaniem poufności, właściwemu terytorialnie komendantowi wojewódzkiemu Policji. Od orzeczenia lekarskiego przysługuje odwołanie.

Po co tylu społeczników? Związki zawodowe wykorzystują tę funkcję dla chronienia swoich ludzi. – To one przeprowadzają wybory według ustalonych przez siebie regulaminów – wskazuje Tomasz Kuydowicz ze Związku Pracodawców Polska Miedź.
Inspektorem może zostać praktycznie każdy. Prawo określa jedynie, że powinien znać zasady BHP, wykazać pięcioletni staż pracy w branży, do której zakład należy, i co najmniej dwuletni staż w danym zakładzie. Są też inspektorzy w mniejszych jednostkach firmy – oddziałowi i grupowi. Ci muszą pracować w branży co najmniej dwa lata, a w zakładzie jedynie rok.
– Przepisy mówią, że dla zakładu pracy powoływany jest zakładowy społeczny inspektor pracy. Takie określenie wskazuje, że mowa jest o jednym inspektorze. Oddziałowych i grupowych inspektorów może być jednak więcej, w zależności od liczby oddziałów. Przepisy nie określają też wielkości zakładu, w którym może być powołany inspektor. Takie stanowisko można więc utworzyć nawet w małych firmach – mówi Magdalena Zwolińska, adwokat z kancelarii DLA Piper.
Zdaniem Katarzyny Sarek, radcy z kancelarii Raczkowski i Wspólnicy, taki inspektor pracy to relikt przeszłości. Kodeks pracy zawiera rozwiązania umożliwiające pracownikom reagowanie na nieprawidłowości dotyczące zasad BHP.
Społeczni inspektorzy szybko jednak z firm nie znikną, bo choć resort pracy widzi konieczność zmiany przepisów, nic w tej sprawie nie robi.

26 lipca 2013 r. Komisja do Spraw Kontroli Państwowej rozpatrzyła informacje Państwowej Inspekcji Pracy:
- o przestrzeganiu przepisów o czasie pracy oraz wypłacie wynagrodzenia za pracę,
- dotyczącą wyników kontroli przestrzegania przepisów dotyczących czasu pracy oraz wypłaty wynagrodzenia i innych świadczeń ze stosunku pracy w budownictwie.
Przeprowadzone przez inspektorów pracy kontrole dają podstawę do stwierdzenia, że zarówno w zakresie przestrzegania przepisów o czasie pracy, jak i wypłacie należnych pracownikom wynagrodzeń i innych świadczeń ze stosunku pracy, nie notuje się już od lat znaczącej poprawy. Nieprzestrzeganie przepisów w tym zakresie występuje we wszystkich grupach pracodawców, bez względu na rodzaj działalności i poziom zatrudnienia.
Inspektorzy pracy mają problem ze zbadaniem rzeczywistego czasu pracy pracowników, ponieważ nierzadko pracodawcy prowadzą w sposób nierzetelny ewidencję czasu pracy (lub w ogóle jej nie prowadzą), chcąc ukryć faktyczną liczbę godzin przepracowanych przez pracowników. Praktyki takie powodują, że poza wyjątkowymi przypadkami nie sposób ustalić realnego poziomu świadczeń należnych pracownikom ze stosunku pracy. Niezarejestrowanie faktycznego czasu pracy pracownika uniemożliwia lub znacząco utrudnia ocenę, czy pracownik nabył prawo do określonego świadczenia, a także ustalenie jego należnej wysokości.
Kontrole potwierdziły, że spośród wszystkich przepisów prawa pracy, problematyka rozliczania czasu pracy jest jedną z najtrudniejszych dla służb kadrowych. Niejednokrotnie osoby zajmujące się rozliczaniem czasu pracy nie znają w wystarczającym stopniu obowiązujących przepisów, a dodatkowo mają ogromny problem z ich prawidłową interpretacją.
Prowadzone kontrole legalności zatrudnienia ujawniły stosowanie przez pracodawców szeregu praktyk mających na celu obejście przepisów o czasie pracy i wypłacie wynagrodzeń, polegających w szczególności na:
- wypłacaniu wynagrodzenia w kwocie wyższej niż zadeklarowana w umowie o pracę, bądź wypłacie niektórych składników wynagrodzenia (takich jak dodatki, premie czy nagrody, a także wynagrodzenie za godziny nadliczbowe) bez ujawnienia tego faktu na listach płac, bez naliczenia i odprowadzenia składek na ubezpieczenie społeczne oraz zaliczek na podatek dochodowy,
- określaniu w umowie o pracę niepełnego wymiaru czasu pracy, a następnie polecaniu pracy w pełnym wymiarze, pomimo określenia w umowie niepełnego wymiaru („oficjalnie” jest wówczas wypłacana kwota wynikająca z umowy, pozostałą część wynagrodzenia pracownik otrzymuje bez odnotowania tego faktu w dokumentach).
Są to przypadki trudne do wykrycia i udowodnienia, gdyż z uwagi na doraźne korzyści, jakie uzyskują pracownicy, nie są oni zainteresowani powiadamianiem organów kontroli. Informacje o tego rodzaju praktykach docierają do Państwowej Inspekcji Pracy najczęściej w sytuacji konfliktu pomiędzy stronami stosunku pracy, z reguły gdy pracodawca nie dokonuje pełnej wypłaty należności.
Komisja przyjęła do wiadomości informacje.
Komisja rozpatrzyła informację Głównego Inspektora Pracy w sprawie dyskryminacji ze względu na płeć w miejscu pracy.
Formułowanie wniosków przez Państwową Inspekcję Pracy w oparciu o nieliczne przypadki zgłoszeń dotyczących tej tematyki jest bardzo utrudnione, gdyż wyraźnie zarysowują się problemy związane z kontrolowaniem przez inspektorów pracy zagadnień zakazu dyskryminacji. W zdecydowanej większości skargi, w których poruszono tematykę dyskryminacji (nie tylko ze względu na płeć), są przez inspektorów pracy oceniane jako bezzasadne lub o charakterze spornym. Pracownicy na ogół nie są zorientowani, czym jest dyskryminacja z prawnego punktu widzenia, nie wiedzą, jakie uprawnienia im przysługują. Często pracownicy uznają za dyskryminację sytuacje, gdy pracodawca realizuje swoje uprawnienia i działa zgodnie z prawem, ale wbrew woli pracownika.
Działalność kontrolna inspektora pracy w zakresie problematyki dyskryminacji jest bardzo ograniczona. W sprawach dotyczących dyskryminacji organem właściwym jest sąd pracy. Inspektor pracy, jako organ Państwowej Inspekcji Pracy, nie został ustawowo umocowany do rozstrzygania spraw spornych, zwłaszcza w tak delikatnej materii jak dyskryminacja. Trudności w dokonaniu wiążących i bezspornych ustaleń w tym obszarze wynikają z faktu, iż do wykazania ewentualnych naruszeń nie wystarczają dowody z dokumentów, które w największym stopniu są wykorzystywane przez inspektorów pracy. Uzyskiwane w trakcie czynności kontrolnych oświadczenia lub zeznania zwykle są kwestionowane przez drugą stronę sporu, a bez uprawnienia do dokonywania swobodnej oceny dowodów inspektorzy pracy pozbawieni są możliwości wiążącego ustalenia na ich podstawie faktów. Świadkami w sprawach tego typu są zazwyczaj inni pracownicy, którzy w obawie o miejsce pracy nie są chętni do współpracy. W ramach czynności kontrolnych inspektor pracy może sprawdzić jedynie, czy pracodawca udostępnił pracownikom tekst przepisów o równym traktowaniu w zatrudnieniu w formie pisemnej informacji rozpowszechnionej na terenie zakładu pracy lub zapewnił dostęp do tych przepisów w inny sposób przyjęty u danego pracodawcy. Inspektor nie ma natomiast uprawnień do stwierdzenia w sposób wiążący, że działania pracodawcy w indywidualnych przypadkach wyczerpują znamiona dyskryminacji i żądać od pracodawcy wypłacenia pracownikom należnych im z tego tytułu świadczeń pieniężnych.
Konieczna jest popularyzacja tematyki równościowej wśród pracodawców i pracowników. Realne korzyści płynące z wprowadzenia regulacji równościowych pojawiają się powoli, narastając stopniowo w miarę ich popularyzacji, a także poprawy sytuacji na rynku pracy.
Komisja przyjęła do wiadomości informację.
W posiedzeniu uczestniczyli: sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, pełnomocnik rządu do spraw równego traktowania - Agnieszka Kozłowska-Rajewicz oraz główny inspektor pracy - Iwona Hickiewicz.

349 pożarów wybuchło w lasach w ubiegłym tygodniu. W ciągu ostatniej doby lasy płonęły aż w 54 miejscach - poinformował we wtorek PAP rzecznik komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej st. bryg. Paweł Frątczak.
W ostatnich dniach, kiedy temperatura powietrza znacznie przekraczała 30 stopni Celsjusza, najwięcej pożarów wybuchło w województwie mazowieckim (ponad 100), lubuskim (48) i wielkopolskim (37). "Natomiast tylko wczoraj doszło aż do 54 pożary lasów, głównie w Mazowieckiem oraz Śląskiem" - powiedział Frątczak.
Jak poinformował, obecnie najwyższy 3. stopień zagrożenia pożarowego dotyczy części województw: warmińsko-mazurskiego, mazowieckiego oraz małopolskiego, całego województwa podlaskiego a także świętokrzyskiego, lubelskiego.
Rzecznik komendanta głównego PSP przypomniał, że okresowy zakaz wstępu do lasu wprowadzają nadleśnictwa, jeśli przez kolejnych pięć dni wilgotność ściółki mierzona w godzinach porannych spada poniżej 10 proc.
Strażacy i leśnicy przypominają, aby w lesie, jak również w odległości 100 m od niego, nie używać otwartego ognia, nie palić tytoniu, nie wyrzucać niedopałków papierosów, nie palić śmieci. Niedozwolone jest również grillowanie, rozpalanie ognisk, wypalanie traw.
Za nieprzestrzeganie zakazu grozi mandat do 500 zł.
"Dziewięć na dziesięć pożarów powodowanych jest przez człowieka. Większość z nich to pożary małe z uwagi na doskonały system monitorowania obszarów leśnych, który powstał po 1992 roku po pożarach w Kuźni Raciborskiej. To nie tylko system obserwacji, ale również kamery przemysłowe, samoloty patrolowe oraz sieć dróg i właściwa gospodarka leśna oraz budowanie zbiorników wodnych" - powiedział Frątczak.
Na przełomie sierpnia i września 1992 roku w Kuźni Raciborskiej spłonęło ponad 9 tys. ha lasu. W trwającej 124 godz. akcji ratowniczej, zginęło dwóch strażaków.
Związki zawodowe są skuteczne, ale tylko połowicznie
W zeszłym roku wywalczyły w sądach 25 mln zł odszkodowań od pracodawców. Połowa zgłaszanych przez ich działaczy problemów jest uzasadniona, niewiele ponad 1/3 – nie. W pozostałych przypadkach postępowanie dowodowe prowadzone przez inspektorów Państwowej Inspekcji Pracy nie pozwoliło na zweryfikowanie zarzutów.

Związki niezbyt często skarżą się do inspekcji. W pierwszym półroczu 2013 r. trafiło od nich 541 spraw. W całym 2011 r. było ich 1126, a w roku ubiegłym 1036. Co czwarta dotyczyła wynagrodzeń oraz innych świadczeń wynikających ze stosunku pracy. O ile w 2011 r. na wnioski związków inspekcja nakazała zapłacić pracodawcom nieco ponad 10 mln zł, o tyle w roku ubiegłym było to już prawie 25 mln zł. Na drugim miejscu wśród poruszanych spraw jest nawiązywanie i rozwiązywanie stosunku pracy (17 proc. wszystkich skarg). W tym roku związki mocno walczą też o swoje własne prawa. Trzecim najczęściej poruszanym w skargach do PIP tematem było właśnie przestrzeganie ich uprawnień. Popularnym naruszeniem prawa było także nieprzestrzeganie norm BHP. W tym roku PIP codziennie wydaje po trzy decyzje nakazujące usunięcie uchybień stwierdzonych w tym obszarze.
– Komisja Krajowa „Solidarności” nie prowadzi statystyk związanych z liczbą wygranych w sądach pracy. Wynika to przede wszystkim z tego, że pracownicy zwracają się bezpośrednio do regionów, które mają swoich prawników. W sumie są to setki spraw, które zazwyczaj kończą się wygraną strony pracownika wspieranego przez związek – komentuje Magdalena Buchowska z biura prasowego NSZZ „Solidarność”.
Wśród ostatnich głośnych wygranych można wymienić np. wyrok Sądu Rejonowego w Stalowej Woli, który stwierdził, że zwolnienie Janusza Jura, przewodniczącego Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” przy Zakładzie Miejskiej Komunikacji Samochodowej w Stalowej Woli, było niezgodne z prawem. Z kolei stoczniowcy ze Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni wygrywają z syndykiem masy upadłościowej kolejne sprawy o przywrócenie do pracy i odszkodowanie za bezprawne zwolnienie. Z pomocą „Solidarności” wygrał z Agorą jeden z fotoreporterów, który nie zgodził się na aneks do umowy zakładający zrzeczenie się praw majątkowych do zdjęć już wykonanych oraz tych, które miał robić w przyszłości. Sprawa była w branży dosyć znana, ponieważ dotyczyła większości fotografów pracujących dla Agencji Gazeta.
Statystyk dotyczących wygranych spraw nie prowadzi także Ogólnopolskie Zrzeszenie Związków Zawodowych. Związkowcy powołują się na szacunki i przekonują, że zwycięstwem kończy się ok. 80 proc. procesów. – W sprawach, w których pracownik nie ma szans, od razu odradzamy mu pójście do sądu – stwierdza wiceprzewodniczący OPZZ Andrzej Radzikowski.
Związki zawodowe za granicą działają w sądach z większym rozmachem. W marcu prawnicy największej norweskiej federacji związków zawodowych Landsorganisasjonen i Norge (900 tys. członków na 2,4 mln pracujących) wygrali proces przed Sądem Najwyższym w sprawie dotyczącej m.in. Polaków pracujących w Norwegii. Spór dotyczył tego, czy zapisy układu zbiorowego – m.in. dotyczące pokrywania kosztów podróży, wyżywienia, zakwaterowania oraz czasu pracy – dotyczą również pracowników zza granicy. Kwestionowały to norweska Główna Organizacja Gospodarcza i Związek Norweskich Pracodawców w Przemyśle oraz dziewięć norweskich stoczni. Ostatecznie sąd przychylił się do zdania strony związkowej. Pracodawcy nie dość, że przegrali, to jeszcze musieli zwrócić koszty procesowe w wysokości 4 mln koron.
Również w Wielkiej Brytanii największemu związkowi zawodowemu Unite w ubiegłym roku udało się wygrać kluczowy proces przed Sądem Najwyższym. Wyrok dotyczył odszkodowań za pracę w szkodliwych warunkach, w obecności azbestu. Związek prowadził tę sprawę w imieniu rodziny zmarłego w 2003 r. Charlesa O’Farrella. Zmarł on na bardzo rzadką postać raka płuc, która w 70 proc. przypadków jest spowodowana przez kontakt z azbestem. Związkowym prawnikom udało się przekonać Sąd Najwyższy, że chorzy, a także ich rodziny mają prawo do odszkodowania od firm, które ubezpieczały chorych, kiedy pracowali. Unite szacuje, że problem ciężkich zachorowań przez azbest dotyczy rocznie 2,5 tys. osób w Wielkiej Brytanii.

 

 

 

– Brak wcześniejszej informacji o kontroli przeprowadzanej przez PIP może spowodować dezorganizację pracy w firmie, a przecież celem obowiązującego prawa w tym zakresie jest właśnie zapobieżenie takiej sytuacji – mówi Wioletta Żukowska. Przypomina też, że – zgodnie z art. 79, ust. 4 ustawy o swobodzie działalności gospodarczej – kontrolę przeprowadza się nie wcześniej niż po upływie 7 dni i nie później niż przed upływem 30 dni od dnia doręczenia zawiadomienia o zamiarze wszczęcia kontroli. Dzięki tak skonstruowanemu przepisowi dla pracodawcy kontrola nie musi być uciążliwa i daje mu możliwość zapewnienia normalnego toku pracy. Poza tym należy pamiętać, że choć pracodawca jest o kontroli wcześniej poinformowany, to jednak nie zna dokładnej daty jej przeprowadzenia. Warto również przypomnieć o tym, że w uzasadnionych przypadkach – np. zagrożenia życia czy zdrowia oraz na mocy Konwencji MOP nr 81 dotyczącej inspekcji pracy w przemyśle i handlu – taka kontrola może zostać wszczęta bez wcześniejszego uprzedzenia.
– Trzeba mieć także na uwadze fakt, że pracodawca w Polsce musi być przygotowany na kontrole ze strony wielu niezależnych od siebie instytucji, np. urzędu skarbowego, ZUS czy inspekcji pracy – przypomina Żukowska. Wprawdzie przepisy ustawy o swobodzie działalności gospodarczej (art. 83, ust. 1) wprowadzają maksymalne terminy czasu trwania kontroli w ciągu roku kalendarzowego u danego pracodawcy, jednak dotyczą one wyłącznie konkretnej instytucji, a nie wszystkich organów przeprowadzających kontrole. – Oznacza to, że w praktyce kontrola prowadzona przez różne podmioty może trwać nieprzerwanie, a przepisy mające chronić przedsiębiorców de facto nie obowiązują. Dlatego postulujemy ograniczenie łącznego czasu trwania wszystkich kontroli u przedsiębiorcy w ciągi roku – dodaje ekspert organizacji.
W opinii Wioletty Żukowskiej wymuszanie przestrzegania prawa poprzez system wzmożonych kontroli nie przystaje do zasad funkcjonowania państwa demokratycznego. – Zamiast zwiększać kontrole, które są skierowane przeciwko przedsiębiorcom, lepiej skupić się na stworzeniu optymalnych warunków do prowadzenia firm. Mamy nadzieję, że Ministerstwo Gospodarki, które przecież hołduje idei deregulacji, nie poprze przepisów mogących zwiększyć skalę represji wobec przedsiębiorców – kończy Żukowska.
Informację na ten temat opublikował „Dziennik Gazeta Prawna”.


Przeprowadzenie certyfikacji kompetencji zawodowych w transporcie drogowym reguluje nowe rozporządzenie Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej.

Zgodnie z § 2 rozporządzenia Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej z dnia 1 lipca 2013 r. w sprawie przeprowadzenia procesu certyfikacji kompetencji zawodowych w transporcie drogowym oraz zabezpieczenia certyfikatu kompetencji zawodowych (Dz. U. poz. 837) – dalej r.c.k.t.d. jednostką, przy której działają komisje egzaminacyjne przeprowadzające egzamin pisemny jest Instytut Transportu Samochodowego w Warszawie.
Komisja egzaminacyjna składa się z przewodniczącego oraz dwóch członków, z których jeden jest pracownikiem jednostki, przy której działają komisje egzaminacyjne, a drugi przedstawicielem polskiej organizacji o zasięgu ogólnokrajowym zrzeszającej przewoźników drogowych. Przewodniczącym komisji egzaminacyjnej może być osoba posiadająca ukończone studia drugiego stopnia lub jednolite studia magisterskie i co najmniej 5-letni staż pracy w administracji publicznej na stanowisku związanym z transportem drogowym.
Według § 5 r.c.k.t.d. zwolnienie kandydata z całości albo z części egzaminu pisemnego następuje na podstawie dołączonego do wniosku o wydanie certyfikatu kompetencji zawodowych: 1) dyplomu studiów wyższych ukończonych przez kandydata, wraz z suplementem do dyplomu lub innym dokumentem potwierdzającym program tych studiów, wystawionym zgodnie z obowiązującymi w dniu wystawienia przepisami prawa; 2) świadectwa studiów podyplomowych ukończonych przez kandydata – lub kopii tych dokumentów poświadczonych za zgodność z oryginałem przez wystawcę dokumentu, notariusza, adwokata lub radcę prawnego.
Certyfikat kompetencji zawodowych jest zabezpieczony przez: włókna aktywne w świetle ultrafioletowym, mikrodruk oraz wyczuwalne w dotyku litery „PL”.
Omawiane rozporządzenie było poprzedzone rozporządzeniem Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej z dnia 10 stycznia 2012 r. w sprawie uzyskiwania certyfikatów kompetencji zawodowych w transporcie drogowym (Dz. U. poz. 96). Utraci ono moc obowiązywania z dniem 15 sierpnia br., kiedy to wejdzie w życie r.c.k.t.d.

 

Narodowy instytut nauki i technologii przemysłowej precyzuje w opublikowanym w środę oficjalnym raporcie, że usuwanie szkód spowodowanych przez awarię może być nawet pięć razy droższe niż zostało to początkowo oszacowane i zabudżetowane przez rząd.
"Mamy nadzieję, że to studium przyczyni się do opracowania planów dezaktywacji lasów oraz regionów rolniczych, co pomoże (ewakuowanym) mieszkańcom wrócić do domów" - podkreślili autorzy opracowania. Szacunki instytutu różnią się w zależności od rozważanego scenariusza.
Raport ukazał się w czasie, gdy niemal każdego dnia z Fukushimy napływają niepokojące informacje. W poniedziałek operator elektrowni, koncern Tepco, przyznał, że skażona radioaktywna woda dostała się do oceanu. Wcześniej operator dementował podobne doniesienia, mimo odczytów wskazujących na znaczny wzrost zanieczyszczenia w próbkach wody gruntowej i morskiej pobranych w pobliżu elektrowni.
W środę operator ogłosił natomiast, że trzeci raz w ciągu tygodnia nad budynkiem mieszczącym reaktor numer 3 ukazała się para. Firma zapewniła, że nie było wzrostu poziomu promieniowania, ale źródło pary jest wciąż nieznane.
Natomiast w piątek Tepco poinformowało, że blisko 2 tys. pracowników elektrowni narażonych jest na zwiększone ryzyko zachorowania na raka tarczycy.
11 marca 2011 roku w wyniku trzęsienia ziemi o sile 9 w skali Richtera i gigantycznej fali tsunami w elektrowni Fukushima I nastąpiła awaria systemów chłodzenia i doszło do stopienia się prętów paliwowych. Awaria spowodowała znaczną emisję substancji promieniotwórczych; była to największa awaria nuklearna od wybuchu reaktora w elektrowni w Czarnobylu w 1986 roku.

"Przystosowanie przenośników taśmowych do jazdy ludzi poprawia bezpieczeństwo pracy i zmniejsza zmęczenie górników. W 2013 rok górnictwo węgla kamiennego weszło z 16 przenośnikami, którymi mogą jeździć górnicy. Należy mieć nadzieję, że wkrótce tego typu udogodnień będzie więcej, jeżeli spółki węglowe zdołają zrealizować swoje zamierzenia inwestycyjne i modernizacyjne" - wskazała w środę rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) Jolanta Talarczyk.
Obecnie w ośmiu kopalniach działa 16 taśmociągów transportowych, z których mogą korzystać także górnicy. Ich łączna długość przekracza 12 km, z czego prawie połowa to taśmociągi w kopalni Sobieski w Jaworznie, należącej do Południowego Koncernu Węglowego z grupy energetycznej Tauron. W tym zakładzie aż sześć przenośników przystosowano do jazdy ludzi.
"W zakładzie górniczym Sobieski przystosowanie przenośników taśmowych do transportu górników przyczyniło się do zmniejszenia liczby najczęściej powtarzających się wypadków, takich jak potknięcia, poślizgnięcia czy upadki. W 2010 r. było ich 32, a w ubiegłym roku tylko 9. Dobre praktyki w tym zakresie w Sobieskim warto naśladować i upowszechniać" - oceniła rzeczniczka.
W sumie kopalniach węgla kamiennego działa 1,9 tys. przenośników taśmowych o łącznej długości trasy 681,6 km. Nie wszędzie możliwe jest ich przystosowanie do transportu ludzi, ale w wielu przypadkach da się to zrobić. WUG przygotował poradnik precyzujący warunki, jakie muszą być spełnione, by taśmociągiem bezpiecznie mógł jechać człowiek.
Nadzór górniczy kładzie nacisk na zmniejszenie uciążliwości związanych z dotarciem górnika do stanowiska pracy, ponieważ zmęczony pracownik stanowi potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa pracy - zarówno własnego, jak i współpracowników. Tymczasem drogi dojścia od szybu do stanowisk pracy wydłużają się. Wyliczono, że dziś efektywny czas pracy górnika w kopalniach węgla kamiennego to przeciętnie 3,5 godziny podczas zmiany, a w niektórych kopalniach dotarcie do stanowiska pracy od szybu zjazdowego zabiera górnikom ponad 100 minut.
"Kilkukilometrowe odległości - niekiedy ponad 9 km - górnicy muszą pokonać także kończąc roboczą dniówkę. Pokusa skrócenia sobie drogi, np. skorzystania z nieprzystosowanego do jazdy ludzi przenośnika taśmowego, bywa silniejsza niż rozsądek. To widać w statystykach wypadowych" - wskazała rzeczniczka WUG.
Przed trzema laty niemal co drugi wypadek ciężki lub śmiertelny w kopalniach węgla kamiennego miał związek ze środkami transportu. Już wówczas rozpoczęto promowanie przystosowania przenośników taśmowych do jazdy ludzi, jednak jak dotąd niewiele kopalń skorzystało z tej możliwości. Niemniej liczba podziemnych wypadków przy transporcie spadła do kilkunastu procent. W tym roku z tego powodu w górnictwie węgla kamiennego trzech górników zginęło, a jeden doznał ciężkich obrażeń - na 8 wypadków śmiertelnych i trzy ciężkie w tego rodzaju górnictwie.

Zmianę najwyższego dopuszczalnego stężenia niektórych substancji chemicznych oraz uporządkowanie ich wykazu przewiduje projekt nowego rozporządzenia w sprawie najwyższych dopuszczalnych stężeń i natężeń czynników szkodliwych dla zdrowia w środowisku pracy.
W uzasadnieniu do projektu Minister Pracy i Polityki Społecznej podkreślił, że obecnie obowiązujące rozporządzenie z dnia 29 listopada 2002 r. w sprawie najwyższych dopuszczalnych stężeń i natężeń czynników szkodliwych dla zdrowia w środowisku pracy (Dz. U. Nr 217, poz. 1833, z późn. zm.) było już pięciokrotnie zmieniane, przez co utraciło redakcyjną przejrzystość, a korzystanie z niego stało się utrudnione. Chodzi w szczególności o załączony do rozporządzenia (część A załącznika nr 1) wykaz substancji chemicznych, dla których określono wartości najwyższych dopuszczalnych stężeń. Rozszerzenie tego katalogu z 441 do 518 pozycji zaburzyło jego porządek alfabetyczny i utrudnia wyszukiwanie poszczególnych substancji.
W projekcie przewidziano także wprowadzenie w załączniku nr 1: zmian wartości najwyższego dopuszczalnego stężenia (NDS) dla 19 substancji chemicznych i dla niektórych z nich najwyższego dopuszczalnego stężenia chwilowego (NDSCh); wartości NDS i NDSCh dla 6 nowych substancji chemicznych, dotychczas nieuwzględnionych w wykazie; definicji frakcji aerozoli (wdychalnej, torakalnej i respirabilnej).
W załączniku nr 2 do rozporządzenia, w części E „Pola i promieniowanie elektromagnetyczne z zakresu częstotliwości 0 Hz – 300 GHz”, wprowadzono nieznaczne korekty redakcyjne i zmiany niektórych zapisów zgodnie z Polskimi Normami i zaleceniami międzynarodowymi w tym zakresie.
Projekt rozporządzenia został skierowany do konsultacji społecznej i międzyresortowej.

Projekt systemowo reguluje kwestię odszkodowań w przypadku funkcjonariuszy Policji, Państwowej Straży Pożarnej, Straży Granicznej, Biura Ochrony Rządu, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu i Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Jednorazowe odszkodowanie, jak do tej pory, otrzyma funkcjonariusz lub rodzina zmarłego funkcjonariusza z powodu wypadku lub choroby pozostającej w związku ze szczególnymi warunkami lub właściwościami służby. Wyjątkiem będą wypadki w drodze do miejsca i z miejsca wykonywania służby. Jeżeli jednak funkcjonariusz ulegnie takiemu wypadkowi na skutek interwencji, odszkodowanie będzie przysługiwać.
Projekt przewiduje kilka sytuacji, w których funkcjonariusz bądź funkcjonariusz zwolniony ze służby lub członkowie jego rodziny otrzymają jednorazowe odszkodowanie. Będzie ono przysługiwać, gdy funkcjonariusz pozostając w służbie doznał uszczerbku na zdrowiu lub zmarł wskutek wypadku w ciągu 3 lat od dnia wypadku. Inną przesłanką do otrzymania odszkodowania będzie doznanie uszczerbku na zdrowiu wskutek choroby powstałej w czasie służby lub nie później niż w ciągu 3 lat od dnia zwolnienia ze służby. Odszkodowanie będzie też przyznawane, gdy funkcjonariusz zmarł wskutek choroby powstałej w czasie służby lub w ciągu 3 lat od dnia ustalenia uszczerbku na zdrowiu z powodu tej choroby, nie później jednak niż w ciągu 3 lat od zwolnienia ze służby. Zmienione zostały zasady określania jednorazowego odszkodowania – za jednakowe uszczerbki na zdrowiu będzie ono jednakowe dla wszystkich funkcjonariuszy, bez względu na stopień, stanowisko i rodzaj służby. Podstawą do obliczenia wysokości odszkodowania ma być przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej w roku poprzednim. Przy wyliczaniu odszkodowania stosowany będzie system wielokrotności, a nie stałe kwoty jak dotąd. Jednorazowe odszkodowanie wyniesie 20 proc. przeciętnego wynagrodzenia za każdy procent uszczerbku na zdrowiu. Odszkodowanie będzie można zwiększyć.
Określono także m.in. wysokość jednorazowego odszkodowania w przypadku, gdy uprawnionym będzie tylko jeden członek rodziny zmarłego funkcjonariusza. Odszkodowanie dla małżonka lub dziecka wyniesie 18-krotność przeciętnego wynagrodzenia, a dla innego członka rodziny – 9-krotność. Projekt uzasadnił sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych Piotr Stachańczyk. Zgłoszony w dyskusji wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu trafi do bloku głosowań.

Newsletter (ostatni tekst)

QA

Orzeczenie!

PIP chce kontrolować bez uprzedzenia
Państwowa Inspekcja Pracy uważa, że powinna sprawdzać legalność zatrudnienia nie informując wcześniej firm o wizytacji. Te protestują
Obowiązujące przepisy krępują skuteczniejsze wykrywanie nielegalnego zatrudnienia – twierdzi inspekcja pracy. W 2012 r. na blisko 90 tys. ujawnionych wykroczeń zaledwie niecałe 6 tys. dotyczyło tego zagadnienia.
Dlatego 9 lipca tego roku Rada Ochrony Pracy (ROP) podjęła decyzję o skierowaniu do Ministerstwa Gospodarki wniosku o usunięcie obowiązku zawiadamiania przedsiębiorców o zamiarze sprawdzenia legalności zatrudnienia. Obecnie taki wymóg powoduje, że kontrole stają się często bezprzedmiotowe, bo naruszający prawo przedsiębiorca ma kilka dni na usunięcie śladów niezgodnej z prawem działalności. PIP twierdzi, że każdorazowe informowanie o wizytacji utrudnia wykrywanie pracy w szarej strefie oraz w warunkach bezpośredniego zagrożenia dla życia lub zdrowia.
Zaproponowane zmiany sceptycznie oceniają pracodawcy. Firmy nie są pewne, czy zniesienie obowiązku zawiadamiania o kontroli dotyczącej legalności zatrudnienia nie spowoduje, że brak uprzedzenia o wizycie inspektora stanie się powszechnie obowiązującą regułą.

Do incydentu doszło we wtorek. W środę górnik usłyszał prokuratorskie zarzuty, a w czwartek Sąd Rejonowy w Jastrzębiu Zdroju przychylił się do wniosku policji i prokuratury w sprawie jego aresztowania - podała jastrzębska policja.
Metanit to materiał wybuchowy stosowany do robót strzałowych w kopalniach. Górnik miał przy sobie trzy naboje z tym materiałem o łącznej wadze blisko pół kilograma. Ładunki były połączone przewodami elektrycznymi, a w dłoni mężczyzna trzymał baterię, która mogła zainicjować wybuch.
O tym, że pijący w barze piwo mężczyzna ma przy sobie materiały wybuchowe, policjanci zostali powiadomieni we wtorek w południe. 43-latek miał grozić, że wysadzi się w powietrze. Spod jego ubrania wystawały przewody elektryczne. Klienci lokalu próbowali obezwładnić mężczyznę, ale ten wyrwał się im i zaczął uciekać wzdłuż bloku mieszkalnego. Wkrótce potem został zatrzymany przez policjantów. Badanie trzeźwości wykazało u niego ponad 2 promile alkoholu.
W czasie akcji zatrzymania 43-latka policjanci wytyczyli wokół strefę bezpieczeństwa, w której nie mogły przebywać osoby postronne. M.in. dzieci z pobliskiego przedszkola zostały odsunięte na bezpieczną odległość. Po zatrzymaniu mężczyzny policjanci przeszukali jego mieszkanie. Znaleźli nielegalną broń gazową.
Górnicze materiały wybuchowe są ściśle reglamentowane, a pobierające je osoby są rygorystycznie rozliczane z ich wykorzystania. Jeżeli potwierdzi się, że mężczyzna wyniósł metanit z którejś z jastrzębskich kopalń, wdrożone zostanie postępowanie wyjaśniające. Za takie przewinienie górnik może stracić pracę.

Jak poinformował w środę Anwil, suszarnia osadów to kolejna proekologiczna zrealizowana tam inwestycja. Łącznie w latach 2009-13 na modernizację gospodarki wodno-ściekowej spółka przeznaczyła ponad 84 mln zł.
Anwil wyjaśnił, że zastosowana w suszarni osadów technologia pozwala wykorzystywać biogaz powstający w procesie oczyszczania ścieków pochodzących z instalacji PTA (Wytwórni Kwasu Tereftalowego) zlokalizowanej we Włocławku, a należącej do PKN Orlen.
„W zaawansowanym technologicznie procesie Anwil uzyskuje energię elektryczną oraz przetwarza osad do postaci umożliwiającej bezpieczne składowanie” – podała spółka. Dobowa produkcja energii elektrycznej w nowej instalacji jest w stanie pokryć – jak podkreślił Anwil - średnie zapotrzebowanie na energię dla blisko 2,5 tys. mieszkań.
"Uruchamiana inwestycja jest równie ważna dla nas, jako zakładu produkcyjnego, jak i dla naszego bezpośredniego otoczenia, przyczyniając się do poprawy jego stanu. (...) Uważamy, że każda złotówka wydana na ochronę środowiska jest inwestycją długofalową, która w przyszłości przeniesie nam wszystkim wymierny zysk” – powiedział, cytowany w komunikacie Anwilu, prezes tej spółki Krzysztof Wasielewski.
Anwil jest spółką, w której PKN Orlen posiada 100 proc. udziałów. Anwil jako jedyny podmiot w Polsce produkuje suspensyjny polichlorek winylu, wykorzystywany m.in. do produkcji granulatów, profili budowlanych, rur wodociągowych i kanalizacyjnych, a nawet drobnego sprzętu medycznego. Spółka jest też producentem nawozów azotowych - saletry amonowej i saletrzaku.

Wrocław: pożar na terenie zakładów Hutmen
Dziewięć jednostek straży pożarnej zostało skierowanych do gaszenia pożaru, który w środę wybuch na terenie zakładów Hutmen przy ul. Grabiszyńskiej we Wrocławiu.
Jak powiedział PAP rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej Krzysztof Gielsa, pożar wybuch w magazynie, gdzie sortowane są plastiki. „Palą się prawdopodobnie również urządzenia elektryczne” - dodał rzecznik.
Gielsa na razie nie potrafił podpowiedzieć, czy w pożarze został ktoś ranny, ani czy zarządzono ewakuację.
Hutmen to zakład zajmujące się produkcją wyrobów z metalu.

Rada Ministrów podjęła we wtorek uchwałę w sprawie ustanowienia programu wieloletniego „Poprawa bezpieczeństwa i warunków pracy” – III etap, okres realizacji: lata 2014-2016, przedłożoną przez ministra pracy i polityki społecznej.
Trzeci etap realizacji programu na lata 2014-2016 jest kontynuacją programów z lat poprzednich: 2008-2010 (etap I) i 2011-2013 (etap II). Na jego realizację z budżetu państwa przeznaczone zostanie 93,5 mln zł.
Podstawowym zadaniem programu jest opracowanie innowacyjnych rozwiązań organizacyjnych i technicznych oraz rozwój nowych wyrobów i technologii, które - wykorzystane w praktyce - przyczynią się do znacznego ograniczenia liczby zatrudnionych w warunkach niebezpiecznych, szkodliwych i uciążliwych dla zdrowia. Spowoduje to też ograniczenie wypadków przy pracy, chorób zawodowych i związanych z tym strat ekonomicznych oraz społecznych.
Realizacja programu pozwoli m.in.:
- zwiększyć skuteczność prewencji w sferze zagrożeń zawodowych w przedsiębiorstwach, z uwzględnieniem zachowania zdolności do pracy w wydłużonym okresie aktywności zawodowej;
- podnieść jakość zarządzania bezpieczeństwem i ochroną zdrowia w przedsiębiorstwach, z uwzględnieniem przedłużonej aktywności zawodowej;
- uwzględnić nowoczesne spojrzenie na problematykę bezpieczeństwa pracy i ergonomii w programach nauczania oraz doskonalić kompetencje zawodowe służb specjalistycznych;
- poszerzyć ofertę polskiego przemysłu producentów środków ochrony indywidualnej, a w konsekwencji poprawić bezpieczeństwo pracowników;
- kontynuować prace legislacyjne, które zapewnią zgodność polskiego prawa z unijnym w dziedzinie BHP;
- rozwinąć krajowy system oceny zgodności wyrobów i usług, zgodnie z wymogami dyrektyw unijnych;
- zapewnić aktywne uczestnictwo Polski w międzynarodowej i europejskiej współpracy w zakresie badań naukowych, a także wymianie dobrych praktyk w dziedzinie bezpieczeństwa i higieny pracy oraz ergonomii;
- zwiększać skuteczność działań informacyjnych i promocyjnych w zakresie BHP, w tym rozwój działalności polskiego Krajowego Punktu Centralnego Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa i Zdrowia w Pracy.
Założono, że w ciągu 5 lat od zakończenia realizacji programu o 30 proc. zostanie ograniczone ryzyko narażenia zatrudnionych na działanie czynników niebezpiecznych, szkodliwych i uciążliwych. Oczekuje się, że dzięki temu spadnie liczby wypadków przy pracy: śmiertelnych o 24 proc., ciężkich o 33 proc., a chorób zawodowych o 29 proc.
Powinny się także zmniejszyć koszty ponoszone przez państwo i społeczeństwo z powodu zagrożeń zawodowych, zwłaszcza że straty wynikające z nieodpowiednich warunków pracy w Polsce są znaczne. Świadczą o tym wydatki z funduszu ubezpieczenia wypadkowego ZUS, związane z wypadkami i chorobami zawodowymi, które w 2011 r. wyniosły 5,1 mld zł, w 2012 r. – 5,2 mld zł.
W najbliższych latach, z powodu wydłużenia aktywności zawodowej do 67 roku życia, podstawowym zadaniem będzie stworzenie odpowiednich warunków pracy dla osób starszych. Należy też zwrócić szczególną uwagę na właściwe przygotowanie do pracy ludzi młodych, którzy najczęściej ulegają wypadkom przy pracy. Ponad 25 proc. poszkodowanych w wypadkach przy pracy to osoby poniżej 30 roku życia, a ponad 30 proc. poszkodowanych to osoby o stażu krótszym niż rok (dane GUS za 2012 r.).
Na szczególną uwagę zasługuje też tworzenie psychospołecznego środowiska pracy. Niekorzystny obraz warunków pracy w Polsce pokazuje raport z Europejskiego Badania Warunków Pracy, przeprowadzonego w 2010 r.
Z raportu wynika, że negatywny wpływ pracy na własne zdrowie odczuwa ponad 36 proc. Polaków, przy średniej unijnej na poziomie 25 proc. Z kolei z badań Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa i Zdrowia w Pracy wynika, że ponad 70 proc. Polaków uważa, że w ciągu 5 najbliższych lat wzrośnie liczba osób odczuwających stres związany z pracą. W Polsce jedynie 15 proc. przedsiębiorstw podejmuje działania zmniejszające stres zawodowy, podczas gdy w Szwecji, Wielkiej Brytanii i Irlandii jest to odpowiednio: 68, 57 i 56 proc.
Liczba wypadków przy pracy ogółem w 2012 r., porównaniu z rokiem 2008, zmniejszyła się: 2008 r. – 104 402 wypadki, 2012 r. – 91 000. Spadła również liczba wypadków śmiertelnych – w 2008 było ich 520, w 2012 r. – 348.

Rzeczniczka jastrzębskiej policji Magdalena Szust powiedziała PAP, że policjanci ustalają, skąd mężczyzna miał takie materiały wybuchowe. Nie skomentowała nieoficjalnych informacji, że zatrzymany jest górnikiem jednej z miejscowych kopalń, który mógł wynieść ładunki z zakładu.
43-latek został zatrzymany, gdy policjanci otrzymali informację o mężczyźnie, który w barze przechwalał się posiadaniem materiałów wybuchowych. Gdy funkcjonariusze przyjechali na miejsce, mężczyzna zdążył już opuścić lokal. Zatrzymano go w innym miejscu, w pobliżu przedszkola. W reklamówce miał trzy naboje górnicze.
W czasie akcji zatrzymania 43-latka policjanci wytyczyli wokół strefę bezpieczeństwa, w której nie mogły przebywać osoby postronne. Dzieci z pobliskiego przedszkola zostały odsunięte na bezpieczną odległość.
Materiał wybuchowy zabezpieczyli antyterroryści z Katowic. 43-latek zostanie przesłuchany gdy wytrzeźwieje. Zdecydowano także o przeszukaniu jego mieszkania pod kątem innych materiałów wybuchowych.

W oświadczeniu rządowym z dnia 2 maja 2013 r. (Dz. U. poz. 815) podano do wiadomości publicznej wejście w życie – z dniem 1 stycznia 2013 r. – zmian do załączników A i B Umowy europejskiej dotyczącej międzynarodowego przewozu drogowego towarów niebezpiecznych (ADR), sporządzonej w Genewie dnia 30 września 1957 r.
Jednolity tekst umowy dotyczącej międzynarodowego przewozu drogowego towarów niebezpiecznych, uwzględniający zmiany znowelizowanych załączników A i B stanowiących jej integralną część, ogłoszono w załączniku do oświadczenia rządowego.
Ogłoszenie umowy europejskiej dotyczącej międzynarodowego przewozu drogowego towarów niebezpiecznych (ADR) stanowi realizację obowiązku transpozycji przewidzianego w art. 2 ust. 1 dyrektywy Komisji nr 2012/45/UE z dnia 3 grudnia 2012 r. dostosowującej po raz drugi do postępu naukowo-technicznego załączniki do dyrektywy 2008/68/WE Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie transportu lądowego towarów niebezpiecznych w zakresie transportu drogowego (Dz. Urz. UE L 322 z 04.12.2008, s. 18).

Zmiana Regulaminu międzynarodowego przewozu kolejami towarów niebezpiecznych
W oświadczeniu rządowym z dnia 25 lipca 2013 r. (Dz. U. poz. 840) podano do wiadomości publicznej wejście w życie – z dniem 1 stycznia 2013 r. – zmian do Regulaminu międzynarodowego przewozu kolejami towarów niebezpiecznych (RID), stanowiącego załącznik C do Konwencji o międzynarodowym przewozie kolejami (COTIF), sporządzonej w Berlinie dnia 9 maja 1980 r.
Jednolity tekst Regulaminu międzynarodowego przewozu kolejami towarów niebezpiecznych (RID) uwzględniający wprowadzone zmiany ogłoszono w załączniku do oświadczenia rządowego.
Ogłoszenie Regulaminu międzynarodowego przewozu kolejami towarów niebezpiecznych (RID) stanowi realizację obowiązku transpozycji przewidzianego w art. 2 ust. 1 dyrektywy Komisji nr 2012/45/UE z dnia 3 grudnia 2012 r. dostosowującej po raz drugi do postępu naukowo-technicznego załączniki do dyrektywy nr 2008/68/WE Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie transportu lądowego towarów niebezpiecznych w zakresie transportu kolejowego (Dz. Urz. UE L 332 z 04.12.2012, str. 18).

Zgodnie z ustawą celami działania istniejącej już od 30 lat instytucji społecznej inspekcji pracy (SIP) są dążenie do zapewnienia przez pracodawcę bezpiecznych i higienicznych warunków pracy oraz ochrona uprawnień pracowniczych. Tak wygląda teoria. A jak to jest w praktyce?
Krytycy SIP-ów wskazują, że jest to relikt przeszłości i nie przystaje do obecnych realiów, w jakich funkcjonują nowoczesne firmy. Prawo zagwarantowało społecznym inspektorom pracy dużo przywilejów – m.in. ochronę stosunku pracy – a w związku z tym, że „kadencja” SIP-ów wynosi 4 lata, w znacznym stopniu utrudnia to pracodawcy zarządzanie kadrami. Co więcej – przepisy nie określają maksymalnej liczby SIP-ów. Ustawa nie wskazuje też na to, przy jakim stanie zatrudnienia powinna być wybierana społeczna inspekcja pracy. Zgodnie z przepisami, to związki zawodowe, mające wyłączną kontrolę nad SIP-ami, dostosowują ich organizację do potrzeb wynikających ze struktury firmy. Prawo wymaga tylko dokonania wyboru jednego zakładowego inspektora pracy, natomiast liczba oddziałowych i grupowych inspektorów może kształtować się na całkowicie dowolnym poziomie.
– Nie kwestionujemy zasadności funkcjonowania SIP-ów w przedsiębiorstwach. Niemniej powoływanie przez związki zawodowe dużej liczby społecznych inspektorów jedynie dla uzyskania ochrony miejsca pracy i ich niejasny wybór powodują, że ustawa dotycząca tej instytucji wymaga zdecydowanej przebudowy – powiedział Tomasz Misiak, wiceprezydent Pracodawców Rzeczypospolitej Polskiej.
Obecna podczas debaty Małgorzata Kurowska, Naczelnik w Wydziale BHP w Departamencie Prawa Pracy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, przypomniała, że możliwości wpływania Ministerstwa na społeczną inspekcję pracy nie są duże. – Nie ulega wątpliwości, że ustawa wymaga zmian. Dlatego też czekamy na ustalenia partnerów społecznych co do ich kierunku – powiedziała Małgorzata Kurowska.
Zdaniem Marzeny Flis, pełnomocnika „Solidarności” ds. BHP, rola SIP-ów jest bardzo niedoceniania. – Proszę pamiętać, że to taka mała inspekcja pracy w zakładzie – powiedziała Flis. Nie zgodziła się też z powszechną opinią dotyczącą zbyt dużej liczby społecznych inspektorów. Zwróciła natomiast uwagę na niepokojący jej zdaniem poziom merytoryczny przedstawicieli załogi i zaapelowała do pracodawców o przeprowadzanie częstszych szkoleń z zakresu BHP.
Debatę prowadziła dr Monika Gładoch, Doradca Prezydenta Pracodawców RP ds. Prawa Pracy, która przedstawiła także prezentację, dotyczącą społecznej inspekcji pracy w prawie i praktyce. Wskazała m.in. na orzecznictwo Sądu Najwyższego, z którego wyraźnie wynika, iż niedopuszczalna jest droga sądowa w sprawie o ustalenie zgodności z prawem wyboru społecznego inspektora pracy. Procedura ta w zasadzie nie podlega żadnej kontroli zewnętrznej, co budzi uzasadniony niepokój – zwłaszcza wśród dużych pracodawców, u których najczęściej działają społeczni inspektorzy pracy.
Uczestnicy spotkania zwrócili uwagę na wiele zapisów, które funkcjonują w obecnym stanie prawnym i często niestety prowadzą do nadużyć oraz instrumentalnego traktowania tej instytucji. Ocena konieczności dokonania gruntownych zmian w ustawie o społecznej inspekcji pracy była jednoznaczna. Z zadowoleniem więc przyjęto deklarację Pani Małgorzaty Kurowskiej o gotowości Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej do tego, by podjąć prace nad modyfikacją obowiązujących regulacji.

Nowelizacja określa nowe zasady przeprowadzania badań lekarskich i psychologicznych, jakim muszą poddawać się maszyniści i kandydaci na maszynistów. Doprecyzowano także obowiązki zatrudniających ich pracodawców, szczególnie te dotyczące medycyny pracy i badań profilaktycznych pracowników.
W ustawie doprecyzowano także m.in. kryteria uznawania ośrodków prowadzących szkolenia dla maszynistów, czy kryteria organizowania egzaminów.
Polska kolej od dawna boryka się z problemem luki pokoleniowej. Według szacunków ministerstwa transportu w naszym kraju uprawnienia do prowadzenia pojazdów trakcyjnych posiada około 17,5 tys. osób, z których ponad połowa ma od 46 do 60 lat. Według danych Urzędu Transportu Kolejowego średni wiek osób zatrudnionych na stanowisku maszynisty to niemal 50 lat, a tylko około 16 proc. ogólnej liczby maszynistów nie przekroczyło 40. roku życia.
Według szacunków w najbliższych latach trzeba będzie wyszkolić ponad 3 tys. nowych maszynistów. Celem tej ustawy ma być ulepszenie systemu przyznawania uprawnień maszynistów i zwiększenie zainteresowania pracą na tym stanowisku.

W czasie 45. posiedzenia Sejmu posłowie zajmą się m.in. rządowym projektem nowelizacji ustawy o transporcie kolejowym. Projekt dostosowuje prawo do przepisów UE w zakresie m.in. dopuszczania do eksploatacji wyrobów oraz określonych części systemu kolei w celu osiągnięcia interoperacyjności systemu kolei na obszarze UE. W projekcie określono, że warunkiem dopuszczenia do eksploatacji budowli i urządzeń, mających wpływ na bezpieczeństwo ruchu kolejowego, jest uzyskanie świadectwa dopuszczenia do eksploatacji wydanego dla pierwszego ich egzemplarza. Decyzje w sprawach dotyczących wydania, odmowy lub cofnięcia świadectwa podejmuje Prezes Urzędu Transportu Kolejowego. Kolejne egzemplarze danego typu budynków lub urządzeń będą dopuszczane do eksploatacji na podstawie odpowiedniej deklaracji zgodności z pierwszym egzemplarzem, wydawanej przez producenta. W projekcie przewidziano zmianę sposobu wyboru podmiotów, które przeprowadzają badania techniczne niezbędne do wydania świadectwa dopuszczenia do eksploatacji określonych typów urządzeń, budowli i pojazdów kolejowych. Zgodnie z projektem prowadzenie działalności polegającej na wykonywaniu ww. badań technicznych ma wymagać uzyskania zgody Prezesa UTK. Zmiany dotyczące zasad certyfikacji podmiotów odpowiedzialnych za utrzymanie pojazdu kolejowego w odniesieniu do wagonów towarowych oraz podmiotów zajmujących się utrzymaniem tych wagonów, wykonujących co najmniej jedną z funkcji utrzymania, polegają na doprecyzowaniu zadań Prezesa UTK w tym zakresie. Ma on wydawać certyfikaty na zasadach i w trybie określonym w unijnych przepisach. Certyfikaty wydane w innych krajach UE podmiotom odpowiedzialnym za utrzymanie pojazdu kolejowego będą ważne również w Polsce, jeżeli zostały wydane zgodnie z unijnymi przepisami. Rząd przyjął projekt 7 maja 2013 r., po czym 22 maja 2013 r. wpłynął on do Sejmu. Pierwsze czytanie zostało przeprowadzone 11 czerwca 2013 r. w Komisji Infrastruktury, która 20 czerwca 2013 r. przyjęła projekt z poprawkami porządkującymi, doprecyzowującymi oraz legislacyjnymi.
Przedmiotem prac posłów będą też poprawki Senatu do nowelizacji ustawy o transporcie kolejowym oraz ustawy o zmianie ustawy o transporcie kolejowym. Nowelizacja całościowo reguluje zasady szkolenia maszynistów. Celem nowelizacji jest wyeliminowanie naruszeń norm czasu ich pracy i zwiększenie zainteresowania kształceniem o profilu kolejowym. Nowelizacja wykonuje także prawo unijne, określając standardy funkcjonowania ośrodków szkolenia i egzaminowania maszynistów oraz uznawania ośrodków z innych państw UE. Nowelizacja ujednolica także standardy bezpieczeństwa ruchu kolejowego. Przewiduje również, że warunkiem dopuszczenia przewoźników kolejowych i zarządców infrastruktury do wykonywania działalności w Polsce będzie stosowanie instrukcji i wytycznych wydawanych przez Prezesa Urzędu Transportu Kolejowego. Prezes UTK otrzymał uprawnienia umożliwiające m.in. egzekwowanie od maszynistów oświadczeń o ich czasie pracy oraz ewentualnej pracy na rzecz więcej niż jednego przewoźnika kolejowego. Sejm uchwalił ustawę 24 maja 2013 r., a 20 czerwca 2013 r. Senat wprowadził do niej poprawki przewidujące m.in. składanie oświadczenia przez maszynistę o pracy na rzecz więcej niż jednego przewoźnika kolejowego nie tylko w dniu rozpoczęcia pracy, ale także w każdym przypadku podjęcia albo zakończenia takiej współpracy. W kolejnej poprawce Senat zaproponował karę grzywny zarówno w przypadku, gdy maszynista nie złoży oświadczenia o tym, że pracuje dodatkowo u innego pracodawcy, jak i wtedy kiedy kierujący pociągami nie złoży oświadczenia o niewykonywaniu takich dodatkowych usług.
Posłowie zajmą się także senackimi poprawkami do uchwalonej 13 czerwca 2013 r. nowelizacji ustawy – Kodeks pracy oraz ustawy o związkach zawodowych. Ustawa wydłuża okres rozliczeniowy czasu pracy maksymalnie do 12 miesięcy, co ma pomóc pracodawcom lepiej organizować pracę i rozliczać czas pracy. Nowelizacja umożliwi również przedsiębiorcom elastyczne reagowanie na zmieniającą się koniunkturę gospodarczą i pomoże zachować miejsca pracy. Ustawa gwarantuje pracownikowi otrzymanie minimalnego wynagrodzenia za pracę także w miesiącach, w których, ze względu na rozkład czasu pracy, nie miał obowiązku wykonywania pracy. Możliwe będzie sporządzenie indywidualnego rozkładu czasu pracy pracownika na okres krótszy niż przyjęty okres rozliczeniowy, obejmujący jednak co najmniej miesiąc. Pracodawca będzie musiał przekazać pracownikowi rozkład czasu pracy co najmniej na 1 tydzień przed rozpoczęciem pracy w tym okresie. Ustawa określa sytuacje, w których pracodawca nie ma obowiązku sporządzania rozkładu czasu pracy. Ponadto, w zakresie ruchomego czasu pracy ustawa przewiduje dwa rozwiązania. Pracodawca może wyznaczyć pracownikom różne godziny rozpoczynania pracy w poszczególnych dniach. Druga możliwość zakłada, że rozkład czasu pracy będzie określał przedział, w którym pracownik będzie rozpoczynał pracę, a godzinę rozpoczęcia pracy wybierze sam pracownik. W obu przypadkach ruchomy czas pracy nie może naruszać prawa do odpoczynku dobowego i tygodniowego. Warianty ruchomego czasu pracy powinny zostać uwzględnione w układzie zbiorowym lub w porozumieniu ze związkami zawodowymi. Wykonywanie pracy w systemie ruchomym będzie możliwe także na wniosek zainteresowanego pracownika, co ułatwi godzenie życia zawodowego i rodzinnego. 4 lipca 2013r. Senat wprowadził do nowelizacji poprawkę rozszerzającą katalog sytuacji, w których pracodawcy nie będą musieli sporządzać rozkładu pracy. Chodzi o sytuacje, gdy pracodawca ustali go w obwieszczeniu lub gdy na pisemny wniosek pracownika został mu ustalony indywidualny rozkład czasu pracy bądź pracuje on w ruchomym czasie pracy.

Przyjęcie stanowiska w sprawie sprawozdania z działalności Państwowej Inspekcji Pracy w 2012 r. to jeden z punktów porządku dziennego kolejnego posiedzenia Rady Ochrony Pracy zaplanowanego na wtorek, 9 lipca br.
W czasie obrad Rada zapozna się także z materiałami Państwowej Inspekcji Pracy nt. zatrudniania i bezpieczeństwa pracy pracowników młodocianych.
Uczestnikom posiedzenia zostanie zaprezentowany również materiał przygotowany przez Ministerstwo Edukacji Narodowej o efektywności nauczania bezpiecznych i higienicznych zachowań uczniów szkół podstawowych i ponadpodstawowych.
Rada Ochrony Pracy przy Sejmie RP nadzoruje warunki pracy i działania Państwowej Inspekcji Pracy. Jest powoływana przez Marszałka Sejmu na 4-letnią kadencję. Najważniejsze zadania tego organu to m.in. ocena działalności PIP oraz opiniowanie projektów aktów prawnych dotyczących problematyki ochrony pracy.
Rada inicjuje również prace związane z ratyfikacją konwencji międzynarodowych oraz międzynarodowych norm z zakresu ochrony pracy i ergonomii. Występuje także do organów administracji rządowej i samorządowej oraz organizacji pracodawców i pracobiorców w sprawach związanych z ochroną pracy. Rada przedstawia ponadto opinię m.in. o kandydatach na stanowiska Głównego Inspektora Pracy i jego zastępców oraz okręgowych inspektorów pracy. Członkowie Rady zbierają się co najmniej raz w miesiącu na posiedzeniach plenarnych, a pomiędzy nimi pracują w 4 zespołach problemowych, przygotowując m.in. stanowiska Rady.

Warunki bezpieczeństwa i higieny pracy przy wykonywaniu prac związanych z narażeniem na zranienie ostrymi narzędziami używanymi przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych przez podmioty wykonujące działalność leczniczą określa nowe rozporządzenie Ministra Zdrowia.
Zgodnie z § 3 ust. 1 rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 19 czerwca 2013 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy przy wykonywaniu prac związanych z narażeniem na zranienie ostrymi narzędziami używanymi przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych (Dz. U. poz. 696) – dalej r.b.h.o.n. pracodawca dokonuje oceny ryzyka zawodowego zranienia ostrym narzędziem oraz przeniesienia zakażenia w wyniku ekspozycji na krew lub inny potencjalnie zakaźny materiał biologiczny na danym stanowisku pracy, uwzględniając m.in.: 1) klasyfikację i wykaz szkodliwych czynników biologicznych oraz zagrożenia dla życia i zdrowia spowodowane chorobami, które mogą wystąpić w następstwie zakażenia, a także możliwego działania toksycznego lub alergizującego szkodliwych czynników biologicznych; 2) stan zdrowia pracownika, w tym w szczególności choroby przewlekłe, na które choruje; 3) określenie narażenia, w tym rodzaj, stopień oraz czas jego trwania. Ocenę tę przeprowadza się: 1) okresowo, nie rzadziej niż raz na dwa lata, 2) w każdym przypadku wystąpienia na stanowisku pracy zmian mających lub mogących mieć znaczenie dla zdrowia i bezpieczeństwa pracownika w miejscu pracy.
Według § 5 r.b.h.o.n. § 5 pracodawca, uwzględniając wyniki oceny ryzyka, podejmuje działania eliminujące lub ograniczające ryzyko wystąpienia zranień ostrymi narzędziami oraz zakażeń, obejmujące np. 1) organizację miejsca udzielania świadczeń zdrowotnych w sposób pozwalający na uniknięcie lub zminimalizowanie narażenia; 2) wdrożenie odpowiednich środków profilaktycznych uwzględniających organizację i warunki pracy, czynniki psychospołeczne oraz inne czynniki związane ze środowiskiem pracy; 3) zapewnienie środków ochrony indywidualnej, odpowiednich do rodzaju i stopnia narażenia.
Według § 8 ust. 1 r.b.h.o.n. pracownik niezwłocznie zgłasza każdy przypadek zranienia ostrym narzędziem pracodawcy lub osobie wykonującej zadania służby bh i higieny, a w razie kontaktu z krwią lub innym potencjalnie zakaźnym materiałem biologicznym – również lekarzowi w celu przeprowadzenia postępowania poekspozycyjnego. Pracodawca jest obowiązany opracować i wdrożyć procedurę postępowania poekspozycyjnego, umożliwiającą niezwłoczne udzielenie poszkodowanemu pomocy medycznej oraz zapobieżenie skutkom narażenia, a także objęcie go profilaktyczną opieką zdrowotną po narażeniu zgodnie z aktualną wiedzą medyczną.
Nowe rozporządzenie nakłada na pracodawcę obowiązek sporządzenia, nie rzadziej niż raz na 6 miesięcy, raportu o bezpieczeństwie i higienie pracy w podmiocie leczniczym w zakresie zranień ostrymi narzędziami przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych. Raport zawiera m.in.: 1) tabelaryczne zestawienie liczby zranień ostrymi narzędziami, do których doszło w podmiocie leczniczym w okresie sprawozdawczym oraz w równym mu długością okresie poprzedzającym, w podziale na jednostki organizacyjne podmiotu leczniczego; 2) tabelaryczne zestawienie stosowanych w podmiocie leczniczym rodzajów ostrych narzędzi, z wyszczególnieniem, które z nich zawierają rozwiązania chroniące przed zranieniem; 3) analizę okoliczności i przyczyn zranień, ze szczególnym uwzględnieniem ich przyczyn systemowych; 4) propozycje możliwych działań mających na celu ograniczenie liczby zranień. Raport udostępnia się pracownikom.
Omawiane rozporządzenie Przepisy wdrażają do prawa polskiego postanowienia dyrektywy Rady nr 2010/32/UE z dnia 10 maja 2010 r. w sprawie wykonania umowy ramowej dotyczącej zapobiegania zranieniom ostrymi narzędziami w sektorze szpitali i opieki zdrowotnej zawartej między HOSPEEM a EPSU (Dz. Urz. UE L 134 z 1.06.2010, str. 66). Zacznie ono obowiązywać 27 czerwca br.

W obwieszczeniu z dnia 5 kwietnia 2013 r. (Dz. U. poz. 737) Marszałek Sejmu RP ogłosił jednolity tekst ustawy z dnia 30 października 2002 r. o zaopatrzeniu z tytułu wypadków lub chorób zawodowych powstałych w szczególnych okolicznościach (Dz. U. Nr 199, poz. 1674 z późn. zm.).
Tekst jednolity uwzględnia zmiany wprowadzone: 1) ustawą z dnia 11 kwietnia 2003 r. o świadczeniach odszkodowawczych przysługujących w razie wypadków i chorób pozostających w związku ze służbą wojskową (Dz. U. Nr 83, poz. 760); 2) ustawą z dnia 24 kwietnia 2003 r. – Przepisy wprowadzające ustawę o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (Dz. U. Nr 96, poz. 874); 3) ustawą z dnia 13 czerwca 2003 r. o zatrudnieniu socjalnym (Dz. U. Nr 122, poz. 1143); 4) ustawą z dnia 20 kwietnia 2004 r. o zmianie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz niektórych innych ustaw (Dz. U. Nr 121, poz. 1264); 5) ustawą z dnia 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (Dz. U. Nr 210, poz. 2135); 6) ustawą z dnia 28 lipca 2005 r. o zmianie ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy oraz o zmianie niektórych innych ustaw (Dz. U. Nr 164, poz. 1366); 7) ustawą z dnia 22 maja 2009 r. o zmianie ustawy – Kodeks pracy oraz o zmianie niektórych innych ustaw (Dz. U. Nr 99, poz. 825); 8) ustawą z dnia 17 lipca 2009 r. o powszechnym spisie rolnym w 2010 r. (Dz. U. Nr 126, poz. 1040); 9) ustawą z dnia 17 lipca 2009 r. o praktykach absolwenckich (Dz. U. Nr 127, poz. 1052); 10) ustawą z dnia 15 kwietnia 2011 r. o działalności leczniczej (Dz. U. Nr 112, poz. 654) oraz zmian wynikających z przepisów ogłoszonych przed dniem 20 marca 2013 r.
Podany w załączniku do obwieszczenia tekst jednolity ustawy nie obejmuje: 1) art. 33 ustawy z dnia 11 kwietnia 2003 r. o świadczeniach odszkodowawczych przysługujących w razie wypadków i chorób pozostających w związku ze służbą wojskową (Dz. U. Nr 83, poz. 760); 2) art. 24 ustawy z dnia 24 kwietnia 2003 r. – Przepisy wprowadzające ustawę o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (Dz. U. Nr 96, poz. 874); 3) art. 29 ustawy z dnia 13 czerwca 2003 r. o zatrudnieniu socjalnym (Dz. U. Nr 122, poz. 1143); 4) art. 26 ustawy z dnia 20 kwietnia 2004 r. o zmianie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz niektórych innych ustaw (Dz. U. Nr 121, poz. 1264); 5) art. 252 ustawy z dnia 27 sierpnia 2004 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (Dz. U. Nr 210, poz. 2135); 6) art. 22 ustawy z dnia 28 lipca 2005 r. o zmianie ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy oraz o zmianie niektórych innych ustaw (Dz. U. Nr 164, poz. 1366); 7) art. 4 ustawy z dnia 22 maja 2009 r. o zmianie ustawy – Kodeks pracy oraz o zmianie niektórych innych ustaw (Dz. U. Nr 99, poz. 825); 8) art. 21 ustawy z dnia 17 lipca 2009 r. o powszechnym spisie rolnym w 2010 r. (Dz. U. Nr 126, poz. 1040); 9) art. 12 ustawy z dnia 17 lipca 2009 r. o praktykach absolwenckich (Dz. U. Nr 127, poz. 1052); 10) art. 221 ustawy z dnia 15 kwietnia 2011 r. o działalności leczniczej (Dz. U. Nr 112, poz. 654).

Stolica: akt oskarżenia ws. wypadku kolejowego
Do warszawskiego sądu trafił akt oskarżenia wobec maszynisty jednego z pociągów, które w maju zeszłego roku zderzyły się między przystankami Warszawa Praga a Warszawa Zoo - poinformowała w czwartek Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga.
Do czołowego zderzenia pociągów Kolei Mazowieckich i Szybkiej Kolei Miejskiej, które znalazły się na tym samym torze, doszło 23 maja 2012 r. ok. godz. 5.45. Pociąg SKM jechał od strony Legionowa, a Kolei Mazowieckich od strony Stacji Warszawa Gdańska. W wypadku zostały ranne dwie osoby, jedna z nich z obrażeniami ręki trafiła do szpitala. Jak wówczas informowano, ustalenia wykazały, iż maszyniści byli trzeźwi.
Sprawę badała Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga-Północ, która o nieumyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym oskarżyła maszynistę pociągu Kolei Mazowieckich Sławomira B. Mężczyźnie grozi do pięciu lat więzienia. "Podejrzany nie przyznał się do zarzucanego mu przestępstwa i odmówił składania wyjaśnień" - poinformowała prokuratura.
Prokuratura zaznaczyła, że ze zgromadzonego materiału dowodowego wynika, iż Sławomir B. podjął jazdę spod semafora wskazującego sygnał "stój" i kontynuował ją bez zezwolenia, doprowadzając w ten sposób do czołowego zderzenia z pociągiem SKM. Prokuratorzy oparli się m.in. na opinii z zakresu rekonstrukcji wypadków kolejowych wydanej przez Instytut Kolejnictwa w Warszawie oraz ustaleniach końcowych Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych.
Sprawą zajmie się teraz Sąd Rejonowy dla Warszawy Pragi-Północ.

Zarządzanie nanomateriałami w miejscu pracy
Nanomateriały to maleńkie cząsteczki, niewidoczne dla ludzkiego oka. Towarzyszą nam jednak w codziennym życiu, ponieważ występują w takich produktach jak żywność, kosmetyki, elektronika i leki. Niektóre nanomateriały są naturalne, natomiast inne to produkty uboczne działalności człowieka lub wytwarzane specjalnie z myślą o konkretnym celu. Mimo wielu pożytecznych właściwości nanomateriałów, nie dysponujemy dokładną wiedzą na temat zagrożeń dla zdrowia, jakie ze sobą niosą. Należy zatem szczególnie dbać o zarządzanie tymi materiałami, kontynuując badania naukowe.
Istnieją poważne obawy dotyczące wpływu nanomateriałów na zdrowie. Komitet Naukowy ds. Pojawiających się i Nowo Rozpoznanych Zagrożeń dla Zdrowia (SCENIHR) stwierdził, że istnieją dowody potwierdzające zagrożenia dla zdrowia ze strony licznych wytwarzanych nanomateriałów. Nie wszystkie nanomateriały muszą wykazywać działanie toksyczne, ale prowadząc badania należy stosować indywidualne podejście do poszczególnych przypadków.
Najważniejszy wpływ nanomateriałów stwierdzono w płucach i obejmuje on między innymi stany zapalne i uszkodzenia tkanek, zwłóknienie płuc i nowotwory. Nanomateriały mogą też oddziaływać na układ krążenia. Niektóre rodzaje nanorurek węglowych mogą też wywoływać podobne efekty jak azbest. Tak samo jak w przypadku płuc, nanomateriały mogą atakować inne organy i tkanki, w tym wątrobę, nerki, serce, mózg, układ kostny i tkanki miękkie.
Z uwagi na mały rozmiar i dużą powierzchnię, nanomateriały w postaci proszku mogą stwarzać ryzyko wybuchu, w przeciwieństwie do cząsteczek gruboziarnistych tego samego materiału.
Pracownicy mogą mieć styczność z nanomateriałami na etapie produkcji. Jednak dużo więcej pracowników jest narażonych na kontakt z nanomateriałami na różnych etapach łańcucha dostaw, nawet nie wiedząc, że stykają się z nanomateriałami; w związku z tym mało prawdopodobne jest, aby stosowano dostateczne środki zapobiegające narażeniu. Zob. nasz przegląd literatury na temat percepcja i komunikacja ryzyka w odniesieniu do nanomateriałów w miejscu pracy.
Narażenie może zatem występować w różnych zakładach pracy, w których używa się lub dotyka nanomateriałów albo je przetwarza, zatem mogą one występować w powietrzu i być wdychane lub stykać się ze skórą; np. w związku z wykonywaniem pracy w opiece zdrowotnej lub w laboratorium, prac konserwacyjnych czy robót budowlanych.
Zachęcamy do zapoznania się z dokładniejszymi informacjami na temat narażenia na nanomateriały w miejscu pracy
Do nanomateriałów stosuje się prawodawstwo UE dotyczące ochrony pracowników, mimo że nie nawiązuje ono bezpośrednio do tych materiałów. Szczególnie ważne są dyrektywa ramowa 89/391/EWG, dyrektywa 98/24/WE dotycząca czynników chemicznych oraz dyrektywa 2004/37/WE w sprawie czynników rakotwórczych i mutagenów, jak również prawodawstwo dotyczące chemikaliów (rozporządzenia REACH i CLP). Oznacza to, że pracodawcy mają obowiązek dokonać oceny ryzyka związanego z nanomateriałami w miejscu pracy i tym ryzykiem zarządzać. Skoro nie można wyeliminować stosowania i wytwarzania nanomateriałów czy zastąpić ich mniej niebezpiecznymi materiałami i procesami, narażenie pracowników trzeba zminimalizować przy pomocy środków zapobiegawczych, przestrzegając hierarchii kontroli i nadając pierwszorzędne znaczenie:
1)środkom kontroli technicznej u źródła;
2)środkom organizacyjnym;
3)środkom ochrony osobistej, w ostateczności.
Chociaż nadal istnieje wiele niewiadomych, to zagrożenia dla zdrowia i bezpieczeństwa ze strony nanomateriałów budzą poważne obawy. Dlatego pracodawcy muszą wspólnie z pracownikami przestrzegać zasady ostrożnego zarządzania ryzykiem, dobierając środki zapobiegawcze.

Zlikwidowanie bezpośrednich zagrożeń dla życia i zdrowia ponad 66 tys. pracowników, wyeliminowanie nieprawidłowości z zakresu legalności zatrudnienia w odniesieniu do 107 tys. pracujących oraz wyegzekwowanie 102 mln zł zaległych należności dla ok. 119 tys. zatrudnionych – to tylko niektóre efekty ubiegłorocznej działalności kontrolno-nadzorczej inspektorów pracy.
Dnia 18 czerwca br. ze sprawozdaniem z działalności PIP w 2012 r. zapoznała się na posiedzeniu plenarnym Rada Ochrony Pracy. Sprawozdanie z działalności Państwowej Inspekcji Pracy w 2012 roku przedstawiła Iwona Hickiewicz, główny inspektor pracy. Podkreśliła, że zaplanowane zadania zostały w pełni zrealizowane. Inspektorzy pracy przeprowadzili 89,9 tys. kontroli u ok. 69 tys. pracodawców i innych podmiotów, zatrudniających łącznie 3,6 mln osób.
W związku z naruszeniami przepisów w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy wydali ponad 310 tys. decyzji. Do kontrolowanych pracodawców skierowali także blisko 61 tys. wystąpień zawierających łącznie ok. 311 tys. wniosków o usunięcie zastanych nieprawidłowości. Dominowały wnioski dotyczące nawiązania i rozwiązania stosunku pracy, czasu pracy, przygotowania do pracy i wynagrodzenia.
Inspektorzy pracy ujawnili łącznie 88,6 tys. wykroczeń przeciwko prawom osób wykonujących pracę zarobkową. Na sprawców wykroczeń nałożyli 18,9 tys. mandatów karnych na kwotę 22,5 mln zł, a do sądów skierowali 3800 wniosków o ukaranie. Specjaliści PIP udzielili ponad 1.2 mln bezpłatnych porad w dziedzinie prawa pracy.
W sferze legalności zatrudnienia różnego rodzaju nieprawidłowości wystąpiły w co drugim spośród skontrolowanych podmiotów. Wzrosła skala naruszeń dotyczących zawierania umów cywilnoprawnych w sytuacji uzasadniającej zawarcie umowy o pracę – inspektorzy pracy zakwestionowali 16 proc. z ponad 37 tys.zweryfikowanych pod kątem zgodności z przepisami umów cywilnoprawnych.
Kontrole warunków pracy w zakładach nowo powstałych, w większości mikroprzedsiębiorstwach działających od 2011 r. wykazały, że dla jednej trzeciej stanowisk nie przeprowadzono oceny ryzyka zawodowego, nie poinformowano pracowników o zagrożeniach, zasadach ochrony przed zagrożeniami, sposobach postępowania w przypadku awarii i innych sytuacji zagrażających ich zdrowiu i życiu. Ujawniono przypadki, w których żaden z pracowników w zakładzie nie odbył wstępnego szkolenia w zakresie bhp.
Pozytywne tendencje wystąpiły natomiast w wypadkowości. W porównaniu z rokiem poprzednim o jedną czwartą spadła liczba ofiar wypadków śmiertelnych badanych przez PIP. Członek rady Ochrony Pracy Maciej Sekunda, nawiązując do odnotowanego w 2012 r. po raz pierwszy od wielu lat spadku liczby wypadków przy pracy w naszym kraju, w tym zwłaszcza wypadków śmiertelnych i ciężkich, pochwalił działania prewencyjne inspekcji pracy i pracodawców, które przyczyniły się do osiągnięcia takiego stanu.
Mówiąc o prowadzonych w roku sprawozdawczym równolegle z działaniami nadzorczo-kontrolnymi przedsięwzięciach prewencyjnych i promocyjnych PIP, główny inspektor pracy Iwona Hickiewicz wymieniła m.in.: kampanię „Szanuj życie. Profesjonaliści pracują bezpiecznie”, skierowaną do robotników budowlanych, program prewencyjny dla mikrozakładów „Zdobądź dyplom państwowej Inspekcji Pracy”, kampanię „Poznaj swoje prawa w pracy”, program edukacyjny dla szkół „Kultura bezpieczeństwa”.

W "Bezpiecznym domu" strażacy nauczą dzieci, jak uniknąć pożaru
"Bezpieczny dom", w którym strażacy będą uczyć dzieci, jak zachować się na co dzień, by nie wywołać pożaru i co robić, kiedy wybuchnie ogień, otwarto w czwartek w Krakowie.
"Dom" to kilka pomieszczeń w jednostce PSP przy ul. Rzemieślniczej. Jest przeznaczony dla przedszkolaków i uczniów szkół podstawowych.
"Chcemy, żeby dzieci były bezpieczniejsze. W +Bezpiecznym domu+ możemy im opowiedzieć o zagrożeniach i o tym, jak ich unikać" - powiedział Małopolski Komendant Wojewódzki PSP nadbrygadier Andrzej Mróz.
W "Bezpiecznym domu" jest m.in. łazienka, a w niej piecyk gazowy. Strażacy tłumaczą dzieciom, że może się z niego wydobywać tlenek węgla i że należy dbać o właściwą wentylację pomieszczeń oraz kupić specjalistyczny czujnik. W kuchni pokazywane jest m.in. żelazko, które niewłaściwie użytkowane może być źródłem pożaru.
"W kolejnym pomieszczeniu mamy telefon. Dzieci mogą ćwiczyć, jak informować strażaków o zagrożeniu, jaki numer wybrać i co powiedzieć. Największe wrażenie robi na dzieciach jednak zadymienie teatralne, stosując je pokazujemy im, że z płonących pomieszczeń najlepiej ewakuować się na czworaka, najbliżej ziemi, gdzie jest dopływ powietrza. Mamy też podgrzewane spiralą drzwi. Dzieci dotykając ich ręką wiedzą: za nimi jest ogień, trzeba uciekać" - tłumaczył rzecznik prasowy małopolskiej starzy pożarnej kpt. Sebastian Woźniak.
Przedszkolaki i uczniowie będą mogli odwiedzać "Bezpieczny dom" po wcześniejszym umówieniu się. Grupy nie mogą być zbyt liczne.
W stworzeniu i wyposażeniu obiektu pomógł sponsor - PZU. To już czwarta placówka tego typu w Małopolsce. Podobne działają w Tarnowie, Dąbrowie Tarnowskiej i Andrychowie.

Kanada: dwóch zabitych w wybuchach w magazynie fajerwerków
Dwie osoby zginęły w serii eksplozji, które w czwartek rano zniszczyły skład fajerwerków położony około 60 kilometrów na południowy zachód od Montrealu - poinformowała policja w kanadyjskiej prowincji Quebec.
Ofiary to pracownicy firmy BEM, producenta fajerwerków, którego magazyn znajdował się w Coteau-du-Lac, w pobliżu autostrady łączącej Montreal z Toronto. Początkowo informowano jedynie o dwóch osobach zaginionych.
Po pierwszym wybuchu rano z płonącego magazynu jeszcze prawie przez dwie godziny dobiegały odgłosy kolejnych eksplozji. Powstałą po wybuchu chmurę dymu było widać z odległości wielu kilometrów. Ok. 150 strażaków wezwanych na miejsce zdołało opanować ogień dopiero po trzech godzinach.
Stojący w pobliżu głównej autostrady budynek został kompletnie zniszczony. Drogę zamknięto w obu kierunkach. Ewakuowano również około 40 domów i pobliski kemping.
Przyczyny eksplozji nie są znane. Na miejsce udali się wyposażeni w mobilne laboratorium eksperci ministerstwa środowiska, którzy mają ocenić jakość powietrza i ocenić skalę ewentualnego zanieczyszczenia.
Producent fajerwerków poinformował, że projektowaniem i wytwarzaniem materiałów pirotechnicznych zajmował się od 25 lat. (PAP)

Warunki bezpieczeństwa i higieny pracy przy wykonywaniu prac związanych z narażeniem na zranienie ostrymi narzędziami używanymi przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych przez podmioty wykonujące działalność leczniczą określa nowe rozporządzenie Ministra Zdrowia.
Zgodnie z § 3 ust. 1 rozporządzenia Ministra Zdrowia z dnia 19 czerwca 2013 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy przy wykonywaniu prac związanych z narażeniem na zranienie ostrymi narzędziami używanymi przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych (Dz. U. poz. 696) – dalej r.b.h.o.n. pracodawca dokonuje oceny ryzyka zawodowego zranienia ostrym narzędziem oraz przeniesienia zakażenia w wyniku ekspozycji na krew lub inny potencjalnie zakaźny materiał biologiczny na danym stanowisku pracy, uwzględniając m.in.: 1) klasyfikację i wykaz szkodliwych czynników biologicznych oraz zagrożenia dla życia i zdrowia spowodowane chorobami, które mogą wystąpić w następstwie zakażenia, a także możliwego działania toksycznego lub alergizującego szkodliwych czynników biologicznych; 2) stan zdrowia pracownika, w tym w szczególności choroby przewlekłe, na które choruje; 3) określenie narażenia, w tym rodzaj, stopień oraz czas jego trwania. Ocenę tę przeprowadza się: 1) okresowo, nie rzadziej niż raz na dwa lata, 2) w każdym przypadku wystąpienia na stanowisku pracy zmian mających lub mogących mieć znaczenie dla zdrowia i bezpieczeństwa pracownika w miejscu pracy.
Według § 5 r.b.h.o.n. § 5 pracodawca, uwzględniając wyniki oceny ryzyka, podejmuje działania eliminujące lub ograniczające ryzyko wystąpienia zranień ostrymi narzędziami oraz zakażeń, obejmujące np. 1) organizację miejsca udzielania świadczeń zdrowotnych w sposób pozwalający na uniknięcie lub zminimalizowanie narażenia; 2) wdrożenie odpowiednich środków profilaktycznych uwzględniających organizację i warunki pracy, czynniki psychospołeczne oraz inne czynniki związane ze środowiskiem pracy; 3) zapewnienie środków ochrony indywidualnej, odpowiednich do rodzaju i stopnia narażenia.
Według § 8 ust. 1 r.b.h.o.n. pracownik niezwłocznie zgłasza każdy przypadek zranienia ostrym narzędziem pracodawcy lub osobie wykonującej zadania służby bh i higieny, a w razie kontaktu z krwią lub innym potencjalnie zakaźnym materiałem biologicznym – również lekarzowi w celu przeprowadzenia postępowania poekspozycyjnego. Pracodawca jest obowiązany opracować i wdrożyć procedurę postępowania poekspozycyjnego, umożliwiającą niezwłoczne udzielenie poszkodowanemu pomocy medycznej oraz zapobieżenie skutkom narażenia, a także objęcie go profilaktyczną opieką zdrowotną po narażeniu zgodnie z aktualną wiedzą medyczną.
Nowe rozporządzenie nakłada na pracodawcę obowiązek sporządzenia, nie rzadziej niż raz na 6 miesięcy, raportu o bezpieczeństwie i higienie pracy w podmiocie leczniczym w zakresie zranień ostrymi narzędziami przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych. Raport zawiera m.in.: 1) tabelaryczne zestawienie liczby zranień ostrymi narzędziami, do których doszło w podmiocie leczniczym w okresie sprawozdawczym oraz w równym mu długością okresie poprzedzającym, w podziale na jednostki organizacyjne podmiotu leczniczego; 2) tabelaryczne zestawienie stosowanych w podmiocie leczniczym rodzajów ostrych narzędzi, z wyszczególnieniem, które z nich zawierają rozwiązania chroniące przed zranieniem; 3) analizę okoliczności i przyczyn zranień, ze szczególnym uwzględnieniem ich przyczyn systemowych; 4) propozycje możliwych działań mających na celu ograniczenie liczby zranień. Raport udostępnia się pracownikom.
Omawiane rozporządzenie Przepisy wdrażają do prawa polskiego postanowienia dyrektywy Rady nr 2010/32/UE z dnia 10 maja 2010 r. w sprawie wykonania umowy ramowej dotyczącej zapobiegania zranieniom ostrymi narzędziami w sektorze szpitali i opieki zdrowotnej zawartej między HOSPEEM a EPSU (Dz. Urz. UE L 134 z 1.06.2010, str. 66). Zacznie ono obowiązywać 27 czerwca br.

W środę na konferencji prasowej podsumowano dolnośląską część "Kampanii antyazbestowej". To pierwszy projekt mający na celu przyspieszenie usuwania tego szkodliwego materiału, realizowany przez organizację pozarządową. Poza dostarczaniem informacji edukacyjnych, skupia się również na wypracowaniu i rozpowszechnieniu przyjaznego dla ludzi i gmin systemu finansowania działań związanych z usuwaniem azbestu.
Według szacunków ekspertów, na Dolnym Śląsku znajduje się obecnie ponad 34 tys. gospodarstw domowych posiadających w swoich zasobach takie wyroby. Według informacji pozyskanych od urzędników gminnych, do tej pory udało się zinwentaryzować ok. 72 tys. ton wyrobów zawierających azbest oraz ponad 1 mln m2 eternitu.
Dane dotyczące efektywności gmin w usuwaniu azbestu pokazują, że na tle całej Polski województwo dolnośląskie lokuje się poniżej średniej krajowej. Na 169 dolnośląskich gmin, 103 posiadają uchwalone gminne programy usuwania azbestu, a jedynie jedna trzecia ma aktualną inwentaryzację wyrobów. Z kolei tylko 20 wnioskowało o dotacje na ten cel do Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej we Wrocławiu, z czego 18 otrzymało dotacje na łączną kwotę ponad 600 tys. zł.
Jak powiedział w środę na konferencji prasowej Krzysztof Smoliński z Fundacji EkoRozwoju, wyraźnie widać słabą aktywność dolnośląskich gmin w zakresie pozyskiwania środków na usuwanie azbestu. "Zwykle uważają, że do 2032 roku, kiedy to ma on być całkowicie usunięty, mają jeszcze dużo czasu. Tymczasem, jeśli azbest jest uszkodzony może powodować poważne zagrożenie dla zdrowia, więc powinien być jak najszybciej usunięty z miejsc, gdzie przebywają ludzie" - dodał Smoliński.
"Kampania antyazbestowa" jest finansowana ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, Unii Europejskiej oraz Ministerstwa Gospodarki.

Podlaskie/ Na razie bez wyroku po wypadku przy budowie galerii handlowej
Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku nie zapadł w środę zapowiadany wyrok związany z wypadkiem na budowie centrum handlowego Plaza w Suwałkach, w którym zginęły trzy osoby. Sąd zapowiedział możliwość zmiany kwalifikacji prawnej i odroczył sprawę do końca lipca.
Formalnie sąd, zamiast ogłosić wyrok, wznowił przewód sądowy by uprzedzić strony o możliwości zmiany kwalifikacji prawnej czynu. Ponieważ jednak nie wszyscy z sześciu oskarżonych i ich obrońcy byli w środę w sądzie, nie można było wysłuchać ponownych końcowych wystąpień stron i wydanie wyroku w takiej sytuacji naruszałoby ich prawo do obrony.
Dlatego sąd zdecydował o odroczeniu sprawy do 30 lipca. Jeśli dojdzie wówczas do mów końcowych, prawdopodobnie będzie ogłoszony wyrok.
Wypadek w suwalskiej galerii handlowej miał miejsce w lutym 2010 roku. Czterech robotników spadło wówczas z rusztowania, z wysokości 14 metrów w czasie prac wykończeniowych sufitu w powstającej galerii handlowej. Trzech zginęło, czwarty został ciężko ranny. Okazało się, że w konstrukcji rusztowania był wadliwy dźwigar.
Po długim śledztwie Prokuratura Rejonowa w Suwałkach uznała, że doszło do narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu pracowników różnych firm pracujących przy budowie galerii handlowej w Suwałkach.
Akt oskarżenia trafił do sądu w Białymstoku ze względu na tzw. ekonomikę procesową, bo w tym mieście mieszka większość oskarżonych, ich obrońcy oraz świadkowie.
Sprawą zajął się najpierw sąd rejonowy ale uznał, że czyn opisany w akcie oskarżenia powinien być traktowany jako katastrofa budowlana, a działania oskarżonych - "jako sprowadzenie zdarzenia, które zagrażało życiu i zdrowiu wielu osób, mające postać zawalenia się budowli", którego następstwem była śmierć trzech osób oraz poważne obrażenia czwartej.
Dlatego ostatecznie proces odbywał się przed sądem okręgowym. Zapowiadając możliwość zmiany kwalifikacji prawnej, sąd nie podał jednak, jaką kwalifikację prawną rozważa.
Wśród oskarżonych są współwłaściciele części firm zaangażowanych w budowę galerii oraz osoby odpowiedzialne za organizację pracy i bezpieczeństwo na terenie budowy, w tym kierownik budowy i inspektor nadzoru budowlanego.
W mowach końcowych przed tygodniem prokuratura zażądała dla oskarżonych kar więzienia w zawieszeniu i grzywny. Kary, o które wnioskowała, to od 6 miesięcy do dwóch lat więzienia w zawieszeniu na 2-5 lat oraz grzywny, w kwocie od 1 tys. do 10 tys. zł.
Pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych - rodzin osób poszkodowanych - złożyli wnioski o surowsze kary, bo dla trzech osób oskarżonych chcą kar po roku więzienia bez zawieszenia i wieloletnich zakazów prowadzenia działalności gospodarczej w branży budowlanej. Wobec jednej osoby wystąpili jednak o uniewinnienie. Obrońcy chcieli uniewinnienia wszystkich oskarżonych. (PAP)

Projekt nowelizacji dyrektywy bezpieczeństwa jądrowego przedstawił w dn. 13 czerwca 2013 r. europejski komisarz ds. energii Günther Oettinger. Nowa dyrektywa definiuje wspólnotowe cele w zakresie bezpieczeństwa jądrowego, jakie mają spełniać wszystkie obiekty jądrowe na terenie Unii Europejskiej. Projekt przewiduje również prawnie wiążące przeglądy międzynarodowe przeprowadzane co sześć lat i sprawdzające wypełnianie celów w poszczególnych krajach.
Dyrektywa ustanawiająca wspólnotowe ramy bezpieczeństwa jądrowego weszła w życie w 2009 r. i była adaptowana do systemów prawnych w poszczególnych krajach do 22 lipca 2011 r. (w Polsce dokonano tego poprzez wprowadzenie ustawy z dn. 13 maja 2011 r. o zmianie ustawy – Prawo atomowe i niektórych innych ustaw). Po awarii w elektrowni jądrowej Fukushima Dai-ichi zaszła jednak potrzeba jej nowelizacji. Obecny projekt stanowi odpowiedź Komisji na tę potrzebę.
Projekt przewiduje wprowadzenie ogólnoeuropejskich celów w zakresie bezpieczeństwa zamiast szczegółowych wymagań technicznych. Ma to zagwarantować praktyczną eliminację uwolnień substancji promieniotwórczych do środowiska w razie awarii elektrowni jądrowej.
Ponadto projekt przewiduje wprowadzenie przeglądów bezpieczeństwa, których wyniki będą dla krajów członkowskich prawnie wiążące. Kraje wspólnie ustalą tematy przeglądów, a ich realizacją zająć miałyby się specjalne zespoły międzynarodowe. Takie przeglądy byłyby wzorowane na europejskich analizach odporności elektrowni jądrowych na ekstremalne zdarzenia zagrażające ich bezpieczeństwu (tzw. stress testach) przeprowadzonych po awarii w elektrowni jądrowej Fukushima Dai-ichi.
Dyrektywa przewiduje również, że wszystkie nowe elektrownie jądrowe będą musiały zostać zaprojektowane w taki sposób, by skutki awarii z uszkodzeniem rdzenia reaktora nie wykraczały poza teren elektrowni.
Nowe przepisy nałożyłyby również na krajowe urzędy dozoru jądrowego i operatora elektrowni obowiązek opracowania strategii komunikacyjnej, w której zapisane zostałyby zasady informowania społeczeństwa w razie awarii. Dyrektywa reguluje także kwestię uczestnictwa społeczeństwa w procesie decyzyjnym dotyczącym zezwoleń na budowę elektrowni jądrowych.
Propozycja dyrektywy gwarantuje również niezależność krajowych organów dozoru jądrowego w podejmowaniu decyzji. Nakłada obowiązek zapewnienia im środków finansowych i specjalistycznej kadry potrzebnych do wykonywania zadań.

W praktyce oznacza to zwiększenie bezpieczeństwa materiałów dostępnych na rynku. Teraz konieczne będzie nie tylko zadeklarowanie, ale również posiadanie odpowiednich badań technicznych potwierdzających właściwości danego produktu. – Nowe przepisy kładą ogromny nacisk na bezpieczeństwo materiałów i odpowiedzialność producenta, czy dystrybutora. To kolejny krok Unii Europejskiej w walce z zalewem europejskich rynków przez niskiej jakości wyroby produkowane poza Unią – ocenia Mirosław Jucha, dyrektor generalny Rockfon Polska, producenta akustycznych sufitów podwieszanych.
Problem jakości materiałów budowlanych obecnych na polskim rynku poruszany jest od lat. Badania i kontrole wskazują, iż z jakością i bezpieczeństwem produktów nie jest u nas dobrze. A pod lupę brane były tylko wybrane rodzaje materiałów jak np. styropian i kleje. O konieczności poprawy świadczą nie tylko wyniki kontroli, ale także inicjatywy grup producentów najbardziej popularnych produktów jak okna, cement czy styropian. Powołują oni wspólne inicjatywy i edukują konsumentów czym powinni się kierować w wyborze materiałów, by nie trafić na bubel.
Nowe regulacje prawne, które wejdą w życie już za kilka tygodni wprowadzają jeszcze jedną ważną zmianę. Na deklaracji właściwości użytkowych w imieniu producenta, importera czy dystrybutora podpisać się będzie musiał imiennie, z podaniem stanowiska konkretny pracownik. – Do tej pory nie było tak szczegółowych wymagań. Odpowiedzialność producenta lub importera była rozmyta. Czym to skutkowało? Nie raz spotkaliśmy się na rynku z produktami, których dokumentacja była potwierdzana przez bliżej nieokreślone osoby. Na dokumencie widniał jedynie nieczytelny podpis. Tracili na tym producenci, którzy jak nasza firma od lat stawiają na jakość i spełnianie najwyższych norm – mówi Mirosław Jucha. I jak podkreśla nowe regulacje prawne na równi stawiają producenta z importerem, czy dystrybutorem. Do tej pory na producentach spoczywało więcej odpowiedzialności, z czego korzystały firmy importujące tanie produkty produkowane np. w Azji.

Upadek z rusztowania wskutek ataku padaczki też jest wypadkiem
Rodzina uzyska świadczenie z ZUS, jeśli uda się jej wykazać, że powodem śmiertelnego zdarzenia w pracy była przyczyna zewnętrzna.
Takie stanowisko zajął Sąd Najwyższy w sprawie, w której wdowa oraz syn pracownika zmarłego wskutek upadku z rusztowania skierowali do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wniosek o przyznanie renty rodzinnej.
ZUS odmówił wypłacenia renty rodzinnej, argumentując, że zmarły był chory na padaczkę i że zataił tę okoliczność, ubiegając się o pracę na budowie. Z tego względu, w ocenie ZUS, śmierć ubezpieczonego nie mogła zostać zakwalifikowana jako wypadek przy pracy, a wnioskodawcom nie służyło prawo do renty rodzinnej.
Sąd I instancji, do którego odwołali się najbliżsi zmarłego ustalił, że poszkodowany pracownik pozytywnie przeszedł wszystkie badania neurologiczne, okulistyczne i laryngologiczne wymagane przy pracy na wysokości powyżej 3 m. Odbył także wymagane szkolenia bhp. Odwołano się też do opinii dwóch biegłych sądowych. Zdaniem pierwszego, padaczka stanowi bezwzględne przeciwskazanie do pracy na wysokości. Drugi zespół specjalistów wskazał zaś, że to nie choroba była przyczyną śmierci, lecz upadek z wysokości. Na tej podstawie sąd I instancji orzeł, że analizowane zdarzenie było wypadkiem przy pracy, do którego doszło wskutek poślizgnięcia na rusztowaniu. Argumentacji tej nie podzielił sąd II instancji, który uwzględnił apelację ZUS i odmówił powodom prawa do świadczenia.
Na skutek skargi kasacyjnej rodziny zmarłego Sąd Najwyższy uchylił zaskarżony wyrok sądu II instancji i przekazał mu sprawę do ponownego rozstrzygnięcia. Sędziowie SN, potwierdzili, że śmierć pracownika spowodowana urazami z powodu upadku z wysokości wskutek ataku padaczki jest wypadkiem przy pracy. W tym bowiem przypadku przyczyną zgonu były czynniki zewnętrzne, czyli rozległe urazy czaszki i kręgosłupa. Sędziowie dodatkowo powołali się na wyrok SN z dnia 12 października 2007 r., I UK 205/07, OSNP 2008, nr 23-24, poz. 361, w myśl którego zasłabnięcie ubezpieczonego rolnika, wskutek czego doszło do wciągnięcia jego ręki w pas klinowy kombajnu zbożowego podczas wykonywania czynności związanych z prowadzeniem działalności rolniczej, jest nagłym zdarzeniem wywołanym przyczyną zewnętrzną. W sytuacji gdy źródłem nagłego zdarzenia jest choroba, należy uwzględnić dodatkową przyczynę zewnętrzną dotyczącą warunków pracy.

Według Najwyższej Izby Kontroli system orzekania o niepełnosprawności i system orzeczniczy ZUS są podobne i powinny być połączenie; to pozwoli oszczędzić publiczne pieniądze oraz poprawi jakość orzecznictwa.
Najnowsza kontrola dotycząca organizacji systemów orzecznictwa lekarskiego ZUS dla celów rentowych oraz orzekania o niepełnosprawności została przeprowadzona z inicjatywy NIK. Jak podkreślił rzecznik Izby Paweł Biedziak, głównym celem kontroli, z której raport opublikowano w poniedziałek, była ocena prawidłowości organizacji i finansowania ze środków publicznych tych systemów.
"Organy orzekające o prawie do renty lub różnego rodzaju ulg popełniają błędy, bo nie zawsze przestrzegają standardów i procedur. Ponieważ zadania systemu orzekania o niepełnosprawności i sytemu orzeczniczego ZUS są podobne, NIK ze względu na dobro chorych proponuje ich połączenie" - stwierdza raport NIK. Według Izby pozwoli to oszczędzić publiczne pieniądze oraz poprawić jakość orzecznictwa.
Jak wskazują kontrolerzy Izby, powszechną praktyką organów orzekających było wydawanie decyzji przez lekarzy, którzy nie byli specjalistami w orzekanej chorobie. Poza tym zbyt rzadko korzystano z opinii lekarzy konsultantów (w ZUS jedynie w 6,5 proc. spraw) i specjalistycznych badań (prawie 40 proc. zespołów powiatowych w ogóle nie kierowało na badania określające niepełnosprawność).
"W konsekwencji ponad jedna trzecia orzeczeń jest uchylana lub zmieniana w postępowaniu odwoławczym, i to na podstawie analizy tej samej dokumentacji. W tej sytuacji działalność organów orzeczniczych nie daje gwarancji, że publiczne pieniądze są wydatkowane racjonalnie, a świadczenia są przyznawane osobom uprawnionym" - podkreślono w raporcie.
W latach 2010-2012 koszty orzekania w ZUS wyniosły 487 mln zł, a wydatki na działalność zespołów powiatowych i wojewódzkich orzekających o niepełnosprawności - 236 mln zł. W rzeczywistości koszty działalności zespołów są większe, bo ich część ponoszą samorządy - stwierdza NIK.
Według kontrolerów Izby zbieżność zadań wykonywanych w obu systemach orzekania uzasadnia potrzebę ich zintegrowania. "Ich połączenie wyeliminowałoby m.in. konieczność uczestniczenia rencistów w kolejnym postępowaniu administracyjnym w celu uzyskania niektórych uprawnień i ulg przysługujących osobie niepełnosprawnej" - podkreślono w raporcie.
NIK zauważa także, że przeprowadzona w 1997 roku reforma, dzięki której wyodrębniono dwa systemy orzecznicze - lekarski ZUS dla celów rentowych oraz orzekania o niepełnosprawności - nie przyczyniła się do zwiększenia roli rehabilitacji leczniczej i zawodowej.
"Działania rehabilitacyjne powinny być podejmowane jak najwcześniej, aby zmniejszyć liczbę osób zagrożonych niezdolnością do pracy i zredukować nakłady na późniejsze świadczenia rentowe. Rocznie ponad 18 mld zł jest wypłacanych tylko na świadczenia rentowe" - przypomina NIK.
Izba zwróciła uwagę na fakt, że oddziały ZUS w minimalnym stopniu (niecały 1 proc.) korzystały w sprawach rentowych z uprawnień do orzekania o celowości przekwalifikowania zawodowego. W niewielkim zakresie następowało przekwalifikowanie osób otrzymujących rentę szkoleniową (ok. 15 proc.).
W ocenie NIK powodem takiego stanu rzeczy jest przede wszystkim brak pieniędzy na szkolenia i kursy. Zdaniem kontrolerów współpraca ZUS z urzędami pracy (organizatorami szkoleń) nie przynosiła pożądanych efektów. "Brak możliwości korzystania z rehabilitacji zawodowej sprawiał, że zapisy ustawy o rencie szkoleniowej w praktyce okazały się martwe" - stwierdza raport NIK.

W ramach tych odszkodowania KGHM zwraca swoim pracownikom koszty leczenia, rehabilitacji oraz - jeśli to konieczne - koszty przekwalifikowania do innego zawodu. Podstawą są rachunki i faktury przedstawione przez poszkodowanych. Obowiązek zwrotu tych kosztów przez KGHM wynika z kodeksu cywilnego.
Oddział spółki KGHM z Polkowic spytał Izbę Skarbową w Poznaniu, czy takie wypłaty będą zwolnione z podatku dochodowego. Izba uznała, że nie, bo - jak stwierdziła - odszkodowania za wypadki przy pracy są przychodem pracowników i trzeba od nich zapłacić podatek.
Spółka nie zgodziła się z izbą. Argumentowała, że zgodnie z ustawą o PIT zwolnione z podatku są wszystkie odszkodowania lub zadośćuczynienia pracownicze, jeśli ich wysokość i zasady ustalania wynikają z innych ustaw. W tym wypadku - jak twierdziła spółka - taką odrębną ustawą jest kodeks cywilny. Spółka przypomniała, że w 2005 r. dostała już od Urzędu Skarbowego we Wrocławiu korzystną dla niej interpretację w podobnej sprawie.
Izba uznała jednak, że kodeks cywilny nie określa precyzyjnie wysokości odszkodowań, ani zasad ich ustalania i dlatego nie mogą być one zwolnione z PIT.
Polkowicki oddział KGHM zaskarżył tę interpretację do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu, a sąd przyznał mu rację. Orzekł, że odszkodowania przyznane na podstawie kodeksu cywilnego są zwolnione od podatku, bo kodeks wystarczająco jasno określa zasady ustalania odszkodowania.
Izba skarbowa złożyła skargę kasacyjną od tego wyroku, ale w piątek Naczelny Sąd Administracyjny również oddalił jej skargę (sygn. II FSK 2008/11).
Uzasadniając wyrok, sędzia Anna Maria Świderska wyjaśniła, że kodeks cywilny określa dokładnie zasady wypłacania odszkodowań; m.in. wskazuje, że na żądanie pracownika pracodawca musi wyłożyć z góry sumę potrzebną na koszty leczenia, a udokumentowaniem tych wypłat są faktury, przedłożone przez pracowników, a nie np. ugoda z pracownikiem. Sędzia dodała, że gdyby odszkodowania były wypłacane na podstawie umów lub ugód innych niż ugody sądowe, to wtedy pracownicy musieliby zapłacić od nich podatek.
Na przepis dotyczący zwolnienia z PIT odszkodowań pracowniczych zwrócił uwagę Sejmowi i rządowi Trybunał Konstytucyjny w postanowieniu sygnalizacyjnym. Trybunał stwierdził, że w przepisie tym jest luka, bo brakuje w nim zwolnienia z PIT odszkodowań przyznawanych na podstawie układów zbiorowych pracy oraz innych porozumień pracowniczych. Według TK one również powinny być zwolnione z podatku, bo układy zbiorowe pracy oraz inne porozumienia pracownicze są źródłem prawa pracy i obowiązują bezpośrednio w stosunkach pracy, tak jak przepisy ustaw, rozporządzeń czy prawa międzynarodowego.

Rozporządzeniem z dnia 6 maja br. Minister Obrony Narodowej określił zakres działania oraz organizację Wojskowego Dozoru Technicznego.
Zgodnie z § 2 rozporządzenia Ministra Obrony Narodowej z dnia 6 maja 2013 r. w sprawie szczegółowego zakresu działania oraz organizacji Wojskowego Dozoru Technicznego (Dz. U. poz. 651) WDT jest powołany m.in. do: 1) zatwierdzania i nadzorowania systemów jakości wytwarzających, naprawiających lub modernizujących urządzenia specjalistyczne; 2) uzgadniania warunków technicznych dla urządzeń specjalistycznych, dla których nie ma ustalonych warunków technicznych dozoru technicznego; 3) sprawdzania wykonania określonych materiałów i elementów stosowanych do wytwarzania urządzeń specjalistycznych; 4) przeprowadzanie badań typu urządzeń specjalistycznych; 5) wykonywania badań odbiorczych, okresowych i doraźnych urządzeń technicznych oraz badań sprawdzających urządzeń specjalistycznych.
Ponadto WDT wydaje wojskowe świadectwa dopuszczenia do przewozu towarów niebezpiecznych; wnioskuje o objęcie dozorem technicznym WDT innych urządzeń technicznych; opracowuje i składa roczne sprawozdania z działalności WDT Ministrowi Obrony Narodowej w terminie do dnia 30 czerwca roku następnego; szkoli i egzaminuje inspektorów WDT, kandydatów na inspektorów WDT i innych pracowników WDT; nadzoruje i kontroluje przestrzeganie przepisów o dozorze technicznym, a także przepisów i zasad z zakresu bezpieczeństwa techniki, dotyczących urządzeń technicznych; analizuje przyczyny i skutki uszkodzeń urządzeń technicznych oraz ocenia stopień zagrożenia stwarzanego przez te urządzenia.
W myśl § 4 rozporządzenia strukturę organizacyjną WDT tworzą: 1) Szef WDT (kieruje działalnością WDT przy pomocy zastępcy szefa WDT oraz szefów delegatur WDT); 2) Biuro WDT w Warszawie (odpowiedzialne za planowanie, koordynowanie, nadzór i kontrolę realizacji dozoru technicznego w jednostkach organizacyjnych MON oraz w przedsiębiorstwach, dla których Minister Obrony Narodowej jest organem założycielskim, w tym w polskich kontyngentach wojskowych poza granicami kraju); 3) Delegatury WDT w Gdyni, Krakowie, Olsztynie, Warszawie i Wrocławiu.
Omawiane rozporządzenie wejdzie w życie 21 czerwca br. Tego też dnia moc obowiązywania utraci rozporządzenie Ministra Obrony Narodowej z dnia 30 października 2007 r. w sprawie szczegółowego zakresu działania oraz organizacji Wojskowego Dozoru Technicznego (Dz. U. Nr 220, poz. 1632).

Bangladesz: 600 pracowników fabryki odzieży zatruło się wodą
Blisko 600 pracowników zakładów odzieżowych Starlight Sweaters w Gazipurze na przedmieściach stolicy Bangladeszu Dhaki zachorowało w środę po wypiciu wody w swojej fabryce. Policja podejrzewa, że woda była zatruta lub skażona.
Według przedstawiciela administracji zakładów wielu pracowników zostało hospitalizowanych z objawami gwałtownych torsji.
Przemysł tekstylny jest filarem gospodarki Bangladeszu, lecz niedawno cały świat zwrócił uwagę na warunki pracy w tamtejszych szwalniach, gdy w gruzach zawalonego budynku fabryki zginęło 1 127 osób.
Bangladesz jest drugim po Chinach eksporterem ubrań na świecie ze względu na tanią siłę roboczą. Przemysł ten zatrudnia ponad 40 proc. pracowników w kraju i dostarcza 80 proc. całego banglijskiego eksportu. Eksport, głównie do USA i Europy, przyniósł w 2011 roku ok. 20 mld dolarów.
Banglijscy robotnicy często zarabiają mniej niż równowartość 30 euro miesięcznie za pracę w skandalicznych warunkach. Warunki te i normy BHP w zakładach od lat są poddawane krytyce przez organizacje pozarządowe.


Włochy: kara 18 lat więzienia dla właściciela fabryki Eternit
Włoski sąd apelacyjny podniósł w poniedziałek z 16 do 18 lat więzienia karę dla byłego właściciela koncernu Eternit, szwajcarskiego miliardera Stephana Schmidheineya, za zaniedbania, które spowodowały śmierć ponad 2 tysięcy osób w wyniku kontaktu z azbestem.

Sąd apelacyjny w Turynie rozpatrywał wyrok sądu pierwszej instancji, wydany w lutym 2012 roku. Wtedy wspólnik Szwajcara, belgijski baron Louis de Cartier De Marchienne, został również skazany na 16 lat więzienia; wkrótce potem zmarł w wieku 92 lat. Dla obu prokurator domagał się wtedy kary 20 lat więzienia.
Schmidheiny, który odziedziczył koncern i był jego prezesem, został uznany za winnego umyślnego naruszenia zasad bezpieczeństwa pracy w dwóch z czterech włoskich fabryk azbestu, w miejscowościach Casale Monferrato i Cavagnolo koło Turynu, działających do 2008 r.
W akcie oskarżenia, sporządzonym po blisko 10-letnim dochodzeniu, wymieniono 2 191 pracowników oraz mieszkańców okolic zmarłych w tym czasie na rzadki, złośliwy nowotwór, międzybłoniak opłucnej, który jest związany z ekspozycją na azbest.
Obecnie choruje ponad 600 osób.
Oba procesy to największa taka sprawa w Europie i według włoskich mediów być może także na świecie.
Rodziny zmarłych i chorujących pracowników fabryk oraz mieszkańców okolic utrzymują od lat, że szefowie firmy nie dbali o bezpieczeństwo załóg i miejscowej ludności.
Ponadto sąd apelacyjny nakazał sądzonemu zaocznie Schmidheiny’emu wypłatę 20 milionów euro regionowi Piemont i ponad 30 milionów euro gminie Casale Monferrato.
Wyroku sądu apelacyjnego słuchała w sali sądowej między innymi przewodnicząca stowarzyszenia ofiar azbestu z Casale Monferrato, Romana Blasotti Pavesi. W rezultacie kontaktu z azbestem zmarło 5 osób z jej rodziny, wśród nich mąż i córka.


Opolanka, która przez ponad 20 lat pracowała w Zakładzie Medycyny Nuklearnej, zachorowała na raka. Walczy przed sądem o uznanie go za chorobę zawodową, bo w pracy była narażona na szkodliwe promieniowanie.
Od momentu gdy kobieta przeszła na emeryturę, toczy batalię o to, by uznać raka tarczycy za chorobę zawodową. Najistotniejsza jak dotąd w tej sprawie jest jednak opinia Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi, który oszacował, że promieniowanie, na które opolanka była narażona w pracy, mogło mieć wpływ na jej chorobę co najwyżej w 1 proc.
Na podstawie tej analizy opolski państwowy wojewódzki inspektor sanitarny zdecydował więc, że nie można uznać nowotworu, na który zachorowała kobieta, za chorobę zawodową. "Zgodnie z obowiązującym prawem nowotwór może zostać uznany za chorobę zawodową, jeżeli obliczone prawdopodobieństwo udziału promieniowania w indukcji tego nowotworu przekracza 10 proc." - czytamy w uzasadnieniu decyzji.
Sęk w tym, że zarówno wojewódzki inspektor sanitarny, jak i wcześniej powiatowy inspektor sanitarny swoje decyzje oparli głównie na wyliczeniach łódzkich biegłych, a to zdaniem opolanki było złamaniem zasady dwuinstancyjności.
Kobieta złożyła więc skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego o unieważnienie decyzji inspektora sanitarnego. WSA uchylił decyzję wojewódzkiego inspektora sanitarnego i uznał, że jej wydanie było niekonstytucyjne i łamało zasadę dwuinstancyjności.
To jeszcze nie koniec sprawy sądowej. Teraz zajmować się nią będzie Naczelny Sąd Administracyjny, gdzie skargę kasacyjną złożył wojewódzki inspektor sanitarny, niezgadzający się z wyrokiem opolskiego sądu.

61 ofiar śmiertelnych pożaru na fermie drobiu
Do 61 wzrosła liczba ofiar śmiertelnych pożaru, który wybuchł w poniedziałek na fermie drobiu w prowincji Cilin w północno-wschodnich Chinach - podała agencja Xinhua. Wcześniej informowano o 43 zabitych. Na terenie zakładu mogło przebywać około 350 ludzi.
Pożar wybuchł wczesnym rankiem w ubojni położonej koło miejscowości Dehui, ok. 800 km na północny wschód od Pekinu. Kilkadziesiąt osób jest rannych.
Jak podaje Xinhua, przyczyną tragedii prawdopodobnie była awaria systemu elektrycznego.
Według stacji telewizyjnej CCTV, powołującej się na anonimowych pracowników zakładu, ogień mógł pojawić się w szatni dla personelu w czasie, gdy nocna zmiana kończyła pracę, a poranna jeszcze jej nie rozpoczęła.
Przybyłe na miejsce służby ratunkowe opanowały sytuację i poszukują ocalałych. Z obawy przed wyciekiem niebezpiecznych substancji ewakuowano mieszkańców z domów położonych w promieniu kilometra od fermy.
Na zdjęciach z miejsca zdarzenia, opublikowanych przez chińskie portale informacyjne, widać kłęby dymu unoszące się nad budynkami zbudowanymi z blachy falistej i betonu.
Właścicielem fermy jest chińskie przedsiębiorstwo Jilin Baoyuanfeng Poultry Co., zatrudniające ogółem około 1200 osób. (PAP)

10 tys. zł nagrody w konkursie "Z innowacją bezpieczniej w górnictwie"
10 tys. zł nagrody czeka na autorów lub inicjatorów wdrożonych w kopalniach innowacyjnych rozwiązań, które przyczyniły się do poprawy bezpieczeństwa pracy górników. Do połowy października można zgłaszać je do konkursu "Z innowacją bezpieczniej w górnictwie".
Ogłoszony po raz pierwszy konkurs obejmuje projekty zrealizowane w latach 2011-2012. Formularze zgłoszeniowe dostępne są na stronach internetowych Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) w Katowicach, który - wraz z działającą od 16 lat Fundacją "Bezpieczne Górnictwo" im. prof. Wacława Cybulskiego - jest inicjatorem konkursu.
W ubiegłym tygodniu zgromadzenie fundatorów tej instytucji zaakceptowało regulamin konkursu, który ma wyłonić najlepsze w ostatnich latach rozwiązania techniczne lub organizacyjne poprawiające bezpieczeństwo. Teraz organizatorzy podali szczegółowe zasady rywalizacji i wysokość nagrody.
W konkursie premiowane mogą być m.in. rozwiązania likwidujące lub znacznie ograniczające zagrożenia, które od lat są głównymi przyczynami wypadków przy pracy oraz niebezpiecznych zdarzeń w kopalniach. Chodzi np. o podziemne pożary, zawały skał stropowych, zapalenia i wybuchy metanu. Do wielu wypadków pod ziemią dochodzi też przy transporcie, stąd m.in. potrzeba rozwiązań sprawiających, by pracownicy nie znajdowali się na drogach transportowych np., gdy nadjeżdża podziemna kolejka.
Innowacyjne rozwiązania mogą również dotyczyć zabezpieczenia stanu wyłączenia urządzeń (były przypadki, gdy górnicy ginęli np. konserwując czy naprawiając urządzenia będące w ruchu) albo ograniczenia czynników szkodliwych dla zdrowia, jak pył, hałas i wibracje. Punktowane będzie też polepszenie warunków klimatycznych na stanowiskach pracy. Ponadto do konkursu można zgłosić nowatorskie metody szkolenia pracowników i wszelkie działania, które mogą sprawić, by górnicy nie podejmowali ryzykownych zachowań. Dotyczy to nie tylko pracowników kopalń, ale i załogi firm usługowych pracujących na ich zlecenie.
Jednym z celów nowego konkursu WUG i fundacji jest wyzwolenie inicjatyw i swoistej rywalizacji w poszukiwaniu i wprowadzaniu nowych pomysłów i rozwiązań w górnictwie - zarówno tym podziemnym, jak i odkrywkowym i otworowym. Chodzi np. o nowatorskie rozwiązania dotyczące wentylacji i klimatyzacji pod ziemią, lokalizacji pracowników w zagrożonych rejonach, beziskrowej telefonii i transmisji, kombajnów chodnikowych czy systemów metanometrii.
Nad przebiegiem konkursu czuwa Rada Honorowa, którą tworzą prezes WUG Piotr Litwa, dyrektor Głównego Instytutu Górnictwa prof. Józef Dubiński oraz rektorzy: Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie prof. Tadeusz Słomka oraz Politechniki Śląskiej prof. Andrzej Karbownik. Natomiast w skład kapituły wejdą przedstawiciel czterech departamentów WUG, okręgowych urzędów górniczych, fundacji „Bezpieczne Górnictwo", Okręgowego Inspektora Pracy w Katowicach oraz Akademii Górniczo-Hutniczej i Politechniki Śląskiej.
WUG od kilku lat stawia na promocję dobrych praktyk w dziedzinie bezpieczeństwa, opisując na swoich stronach internetowych nowatorskie rozwiązania i technologie, wdrażane przez górnicze firmy. Natomiast osoby, które wykazały się odwagą, rozsądkiem i potrafiły prawidłowo zadziałać w obliczu zagrożenia, wyróżniane są tytułami "Dzielny górnik". Co rku nagradzane są też najlepsze prace dyplomowe w dziedzinie bezpieczeństwa.(PAP)

Konduktor w pociągu niemal jak doktor
Pasażerowie pociągów mogą czuć się bezpieczniej, bo konduktorzy przechodzą dodatkowe szkolenia z udzielania pierwszej pomocy – informuje “Dziennik Polski”.
Kolejarze uczą się reagować na ataki epilepsji, przypadki śpiączki cukrzycowej i inne nieszczęścia w podróży.
Spółka PKP IC podaje, iż odpowiedni kurs przeszli wszyscy konduktorzy i kierownicy pociągów – ponad 1600 osób w całym kraju. W południowym zakładzie Intercity, który odpowiada za m.in. Małopolskę, ratowanie ćwiczyło ok. 450 kolejarzy. Także Koleje Mazowieckie, które zapewniają regionalną komunikację w okolicach stolicy, postawiły na dodatkowe lekcje ratownictwa. Również w pociągach Kolei Śląskich spotkamy pracowników z odpowiednią wiedzą o pierwszej pomocy.
Kolejarze z Przewozów Regionalnych nie chcą być gorsi. Kierownicy pociągów i konduktorzy tej spółki także uczestniczyli w warsztatach z zakresu pomocy przedmedycznej.

 

LPP jest największą firmą odzieżową w Polsce. Sprzedaje ubrania w 12 krajach Europy pod markami Cropp, Reserved, House i Mohito. Szycie ubrań, tak jak wiele firm tego typu, zleca fabrykom zlokalizowanym głównie w Chinach i Bangladeszu. LPP nie wypiera się, że jej ubrania mogły być szyte właśnie w fabryce Rana Plaza.
W wydanym oświadczeniu LPP informuje, że "jeden ze współpracujących z LPP agentów ulokował w tym roku produkcję części odzieży marki Cropp (0,6 proc. udziału w całości tegorocznych zamówień złożonych przez LPP w Bangladeszu) w fabryce, której siedziba mieściła się w budynku Rana Plaza". (...) "Odnalezione na miejscu katastrofy przywieszki Cropp, których fotografie znalazły się w mediach, prawdopodobnie były przygotowane dla mającej nastąpić w maju produkcji kolejnej partii towaru" - czytamy w oświadczeniu. LPP pisze, że "kontrola warunków funkcjonowania fabryk w Bangladeszu jest bardzo trudna. Od kilku miesięcy nasilają się w tym kraju zamieszki. Z powodu obaw o bezpieczeństwo pracowników, LPP nie wysyła swoich kupców do tego kraju".
Po tragedii w fabryce w Bangladeszu wiele światowych firm odzieżowych zdecydowało się na podpisanie i natychmiastowe wdrażanie porozumienia dotyczącego ochrony przeciwpożarowej oraz bezpieczeństwa budynków w Bangladeszu - czytamy na stronie CCP. Do porozumienia przystąpiły m.in. H&M, Zara, C&A, Marks and Spencer, Mango i Benetton. Na razie LPP nie przyłączyło się do tego grona, choć, jak informuje firma "bada możliwość przystąpienia do tego porozumienia, które mamy nadzieje da szanse na unikanie tragedii podobnych do tej, która miała miejsce w budynku Rana Plaza".

 

Nieprecyzyjne przepisy utrudniają ochronę kobiet
Uciążliwych prac nie można powierzyć jedynie pracownicom. Wątpliwości dotyczą tych zatrudnionych na umowie cywilnoprawnej
Żaden przepis nie wskazuje wprost, że wykazy prac wzbronionych kobietom (w tym w ciąży) obowiązują także zleceniobiorczynie lub osoby posiadające umowy o dzieło. Zakazy wynikają z art. 176 kodeksu pracy, na podstawie którego wydano rozporządzenie Rady Ministrów z 10 września 1996 r. w sprawie wykazu prac szczególnie uciążliwych lub szkodliwych dla zdrowia kobiet (Dz.U. nr 114, poz. 545 z późn. zm.). To przepisy zawarte w dziale k.p. dotyczącym uprawnień rodzicielskich. Tymczasem osoby niebędące pracownikami są chronione tylko w zakresie kodeksowych przepisów bhp.
Mimo tych wątpliwości zdaniem Państwowej Inspekcji Pracy oraz Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej wspomniane przepisy należy stosować także wobec kobiet w ciąży zatrudnionych na podstawie innej niż stosunek pracy. Część prawników nie zgadza się z tą opinią.
Prawne problemy
Pozornie sytuacja jest jasna. Osoby pracujące na podstawie zleceń, umów o dzieło i samozatrudnione, współpracujące z przedsiębiorcami, mają prawo do pracy w bezpiecznych i higienicznych warunkach na podstawie art. 304 par. 1 i 3 k.p. Firma ma obowiązek realizowania działań przewidzianych w art. 207 par. 2 k.p., w tym m.in. chronić zdrowie kobiet w ciąży i karmiących. W katalogu tym brak jednak obowiązku przestrzegania zakazu powierzania kobietom prac szkodliwych i ciężkich z art. 176 k.p.
Problem ten jest szczególnie widoczny na gruncie możliwości kontroli przez Państwową Inspekcję Pracy (PIP) czy w firmach angażujących kobiety przestrzega się zakazu wykonywania przez nie takich prac. Teoretycznie kontroli ze strony PIP podlegają pracodawcy, a w zakresie bhp – także przedsiębiorcy niebędący pracodawcami i inne jednostki, na rzecz których osoby fizyczne wykonują obowiązki, bez względu na podstawę. Zdaniem głównego inspektora pracy inspektorzy mają prawo przeprowadzenia kontroli u przedsiębiorców również pod tym kątem, czy organizując pracę kobiet przestrzegają wykazów prac wzbronionych wydanych na podstawie art. 176 k.p.
Pewności co do tego nie mają jednak sami nadzorujący zatrudnieni w oddziałach PIP.
– Osobom pracującym na innej podstawie niż stosunek pracy należy zapewnić bezpieczne i higieniczne warunki pracy. Jednak art. 176 k.p. i przepisy rozporządzenia wydanego na jego podstawie nie są normami z zakresu bhp – twierdzi inspektor pracy (dane do wiadomości redakcji).
Wspomniany przepis znajduje się bowiem w dziale ósmym kodeksu pracy, który określa uprawnienia pracowników związane z rodzicielstwem, a nie w dziale dziesiątym, w którym zawarte są zasady i obowiązki z zakresu bhp.
Zdaniem inspektora, nieprecyzyjność przepisów powoduje, że ochrona kobiet pracujących na podstawie umów cywilnoprawnych i samozatrudnionych jest w gruncie rzeczy zależna od pracodawcy. Firma powinna wpisać prace uciążliwe i szkodliwe dla zdrowia kobiet do informacji o ryzyku zawodowym, a następnie udostępnić ją osobom wykonującym pracę. Nakaz ten nie wynika jednak z przepisów prawa.
Pytania specjalistów
Wątpliwości co do ochrony kobiet niemających umowy o pracę nie rozwiewają także prawnicy. Ich zdania w tej materii są podzielone. Zdaniem radcy prawnego Karoliny Schiffter z Kancelarii Raczkowski i Wspólnicy, kobiety pracujące na podstawie umowy-zlecenia i samozatrudnione nie mogą wykonywać prac szczególnie uciążliwych lub szkodliwych dla zdrowia, określonych w wykazie, tak samo jak ma to miejsce w przypadku pań zatrudnionych na umowie o pracę.
– Wynika to z ogólnego obowiązku dbania o bhp. Podstawą ochrony kobiet w ciąży i karmiących piersią przed wykonywaniem takich prac jest art. 304 par. 3, który wprost nakazuje je chronić, również wtedy, gdy pracują na podstawie umów cywilnoprawnych lub samozatrudnienia – tłumaczy Karolina Schiffter.
Jej zdaniem, pomimo że w przypadku pozostałych kobiet zatrudnionych np. na zlecenie (a więc tych niebędących w ciąży i niekarmiących), kodeks pracy nie przewiduje zakazu wykonywania prac szkodliwych dla zdrowia, to jednak można go wyinterpretować z ogólnego obowiązku dbałości o bezpieczne i higieniczne warunki pracy.
– Przepisy bhp nie muszą być sztywno określone, by dobrze chronić prawa zatrudnionych. Nie trzeba regulować wprost, że kobieta nie może przenosić ciężkich kartonów, bo jest oczywiste, że to zagraża jej zdrowiu, a przedsiębiorca zlecając jej taką pracę, powinien mieć świadomość, że naraża się na odpowiedzialność odszkodowawczą – zauważa.
Przeciwnego zdania jest Marta Gołębiowska z Kancelarii Adwokacko-Radcowskiej Gujski Zdebiak. W jej opinii zakaz zatrudniania kobiet przy pracach uciążliwych i szkodliwych dla zdrowia nie dotyczy kobiet pracujących na podstawie umów cywilnoprawnych.
– Osoba, która wykonuje obowiązki na podstawie takich kontraktów, niezależnie od tego, czy jest w ciąży, karmi piersią, czy też nie, może wyrazić zgodę na zatrudnienie w warunkach stanowiących zagrożenie lub mających szkodliwy wpływ na jej życie i zdrowie – wskazuje.
Jej zdaniem, poinformowanie kobiety przed zawarciem umowy o negatywnych skutkach powierzonych jej zadań wyłącza odpowiedzialność przedsiębiorcy. Jeśli jednak takiej informacji zabraknie, może ona dochodzić odszkodowania na postawie kodeksu cywilnego.
Firma taka naraża się też na odpowiedzialność karną za uszczerbek na zdrowiu lub rozstrój zdrowia.
Są interpretacje
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej (MPIPS) oraz główny inspektor pracy (GIP) na prośbę DGP przedstawili oficjalne stanowiska dotyczące możliwości stosowania wspomnianych przepisów. W zasadzie instytucje te nie zauważają problemu w stosowaniu przepisów zakazujących kobietom prac uciążliwych i szkodliwych, a wątpliwości wyjaśniają tylko cząstkowo. Główny inspektor pracy przyznaje wprawdzie, że art. 176 k.p. skierowany jest do pracodawcy, który zatrudnia kobiety na podstawie stosunku pracy, jednak przedsiębiorca powinien przestrzegać przepisów wydanych na tej podstawie, gdy organizuje pracę kobiet niebędących pracownikami. W jego opinii wynika to z art. 304 par. 3 k.p., który nakazuje zapewniać bezpieczne i higieniczne warunki pracy osobom pracującym na innej podstawie niż stosunek pracy. Problem w tym, że ten ostatni przepis nakazuje wprost chronić zdrowie tylko pracownic w ciąży lub karmiących dziecko piersią, a nie wszystkich kobiet.
Dużo ostrożniejszy w swoich poglądach jest resort pracy. MPiPS wskazuje, że pracodawca powinien brać pod uwagę przepisy rozporządzenia w sprawie wykazu prac zabronionych, jednak odnosi to do tylko do kobiet w ciąży pracujących na innej podstawie niż stosunek pracy.

 

§ 2 i 3 rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 23 grudnia 2011 r. zmieniającego rozporządzenie w sprawie wymagań kwalifikacyjnych oraz szkoleń dla strażaków jednostek ochrony przeciwpożarowej i osób wykonujących czynności z zakresu ochrony przeciwpożarowej (Dz. U. z 2012 r. poz. 29).


"Cały czas poszukujemy pomysłów na pokazywanie nowoczesności polskiego górnictwa i rozwijania zdrowej rywalizacji, która przekłada się na zmianę mentalności górników i poprawę warunków ich pracy. Konkursem +Z innowacją bezpieczniej w górnictwie+ chcemy wskazywać najlepsze w ostatnich latach rozwiązania techniczne lub organizacyjne. Kapituła będzie je oceniać na podstawie wymiernych mierników efektywności" - poinformował w piątek prezes Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) Piotr Litwa.
Wnioski do konkursu będzie można zgłaszać do 15 października. Kapituła będzie mogła nagrodzić nie tylko zespoły autorskie, których członkowie wymyślili innowacyjne rozwiązania, ale także zakłady, gdzie je wdrożono, poprawiając tym samym bezpieczeństwo.
Według Litwy krzewienie innowacyjności w przedsiębiorstwach wydobywających kopaliny to jedno z ważnych zadań nadzoru górniczego. Chodzi o promowanie opracowanych przez naukowców, racjonalizatorów i wynalazców rozwiązań, które wdrożone w zakładach górniczych przyczyniają się do poprawy bezpieczeństwa.
Wraz z WUG ogólnopolski konkurs przygotowuje działająca od 16 lat Fundacja "Bezpieczne Górnictwo" im. prof. Wacława Cybulskiego. W piątek w Katowicach obradowało zgromadzenie fundatorów tej instytucji, które powiększyło się o trzy firmy – Kopalnię Soli Wieliczka oraz spółki Rudpol-Opa i MWM Elektro. W sumie fundację wspierają obecnie 42 przedsiębiorstwa górnicze lub pracujące na rzecz przemysłu wydobywczego, a także instytuty naukowe i badawcze oraz osoby prywatne.
Jednym z celów nowego konkursu WUG i fundacji jest wyzwolenie inicjatyw i swoistej rywalizacji w poszukiwaniu i wprowadzaniu nowych pomysłów i rozwiązań w górnictwie - zarówno tym podziemnym, jak i odkrywkowym i otworowym. Chodzi np. o nowatorskie rozwiązania dotyczące wentylacji i klimatyzacji pod ziemią, lokalizacji pracowników w zagrożonych rejonach, beziskrowej telefonii i transmisji, kombajnów chodnikowych czy systemów metanometrii.
WUG od kilku lat stawia na promocję dobrych praktyk w dziedzinie bezpieczeństwa, opisując na swoich stronach internetowych nowatorskie rozwiązania i technologie, wdrażane przez górnicze firmy. Natomiast osoby, które wykazały się odwagą, rozsądkiem i potrafiły prawidłowo zadziałać w obliczu zagrożenia, wyróżniane są tytułami "Dzielny górnik". Co roku nagradzane są też najlepsze prace dyplomowe w dziedzinie bezpieczeństwa. W ubiegłym roku wyróżniono Monikę Gołąb z Politechniki Wrocławskiej za pracę magisterską "Stres jako czynnik środowiska pracy".

Materiał z PIP!


Metan z kopalni wolny od podatku

Jakkolwiek pobór podatku od węglowodorów rozpocznie się – według szacunków Ministerstwa Finansów w 2020 r. – już dziś projektowane regulacje uwzględniają wymagania bezpieczeństwa i higieny pracy przy wydobyciu gazu łupkowego.
W środę podczas debaty "Czas na patriotyzm gospodarczy" wicepremier i Minister Finansów Jacek Rostowski zapowiedział wyłączenie z opodatkowania podatkiem węglowodorowym metanu występującego w złożach węgla kamiennego. Zdaniem resortu finansów jest to uzasadnione względami bezpieczeństwa górników pracujących pod ziemią. Nowe przepisy podatkowe nie mogą prowadzić do ograniczania kosztów przeznaczanych na odmetanowywanie kopalni. Wskazuje się także na czynniki związane z ochroną środowiska naturalnego – metan wykorzystywany w zakładach wydobywczych do celów energetycznych na użytek własny nie zostaje biernie odprowadzony do atmosfery.

 

 

 


Czternastu innych robotników jest zaginionych i prawdopodobnie nie żyje. Rzecznik lokalnej policji powiedział, że praktycznie nie ma szans, by prawie tydzień po katastrofie ktoś przeżył.
Do wypadku doszło w kopalni Grasberg, w prowincji Papua, gdy 38 robotników przechodziła szkolenie w kwestii bezpieczeństwa. Dziesięciu rannych górników ocalono. Od wypadku wstrzymano prace wydobywcze w tej kopalni.
Kopalnia Grasberg zatrudnia ponad 20 tys. osób. W 2011 roku doszło tam do czteromiesięcznego strajku. Akcja protestacyjna zakończyła się, gdy właściciel zgodził się m.in. na 37-procentową podwyżkę wynagrodzeń.
Właścicielem kopalni jest amerykańska firma Freeport McMoran Copper & Gold Inc.
Położona na wschodzie Indonezji prowincja Papua ma jedne z najbogatszych na świecie złóż złota i miedzi.


Zwiększenie progu wartości przedmiotu rozporządzenia dokonywanego na podstawie czynności prawnej, z obecnego wynoszącego 10.000 euro do kwoty 50.000, którego przekroczenie nakłada na Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Promieniotwórczych obowiązek uzyskania zgody Ministra Gospodarki na dokonanie czynności prawnej przewiduje opublikowane w dniu 17 maja 2013 r. rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 29 kwietnia 2013 r. zmieniające rozporządzenie w sprawie dotacji podmiotowej i celowej, opłat oraz gospodarki finansowej przedsiębiorstwa państwowego użyteczności publicznej – „Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Promieniotwórczych” (Dz. U. poz. 574).

Jak wynika z uzasadnienia do projektu rozporządzenia obecny limit 10.000 euro znacząco ogranicza samodzielność Zakładu jako odrębnego podmiotu posiadającego osobowość prawną.
Kolejna zmiana wynika z przejęcia przez Ministra Gospodarki od Ministra Skarbu Państwa nadzoru i funkcji organu założycielskiego w stosunku do Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów Promieniotwórczych, co znalazło odzwierciedlenie w treści ustawy z dnia 29 listopada 2000 r. Prawo atomowe (Dz. U. z 2012 r., poz. 264 ze zm.). W konsekwencji w ramach nowelizacji w rozporządzeniu w sprawie dotacji podmiotowej i celowej, opłat oraz gospodarki finansowej przedsiębiorstwa państwowego użyteczności publicznej – „Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Promieniotwórczych” zmienione zostanie wskazanie właściwego ministra wykonującej nadzór nad zakładem – na ministra właściwego do spraw gospodarki. Rozporządzenie w obecnym brzmieniu wskazuje bowiem Ministra Skarbu Państwa jako nadzorującego Zakład.
W rozporządzeniu zmieniającym dokonano również zmiany częstotliwości składania przez Zakład raportów cząstkowych z wykorzystania dotacji podmiotowej. Obecnie Zakład ma obowiązek składania raportów cząstkowych co miesiąc. W efekcie zmiany raporty cząstkowe będą musiały być składane kwartalnie –do 20 dnia miesiąca następującego po upływie kwartału. Wprowadzono również zmiany doprecyzowujące.
Rozporządzenie zmieniające wejdzie w życie po upływie 14 dni od ogłoszenia – t. j. z dniem 1 czerwca 2013 r.


Sprawa o sprostowanie protokołu powypadkowego jest przedmiotowo inna od sprawy o świadczenie rentowe i na potrzeby każdej z nich sąd powinien ustalić, czy w rozważanym stanie faktycznym doszło do wypadku pracy. Tak orzekł Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 6 lutego 2013 r., I PK 207/2012.

Orzeczenie to zapadło w sprawie o sprostowanie protokołu powypadkowego i ustalenie, że w zakładzie pracy pozwanego doszło do wypadku przy pracy z udziałem powoda. W toku postępowania ustalono, że powód pracował w pozwanym przedsiębiorstwie jako ślusarz-spawacz i operator suwnicy. Aby umocować i odpiąć transportowane blachy, musiał wejść na stół do wypalania blachy na wysokość około 80 cm. Zeskakując ze stołu na posadzkę, stracił równowagę i poczuł ból w okolicy jamy brzusznej i kręgosłupa. Zdarzenie to zgłosił pracodawcy dopiero po miesiącu. Zespół powypadkowy początkowo wpisał w protokole sprzeczne informacje, uznając zdarzenie za wypadek przy pracy i wskazując jednocześnie, że nie było ono spowodowane przyczyną zewnętrzną. Aneksem do protokołu powypadkowego stwierdzono ostatecznie, że zdarzenie nie jest wypadkiem przy pracy.
Postępowanie wszczęte przez poszkodowanego przed ZUS, jak i późniejsze postępowania sądowe o ustalenie prawa do jednorazowego odszkodowania z tytułu wypadku przy pracy nie przyniosły oczekiwanego przezeń rezultatu. Stwierdzono, że rozpoznane schorzenia w postaci choroby zwyrodnieniowej kręgosłupa nie pozostawały w związku przyczynowo-skutkowym z domniemanym zdarzeniem wypadkowym, lecz są wynikiem samoistnej choroby zwyrodnieniowej lub wady wrodzonej. Wykluczono tym samym urazowe tło choroby.
Następnie powód wytoczył przeciwko pracodawcy powództwo o sprostowanie protokołu powypadkowego i ustalenie, że doszło do wypadku przy pracy. Sądy I i II instancji oparły się na ustaleniach wcześniejszych orzeczeń w sprawie o odszkodowanie przeciwko ZUS, przyjmując, że przesądziły one o niedopuszczalności uznania schorzenia powoda za skutek wypadku przy pracy.
W ocenie Sądu Najwyższego skarga kasacyjna powoda była uzasadniona. Odwołał się przy tym do swojego wcześniejszego poglądu wyrażonego w uchwale z dnia 21 września 2004 r., II UZP 8/04, OSNP 2005, nr 5, poz. 68. SN stwierdził w niej, że organ rentowy rozpoznający wniosek o świadczenie z tytułu wypadku przy pracy nie jest związany prawomocnym wyrokiem wydanym w sprawie z powództwa pracownika przeciwko pracodawcy o ustalenie lub zmianę protokołu powypadkowego w zakresie uznania zdarzenia za wypadek przy pracy (art. 365 § 1 k.p.c.); wyrok taki nie ma powagi rzeczy osądzonej sprawie toczącej się na skutek odwołania od decyzji organu rentowego (art. 366 k.p.c.).
Bez znaczenie dla rozstrzygnięcia jest okoliczność, że w analizowanej sprawie mieliśmy do czynienia z odwrotną sytuacją. W obu przypadkach występowały bowiem identyczne problemy. Zgodnie ze stanowiskiem Sądu Najwyższego sprawa o sprostowanie protokołu powypadkowego jest przedmiotowo inna od sprawy o świadczenie rentowe i toczyła się między innymi stronami. Ta dwoistość postępowań przy dochodzeniu odrębnych roszczeń stwarza niezależność od siebie tych postępowań sądowych. Wyraźnego podkreślenia wymaga to, że w sprawach tych nie zachodzi ani tożsamość stron, ani tożsamość przedmiotowa. Z powyższych względów należy uznać, że przy ponownym rozpoznaniu sprawy sąd powinien dokonać rozstrzygnięcia w oparciu o własne ustalenia faktyczne i prawne.


Według strażaków na terenie zakładu przy ul. Szparagowej w Łodzi zapaliło się ok. 40 kg podsiarczynu sodu zgromadzonego w jednej beczce. Przed przyjazdem strażaków ewakuowała się część pracowników, pozostałe osoby ewakuowali ratownicy.
"Sytuacja jest już opanowana. Strażacy neutralizują substancję za pomocą wapna i proszku gaśniczego" - poinformował dyżurny.
Według strażaków nikt nie został poszkodowany. W akcji bierze udział siedem zastępów straży, w tym jednostka ratownictwa chemicznego.
Podsiarczyn sodu stosowany jako m.in. jako reduktor w farbiarstwie włókienniczym. Może spowodować pożar. Działa szkodliwie po połknięciu, a w kontakcie z kwasami uwalnia toksyczne gazy.
Do wypadku doszło w kopalni Grasberg, w okręgu Mimika w prowincji Papua.
"Nie chcemy działać nieostrożnie, ponieważ teren wokół starego chodnika jest podatny na zawalenie" - powiedział rzecznik policji, dodając że nie ustalono jeszcze przyczyny katastrofy.
Kopalnia Grasberg zatrudnia ponad 20 tys. osób. W 2011 roku doszło tam do czteromiesięcznego strajku. Akcja protestacyjna zakończyła się, gdy właściciel zgodził się m.in. na 37-procentową podwyżkę wynagrodzeń.
Położona na wschodzie Indonezji prowincja Papua ma jedne z najbogatszych na świecie złóż złota i miedzi.

Jak poinformowała prokuratura w Wąbrzeźnie (woj. kujawsko-pomorskie), za zorganizowanie składowiska odpowiedzą rolnik Marian K. i właściciel firmy specjalizującej się w odbiorze i wywożeniu odpadów medycznych Jarosław D. Obu zarzucono składowanie i transportowanie odpadów w sposób powodujący zagrożenie życia lub zdrowia ludzi oraz środowiska.
O nielegalnym składowisku w Szczuplinkach policja została powiadomiona w listopadzie ub.r. Pryzma około 7 ton worków, zawierających m.in. zużyte opatrunki, strzykawki i igły, znajdowała się na terenie gospodarstwa w sąsiedztwie drzew owocowych i ok. 30 metrów od budynku mieszkalnego.
Okazało się, że właściciel firmy transportowej, który miał umowy z placówkami medycznymi na wywóz odpadów do utylizacji, porozumiał się z gospodarzem w sprawie ich składowania. Później policja w garażu tego mężczyzny w Wąbrzeźnie znalazła około tony odpadów.
Firma przewozowa obsługiwała około stu placówek medycznych. Na podstawie oględzin tego, co składowano nielegalnie w gospodarstwie rolnym, udało się ustalić, że trafiały tam śmieci co najmniej z czterech placówek.
Zgodnie z przepisami klienci firmy powinni sprawdzać, czy ich odpady trafiły do utylizacji, ale jak ustalono podczas śledztwa, szefowie placówek medycznych nie upominali się o potwierdzające to dokumenty, co ułatwiło proceder. Prawidłowość gospodarki odpadami w przychodniach sprawdzają obecnie inspektorzy ochrony środowiska.
Właścicielom posesji i firmy transportowej grozi kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. Obaj przyznali się do winy, pierwszy z nich otrzymał dozór policyjny, a drugi ma zakaz opuszczania kraju.

 

Przykładowo - jak podała Irena Lipowicz w swoim wniosku do TK - w regulaminie Lecha Poznań oraz regulaminie meczów piłki nożnej na Stadionie PGE Arena Gdańsk zabrania się wnoszenia dużej ilości papieru lub rolek papieru. Takiego zakazu nie ma natomiast w regulaminach m.in. Legii Warszawa, Jagiellonii Białystok czy Zagłębia Lubin.
Rzecznik wskazała, że Klub Górnik Zabrze zabrania wnoszenia i posiadania na imprezie drzewców do flag i transparentów, a także parasoli innych niż składane automatycznie. Z kolei Legia Warszawa nie zezwala na wnoszenie i posiadanie kasków oraz parasoli, ale nie precyzuje, o jakie parasole chodzi. Jednocześnie nic nie mówi o drzewcach do flag i transparentów.
Lechia Gdańsk zabrania wnoszenia i posiadania "kasków, parasoli o ostrym zakończeniu", za to regulamin Jagiellonii Białystok milczy na ten temat. Regulamin Legii Warszawa nie zezwala na wnoszenie i posiadanie "pojemników na płyny lub produkty, w tym produkty spożywcze", a regulamin Lecha Poznań zabrania wnoszenia i posiadania "butelek, kubków, dzbanów lub puszek wykonanych z twardego materiału, w tym butelek plastikowych". Z kolei w regulaminie Zagłębia Lubin zabrania się współsprawstwa lub pomocnictwa np. we wnoszeniu pojemników na płyny lub produkty, także spożywcze, a także kasków i parasoli.
Rzecznik przytoczyła też przykład regulaminów meczów piłki nożnej organizowanych przez GKS GieKsa Katowice i przez Klub Piłkarski Ruch Chorzów, które zabraniają "ciągłego stania w sektorach z miejscami do siedzenia". Takiego zakazu nie ma w większości regulaminów - zauważyła RPO, dodając, że zakaz ciągłego stania w sektorach nie ma podstawy prawnej ani w ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych, ani w kodeksie wykroczeń.
We wniosku RPO przypomina, że zgodnie z ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych, służby porządkowe mają prawo wezwać osoby zachowujące się niezgodnie z regulaminem do opuszczenia imprezy, a jeśli ta odmówi - zastosować chwyty obezwładniające lub podobne techniki obrony oraz kajdanki lub ręczne miotacze gazu.
Zdaniem RPO, skoro ustawa przewiduje odpowiedzialność karną, to penalizowane powinny być czyny określone w ustawie lub co najmniej w rozporządzeniu, a nie w regulaminach wydawanych przez zarządy klubów sportowych i podmioty prywatne. Regulaminy te na dodatek różnią się między sobą, często się zmieniają, i nie można ich zaskarżyć, np. do Polskiego Związku Piłki Nożnej - zauważyła Lipowicz.
Rzecznik podkreśliła, że nie kwestionuje konieczności zabezpieczania imprez masowych i podejmowania działań w celu zwalczania przestępstw i wykroczeń z nią związanych. Uważa jednak, że ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych nie może przewidywać odpowiedzialności karnej za czyny określane w pełni dowolnie w regulaminach. To sprzeczne ze standardami demokratycznego państwa prawnego - napisała rzecznik we wniosku do Trybunału.
Nie wiadomo jeszcze, kiedy TK rozpatrzy wniosek RPO w tej sprawie.


Porozumienie, które zainicjowały globalne federacje związków zawodowych IndustriALL i UNI Global Union, ma m.in. powołać niezależnego inspektora, odpowiedzialnego za "ustanowienie i wprowadzenie w życie programu wiarygodnej i efektywnej kontroli przeciwpożarowej". Przewiduje też egzaminy ze znajomości norm i zasad bezpieczeństwa w budynkach fabryk odzieży.
Datę podpisania dokumentu wyznaczono na 15 maja. Nie przedstawiono jeszcze wszystkich sygnatariuszy; oprócz Hennesa i Mauritza oraz Inditeksu wiadomo tylko o udziale amerykańskiego koncernu PVH (właściciela wielu marek, m.in. Tommy Hillfiger i Calvin Klein) oraz niemieckiego Tchibo.
H&M już od pięciu lat uczestniczy w programach poprawy bezpieczeństwa przeciwpożarowego w fabrykach odzieży w świecie. Inditex w 2007 roku przystąpił do międzynarodowego ramowego porozumienia poprawy warunków pracy i bezpieczeństwa w zakładach tekstylnych.
Katastrofa budowalna z 24 kwietnia, kiedy na przedmieściu stolicy Bangladeszu zawalił się wieżowiec z pięcioma fabrykami odzieżowymi, kolejny raz zwróciła uwagę na fatalne warunki pracy w przemyśle odzieżowym tego kraju. Bilans ofiar śmiertelnych w zawalonym budynku przekroczył 1100.
Bangladesz jest drugim w świecie, po Chinach, eksporterem tekstyliów. Przemysł ten zatrudnia ponad 40 proc. siły roboczej w kraju i dostarcza 80 proc. całego banglijskiego eksportu.

 

Mniej więcej połowa pracowników w Europie (51%) uważa, że stres jest zjawiskiem powszechnym w ich miejscu pracy, przy czym zgodnie z wynikami badania 16% z nich uznało, że zjawisko to występuje „bardzo często”. Kobiety częściej niż mężczyźni uznawały stres związany z pracą za zjawisko powszechne (54% wobec 49%), podobnie jak pracownicy w wieku 18–54 (53%) w porównaniu z pracownikami powyżej 55 roku życia (44%). Postrzeganie zjawiska stresu związanego z pracą jest również zróżnicowane w poszczególnych sektorach – pracownicy służby zdrowia i sektora opieki najczęściej wskazywali, że stres jest zjawiskiem powszechnym w ich miejscu pracy (61%, w tym 21% respondentów, którzy stwierdzili, że stres towarzyszy im w pracy „bardzo często”).
Dyrektor EU-OSHA Christa Sedlatschek podkreśla, że „41% pracowników w Europie uważa, że problemy związane ze stresem nie są odpowiednio rozwiązywane w ich miejscu pracy, przy czym zdaniem 15% z nich działania w tym zakresie są »dalece niewystarczające«. Podejmowane przez nas działania w bardzo dużym stopniu koncentrują się na eliminowaniu zagrożeń psychospołecznych, takich jak stres, w miejscu pracy. W przyszłym roku zamierzamy rozpocząć inicjatywę „Zarządzanie stresem” realizowaną w ramach kampanii Zdrowe i bezpieczne miejsce pracy. Chcemy uświadomić europejskim przedsiębiorstwom o różnej wielkości, które prowadzą działalność w różnych sektorach, że problemy związane z zagrożeniami psychofizycznymi można rozwiązywać w ten sam logiczny i systematyczny sposób, w jaki rozwiązuje się inne kwestie związane ze zdrowiem i bezpieczeństwem".
Między odsetkiem pracowników twierdzących, że stres jest zjawiskiem powszechnym w ich miejscu pracy, a odsetkiem pracowników wyrażających opinię, że stres związany z pracą nie jest odpowiednio kontrolowany, istnieje związek. Siedmiu na dziesięciu (72%) pracowników w Europie, którzy stwierdzili, że rzadko doświadczają stresu w swoim miejscu pracy, uznało również, że nadzór nad kwestiami związanymi ze stresem jest sprawowany w prawidłowy sposób; z drugiej strony sześciu na dziesięciu (58%) pracowników, którzy wskazali, że często mają do czynienia ze stresem w miejscu pracy, wyraziło również opinię, że nadzór na kwestiami związanymi ze stresem nie jest sprawowany w odpowiedni sposób.
Niepewność zatrudnienia lub reorganizacja w miejscu pracy są postrzegane jako najczęstsza przyczyna stresu w pracy w Europie (72%) – za inne istotne czynniki stresogenne uznaje się liczbę przepracowanych godzin lub poziom obciążenia pracą (66%). Młodsi pracownicy (osoby w wieku od 18 do 34 lat) uznały jednak obydwa te czynniki łącznie za najbardziej stresogenne (69%). Ponadto pracownicy służby zdrowia i sektora opieki znacznie częściej niż pozostałe grupy zawodowe wskazywali liczbę przepracowanych godzin/obciążenie pracą jako główne źródło stresu w pracy (77%).
W państwach o wyższym poziomie długu publicznego pracownicy częściej wskazują niepewność zatrudnienia lub reorganizację w miejscu pracy jako główną przyczynę powstawania stresu; 73% pracowników w państwach, w których poziom długu publicznego przekracza 90% PKB deklaruje, że niepewność zatrudnienia lub reorganizacja w miejscu pracy stanowi powszechną przyczynę stresu w miejscu pracy – w państwach, w których dług publiczny kształtuje się na poziomie 60% lub mniej PKB odsetek ten wynosi 66%.
Sześciu na dziesięciu pracowników (59%) postrzega niedopuszczalne zachowania, takie jak mobbing lub nękanie, za powszechną przyczynę stresu w miejscu pracy (59%). Problemy takie jak brak wsparcia ze strony kolegów lub przełożonych (57%), brak jasności co do podziału obowiązków i zakresu odpowiedzialności (52%) lub ograniczona możliwość wpływania na kształt modeli pracy (46%) były rzadziej wskazywane jako powszechne przyczyny stresu w miejscu pracy.

 

 


Stwierdziła, że zadania służące popularyzacji prawa pracy są realizowane przez Państwową Inspekcję Pracy od początku jej istnienia. W 2007 roku, gdy przyjęto nową ustawę o PIP, prewencja uzyskała formę systemową i stała się konsekwentnie realizowanym procesem, który oparty jest na analizie dostępnych danych, planowaniu i ocenie osiągniętych wyników. Do podstawowych form działania inspekcji w tym zakresie należą: szkolenia, publikacje, poradnictwo adresowane do pracowników i pracodawców.
W ramach realizowania zadań prewencyjnych inspekcja pracy opracowuje i wdraża kampanie oraz programy informacyjne i edukacyjne, adresowane do różnych grup odbiorców. Godną uwagi inicjatywą PIP w ostatnich latach było zorganizowanie i przeprowadzenie kampanii „Poznaj swoje prawa w pracy”, mającej na celu promocję wiedzy z zakresu prawa pracy i kultury praworządności w stosunkach pracy. Działania inspekcji w tym zakresie są kontynuowane w ramach kampanii „Zanim podejmiesz pracę”.
Upowszechnianiu przepisów prawa pracy służą również kampanie informacyjne adresowane do sektorów o największym poziomie zagrożeń. Na szczególną uwagę zasługuje tu kampania dotycząca bezpieczeństwa pracy w budownictwie, realizowana pod hasłem „Szanuj życie! Profesjonaliści pracują bezpiecznie”. Innym przykładem tematycznej kampanii informacyjnej była kampania „Nie prowadź bez przerwy”, związana z działaniami inspekcji pracy w zakresie czasu pracy kierowców.
Małgorzata Kwiatkowska podkreśliła, że wiele uwagi w działaniach prewencyjnych poświęca się edukacji dzieci i młodzieży, co sprzyja kształtowaniu właściwej kultury prawnej. PIP szkoli nauczycieli i przygotowuje materiały informacyjne, dostosowując je do współczesnych wymagań młodych odbiorców.
Wszelkie formy działań edukacyjnych i informacyjnych mają tym większy sens, że wciąż niewielka jest wśród Polaków znajomość przepisów prawa pracy. Z badań przeprowadzonych przez PIP wynika, że co trzeci młody człowiek uważa, że jego poziom wiedzy w tym zakresie jest niski, a zaledwie 15% określiło swój stan wiedzy jako wysoki lub bardzo wysoki. Zasadne jest więc kontynuowanie działań prewencyjnych popularyzujących obowiązujące regulacje prawa pracy.
W dyskusji posłowie zwrócili uwagę na częste zjawisko unikania przez pracodawców zawierania umów o pracę oraz nieterminowego wynagradzania za pracę. Posłowie zaproponowali również nowe obszary działań prewencyjnych, którym inspekcja pracy mogłaby poświęcić kolejne kampanie edukacyjne.
W posiedzeniu uczestniczyli także: zastępca głównego inspektora pracy Leszek Zając oraz dyrektor Departamentu Prewencji i Promocji GIP Dariusz Korczak.

 

Wielkopolscy strażacy rozdali ponad 4,5 tys. czujników dymu i czadu
Ponad 4,5 tys. czujników dymu i czadu rozdali wielkopolscy strażacy w ramach akcji promującej projekt rozbudowy zintegrowanego systemu bezpieczeństwa w regionie. Według strażaków dzięki akcji wzrosła świadomość mieszkańców, jak ważna jest instalacja tych urządzeń.
Jak powiedział we wtorek PAP rzecznik prasowy wielkopolskiej straży pożarnej Sławomir Brandt, strażacy zrezygnowali z rozdawania w ramach promocji projektu tradycyjnych gadżetów, np. kubków, długopisów, a za przeznaczone na ten cel środki ufundowano czujniki.
Jak dodał, rozdawane urządzenia wykrywające tlenek węgla lub dym cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. Wiele osób zdecydowało się na samodzielny zakup takiego sprzętu.
"Według naszej oceny akcja spowodowała wzrost świadomości mieszkańców regionu, jeśli chodzi o potrzebę instalacji czujników. Ludzie dzwonią do nas, pytają, jakie czujniki powinni kupić do swoich domów" - powiedział.
Według danych straży pożarnej każdej zimy z powodu pożarów lub zatruć tlenkiem węgla w Polsce umiera ponad 400 osób, a 3 tys. trafia do szpitali.
Musieliśmy podjąć działania, by uchronić te osoby przed niebezpieczeństwem. Częścią tych działań było właśnie rozdawanie czujników, które poprawiają bezpieczeństwo w domach i mieszkaniach - powiedział koordynator projektu w Komendzie Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej mł. bryg. Robert Klonowski.
Wielkopolska straż pożarna planuje kontynuować akcję rozprowadzania czujników przed tegoroczną zimą.
Projekt "Rozbudowa zintegrowanego systemu bezpieczeństwa środowiskowego i ekologicznego województwa wielkopolskiego" jest realizowany przez Komendę Wojewódzką PSP w Poznaniu w ramach Wielkopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013. Jego całkowita wartość to ponad 42 mln zł; dofinansowanie unijne to blisko 34 mln zł.
W ramach projektu powstała wojewódzka sieć teleinformatyczna, która ma zapewnić szerokopasmowe połączenie światłowodowe pomiędzy wszystkimi jednostkami PaSP. Pozwala ona strażakom na wykorzystywanie danych i systemów udostępnianych przez inne instytucje i służby w trakcie prowadzonej akcji ratowniczej.
Jeszcze w tym roku przy Komendzie Wojewódzkiej PSP w Poznaniu powstanie stanowisko do analizowania i prognozowania zagrożeń oraz kierowania siłami ratowniczymi. Będzie ono koordynowało prace powstałych wcześniej w ramach projektu stanowisk w Kaliszu, Konnie, Lesznie, Pile oraz Poznaniu.
Zakupiono też specjalistyczny sprzęt ratowniczy: samochody, zestawy do dekontaminacji i kontenery ratownicze.

 

 


Zmarły górnik to ósma w tym roku śmiertelna ofiara wypadku w polskim górnictwie, a siódma w kopalniach węgla kamiennego.
Do wypadku doszło tysiąc metrów pod ziemią w wyrobiskach kopalni Anna w Pszowie - to część kopalni Rydułtowy-Anna. Tragedia wydarzyła się w tzw. upadowej (pochyły chodnik) odwadniającej.
"Górnik jechał kolejką spągowo-linową; w trakcie jazdy zerwała się lina. Pracownik, prawdopodobnie chcąc się ratować, wyskoczył z kolejki, doznając obrażeń ciała. Lekarz stwierdził jego zgon" - powiedział PAP rzecznik Kompanii Węglowej Zbigniew Madej.
Okoliczności wypadku wyjaśniają służby nadzoru górniczego, pod kierunkiem Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku. Zmarły górnik był żonaty, osierocił dwoje dzieci.
Do poprzednich dwóch śmiertelnych wypadków w górnictwie doszło 11 kwietnia. Tego dnia przed południem pracujący w szybie kopalni Budryk w Ornontowicach pracownik zewnętrznej firmy zginął od uderzenia w głowę spadającym przedmiotem.
Również 11 kwietnia, po południu, zginął górnik przodowy w kopalni Piekary w Piekarach Śląskich. Podczas transportu elementu sekcji obudowy zmechanizowanej górnik został uderzony nim w głowę. Zmarł ponad tydzień później w szpitalu w Sosnowcu.
Zgodnie ze statystykami Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach, w tym roku w całym polskim górnictwie doszło już do ośmiu wypadków śmiertelnych, w tym siedmiu w kopalniach węgla kamiennego. W całym minionym roku w polskim górnictwie zginęło 28 osób, w tym 22 w kopalniach węgla kamiennego.
Oprócz wypadków śmiertelnych od początku tego roku do czwartku doszło też do czterech wypadków, w których górnicy odnieśli ciężkie obrażenia; do dwóch z nich doszło w kopalniach węgla kamiennego.


Dnia 1 lipca br. minie ośmioletni okres przejściowy przeznaczony na dostosowanie wymagań kwalifikacyjnych pracowników służby bhp oraz pełniących zadania tej służby pracowników zatrudnionych przy innej pracy oraz tzw. specjalistów spoza zakładu pracy.
1 lipca br. dojdzie do całkowitego wdrożenia przepisów rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 2 listopada 2004 r. zmieniającego rozporządzenie w sprawie służby bezpieczeństwa i higieny pracy (Dz. U. Nr 246, poz. 2468 z późn. zm.). Na mocy tej nowelizacji zaostrzono dotychczasowe wymagania kwalifikacyjne dla członków służb bhp, określone w § 4 rozporządzenia rady Ministrów z dnia 2 września 1997 r. w sprawie służby bezpieczeństwa i higieny pracy (Dz. U. Nr 109, poz. 704 z późn. zm.). Przepis ten określa stanowiska, które mogą być utworzone w ramach służby bhp oraz warunki konieczne do jego zajmowania.
Wymagania kwalifikacyjne dla poszczególnych stanowisk przedstawiają się obecnie następująco:
1)inspektorem ds. bhp pracy może być osoba posiadająca zawód technika bhp,
2)starszym inspektorem ds. bhp może być osoba posiadająca:
a)zawód technika bhp oraz co najmniej trzyletni staż pracy w służbie bhp lub
b)wyższe wykształcenie o kierunku lub specjalności w zakresie bhp albo studia podyplomowe w zakresie bhp,
3)specjalistą do spraw bhp może być osoba posiadająca wyższe wykształcenie o kierunku lub specjalności w zakresie bhp albo studia podyplomowe w zakresie bhp oraz co najmniej rok stażu pracy w służbie bhp,
4)starszym specjalistą do spraw bhp może być osoba posiadająca wyższe wykształcenie o kierunku lub specjalności w zakresie bhp albo studia podyplomowe w zakresie bhp oraz co najmniej trzyletni staż pracy w służbie bhp,
5)głównym specjalistą do spraw bhp może być osoba posiadająca wyższe wykształcenie o kierunku lub specjalności w zakresie bhp albo studia podyplomowe w zakresie bhp oraz co najmniej pięcioletni staż pracy w służbie bhp.
W myśl § 2 rozporządzenia zmieniającego pracownicy służby bhp oraz wykonujący zadania tej służby pracownicy zatrudnieni przy innej pracy oraz tzw. specjaliści spoza zakładu pracy, niespełniający nowych wymagań kwalifikacyjnych zachowali prawo do zatrudnienia w służbie bhp i wykonywania zadań tej służby przez okres 8 lat od dnia wejścia w życie nowelizacji (które nastąpiło dnia 1 lipca 2005 r.). Praktyka pokaże, czy ten stosunkowo długi okres karencji na uzupełnienie wymagań kwalifikacyjnych okazał się wystarczający dla osób objętych zakresem obowiązywania zmienionego przepisu.

 


Ten stosunkowo długi okres vacatio legis mógł w prak-tyce okazać się niewystarczający do uzupełnienia kwalifikacji posiadanych przez osoby obję-te zakresem obowiązywania przepisów Noweli.

KHW wdroży nowatorski system identyfikacji i lokalizacji pracowników
Katowicki Holding Węglowy przygotowuje się do wdrożenia nowatorskiego systemu identyfikacji i lokalizacji pracowników pod ziemią. Ma on nie tylko informować o zagrożeniach, ale i zapobiegać im - np. zatrzymując podziemną kolejkę, gdy na jej drodze stanie górnik.
W pierwszej kolejności system ma być wdrożony pilotażowo w katowickiej kopalni Staszic - części kopalni Murcki-Staszic. Jeżeli przyniesie efekty, będzie rozszerzony na inne kopalnie holdingu.
"Wdrożenie takiego systemu będzie oznaczało ogromny skok w zakresie bezpieczeństwa pracy" - wskazał wiceprezes holdingu Artur Trzeciakowski.
Przetarg na przygotowanie systemu został już ogłoszony; zainteresowanych jest kilka firm. Zarząd KHW liczy, że jeszcze w tym roku uda się skutecznie wyłonić dostawcę systemu i rozpocząć jego wdrażanie. "Będzie to długotrwały i skomplikowany proces, rozłożony na dwa lata" - dodał wiceprezes.
Możliwość lokalizowania pracowników pod ziemią w czasie rzeczywistym to jeden z kluczowych dla bezpieczeństwa elementów. Gdy 3,5 roku temu w należącej do KHW kopalni Wujek-Śląsk metan zabił 20 górników, okazało się, że zbyt wielu pracowników przebywało w strefie szczególnego zagrożenia, gdzie nie powinno ich być. Nowy system ma wykluczyć takie sytuacje.
"System nie dopuści do pracy w takiej strefie większej liczby pracowników, niż może się tam znajdować. Informację o tym, że w dany rejon nie można wejść, otrzyma nie tylko dyspozytor i inne służby, ale także pracownik, który chciałby dostać się do takiej strefy" - wyjaśnił Trzeciakowski, wskazując, że całkowicie wyeliminuje to możliwość nadużyć w tym zakresie.
W sytuacji zagrożenia system da natychmiastową informację o tym, gdzie znajdują się poszczególni pracownicy - czy są zagrożeni, wymagają ewakuacji itp. Dziś, gdy pod ziemią dochodzi do wypadku, zwykle mija trochę czasu, zanim uda się zebrać wszystkie niezbędne informacje o rozmieszczeniu załogi w danym momencie i w pełni opanować sytuację.
System ma też zapobiegać wypadkom, szczególnie tym, do których dochodzi na drogach transportowych. Według nadzoru górniczego jedną z najczęstszych przyczyn śmiertelnych wypadków pod ziemią jest właśnie transport. Górnicy, często z powodu naruszenia przepisów, znajdują się na trasach podziemnych kolejek lub niebezpiecznie blisko taśmociągów.
"Chcemy, aby system powodował automatyczne wyłączenie urządzenia przez zbliżającego się do pracownika" - powiedział Trzeciakowski.
Przedstawiciele KHW liczą, że takie rozwiązanie przyczyni się do radykalnego zmniejszenia liczby śmiertelnych wypadków w kopalniach. System może być też wykorzystany do ewidencjonowania czasu pracy. Jeszcze nie zdecydowano ostatecznie, na jakiej łączności będzie oparty - kablowej czy bezprzewodowej. Lokalizatory mają być umieszczone w górniczych lampkach.
KHW należy do trzech największych spółek węglowych w Polsce. Skupia cztery kopalnie węgla kamiennego oraz - w grupie kapitałowej - jedną działającą jako spółka zależna. Rocznie produkuje niespełna 12 mln ton węgla. Zatrudnia ok. 18 tys. osób.

 

Ale można inaczej… PO PIERWSZE krótkie, praktyczne informacje dotyczące każdego kroku procedury, ułatwiające podjęcie decyzji, na czym się skoncentrować, PO DRUGIE lista powiązanych dokumentów umożliwiająca łatwy dostęp do wszystkich potrzebnych aktów prawnych, wzorów czy orzeczeń. PO TRZECIE unikalna forma graficzna gwarantująca, że nawet najbardziej skomplikowana procedura stanie się prosta i klarowna.
Każdego dnia, każdy z pracowników działów kadrowych realizuje jakiś proces lub współuczestniczy w jego realizacji. Może to być tworzenie regulaminów i polityk, nawiązywanie umów o pracę lub ich wypowiadanie, kontakty z ZUS, PIP, urzędami skarbowymi, czy też przygotowywanie dokumentów w związku z procesem w sądzie pracy.
Proces to procedury. Pracownicy nie wyobrażają sobie funkcjonowania w organizacjach bez procedur, regulaminów, wytycznych, zasad postępowania. Nie oznacza to oczywiście, że wszyscy je lubią, prawie każdy narzeka, że ich za dużo, za bardzo rozbudowane, że to sztuka dla sztuki, że to przerost formy nad treścią, że przepisy są zbyt skomplikowane. Pracodawcy powinni jednak pamiętać, iż odpowiednio przygotowane procedury nie tylko systematyzują zadania podejmowane przez pracowników, ale również motywują pracowników i zabezpieczają pracodawcę przed przegraną w sądzie.
Wyobraźmy sobie przez moment jak byłyby realizowane procesy gdyby nie było żadnych regulacji wewnętrznych, których używamy na co dzień? Chaos to chyba mało powiedziane!!!
A teraz wyobraźmy sobie narzędzie, które w sposób rewolucyjny opisuje procesy a tym samym tworzy schematy procedur – Navigator Procedury Prawa Pracy - najbardziej nowoczesna i współczesna forma procedury. Navigator Procedury Prawa Pracy w formie diagramów i praktycznych omówień określa reguły postępowania w konkretnym temacie z zakresu prawa pracy, ubezpieczeń społecznych i bhp, wskazuje ich tryb i przebieg.
A zatem z czego wynika rzeczywista potrzeba tworzenia procedur? Wszyscy jesteśmy świadomi, iż to pracownicy kreują sukces organizacji wnosząc do nich min. umiejętności, doświadczenie ale też wartości, świadomość, inteligencję, interesy, postawy. Wiemy, że jak organizacja ma dobrych pracowników to łatwiej ułożyć i realizować procesy. Ale z drugiej strony pracodawcy wiedzą też, że pracownicy to najbardziej zawodny składnik organizacji. Jeśli jednak firma ma opisane procesy dużo łatwiej poradzić sobie z nieprzewidzianymi sytuacjami. A Navigator to przejrzyste diagramy, które umożliwiają każdemu pracownikowi na każdym etapie pracy szybkie i kompleksowe zapoznanie się z danym procesem. Poza tym Navigator wskazuje kolejność działań, które mają być wykonane przy określonych zasobach.
Idąc dalej, jaki jest cel opisywania procesów? Należy pamiętać, iż procedury mają wskazywać pracownikom pewien kierunek działania. Bowiem każdy pracownik powinien mieć świadomość, że uczestniczy w wykonywaniu konkretnych działań, które w zestawieniu z działaniami innym osób tworzą proces. Nie możemy zapominać, iż przecież przebieg procesów, czas ich trwania oraz koszty mają kluczowy wpływ na efektywność organizacji. A Navigator wskazuje optymalną ścieżkę postępowania w danej sprawie oraz kreuje warunki aby być bardziej konkurencyjnym na rynku lub spełnić określone wymagania klienta zarówno wewnętrznego jak i zewnętrznego.

Przykład
Firma jest na etapie tworzenia lub zmiany regulaminu pracy i zastanawia się, w jaki sposób przedstawić prawa i obowiązki pracodawcy i pracowników aby były wyczerpujące, przejrzyste i zrozumiałe dla wszystkich pracowników. Wówczas warto skorzystać z Navigator Procedury Prawa Pracy, a konkretnie procedury dotyczącej tworzenia regulaminu pracy. W ten sposób nie zapomnimy o umieszczeniu w regulaminie ważnych kwestii chociażby takich jak min.: kwestie wrażliwe (mobbing, dyskryminacja, dane osobowe, dobra osobiste, tajemnica pracodawcy, zasady współżycia społecznego) oraz kwestii, które są ważne dla pracodawcy z punktu widzenia ewentualnych sporów sądowych z pracownikiem (lista podstawowych obowiązków pracownika, przykłady ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków pracownika, a jest to przecież szczególne ważne w sytuacji formułowania przyczyny wypowiedzenia umowy o pracę).
Korzystając z Navigator Procedury Prawa Pracy mamy do dyspozycji całą listę przejrzystych dokumentów, w których konkretne procesy zostały w sposób prosty i zrozumiały przedstawione, a ewentualne odstępstwa precyzyjnie wyjaśnione. Nie musimy zlecać tworzenia procedur pracownikom. Nie musimy zastanawiać się nad celem, przedmiotem oraz zakresem obowiązywania procedury. Nasi wybitni autorzy zadbali o to, aby zapisy w procedurach nie były mniej korzystne dla pracowników niż przepisy prawa. Pracodawcom pozostaje zadbać o przekazanie procedury do wiadomości pracowników oraz informacji gdzie dokument będzie dostępny.
Procedury Navigator Procedury Prawa Pracy to zwięzłe, intuicyjne i niebiurokratyczne dokumenty, które gwarantują firmom sukces w realizowaniu procesów prawa pracy, ubezpieczeń społecznych, bhp i postępowania cywilnego w sprawach z zakresu prawa pracy. Navigator Procedury Prawa Pracy faktycznie pomaga w pracy!

 

 

"Weźmiecie na siebie dwa obowiązki, które wam będą towarzyszyły aż do końca waszej służby. Pierwszy z nich to obowiązek wobec waszych podwładnych. Będą sytuacje, że to wy będziecie decydować o ich życiu. Tym samym korpus jakiemu służycie powierza wam w ręce losy innych ludzi. Drugi obowiązek to obowiązek wobec całej formacji" - zwrócił się do młodych oficerów szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz.
Podkreślił, że PSP to szczególna formacja, w której ludzie pełnią służbę całą dobę. "To formacja, która jest na wojnie codziennie. Wojnie nie z przeciwnikiem uzbrojonym. Wojnie z żywiołem, z ludzkim nieszczęściem, codziennej wojnie o ludzki dobytek, o ocalenie" - powiedział Sienkiewicz.
Szef MSW zwrócił także uwagę na ważną rolę, jaką pełni Ochotnicza Straż Pożarna, która wspiera krajowy system ratownictwa. "To połączenie profesjonalizmu wspartego nauką i techniką, ciągłym doskonaleniem i szkoleniem, połączone z gotowością i ofiarnością zwykłych obywateli, tworzy ten niezwykły komponent polskiego systemu ratownictwa i ochrony ludności" - powiedział Sienkiewicz.
Minister mówił także o planowanej reformie systemu obrony cywilnej kraju. "W tym roku na mnie ciąży obowiązek stworzenia na nowo systemu obrony cywilnej w Polsce. Jestem przekonany, że rdzeniem tego systemu powinien być unikalny polski kapitał łączący ofiarność zwykłych obywateli z profesjonalizmem wyspecjalizowanych służb. Mam nadzieję, że w tym nowym systemie ten kapitał OSP i PSP uda się połączyć w jeden węzeł" - powiedział Sienkiewicz.
Komendant główny Państwowej Straży Pożarnej Wiesław Leśniakiewicz podkreślił, że służba w PSP to wielki zaszczyt i wyróżnienie ale również wielka odpowiedzialność.
"Witając was w korpusie oficerskim PSP, mam ogromną satysfakcję z waszego sukcesu. Bądźcie wierni składanemu przed laty ślubowaniu, kształtujcie swoje charaktery, bądźcie kreatywni swoją pracą, zaangażowaniem i kompetencjami, których wam nie brakuje. Miejcie swój autorytet w środowisku i dbajcie o etos służby w każdych okolicznościach i w każdym miejscu jej pełnienia" - mówił Leśniakiewicz.
Uroczystości na Placu Piłsudskiego zakończyła defilada oraz prezentacja sprzętu ratowniczego. Wcześniej w sobotę odprawiono mszę świętą w bazylice katedralnej św. Floriana i św. Michała Archanioła na warszawskiej Pradze. Uczestniczyli w niej m.in. absolwenci studiów dla strażaków.
Święto strażaków przypada 4 maja, w dzień świętego Floriana - ich patrona.
Florian był rzymskim legionistą, został zamęczony za wiarę i utopiony w rzece Anneso w górnej Austrii w 304 roku. Relikwie św. Floriana przywiózł do Polski (do Krakowa) w 1184 roku biskup Modeny, na prośbę biskupa krakowskiego Gedki.
Św. Florian przedstawiany jest zazwyczaj jako rycerz rzymski w zbroi i płaszczu, trzymający w jednej ręce chorągiew, a w drugiej naczynie z wodą, którą polewa płonący obiekt (w zależności od interpretacji: dom, kościół lub zamek).

 

 


tworzących pociąg wagonów-cystern z chemikaliami wypadło z szyn i wywróciło się. Uderzenie spowodowało wybuch i gwałtowny pożar, który objął trzy cysterny z toksycznym akrylonitrylem.
Władze utworzyły wokół miejsca katastrofy 500-metrową strefę bezpieczeństwa, ewakuując z niej prewencyjnie około 250 mieszkańców. Noc z soboty na niedzielę będą oni musieli spędzić w domu gminnym w Wetteren lub na innym miejscu. Osobom mieszkającym nieco dalej polecono, by nie wychodziły z domów i nie otwierały okien.
Strażacy postanowili poczekać na całkowite wypalenie się zawartości cystern, gdyż ich gaszenie wodą mogłoby doprowadzić do powstania trujących oparów. Pożar trwał 16 godzin, do wczesnego wieczora.
Gubernator prowincji Wschodnia Flandria Jan Bries nie chciał potwierdzić doniesień mediów, iż jedyna śmiertelna ofiara katastrofy zmarła wskutek zatrucia wyziewami. Jak zaznaczył, sprawa ta wymaga jeszcze zbadania. Według gubernatora wszyscy poszkodowani w wypadku to okoliczni mieszkańcy.
Przyczyna katastrofy pociągu, który jechał z Holandii do portu w Gandawie, nie jest na razie znana.

Brytyjka, która była kierowniczką w sklepie odzieżowym, pozywa swojego pracodawcę, bo - jak twierdzi - doznała poważnej kontuzji schylając się po kolczyk, który wpadł pod ladę. Żąda miliona funtów odszkodowania.
O przypadku 31-letniej Brytyjki napisał Daily Mail. Jej historia jest krótka i wyjątkowo nieszczęśliwa. Jak podaje dziennik, pani Safaa Pate w 2009 roku próbowała dosięgnąć kolczyk, który wpadł pod ladę. Pate kucnęła, ale nadal nie mogła go dosięgnąć. W tym celu musiała przesunąć ladę i tego niestety nie wytrzymał jej kręgosłup. Do feralnej próby podniesienia kolczyka doszło w styczniu 2009 r. i od tego czasu pani Pate nie może pracować. W pozwie, który jej prawnicy złożyli w londyńskim sądzie, napisano, że ekspedientka poczuła "nieznośny" ból i doznała "nienaprawialnego" uszkodzenia pleców. W efekcie musiała przejść szereg operacji, a i tak nie ma czucia w lewej nodze i stopie. Do tego porusza się o lasce. Za to oczekuje od firmy odzieżowej Coast Fashions, w której sklepie pracowała, miliona funtów odszkodowania. Zarzuca firmie, że ta złamała zasady dotyczące ochrony zdrowia i bezpieczeństwa w miejscu pracy.
Firma odpowiada, że Pani Pate powinna użyć jakiegoś przedmiotu, np. patyczka, który ułatwiłby jej sięgnięcie po kolczyk bez konieczności przesuwania lady. - Sama jest sobie winna - odpowiadają prawnicy spółki. Adwokaci pechowej kierowniczki upierają się, że to firma nie zapewniła jej "bezpiecznego środowiska pracy". Prawnicy firmy zapewniają, że praca kontuzjowanej kobiety była lekka. - Polegała na przesuwaniu ubrań, ale nie musiała nosić ani przesuwać nic ciężkiego. Zaprzeczamy jakoby do jej obowiązków należało przesuwanie lady. To była jej własna decyzja - napisali w piśmie skierowanym do sądu, który rozpatruje sprawę. Jeśli strony nie dojdą do porozumienia, proces ma ruszyć w listopadzie.


"Powieście zabójców, powieście właścicieli fabryki!" - Głosiły transparenty niesione, wraz z czerwonymi flagami, przez uczestników manifestacji w Dhace. Podobne protesty zorganizowano w innych dużych miastach Bangladeszu.
W pochodzie ciągnącym przez Dhakę, w którym obok piechurów jechały ciężarówki wzięli też udział krewni ofiar z zawalonej fabryki. Jeden z nich krzyczał przez megafon: "Mój brat zginął. Moja siostra zginęła. Ich krew nie będzie przelana ma marne!"
Budynek, w którym znajdowały się zakłady odzieżowe zawalił się w środę; właściciel tego gmachu Mohammed Sohel Rana, który usiłował zbiec do Indii został schwytany w przygranicznym mieście Benapole, na wschodzie Bangladeszu w środę, po czterodniowym pościgu.
Nie jest do dziś jasne ilu ludzi znajdowało się wewnątrz gmachu w chwili katastrofy. Zakłady zatrudniały łącznie ponad 3100 osób. Według najnowszych obliczeń, przeprowadzonych przez armię, pod gruzami zawalonego budynku fabrycznego znaleziono 393 ciała ofiar.
Według wstępnych szacunków policji, w marszu w Dhace uczestniczyło w środę rano około 10 tys. osób; AFP podaje, że mogło tam być kilkadziesiąt tysięcy manifestantów.
Premier Bangladeszu, szejk Hasina Wazed wezwał manifestujących do "zachowania zimnej krwi", ale po najtragiczniejszym wypadku przemysłowym w historii kraju na ulicach czuje się wściekłość - pisze francuska agencja. Władze obawiają się zamieszek i wandalizmu w fabrykach odzieżowych.
Sektor odzieżowy Bangladeszu był w roku 2011 trzecim pod względem wielkości przemysłem tekstylnym na świecie po Chinach i Włoszech. Jak pisze AP, robotnicy w Dhace co roku manifestują 1 maja i domagają się poprawy warunków pracy, ale tegoroczny marsz ma szczególne znaczenie.
Związki zawodowe wezwały też do zorganizowania marszów i protestów w innych krajach Azji; w Indonezji w ramach protestów przeciw złemu traktowaniu robotników i niskim zarobkom ma protestować kilkadziesiąt tysięcy osób - zapowiada AFP.

 

Przewodnicząca Rady Ochrony Pracy poseł Izabela Katarzyna Mrzygłocka przypomniała, że przed 10 laty Sejm w specjalnej uchwale ustanowił 28 kwietnia Dniem Bezpieczeństwa i Ochrony Zdrowia w Pracy. Posłowie postanowili wówczas zwrócić uwagę na konieczność stałego, kompleksowego działania na rzecz poprawy bezpieczeństwa i ochrony zdrowia pracujących i uczcić pamięć współobywateli tracących życie z powodu wypadków przy pracy i chorób zawodowych.
- Wymowa tego przesłania jest dziś niezmiennie aktualna. Nigdy bowiem za dużo troski o człowieka na każdym stanowisku pracy i nie ma ważniejszych wyzwań niż dbanie o ludzkie życie i zdrowie – podkreśliła przewodnicząca ROP. Stwierdziła, że mimo wysiłków Sejmu, Rady Ochrony Pracy i Państwowej Inspekcji Pracy, w tym wzmożonych działań prewencyjnych urzędu – stan bezpieczeństwa pracy w kraju nadal nie jest zadowalający. Uzyskanie wyraźnej i trwałej jego poprawy wymaga partnerskiego udziału i współpracy wszystkich służb, organizacji i instytucji, działających w sferze ochrony pracy, także rządu i parlamentu.
Izabela Katarzyna Mrzygłocka odczytała list do uczestników uroczystego spotkania marszałek Sejmu Ewy Kopacz, która objęła honorowy patronat nad konferencją.
„Dobrą już tradycją stały się kwietniowe konferencje organizowane w Sejmie z okazji Dnia Bezpieczeństwa i Ochrony Zdrowia w Pracy. Rezultatem dotychczasowych spotkań jest lepsza i efektywniejsza współpraca wielu instytucji i organizacji. Znajduje to potwierdzenie w statystycznych badaniach wskazujących, że na przestrzeni lat w naszym kraju zmniejszyła się liczba wypadków w miejscach zatrudnienia. I choć jest to zmiana znacząca, to wciąż liczby budzą niepokój” – napisała marszałek Ewa Kopacz. Wyraziła nadzieję, że „wspólna mozolna praca na rzecz kształtowania optymalnych przepisów prawa i budowania społecznej wyobraźni w zakresie bezpieczeństwa pracy przyczyni się do zmniejszenia liczby wypadków pracujących osób”.
Zwracając się do uczestników spotkania główny inspektor pracy Iwona Hickiewicz zaakcentowała, że nadzorowanie i kontrolowanie stanu przestrzegania prawa pracy, w tym szczególnie przepisów i zasad bezpiecznej pracy należy do podstawowych zadań Państwowej Inspekcji Pracy. Eliminując uchybienia i nieprawidłowości, inspektorzy pracy przywracają stan bezpieczeństwa zgodny z przepisami. W wyniku takich działań tylko w roku ubiegłym zostały zlikwidowane bezpośrednie zagrożenia dla życia i zdrowia ponad 66 tys. pracowników.
Iwona Hickiewicz powiedziała, że zgodnie z założeniami do nowej europejskiej strategii na najbliższe lata na rzecz bezpieczeństwa i higieny pracy, realizowany w bieżącym roku program działania PIP koncentruje się na ograniczeniu skali wypadkowości w miejscu pracy i rozszerzaniu działalności prewencyjnej. Priorytetem pozostają: zmniejszenie liczby wypadków przy pracy i poprawa przestrzegania przepisów bezpieczeństwa pracy.
O wspólnej odpowiedzialności za wypadki przy pracy mówił w swoim wystąpieniu podsekretarz stanu w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej Radosław Mleczko. Podkreślił znaczenie dialogu społecznego i porozumienia w zakładach dla tworzenia sytuacji, w której pracownicy utożsamiają się ze swoim miejscem pracy.
- Tworzenie tej kultury wspólnoty, solidarności i współdecydowania jest najlepszym środkiem zapobiegającym wypadkom przy pracy. Przesłanie o współodpowiedzialności, o dialogu społecznym powinno popłynąć od nas w tym dniu – stwierdził wiceminister pracy.
Podczas konferencji zastępca głównego inspektora pracy Leszek Zając przedstawił materiał PIP na temat badania okoliczności i przyczyn wypadków przy pracy oraz kontroli skuteczności stosowania środków zapobiegających tym wypadkom. O społecznych kosztach wypadków mówiły dr Zofia Pawłowska – kierownik Zakładu Zarządzania Bezpieczeństwem i Higieną Pracy w Centralnym Instytucie Ochrony Pracy i Anna Sójka – dyrektor Departamentu Prewencji Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
W przyjętym apelu uczestnicy konferencji zwrócili uwagę na ciągle aktualną i naglącą potrzebę określenia przyczyn niezadowalającego stanu bezpieczeństwa pracy w naszym kraju i wskazania odpowiednich systemowych działań zapobiegawczych. Wskazali, że zadanie to, realizowane przez organy nadzoru i kontroli warunków pracy, wymaga partnerskiego udziału i współpracy wszystkich służb, organizacji i instytucji, działających w sferze ochrony pracy, także polityków, organów administracji rządowej i samorządowej, pracodawców i pracowników.
Zwrócili się do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej jako najwyższego organu władzy ustawodawczej w państwie o zainicjowanie przedsięwzięć na rzecz poprawy stanu warunków pracy.

Sąd rozpatrywał w poniedziałek apelację prokuratury i pełnomocnika przedstawicieli rodzin ofiar od wyroku Sądu Rejonowego w Kędzierzynie-Koźlu. Ten, w maju 2012 r., uniewinnił pięciu oskarżonych, którym prokuratura zarzuciła nieumyślne narażenie pracowników zakładu na utratę życia. Zarówno prokuratura jak i pełnomocnik nie zgadzali się z wyrokiem uniewinniającym i chcieli uchylenia go oraz przekazania sprawy do ponownego rozpoznania.
„Sąd rejonowy prawidłowo przeprowadził postępowanie dowodowe, a wyrok wyczerpująco uzasadnił na 60 stronach” – powiedział sędzia Sądu Okręgowego Józef Szulc. Wyrok jest prawomocny.
Do wypadku doszło 15 lipca 2005 r. Trzech pracowników (25, 35 i 43 lata) zakładów Petrochemia Blachownia w Kędzierzynie-Koźlu czyściło zbiornik, w którym trzymany jest benzol koksowniczy. Śmiertelnie zatruli się cyjanowodorem.
Dwa lata później prokuratura oskarżyła pięciu pracowników firmy: kierownika bloku aromatów, głównego specjalistę ds. technologicznych, członka zarządu Petrochemii Blachownia, specjalistę ds. bhp oraz zastępcę kierownika działu aromatów. On też usłyszał dodatkowo zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci.
Prokuratura w trakcie procesu przed kędzierzyńskim sądem żądała dla niego trzech lat pozbawienia wolności. Kędzierzyński sąd uniewinnił wszystkich. Uznał, iż oskarżeni nie mieli świadomości, że z benzolu może wydzielać się silnie trujący cyjanowodór. Potwierdzili to biegli z zakresu chemii, którzy wyjaśnili, że ówczesna nauka także tego nie przewidywała.
„Sąd rejonowy uznał na podstawie ekspertyz i zeznań świadków, że według stanu wiedzy sprzed wypadku, autorzy instrukcji dotyczącej bezpieczeństwa i higieny pracy w zakładzie nie mieli możliwości rozpoznać zagrożenia związanego z występowaniem cyjanowodoru. Nie wskazywały na to kilkudziesięcioletnie doświadczenia z benzolem” – uzasadnił w poniedziałek sędzia Szulc.
„Nie zawierały tego także instrukcje przygotowywane przez inspekcję pracy, które szeroko określały zagrożenia związane z tymi substancjami. Oskarżeni nie mogli przewidzieć tego zjawiska” – podkreślił sędzia.
Dopiero po wypadku w zakładach zmieniono instrukcje dotyczące bezpieczeństwa. Zagrożenie ujęto również w dokumentach ogólnokrajowych.

"Do szpitala odwieziono sześć osób z objawami zatrucia oparami kwasu azotowego" - powiedział PAP Wojtasik.
Na miejscu jest osiem zastępów straży z Chorzowa oraz pluton ratownictwa chemicznego z Gliwic.
"Strażacy w aparatach powietrznych oraz ubraniach gazoodpornych i kwasoodpornych wejdą do tego pomieszczenia i po przewietrzeniu, przy pomocy wapna będą neutralizować ok. 1 tony kwasu azotowego, który wydostał się ze zbiornika" - powiedział Wojtasik.

"Jako Narodowy Fundusz przy wsparciu wojewódzkich oddziałów tworzymy system finansowania dla osób fizycznych tak, by przeciętny Kowalski mógł usunąć azbest" - dodał na piątkowej konferencji prasowej.
Poinformował, że NFOŚiGW oraz wojewódzkie fundusze przeznaczą na ten cel ok. 180 mln zł (po 50 proc.). "Z naszych szacunków wynika, że w Polsce może być jeszcze 15 mln ton różnego rodzaju odpadów zawierających azbest, a który znajduje się np. w pokryciach dachowych, w rurach wodociągowych czy w izolacji" - zauważył Szczepański.
Wiceszef Funduszu ocenił, że dzięki współpracy z samorządami program jest i może być efektywnie realizowany. "Dlatego zachęcam mieszkańców do zainteresowania się tym programem" - dodał. Szczepański przestrzegł jednak, przed próbą samodzielnego zdejmowania m.in. pokryć dachowych zawierających azbest czy eternit. "Demontażem, transportem i utylizacją tych odpadów zajmują się certyfikowane firmy, które wiedzą jak zabezpieczyć ten materiał. Robiąc to samemu narażamy się na pylenie i wdychanie mikrowłókien, które są niebezpieczne dla zdrowia" - ostrzegał.
Izabela Drelich-Sikorska z resortu gospodarki przypomniała, że w Polsce jest realizowany jedyny na skalę europejską, program oczyszczania kraju z azbestu do 2032 roku. Program rozpoczął się w 2009 roku. "Ministerstwo intensywnie wspiera samorządy, które uzyskują od nas dotacje na działania związane z azbestem" - dodała. Dofinansowywane jest m.in. opracowywanie programów usuwania azbestu (inwentaryzacja). Prowadzone są także akcje informacyjne i edukacyjne. Na te działania rocznie przeznaczanych jest 4 mln zł. Finansowanie ma być utrzymane do 2015 roku.
Drelich-Sikorska poinformowała, że w Polsce rocznie działa ok. 30 składowisk, na które przewozi się odpady azbestowe. Wyjaśniła, że dzisiejsza technologia utylizacji śmieci nie pozwala, w inny sposób niż składowanie, pozbyć się azbestu. "Mikrowłókien azbestowych nie da się spalić, są one praktycznie niezniszczalne" - dodała.
Obecni na konferencji przedstawiciele samorządów, zwrócili uwagę, że główną barierą dla rozpowszechnienia programu są koszty jakie trzeba ponieść przy budowie nowego dachu. Wójt gminy Rzepki Krystyna Bohowicz dodała, że to może zagrozić krajowemu programowi usuwania azbestu, który ma nas uwolnić od tych niebezpiecznych materiałów do 2032 roku. Wtórował jej wójt gminy Przesmyki Andrzej Skolimowski, według którego program, przy obecnym tempie potrwa jeszcze 36 lat.
Samorządowcy zwrócili uwagę, że powinna pojawić się dodatkowa pomoc finansowa, która pozwoliłaby zwiększyć zainteresowanie programem."Aż się prosi, by zostały wygenerowane środki na pomoc dla tych ludzi, którzy chcą zdjąć azbest i położyć nowy dach w formie np. preferencyjnych pożyczek" - powiedziała Bohowicz.
Pytany o to przez dziennikarzy wiceprezes Funduszu powiedział, że fundusze realizują tzw. efekt ekologiczny. "W 100 proc. finansujemy tylko to co jest związane z efektem ekologicznym, a tym efektem jest odpad w postaci azbestu, a nie budowa nowego dachu. Możemy jedynie apelować do instytucji finansowych, banków aby przemyślały sprawę i udzielały preferencyjnych kredytów w takim przypadku" - dodał Szczepański.
Ze względu na swoje właściwości, azbest wprowadzony do środowiska utrzymuje się w nim przez czas niemal nieograniczony, a w wyniku działalności człowieka oraz procesów naturalnych włókna przedostają się do powietrza. Dotyczy to głównie terenów o dużej gęstości zaludnienia.


W piątek, 26 kwietnia o godz. 11.00 w Sejmie odbędzie się uroczyste posiedzenie sejmowej Rady Ochrony Pracy. Głównym tematem konferencji będzie badanie okoliczności i przyczyn wypadków przy pracy oraz kontrole skuteczności stosowania środków im zapobiegających. Uczestnicy posiedzenia zajmą się także społecznymi kosztami wypadków przy pracy. Ta specjalna sesja Rady Ochrony Pracy przy Sejmie RP wpisuje się w obchody Międzynarodowego Dnia Pamięci Ofiar Wypadków przy Pracy oraz Chorób Zawodowych. Marszałek Sejmu Ewa Kopacz objęła konferencję swoim patronatem.
Według danych Państwowej Inspekcji Pracy w 2012 r. inspektorzy pracy zbadali przyczyny 1,8 tys. wypadków przy pracy, w których poszkodowanych zostało ponad 2,1 tys. osób, w tym 332 poniosło śmierć, a 724 doznało ciężkich obrażeń ciała. Dominowały przyczyny ludzkie wypadków (np. niewłaściwe zachowanie pracownika) - 47 proc., organizacyjne (np. brak nadzoru nad pracownikami) - 41 proc. oraz techniczne (np. zły stan techniczny urządzeń ochronnych) - 11 proc. W ubiegłym roku inspektorzy PIP przeanalizowali blisko 7,5 tys. dokumentacji powypadkowych u ponad 2,2 tys. pracodawców, zatrudniających łącznie 423,8 tys. pracowników. Najczęściej występującą nieprawidłowością w postępowaniach powypadkowych w 44,6 proc. skontrolowanych zakładów było nieustalenie przyczyn lub ustalenie tylko ich części.
Międzynarodowy Dzień Pamięci Ofiar Wypadków przy Pracy oraz Chorób Zawodowych jest obchodzony od 1997 r. w ponad 70 krajach świata. O udziale Polski w tej inicjatywie mówi uchwała Sejmu z 2003 r., ustanawiająca 28 kwietnia Dniem Bezpieczeństwa i Ochrony Zdrowia w Pracy. W ten sposób izba pierwsza polskiego parlamentu zwróciła uwagę na konieczność stałego, kompleksowego działania zmierzającego do poprawy bezpieczeństwa i ochrony zdrowia pracowników.
Rada Ochrony Pracy przy Sejmie RP nadzoruje warunki pracy i działania Państwowej Inspekcji Pracy. Jest powoływana przez Marszałka Sejmu na 4-letnią kadencję. Najważniejsze zadania tego organu to m.in. ocena działalności PIP oraz opiniowanie projektów aktów prawnych dotyczących problematyki ochrony pracy.
Rada inicjuje również prace związane z ratyfikacją konwencji międzynarodowych oraz międzynarodowych norm z zakresu ochrony pracy i ergonomii. Występuje także do organów administracji rządowej i samorządowej oraz organizacji pracodawców i pracobiorców w sprawach związanych z ochroną pracy. Rada przedstawia ponadto opinię m.in. o kandydatach na stanowiska Głównego Inspektora Pracy i jego zastępców oraz okręgowych inspektorów pracy. Członkowie Rady zbierają się co najmniej raz w miesiącu na posiedzeniach plenarnych, a pomiędzy nimi pracują w 4 zespołach problemowych, przygotowując m.in. stanowiska Rady.
W Radzie Ochrony Pracy IX kadencji (2010 – 2014) zasiada 12 parlamentarzystów – 10 posłów i 2 senatorów, a także członkowie zgłoszeni przez Centralny Instytut Ochrony Pracy, Forum Związków Zawodowych, Business Centre Club Związek Pracodawców, Zarząd Główny Zrzeszenia Prawników Polskich, NSZZ „Solidarność”, Krajową Izbę Gospodarczą, Prezesa Rady Ministrów, Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, Polskie Towarzystwo Ergonomiczne, Pracodawców Rzeczypospolitej Polskiej, Polską Konfederację Pracodawców Prywatnych Lewiatan, Ogólnopolskie Stowarzyszenie Pracowników Służby BHP, Naczelną Organizację Techniczną oraz Związek Rzemiosła Polskiego.

 


25 kwietnia, już po raz 18 obchodzimy Międzynarodowy Dzień Świadomości Zagrożenia Hałasem. To wydarzenie ma przypominać o tym, że nadmierny hałas źle wypływa na zdrowie. Celem jest także propagowanie wiedzy jak walczyć z hałasem.

Poziom hałasu w Polsce badany jest dość szczegółowo co pięć lat. Powstają wówczas tzw. mapy akustyczne. Inspekcja Ochrony Środowiska sprawdza także zagrożenie hałasem przemysłowym. Pomiary tego rodzaju hałasu wykonywane są na ogół jako interwencje w odpowiedzi na skargi mieszkańców na hałaśliwą działalność.
W ramach ostatniej kontroli w latach 2007 - 2011 sprawdzono blisko 4.000 obiektów emitujących hałas. Połowa z nich (45 proc.) przekraczała dopuszczalne poziomy hałasu. Choć jak zauważają eksperci zjawisko hałasu przemysłowego wskazuje raczej tendencję malejącą, i staje się mniej uciążliwe dla osób mieszkających w pobliżu.
Hałas jest zjawiskiem bardzo subiektywnym. Nie trudno jednak wyobrazić sobie poziom jego natężenia jeśli spojrzymy na cyfry. Na bardzo spokojnej uliczce bez ruchu odnotowuje się dźwięki o natężeniu 30 dB. Klasyczny ruch uliczny to trzy razy większe obciążenie dla uszu –90 dB. Nie wiele ciszej jest w restauracji czy aucie – ok. 70 dB, a nawet w biurach, gdzie poziom hałasu wynosi ok. 60 dB, czyli tyle samo ile wydaje odkurzacz.
Przebywanie w hałasie jest jedną z głównych przyczyn chorób. Wiele osób przyznaje się, że nie umie się skupić czy odpocząć. Wyjazd w spokojne, ciche miejsce, z dala od miasta możliwy jest tylko raz na jakiś czas. Dlatego tak ważne jest, by pomieszczenia w których pracujemy i przebywamy kilkanaście godzin w ciągu doby miały odpowiednio zaplanowaną akustykę. Dotyczy to nie tylko zakładów pracy. Przecież po zakończeniu służbowych obowiązków, wiele osób nadal spędza czas w miejscach publicznych: robi zakupy, spotyka się ze znajomymi w restauracji, czy załatwia sprawy w urzędach i bankach. – Na przestrzeni ostatnich lat widzimy jednak duży wzrost świadomości problemu zagrożenia hałasem. Do niedawna o komfort akustyczny w pomieszczeniach dbały jedynie duże, międzynarodowe korporacje wynajmujące powierzchnie w nowoczesnych biurowcach. Dziś myślą o tym także np. dyrektorzy szkół czy deweloperzy z segmentu centów handlowych – przyznaje Mirosław Jucha, dyrektor zarządzający firmy Rockfon w Polsce.
Najskuteczniejszą metodą wyciszenia pomieszczeń jest montaż materiałów pochłaniających dźwięki np. miękkich tkanin. Trudno jednak wyobrazić sobie ciężkie zasłony i grube dywany w obiektach użyteczności publicznej. Tu wyciszenie zapewniają akustyczne sufity podwieszane z wełny mineralnej, a także tzw. absorbery ścienne, które są uzupełnieniem rozwiązań sufitowych w poprawie akustyki wnętrz. Pozwalają one obniżyć poziom hałasu nawet o 7–10 dB. Materiały te nie muszą być postrzegane jedynie jako element technicznego wyposażenia. Wśród modułów z linii Rockfon akustycy i architekci wnętrz znaleźć mogą sufity w każdym kolorze i nieograniczonych kształtach. Daje to możliwość dowolnej aranżacji wnętrz, nawet najbardziej śmiałych, o niecodziennym designie.


Rada Ministrów przyjęła we wtorek, 23 kwietnia br. założenia do projektu ustawy o ułatwieniu warunków wykonywania działalności gospodarczej, przedłożone przez ministra gospodarki.
Zaproponowano rozwiązania, które służą przede wszystkim poprawie płynności finansowej przedsiębiorstw i wspieraniu inwestycji oraz redukcji kosztownych obowiązków informacyjnych, a także doskonaleniu obowiązującego prawa. Ocenia się, że sama redukcja obowiązków informacyjnych przyniesie firmom roczne oszczędności w wysokości 273,77 mln zł i pozwoli efektywnie wykorzystać ok. 7,82 mln godzin.
Najważniejsze z proponowanych zmian w zakresie ograniczenia obowiązków informacyjnych zakładają m.in.:
- Ograniczenie obowiązków statystycznych dla mikroprzedsiębiorców
Mikroprzedsiębiorcy przez pierwszy rok kalendarzowy nie będą musieli przekazywać danych statystycznych (z wyłączeniem informacji statystycznych wymaganych prawem unijnym lub innymi zobowiązaniami międzynarodowymi). Rozwiązanie to dotyczy roku kalendarzowego, w którym dany podmiot zarejestrował swoją działalność, czyli w praktyce będzie to ułatwienie dla nowych firm.
- Zniesienie obowiązku sprawdzenia do 30 kwietnia prawidłowości danych przekazanych ZUS w miesięcznych raportach imiennych
Płatnik składek nie będzie musiał sprawdzać do 30 kwietnia prawidłowości danych przekazywanych ZUS w miesięcznych raportach imiennych, dotyczących poprzedniego roku kalendarzowego. W efekcie zostanie zniesiona kara (5 tys. zł) za niesprawdzenie tych danych przez płatnika.
- Umożliwienie zachowania ważności orzeczenia lekarskiego przez nowego pracodawcę
Nowy pracodawca będzie mógł zatrudnić pracownika na podstawie ważnego orzeczenia lekarskiego (stwierdzającego brak przeciwwskazań do pracy na określonym stanowisku), wystawionego przez poprzedniego pracodawcę. Obecnie przy zmianie zatrudnienia pracownik musi wykonać badania lekarskie przed rozpoczęciem pracy u nowego pracodawcy, nawet wtedy kiedy ma wykonywać takie same zadania. Generuje to obowiązki i koszty dla nowego pracodawcy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Projektowane rozporządzenie ma na celu wdrożenie dyrektywy Rady UE 2010/32 UE z dnia 10 maja 2010 r. w sprawie wykonania umowy ramowej dotyczącej zapobiegania zranieniom ostrymi narzędziami w sektorze szpitali i opieki zdrowotnej zawartej między HOSPEEM a EPSU (Dz. Urz. UE L 134 z 1.06.2010, str. 66). Rozporządzenie określa warunki bezpieczeństwa i higieny pracy przy wykonywaniu prac związanych z narażeniem na zranienie ostrymi narzędziami przy udzielaniu zdrowotnych w podmiotach wykonujących działalność leczniczą.
Transpozycja wspomnianej dyrektywny ma w znaczący sposób podnieść świadomość zagrożeń związanych z zranieniami w ochronie zdrowia, co w konsekwencji doprowadzi do wzrostu liczby zranień rejestrowanych jako wypadki przy pracy.
Celem wprowadzenia nowych przepisów jest zapewnienie lepszego monitorowania problemu zranień w ochronie zdrowia, co w konsekwencji będzie miało pozytywny wpływ na działania służące ograniczeniu ryzyka zranień i długofalowych konsekwencji zdrowotnych mogących być ich skutkiem. Przede wszystkim chodzi o zmniejszenie ryzyka zakażenia się przez personel medyczny chorobami takimi jak: HCV, HBV czy HIV.
Projektowana regulacja nie obejmuje swym zakresem podmiotowym osób nie będących pracownikami w rozumieniu Kodeksu pracy. Oznacza to, że nie obejmuje ona osób wykonujących zawód medyczny w ramach prywatnej praktyki zawodowej.
Rozporządzenie nakłada na pracodawców obowiązek wdrożenia wszelkich dostępnych środków eliminujących lub ograniczających stopień narażeń na zranienie ostrymi narzędziami przez personel medyczny. Ponad to, pracodawca zobowiązany będzie do oceny ryzyka narażenia na zranienie z uwzględnieniem rodzaju, stopnia oraz czasu trwania takich narażeń. Ocena tego ryzyka ma być aktualizowana w odniesieniu do zmian mających znaczenie dla zdrowia pracowników oraz aktualnej wiedzy medycznej i postępów w zakresie BHP.
Pracodawca będzie również zobowiązany do oceny dostępności narzędzi zawierających mechanizmy chroniące przez zranieniem. Przedmiotowej oceny będzie zobowiązany dokonywać nie rzadziej niż raz na 2 lata. Obowiązkiem pracodawcy będzie stworzenie procedur postępowania z ostrymi narzędziami oraz aktualizowanie tych procedur w związku z dokonującym się postępem technologicznym oraz w zakresie BHP.
19 kwietnia 2013 r.projekt został przekazany do ponownych uzgodnień z organami administracji rządowej. Termin zgłaszania uwag upływa 24 kwietnia 2013 r.
Rozporządzenie ma wejść w życie 11 maja 2013 r.

 


Wymagania bezpieczeństwa i higieny pracy przy eksploatacji urządzeń energetycznych określa nowe rozporządzenie Ministra Gospodarki.
Zgodnie z § 4 rozporządzenia Ministra Gospodarki z dnia 23 kwietnia 2013 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy przy urządzeniach energetycznych (Dz. U. poz. 492) - dalej r.b.h.u.e. prace eksploatacyjne należy prowadzić zgodnie z instrukcjami zawierającymi m.in.: 1) charakterystykę urządzeń energetycznych; 2) opis w niezbędnym zakresie układów automatyki, pomiarów, sygnalizacji, zabezpieczeń i sterowań; 3) zasady postępowania w razie awarii oraz zakłóceń w pracy urządzenia; 4) wymagania w zakresie konserwacji, napraw, remontów urządzeń energetycznych oraz terminy przeprowadzania przeglądów, prób i pomiarów czy 10) wymagania dotyczące środków ochrony zbiorowej lub indywidualnej, zapewnienia asekuracji, łączności oraz innych technicznych lub organizacyjnych środków ochrony stosowanych w celu ograniczenia ryzyka zawodowego.
W myśl § 6 r.b.h.u.e. prace eksploatacyjne mogą wykonywać osoby uprawnione i upoważnione. Obiekty z zainstalowanymi urządzeniami energetycznymi oraz urządzenia energetyczne powinny być oznakowane
w sposób umożliwiający ich identyfikację. Urządzenia energetyczne stwarzające zagrożenie dla zdrowia i życia ludzkiego należy zabezpieczyć przed dostępem
osób nieupoważnionych.
Zgodnie z § 29 r.b.h.u.e. polecenie pisemne wykonywania pracy wydaje prowadzący eksploatację lub osoby przez niego upoważnione. Polecenie pisemne wykonania pracy zawiera co najmniej: 1) numer polecenia; 2) określenie osób odpowiedzialnych za organizację oraz wykonanie pracy; 3) określenie zakresu prac do wykonania i strefy pracy; 4) określenie warunków i środków ochronnych niezbędnych do zapewnienia bezpiecznego przygotowania i wykonania poleconych prac; 5) wyznaczenie terminu rozpoczęcia i zakończenia prac oraz przerw w ich wykonaniu. Prowadzący eksploatację może określić dodatkowy zakres informacji, które powinny zostać umieszczone w poleceniu pisemnym. Polecenie to należy przechowywać przez okres nie krótszy niż 30 dni od daty zakończenia pracy. Sposób rejestrowania, wydawania, przekazywania, obiegu i przechowywania poleceń pisemnych ustala prowadzący eksploatację.
Przepisy r.b.h.u.e. określają wymagania dotyczące szeregu rodzaju prac przy eksploatacji urządzeń energetycznych. W szczególności chodzi tu o prace w kotłach lub zbiornikach (§ 12), komorach, kanałach i rurociągach sieci cieplnych (§ 13), przy narażeniu na promieniowanie jonizujące (§ 15), wewnątrz instalacji służących do dostarczania oraz magazynowania paliw (§ 16), przy urządzeniach i instalacjach gazowych (§ 22) oraz przy urządzeniach elektroenergetycznych (§ 25).
Na mocy § 34 r.b.h.u.e. utraci moc obowiązującą rozporządzenie Ministra Gospodarki z dnia 17 września 1999 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy przy urządzeniach i instalacjach energetycznych (Dz. U. Nr 80, poz. 912). Omawiane rozporządzenie wejdzie w życie po upływie 6 miesięcy od dnia ogłoszenia, tj. 24 października br.


Dodał, że według wstępnych ustaleń podtrucie może być związane z przeprowadzonym w piątek wylewaniem posadzki w pomieszczeniach zakładów. Prawdopodobnie budynek nie został dostatecznie wywietrzony.
Rzecznik podkarpackich strażaków mł. brygadier Marcin Betleja zapewnił, że obecnie nie ma zagrożenia dla zdrowia i życia pracowników. W zakładzie przerwano produkcję; pomieszczenia są wietrzone. Na miejscu pracują ratownicy chemiczni z Leżajska. Jest także specjalistyczny sprzęt, który pozwoli na dokładne ustalenie składu powietrza.
Poza zakładem nie ma zagrożenia dla zdrowia mieszkańców okolicznych bloków mieszkalnych.

Zgodnie z rozporządzeniem wojewody mazowieckiego na terenie objętym obostrzeniami nie wolno transportować m.in. materiałów: zapalnych i samozapalnych, trujących, promieniotwórczych, żrących i innych, określonych w ustawie o przewozie drogowym towarów niebezpiecznych. Za złamanie zakazu grozi grzywna.
Zakaz obowiązuje na obszarze: Pomnika Bohaterów Getta i Muzeum Historii Żydów Polskich; na odcinku ulicy Ludwika Zamenhofa: od ulicy Józefa Lewartowskiego do ulicy Mordechaja Anielewicza; na odcinku ulicy Mordechaja Anielewicza: od ulicy Ludwika Zamenhofa do ulicy Karmelickiej; na odcinku ulicy Karmelickiej: od ulicy Mordechaja Anielewicza do ulicy Józefa Lewartowskiego; na odcinku ulicy Józefa Lewartowskiego: od ulicy Karmelickiej do ulicy Ludwika Zamenhofa wraz z odcinkami przylegającymi do tych ulic.
W okolicy Umschlagplatz materiałów niebezpiecznych nie będzie można przewozić: na odcinku ulicy Stawki: od ulicy Dzikiej do ulicy Stanisława Dubois; na odcinku ulicy Dzikiej: od ulicy Niskiej do ulicy Aleja Jana Pawła II; na odcinku ulicy Niskiej: od ulicy Dzikiej do ulicy Stanisława Dubois, wraz z odcinkami przylegającymi do tych ulic.
Przy Teatrze Wielkim zakaz będzie obowiązywał: na odcinku ulicy Senatorskiej: od ulicy Wierzbowej do ulicy Jana Moliera; na odcinku ulicy Jana Moliera: od ulicy Senatorskiej do ulicy Trębackiej; na Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego; na odcinku ulicy Wierzbowej: od ulicy Marszałka Józefa Piłsudskiego do ulicy Senatorskiej, wraz z odcinkami przylegającymi do tych ulic.
Zakaz nie dotyczy przewozów towarów niebezpiecznych wykonywanych przez straż pożarną, policję, wojsko, BOR, ABW oraz przewozów konwojowanych przez te służby.

Nadzór górniczy chce zmniejszyć liczbę wypadków w kopalniach
Mechanizacja szczególnie niebezpiecznych robót, lepszy nadzór nad pracownikami firm usługowych i egzekwowanie prowadzenia prac zgodnie z technologią - to niektóre priorytety nadzoru górniczego, służące zmniejszeniu liczby wypadków w kopalniach.
W czwartek w Katowicach obradowała Komisja Bezpieczeństwa Pracy w Górnictwie, która jest gremium doradczym szefa Wyższego Urzędu Górniczego (WUG). Omówiono stan bezpieczeństwa w górnictwie i najczęstsze przyczyny wypadków w ubiegłym roku, kiedy w kopalniach zginęło 28 osób; 22 z nich to górnicy z sektora węgla kamiennego.
Podobnie jak w poprzednich latach, stosunkowo często ofiarami wypadków byli pracownicy zatrudnieni nie bezpośrednio w kopalniach, ale w prywatnych firmach świadczących dla nich usługi. Częstymi przyczynami śmierci górników było przygniecenie skałami stropowymi (w sytuacji, gdy źle zabezpieczono strop podczas robót) oraz wypadki przy likwidacji ścian wydobywczych - np. przy demontażu urządzeń i infrastruktury. Stąd przyjęte w czwartek zalecenia o kierunkach prewencji wypadkowej.
"Komisja Bezpieczeństwa Pracy w Górnictwie proponuje m.in. wprowadzanie mechanizacji robót związanych z likwidacją wyrobisk za frontem ścian, a także egzekwowanie ustaleń projektów technicznych i technologii w celu ograniczenia wypadków, spowodowanych opadem skał ze stropu i ociosu (bok wyrobiska - PAP)" - powiedziała po spotkaniu rzeczniczka WUG Jolanta Talarczyk.
Inne zalecenie to egzekwowanie ustaleń wynikających z umów zawartych z firmami usługowymi oraz zwiększenie kontroli wykonywanych przez takie spółki robót przez osoby z dozoru i kierownictwa kopalń. Nadzór górniczy chce też doprowadzić do eliminowania ryzykownych zachowań pracowników (także firm usługowych) oraz podnosić ich świadomość w zakresie bezpieczeństwa. Ze statystyk wynika, że ponad dwie trzecie wypadków w kopalniach powstaje z powodu błędu człowieka.
"Chcąc poprawić bezpieczeństwo pracy w górnictwie, należy zwracać uwagę na inwestycje, drążenie wyrobisk, transport ludzi do przodków, zagrożenia klimatyczne, eksploatację maszyn i urządzeń" - wyliczał prezes WUG Piotr Litwa.
Uczestnicy czwartkowych obrad przed wejściem do katowickiej siedziby WUG byli witani pikietą działaczy Związku Zawodowego Pracowników Przeróbki Mechanicznej Węgla, którzy domagali się urlopów zdrowotnych dla załogi tych zakładów oraz realizacji katalogu dobrych praktyk, opracowywanego podczas spotkań grupy roboczej Komisji ds. górnictwa węgla kamiennego.
Przedstawiciele nadzoru górniczego zgodzili się, że należy upowszechnić katalog dobrych praktyk - propozycje działań, których wdrożenie w zakładach przeróbki mechanicznej węgla kamiennego powinno poprawić stan bezpieczeństwa oraz warunki i higienę pracy. Katalog ma charakter otwarty, czyli może być rozszerzany o nowe wnioski. Obecnie liczy 11 punktów. Chodzi m.in. o zapewnienie niezbędnej obsady pracowników w tych zakładach, sprawność maszyn, skuteczną profilaktykę medyczną, zachowanie warunków bhp, stosowanie odpowiednio dobranego sprzętu ochronnego oraz określenie potrzeb inwestycyjnych i remontowych tych zakładów.
W tym roku w polskim górnictwo zginęło sześciu górników - ostatni z nich w czwartek w kopalni Budryk w Ornontowicach. Ponadto od początku roku czterech górników odniosło ciężkie obrażenia. W ubiegłym roku w górnictwie doszło ogółem do 2809 rozmaitych wypadków, z czego 2199 w kopalniach węgla kamiennego. 28 osób zginęło.(PAP)


Jak przekazała PAP rzeczniczka JSW Katarzyna Jabłońska-Bajer, pracujący w szybie szóstym kopalni „Budryk” pracownik firmy zewnętrznej poniósł śmierć od uderzenia w głowę. Wczesnym popołudniem nie było jeszcze szerszych informacji o tym zdarzeniu.
Do poprzedniego śmiertelnego wypadku w polskim górnictwie doszło na powierzchni. 11 marca 46-letni pracownik firmy transportowej zginął w poniedziałek rano przysypany przez pryzmę miału węglowego na terenie kopalni "Jas-Mos" w Jastrzębiu-Zdroju. Drugi przysypany mężczyzna w ciężkim stanie trafił do szpitala.
Zdarzenie to zaliczono do wypadków w górnictwie, ponieważ miało miejsce na terenie zakładu górniczego.
Również na powierzchni miał miejsce poprzedni śmiertelny wypadek - z 8 lutego. 52-letni ślusarz zginął w kopalnianym zakładzie mechanicznej przeróbki węgla w bytomskiej kopalni "Bobrek-Centrum". Ślusarz pracował na przenośniku taśmowym, który został uruchomiony najprawdopodobniej po błędzie innej osoby.
Zgodnie ze statystykami Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach (WUG) w tym roku w całym polskim górnictwie doszło już do sześciu wypadków śmiertelnych (w tym pięciu w kopalniach węgla kamiennego). W całym minionym roku w polskim górnictwie zginęło 28 osób (w tym 22 w kopalniach węgla kamiennego).
Oprócz wypadków śmiertelnych od początku tego roku do czwartku doszło też do czterech wypadków ciężkich (w tym dwóch w kopalniach węgla kamiennego).

 

Zgłoszenie o zatonięciu łodzi na wysokości Wału Zawadowskiego dotarło do straży pożarnej po godz. 12. "Na miejsce udała się specjalistyczna grupa ratownictwa wodno-nurkowego" - poinformował PAP Nikodem Kiełbowicz z zespołu prasowego warszawskiej straży pożarnej.
"W łódkę wykorzystywaną przy pogłębianiu rzeki prawdopodobnie uderzyła kłoda" - powiedział PAP Tomasz Oleszczuk z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji.
Świadkowie wyciągnęli z wody jedną z dwóch osób pracujących na łodzi. Do późnego popołudnia trwały poszukiwania drugiej osoby. Przeszukiwano też brzegi Wisły i zarośla.
Warunki na Wiśle są trudne. Poziom wody jest bardzo wysoki. Ponadto jest bardzo silny nurt. Ze względu na te warunki i zapadający zmrok poszukiwania w poniedziałek przerwano. "Na dzisiaj akcja już się zakończyła, jutro od rana znowu podejmujemy poszukiwania; łodzie policyjne będą szukały na Wiśle, zaś policjanci będą przeszukiwali brzeg od strony lądu" - powiedział Oleszczuk.

Drabova oświadczyła, że pociąg towarowy przewoził wysoko wzbogacony uran składowany w Instytucie Badań Jądrowych w miejscowości Rzeż pod Pragą. W Czechach radioaktywny materiał był wykorzystywany do prac przy doświadczalnych reaktorach. W Gdańsku załadowano go na rosyjski statek i przetransportowano do Murmańska, gdzie zostanie przerobiony na uran nisko wzbogacony.
Dana Drabova dodała, że koszty związane z przewozem niebezpiecznego ładunku pokryła administracja Stanów Zjednoczonych, natomiast Czesi dostarczyli specjalne kontenery do transportowania uranu.
Drabova poinformowała, że miejsce i czas transportu objęto ścisłą tajemnicą a podczas przejazdu pociągu zachowano nadzwyczajne środki ostrożności w celu zapobieżenia ewentualnemu atakowi terrorystycznemu. Ilość przewożonego uranu wystarczyłaby bowiem do skonstruowania dwóch bomb atomowych. Transport ochraniany był z ziemi i z powietrza przez setki policjantów i funkcjonariuszy jednostek antyterrorystycznych. Składu nie pozwalano nawet fotografować. O całej operacji została poinformowana Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) z siedzibą w Wiedniu.
Rzeczniczka czeskiej policji Szczepanka Zatloukalova przyznała, że „eskortowanie pociągu było jednym z najtrudniejszych i najbardziej kompleksowych akcji logistycznych czeskiej i polskiej policji”. Czeska policja zamknęła jeden z dworców pod Pragą już w piątek 29 marca.
Był to ostatni, szósty transport wysoko wzbogaconego uranu z terytorium Czech, które pozbyły się wcześniej materiałów radioaktywnych, jakie trafiły do tego kraju w latach zimnej wojny.
Instytut Badań Jądrowych w miejscowości Rzeż koło Pragi powstał w roku 2002. Dysponuje reaktorami LWR-15 i LR-0.
Transport niebezpiecznego ładunku odbył się w ramach programu zabezpieczenia materiałów do produkcji broni jądrowej prowadzonego pod nadzorem amerykańskiej National Nuclear Safety Administration. Akcję wywozu do Rosji (pod nadzorem USA) wzbogaconego uranu z państw byłego bloku wschodniego i innych krajów świata zatwierdzono w roku 2005 na podstawie porozumienia zawartego ze Stanami Zjednoczonymi o zacieśnieniu współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa nuklearnego.
Program ma na celu zredukowanie groźby przechwycenia wzbogaconego uranu przez organizacje terrorystyczne. Chodzi o odbieranie zużytego paliwa z reaktorów jądrowych zbudowanych przez oba mocarstwa nuklearne w państwach trzecich. Prócz Czech, zasoby wysoko wzbogaconego uranu zwracają stronie rosyjskiej Serbia, Rumunia, Bułgaria, Libia, Uzbekistan, Wietnam, Niemcy, Łotwa i Polska. Wzbogacony uran jest przetwarzany w Murmańsku na paliwo do elektrowni atomowych.
W 2009 roku amerykańskie firmy energetyczne podpisały z rosyjskim koncernem Tenex kontrakt na zakup wzbogaconego uranu do elektrowni atomowych. Do 2020 roku Rosjanie mają dostarczyć Amerykanom nisko wzbogacony uran za miliard dolarów, co zaspokoi jedną piątą zapotrzebowania elektrowni jądrowych w USA.

Rzecznik armatora Vance Gulliksen, odmówił potwierdzenia informacji, że w wyniku zderzenia w boku wycieczkowca powstała dziura. Dodał, że na miejscu znajdują się holowniki i jednostki Straży Przybrzeżnej.
Zatrudnionym przy remoncie robotnikom nic nie grozi, na razie jednak nie mogą zejść z pokładu wycieczkowca.
Według rzecznika straży pożarnej w Mobile Steve'a Huffmana, wiatr zmiótł do rzeki budkę strażników znajdującą się dwa doki dalej, w której były dwie osoby. Jedną uratowano, trwają poszukiwania drugiej.
Carnival Triumph doznał poważnych uszkodzeń w lutym br. na wodach Zatoki Meksykańskiej w rezultacie pożaru, jaki wybuchł w maszynowni. Przestały działać generatory prądu i zawiódł system wodno-kanalizacyjny.
Statek z ponad 4 tys. pasażerami na pokładzie dryfował przez 5 dni zanim został odholowany do portu.
Remont wycieczkowca potrwa dłużej niż początkowo zakładano. Armator, firma Carnival Cruise Lines, odwołała 10 najbliższych rejsów tej jednostki. Jej powrót do eksploatacji odroczono do początku czerwca.

"Dwa udzielone kredyty to może niewiele, jednak zainteresowanie jest większe. Trzeba pamiętać, że skierowany do górniczych wdów program nie jest limitowany czasowo, a środków na pewno nie zabraknie. Wiele zainteresowanych takim kredytem pań chce najpierw dobrze przemyśleć swoją decyzję; potrzebują czasu na przełamanie bariery związanych z tym obaw" - powiedziała we wtorek PAP Renata Rokita-Rogala, wiceprezes udzielającego takich kredytów Śląskiego Banku Spółdzielczego Silesia.
"Zainteresowanie kredytem zwykle idzie w parze z ostrożną oceną własnych szans na rynku. Dlatego często od wyrażenia zainteresowania kredytem a złożeniem stosownych dokumentów mija sporo czasu" - dodała wiceprezes. Dla wniosków trzech kolejnych pań bank wydał już pozytywną oceną kredytową.
Program, w ramach którego wdowy i członkowie najbliższej rodziny górników mogą dostać tani kredyt na uruchomienie i rozwój własnego biznesu, jako pierwszy uruchomiła rok temu Kompania Węglowa, we współpracy ze Śląskim Bankiem Spółdzielczym Silesia i Fundacją Rodzin Górniczych. Jesienią ubiegłego roku w jej ślady poszła inna górnicza spółka - Katowicki Holding Węglowy.
Wiceprezes Rokita-Rogala wskazała, że najczęściej wdowy po górnikach chcą zająć się handlem, choć nie tylko. Spośród pań, które już otrzymały preferencyjny kredyt, jedna rozwinęła prowadzony przez siebie sklep, a druga firmę pogrzebową. Kobiety, które dopiero aplikują o środki, myślą o sklepach - tradycyjnych lub internetowych. Wśród innych pomysłów na biznes jest m.in. kwiaciarnia.
50-tysięcznemu kredytowi (z wkładem własnym można go powiększyć do 75 tys. zł) towarzyszy doradztwo i pomoc w przygotowaniu biznesplanu. Jeżeli działalność będzie utrzymana przez co najmniej trzy lata, możliwe jest umorzenie czwartej części pożyczki. Pieniądze można przeznaczyć na nowy biznes lub rozwój już prowadzonej działalności gospodarczej.
Na realizację programu Kompania przeznaczyła 5 mln zł, a holding 1 mln zł. W kwalifikacji do programu uczestniczy Fundacja Rodzin Górniczych, opiekująca się rodzinami górników, którzy zginęli lub zostali inwalidami w wyniku wypadków w kopalniach.
Według szacunkowych danych w minionych niespełna 30 latach w kopalniach węgla zginęło około 1,5 tys. górników, którzy pozostawili ponad 4,5 tys. wdów i dzieci.

Produkujemy elementy z blachy np. do obudowy lodówek i pralek. Tłoczymy je na prasach hydraulicznych. Pierwsza zasada: musi być szybko, bo zakład nie wyrabia się z zamówieniami. W środę w ub. tygodniu nadgonić robotę chciał dyrektor. Siadł na prasę, choć nie ma uprawnień operatora maszyn. - Maszyna odcięła mu dwa palce i naruszyła trzeci - mówią pracownicy zielonogórskiego Zakładu Elementów Motoryzacyjnych firmy MUSI.
Nie chcą występować pod nazwiskiem, boją się, że stracą pracę. Ale jeszcze bardziej boją się, że któregoś dnia to oni skończą bez palców: - U nas się mówi, że to praca na wariata. Kto widział dwa wypadki w jeden tydzień?
Dzień później po tym, jak dyrektor stracił palce, gorszy los spotkał innego pracownika. Maszyna odcięła mu rękę za nadgarstkiem. - Lekarze musieli amputować większy fragment. Kikut kończy się przed łokciem. O, tu - pokazują na swoje ręce pracownicy.
Przyciski i szybkie pedały
MUSI zatrudnia 250 osób w Zielonej Górze i oddziałach terenowych. Oprócz produkcji, zajmuje się ochroną i sprzątaniem. Ma hurtownię mebli i fabrykę obróbki metali przy ul. Elektronowej. To tam doszło do wypadków. - Zakład leży 200 metrów od inspekcji pracy - podkreślają pracownicy.
Przed laty fabryka produkowała części samochodowe, m.in. dla Daewoo. Teraz przygotowuje komponenty dla znanego producenta pralek. 100 osób na trzy zmiany obsługuje ok. 30 pras hydraulicznych, które tłoczą i wykrajają blachę. Większość jest wiekowa - według pracowników - z lat 70. i 80. Siła nacisku: od 16 do 500 ton.
Prasami można sterować ręcznie (wciskając odpowiednie przyciski) i nożnie (naciskając pedał). Pierwsza metoda jest bezpieczniejsza. Uniemożliwia włożenie rąk w maszynę. Suwak spada dopiero po naciśnięciu guzików w odpowiedniej kolejności i przy użyciu obu rąk. Gdy steruje się maszyną nożnie, ręce pozostają wolne. I to, według pracowników, jest pierwszą przyczyną wypadków.
- Podobno przy naszych prasach pedały są zakazane - tak po wypadku mówił inspektor pracy. Można je stosować w maszynach, które otwierają się maksymalnie na 6 mm. U nas otwierają się na 20 cm i więcej. Przy jednym i drugim wypadku maszyny sterowano nożnie. A po wypadkach ludzie z biura kazali odciąć kable do podłączania pedałów. Przestraszyli się i udają, że u nas na pedałach się nie robi - opowiadają pracownicy.
- Nie ma czasu na przyciski, bo w ostatnich latach wyśrubowano normy. Kiedyś jedna osoba musiała wykonać 850 komponentów podczas zmiany. Teraz musi 1300 i więcej. To realne, ale trzeba się dobrze uwijać. Kto się nie wyrabia, nie łapie się na premię - opowiadają. - Przydałyby się podajniki, które wsuwają blachę do maszyny. Musimy wkładać arkusze blachy rękami i naciskać pedał. Nieraz przychodzi szefostwo i pyta: dlaczego nie pracujesz na pedale? Albo kierownik rozdziela pracę i mówi: ty będziesz robił to, i to się na pedale robi. Idzie się do brygadzisty, on podpisuje, że wydaje pedał, a pracownik przeszkolony wie, jak go używać. Robimy słysząc: szybko, szybko. A po jakimś czasie człowiek traci kontrolę - opowiadają.
Jest zakaz stosowania pedałów w prasach, które otwierają się szerzej niż na 6 mm? - pytamy dr. Marka Dźwiarka z Centralnego Instytutu Ochrony Pracy w Warszawie.
CIOP to państwowy instytut badawczy, specjalizujący się w problematyce warunków pracy. Dr Dźwiarek jest kierownikiem Zakładu Techniki Bezpieczeństwa.
- O 6 mm mówi dyrektywa maszynowa, która dotyczy pras nowych i takich, które zakupiono w czasie obowiązywania tych przepisów. Maszyny starsze muszą spełniać wymagania z lat, gdy wprowadzano je na rynek, ale także minimalne wymagania bezpieczeństwa. I według tych minimalnych wymagań pracownik nie może mieć możliwości sięgnięcia do strefy zagrożenia, gdzie odbywa się ruch maszyny. Jeśli doszło do wypadków, te warunki nie zostały spełnione - mówi Dźwiarek.
- Starszymi prasami często można sterować pedałami. Ale powinny zostać zmodernizowane i dostosowane do minimalnych wymagań. Można to zrobić, montując np. ruchome osłony lub kurtyny bezpieczeństwa, które blokują maszynę, gdy pracownik znajduje się zbyt blisko - dodaje.
- Kurtyny miały u nas być. Pięć lat temu myśleliśmy, że zamkną zakład, gdy jednemu chłopakowi zmiażdżyło dłoń. Jednak inspekcja pracy nakazała zamontować kurtyny. Założyli jedną. Innych nie ma ich do dziś. I nie ma roku bez zmiażdżonych, obciętych placów lub koniuszków - mówią pracownicy.
Andrzej Machnowski, zastępca okręgowego inspektora pracy w Zielonej Górze, precyzuje, że nakaz nie dotyczył kurtyn, a zastosowania "rozwiązań technicznych zabezpieczających ręce operatorów". Inspekcja nie może wskazywać sposobu wykonania decyzji, a jedynie nakazać przywrócenia stanu zgodnego z prawem.
Po kontroli w 2008 r. inspektor wydał 11 decyzji nakazujących usunięcie stwierdzonych uchybień, w tym dwie dotyczące prasy, na której zdarzył się wypadek. Pracodawca poinformował inspektora na piśmie, że je wykonał - mówi Machnowski.
Pracownicy na palcach liczą wypadki. Naliczyli siedem w ciągu ostatnich 5-6 lat. - Trzy tygodnie temu koledze blacha pocięła rękę. Założyli mu sześć szwów. A w ub. roku innemu zmiażdżyło palce. Rok był na zwolnieniu. Powiedział, że już tu nie wróci - wyliczają.
Pracownicy nie skarżą się dyrekcji. Bo, jak mówią, tracisz pracę, a na twoje miejsce są chętni. W zakładzie nie ma związków zawodowych. Dlatego pracownicy mają żal do Państwowej Inspekcji Pracy, która w ostatnich latach kontrolowała fabrykę kilka razy. - Szefostwo wie, kiedy przyjdzie inspektor. Każe wyłączyć największe maszyny, które generują straszny hałas. Przychodzi inspektor, a my udajemy, że maszyny nie działają, bo akurat jest awaria. Zostają tylko ciche, małe prasy, wszystko gra - mówią.
Jak wyjaśnił Cezary Szostak, szef Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Oliwa, która zajmowała się sprawą, powołani przez śledczych biegli z Zakładu Badania Przyczyn Pożarów Szkoły Głównej Służby Pożarniczej w Warszawie orzekli, że pożar spowodowała niekontrolowana reakcja chemiczna, na skutek której wytworzyła się wysoka temperatura i nastąpił zapłon.
Szostak dodał, że specjaliści przyjęli kilka możliwych scenariuszy zdarzeń, a wśród nich dwa najbardziej prawdopodobne: rozlanie utwardzacza, który mógł się zapalić w reakcji z niewielkimi opiłkami pewnych metali oraz zmieszanie z żywicą zbyt dużej ilości utwardzacza, co także mogło spowodować reakcję egzotermiczną.
Szostak wyjaśnił, że zdaniem biegłych nie jest możliwe wskazanie, który z wymienionych przez biegłych scenariuszy miał miejsce w przypadku tego konkretnego pożaru. Nie byli też tego w stanie stwierdzić sami prokuratorzy, mimo licznych – w niektórych przypadkach kilkukrotnych przesłuchań świadków – pracowników stoczni. „W miejscu, gdzie powstał pożar przewijało się bardzo dużo ludzi” – dodał Szostak informując przy tym, że prokuratorzy nie znaleźli dowodów na to, by którykolwiek z pracowników zaniedbał swoich obowiązków.
Prokurator wyjaśnił, że na decyzję o umorzeniu postępowania mogą wnieść zażalenie pokrzywdzeni. Dodał, że według szacunków przeprowadzonych w czasie postępowania straty stoczni, która dzierżawiła halę przeznaczoną do produkcji jachtów wyniosły około 17,5 mln zł. Z kolei właściciel hali stracił około jednego mln zł.
Pożar w hali dzierżawionej przez Stocznię Sunreef Yachts wybuchł 19 stycznia ub.r. Strażacy ponad 20 godzin walczyli z ogniem. Pożar zniszczył pięć luksusowych katamaranów oraz dwie formy do budowy kolejnych. Tuż po pożarze firma oceniła swoje straty na ok. kilkanaście milionów euro.
Sunreef Yachts została założona w 2000 r. przez dwóch francuskich przedsiębiorców. Firma specjalizuje się w budowie katamaranów oraz dużych jachtów. Jednostki są projektowane, budowane i wyposażane w Gdańsku. Po pożarze zatrudniająca ok. 400 osób firma przeniosła produkcję do innej z hal, także na terenie byłej stoczni w Gdańsku.
Powtarzamy zarzuty inspektorowi Machnowskiemu. Tłumaczy, że PIP musi zawiadamiać przedsiębiorcę o kontroli, bo zobowiązuje ją do tego Ustawa o swobodzie działalności gospodarczej. Przekonuje, że czasami inspekcja ma związane ręce: inspektor nakazuje założyć na maszyny osłony, ale kilka dni po wizycie znikają.
- Pracownicy porozmawiają z dziennikarzem, ale z inspektorem już nie. A my musimy mieć informacje w protokole i zeznania pracownika. Z drugiej strony musimy też okazać dokumenty pracodawcy, gdy tego zażąda. Zobowiązują nas do tego przepisy. Większe możliwości ma prokuratura i sąd - dodaje.
Po wypadkach z ub. tygodnia zielonogórska prokuratura wszczęła śledztwo. Sprawdzi, czy w zakładzie przestrzegano praw pracowniczych i zasad BHP. Z kontrolą do zakładu weszła PIP.
Prezes radzi dbać o BHP
Ryszard Rokicki, prezes MUSI, nie chce, by jego słowa znalazły się w "Gazecie". Uważa, że dziennikarze szukają niepotrzebnego skandalu. Nie piszą o rzeczach naprawdę ważnych, jak tytuł Gazeli Biznesu, który firma dostała za wzrost przychodu w 2012 r.
Podczas kilkuminutowej rozmowy coś jednak udało nam się dowiedzieć.
Według prezesa winę za wypadki ponoszą sami pracownicy. Bo nie przestrzegają zasad bezpieczeństwa. Podkreśla, że nikt dyrektora nie wysyłał na maszynę, a za to, co się dzieje w fabryce, odpowiada kierownictwo zakładu, a nie prezes. Poza tym, przekonuje, że ciężkich wypadków w fabryce nie było od 3-4 lat.
Próbowaliśmy ustalić rzeczywistą liczbę wypadków w MUSI.
ZUS odmawia tak szczegółowej informacji. PIP w ciągu ostatnich 5 lat badała trzy wypadki w zakładzie. Dwa zakończyły się ciężkimi obrażeniami ciała. Pierwszy to wspomniany z 2008 r. Drugi wydarzył się w styczniu 2012 r., gdy prasa zmiażdżyła operatorowi palce.
Pytamy prezesa, czy w zakładzie stosuje się sterowanie nożne. Zaprzecza. Podobnie odpowiada na pytanie o przecięte kable do pedałów. Po chwili jednak przyznaje, że okazjonalnie steruje się maszynami nożnie, bo inaczej nie można produkować niektórych elementów. Zaznacza, że osobiście wydał zarządzenie, aby pedały trzymać pod kluczem.
Próbowaliśmy zapytać, czy zakład stosuje dodatkowe środki bezpieczeństwa takie jak osłony i kurtyny świetlne. Usłyszeliśmy, że to nie my będziemy prezesa przesłuchiwać.
Rokicki twierdzi, że normy w zakładzie nie są wyśrubowane, a pracownicy sobie z nimi radzą. A skarżą się, bo nie chce im się pracować. A jak nie odpowiadają im warunki, zawsze mogą zmienić pracę.
MUSI na swojej stronie internetowej: - Każdy robotnik jest zobowiązywany pracować z myślą o satysfakcji naszego klienta. Zadowolenie klienta jest istotą i podstawą naszego sukcesu.

Płatnicy składki na Fundusz Emerytur Pomostowych wykazują na miesięcznych deklaracjach ZUS DRA, dlatego po końcu każdego roku ZUS musi otrzymać formularz ZUS ZSWA Zgłoszenie/korekta danych o pracy w szczególnych warunkach lub o szczególnym charakterze, w którym zawarte są informacje o okresach w jakich wykonywana była praca w szczególnych warunkach lub w szczególnym charakterze.
Zgodnie z art. 38 ust. 1 ustawy o emeryturach pomostowych, płatnik przekazuje następujące dane o pracowniku, za którego był obowiązany opłacać składkę na FEP (fundusz emerytur pomostowych): nazwisko i imię, datę urodzenia, numer PESEL lub nr dowodu osobistego lub paszportu, okres wykonywania pracy w szczególnych warunkach lub w szczególnym charakterze, kod pracy w warunkach szczególnych lub w szczególnym charakterze.
Należy też pamiętać, że ustalając okres pracy w warunkach szczególnych lub w szczególnym charakterze należy wyłączyć okresy :
- niezdolności do pracy, za które pracownik otrzymał wynagrodzenie chorobowe, zasiłek chorobowy, świadczenie rehabilitacyjne
-okresy nieobecności, za które wypłacono zasiłek opiekuńczy lub macierzyński.
Dodatkowo nie uwzględnia się okresów w czasie których pracownik przebywał na urlopie wychowawczym, urlopie bezpłatnym, służbie wojskowej.
Uwaga!
Do okresów pracy w warunkach szczególnych lub w szczególnym charakterze zalicza się okresy urlopu wypoczynkowego.
Należy pamiętać, że składki na fundusz emerytur pomostowych opłaca się za tych pracowników, którzy spełniają łącznie poniższe kryteria:
- urodzonych po 31 grudnia 1948 r.
- wykonujących pracę w warunkach szczególnych lub w szczególnym charakterze (zgodnie z art. 3 ust. 1 i 3 ustawy o emeryturach pomostowych).

Jak powiedziała Aneta Gołębiowska z komendy wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach, pożar objął powierzchnię ok. 4 tys. m kw. i był największy, z jakim w ostatnim czasie mieli do czynienia śląscy strażacy. Płomienie i słup dymu były widoczne z wielu kilometrów.
Informację o pożarze strażacy otrzymali w piątek około godziny 23. Zgłoszenie dotyczyło płonącego dachu, jednak na miejscu okazało się, że płomienie objęły już cały trzykondygnacyjny budynek. Jego drewniany dach zawalił się do środka. Strażacy nie byli w stanie wejść do wnętrza obiektu. Stojący w pobliżu 30-metrowy komin groził zawaleniem. Ogień szybko się rozprzestrzeniał.
"Strażacy gasili ogień m.in. z przenośnych działek wodnych. Pożar udało się opanować po ponad czterech godzinach akcji. W sobotę rano trwało jeszcze dogaszanie i zabezpieczanie pogorzeliska" - powiedziała Gołębiowska.
W akcji uczestniczyły 23 zastępy strażackie, nie tylko z Sosnowca, ale także innych miast aglomeracji katowickiej, m.in. z Katowic i Tychów. Działania strażaków utrudniały wysoka temperatura i zadymienie; konieczne było użycie aparatów ochrony dróg oddechowych.
Gdy wybuchł pożar, w zakładzie był tylko dozorca, który nie ucierpiał. Właściciel, który przyjechał na miejsce akcji, wyjaśnił strażakom, że cegielnia jest przeznaczona do likwidacji i obecnie nie prowadzi już produkcji. Jednak w ostatnim czasie w budynku prowadzone były jeszcze rozmaite prace; wewnątrz znajdowały się piece do wypalania cegieł.
Jak dotąd nie oszacowano wielkości strat. Nieznane są też przyczyny pożaru. Wyjaśnia je policja; zlecone będą ekspertyzy biegłych z zakresu pożarnictwa.
Sosnowiecka cegielnia powstała w 1872 roku. Większość wybudowanych na przełomie XIX i XX wieku obiektów użyteczności publicznej i sakralnych (w tym miejscowa katedra), pałaców oraz budynków mieszkalnych w tym mieście powstała z cegły wyprodukowanej w tym zakładzie.
W okresie blisko 140 lat działalności cegielnia wyprodukowała ok. 600 milionów cegieł, z których można byłoby wybudować np. 120-tysięczne miasto. W ostatnim okresie działalności fabryka dostarczała cegły do dużej ogólnopolskiej sieci handlowej, hurtowni i największych przedsiębiorstw budowlanych w woj. śląskim. Wytwarzała też specjalne cegły do renowacji zabytków.

Otwierając obrady, szefowa Państwowej Inspekcji Pracy Iwona Hickiewicz wręczyła akty powołania członkom komisji, w tym jej przewodniczącej Małgorzacie Kwiatkowskiej, zastępcy głównego inspektora pracy. W skład komisji weszli: Elżbieta Karnafel-Wyka, naczelnik Wydziału Zabezpieczenia Społecznego, Przedsiębiorczości i Rynku Pracy na Wsi w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi – wiceprzewodnicząca komisji; prof. dr hab. Jerzy Zagórski, zastępca dyrektora Instytutu Medycyny Wsi im. Witolda Chodźki w Lublinie – wiceprzewodniczący komisji; Leonarda Bogdan, kierownik Działu Programowego Biura Zarządu Głównego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP; Włodzimierz Biaduń, p.o. okręgowego inspektora pracy w Lublinie; Krzysztof Bielecki, główny specjalista w Biurze Prewencji i Rehabilitacji Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego; Leszek Dereziński, prezes Zarządu Federacji Związków Pracodawców – Dzierżawców i Właścicieli Rolnych; Józef Mieczysław Gołębiewski, przedsiębiorca rolny, delegat Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych; Lech Kochański, doradca Zarządu Głównego Związku Zawodowego Pracowników Rolnictwa RP; Marek Madej, główny specjalista ds. bhp w Agencji Nieruchomości Rolnych; Stanisław Małachwiej, wiceprezes Krajowego Stowarzyszenia Sołtysów; Waldemar Miłkowski, główny specjalista w Departamencie Doradztwa, Oświaty Rolniczej i Nauki w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi; Krzysztof Mościcki, dyrektor Centrum Doradztwa Rolniczego w Brwinowie; Tomasz Urban, kierownik Sekcji Prewencji w Okręgowym Inspektoracie Pracy w Katowicach; Bronisław Węglewski, członek Krajowej Rady Izb Rolniczych; Andrzej Zalewski, główny specjalista w Okręgowym Inspektoracie Pracy w Poznaniu, Oddział Ostrów Wielkopolski; Jakub Chojnicki, p.o. kierownika Sekcji Prewencji w Departamencie Prewencji i Promocji w Głównym Inspektoracie Pracy – sekretarz komisji.
W czasie inauguracyjnego posiedzenia komisji jej członkowie wysłuchali informacji na temat działalności prewencyjnej i promocyjnej PIP w rolnictwie, którą przedstawił Jakub Chojnicki. Zaprezentował on też koncepcję kampanii medialnej, której rozpoczęcie planowane jest w br.
W pierwszym roku przewidzianej na trzy lata kampanii „Szanuj życie! Bezpieczna praca w gospodarstwie rolnym”, za pośrednictwem telewizji, radia, prasy branżowej i internetu, inspekcja pracy zamierza dotrzeć do 40 proc. rolników i osób mieszkających na wsi, tj. 1,8 mln odbiorców. Tegoroczna edycja kampanii będzie poświęcona zapobieganiu upadkom.
– To plan bardzo ambitny plan, ale plan który uważam za realny – podkreśliła Małgorzata Kwiatkowska. – Choć zmienić przyzwyczajenia i postawy rolników nie jest łatwo, od lat staramy się to robić. Niezmiernie ważne jest, by wykonywali oni pracę z myślą o bezpieczeństwie swoim i swoich najbliższych.
– Ponad 48 proc. wypadków w rolnictwie w ubiegłym roku związanych było z upadkami osób. Stąd słuszna jest decyzja o zorganizowaniu kampanii medialnej poświęconej zapobieganiu upadkom – podkreślił reprezentujący KRUS Krzysztof Bielecki. Zaznaczył też, że niepokojącym zjawiskiem jest utrzymywanie się przez ostatnie lata liczby wypadków w rolnictwie na stałym poziomie, gdy tymczasem wraz z rozwojem wiedzy rolników i modernizacją gospodarstw należałoby oczekiwać zdecydowanego spadku zdarzeń wypadkowych. W 2012 r. do KRUS zgłoszono 24008 wypadków w rolnictwie, nieco mniej niż w 2011 oraz 2010 r.
Marek Madej z Agencji Nieruchomości Rolnych przedstawił działania dotyczące poprawy bezpieczeństwa i warunków pracy w spółkach rolnych podlegających ANR. Potwierdził, że największa liczba wypadków w firmach ANR związana jest z upadkami osób, ale też z uderzeniami (przygnieceniami, pogryzieniami) przez zwierzęta. Podkreślił jednocześnie, że w ubiegłym roku po raz pierwszy w historii, w spółkach podległych ANR nie wydarzył się żaden śmiertelny ani ciężki wypadek przy pracy.
Mając na względzie poprawę bezpieczeństwa pracy, ANR zamierza wdrożyć wnioski z projektu badawczego pn. „Analiza bezurazowych zdarzeń wypadkowych na potrzeby działań prewencyjnych w spółkach hodowlanych ANR”, zrealizowanego przez naukowców uniwersyteckich na zlecenie agencji.
W toku posiedzenia komisji jej członkowie zgłosili propozycje tematów i inicjatyw, którymi należałoby zająć się w czasie kolejnych posiedzeń, m.in. kwestię niskiej świadomości wśród rolników zagrożeń czynnikami szkodliwymi (hałas, wibracje, pyły), potrzebę szerszego prowadzenia działalności prewencyjnej i promocyjnej w środowisku rolniczym oraz konieczność stworzenia platformy wymiany doświadczeń i upowszechniania dobrych praktyk, np. za pomocą strony internetowej, która powstanie na potrzeby kampanii „Szanuj życie! Bezpieczna praca w gospodarstwie rolnym”.

Do 1 lipca 2013 r. wystarczy zaświadczenie o ukończeniu szkolenia dla służby BHP. Od dnia 1 lipca 2013 r. aby wykonywać zadania służby BHP czyli między innymi prowadzić szkolenia wstępne, instruktaż ogólny trzeba będzie posiadać tytuł technika bezpieczeństwa i higieny pracy lub mieć wyższe wykształcenie o kierunku lub specjalności w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy albo studia podyplomowe w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy.
Pracownikami służby bhp mogą być osoby spełniające następujące wymagania kwalifikacyjne:
- inspektorem do spraw bezpieczeństwa i higieny pracy może być osoba posiadająca zawód technika bezpieczeństwa i higieny pracy,
- starszym inspektorem do spraw bezpieczeństwa i higieny pracy może być osoba posiadająca: zawód technika bezpieczeństwa i higieny pracy oraz co najmniej 3-letni staż pracy w służbie bhp lub wyższe wykształcenie o kierunku lub specjalności w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy albo studia podyplomowe w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy,
- specjalistą do spraw bezpieczeństwa i higieny pracy może być osoba posiadająca wyższe wykształcenie o kierunku lub specjalności w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy albo studia podyplomowe w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy oraz co najmniej 1 rok stażu pracy w służbie bhp,
- starszym specjalistą do spraw bezpieczeństwa i higieny pracy może być osoba posiadająca wyższe wykształcenie o kierunku lub specjalności w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy albo studia podyplomowe w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy oraz co najmniej 3-letni staż pracy w służbie bhp,
- głównym specjalistą do spraw bezpieczeństwa i higieny pracy może być osoba posiadająca wyższe wykształcenie o kierunku lub specjalności w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy albo studia podyplomowe w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy oraz co najmniej 5-letni staż pracy w służbie bhp
Sprawy dotyczące służby BHP normuje rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 2 września 1997 r. w sprawie służby bezpieczeństwa i higieny pracy (Dz. U. Nr 109, poz. 704 z późn. zm.).
Roman Majer

Informację przekazał w sobotę nadkom. Krzysztof Kula z komendy policji w Ostrowie Wielkopolskim. Praca w zakładzie została przerwana, pracownicy musieli opuścić pomieszczenia.
"Zostało wezwane pogotowie, które udzieliło pierwszej pomocy pracownikom. Troje z nich trafiło do szpitala na obserwację" -powiedział PAP Kula.
Trwa ustalanie, co mogło być przyczyną zasłabnięcia pracowników.

Główny inspektor pracy Iwona Hickiewicz stwierdziła, że zagadnienie prawidłowości zawierania stosunku pracy to – obok zwalczania zagrożeń wypadkowych – jeden z priorytetów w działalności kontrolnej i prewencyjnej Państwowej Inspekcji Pracy. Kontrole inspektorów pracy i dane Głównego Urzędu Statystycznego wskazują na nasilającą się tendencję zastępowania umów o pracę umowami cywilnoprawnymi. Dane PIP nie są jednak w pełni reprezentatywne, bo inspektorzy docierają rocznie tylko do kilku procent przedsiębiorstw. Pełniejsza statystyka GUS także nie oddaje całej skali zjawiska, gdyż urząd nie gromadzi danych o mikroprzedsiębiorstwach (czyli firmach zatrudniających do 9 pracowników).
Tymczasem dla przeciwdziałania nieprawidłowościom w zakresie zawierania umów cywilnoprawnych w miejsce pracowniczych konieczne jest, co podkreślił przewodniczący komisji poseł Mariusz Błaszczak, rozpoznanie rzeczywistej skali problemu, który ma wyraźne cechy obchodzenia prawa.
W dyskusji posłowie zwracali uwagę na unikanie przez pracodawców odprowadzania należnych podatków i składek do ZUS poprzez zaniżanie w umowach wielkości płaconego w praktyce wynagrodzenia pracowniczego, zatrudnianie na kontraktach cywilnoprawnych albo bez żadnej umowy i płacenie wynagrodzenia „pod stołem”. PosełAnna Bańkowska padała przykład luki prawnej, która pozwala przedsiębiorcom mniej płacić do ZUS w przypadku umów zlecenia, co odbije się na wysokości przyszłych emerytur.
Posłowie wysłuchali również informacji PIP na temat zaniżania w umowach o pracę rzeczywistego wynagrodzenia, którą przedstawił dyrektor Departamentu Legalności Zatrudnienia GIP Jarosław Leśniewski.
Wskazał, że inspekcja pracy w toku kontroli ujawnia jedynie niewielki procent tego rodzaju nieuczciwych praktyk i nie jest w stanie usunąć przyczyn zjawiska, a tym samym istotnie wpływać na jego skalę. Niezbędne są zmiany legislacyjne ograniczające możliwość powierzenia pracy w sposób nielegalny, a także stworzenie nowego modelu działania wszystkich organów kontrolnych zajmujących się tą dziedziną. Inspekcja pracy od lat postuluje wprowadzenie zmian w prawie dotyczących zawierania umów o pracę oraz zgłaszania osób wykonujących pracę do ubezpieczenia społecznego.
- Zasadnym byłoby wprowadzenie obowiązku potwierdzania na piśmie ustaleń co do rodzaju i warunków umowy przed dopuszczeniem do pracy oraz wprowadzenie regulacji, zgodnie z którą podmiot zatrudniający miałby obowiązek dokonania zgłoszenia do ubezpieczenia społecznego przed rozpoczęciem pracy. Realizacji tego obowiązku mógłby służyć system elektronicznego powiadamiania ZUS i organów skarbowych o fakcie powierzenia pracy, z możliwością dostępu do tej bazy danych przez organy inspekcji pracy – stwierdził Jarosław Leśniewski.
Komisja postanowiła przygotować dezyderat do ministra pracy odnoszący się do omawianych w czasie obrad problemów.
Szefowa inspekcji pracy Iwona Hickiewicz zadeklarowała uwzględnienie w działalności kontrolnej PIP poselskich postulatów zgłoszonych na poprzednim posiedzeniu komisji. Dotyczyły one rozpoznania zjawiska rozwiązywania umów o pracę z pracownikami powracającymi z urlopu macierzyńskiego oraz sfery przestrzegania przepisów o zatrudnianiu osób niepełnosprawnych.
W posiedzeniu uczestniczyli zastępcy głównego inspektora pracy Małgorzata Kwiatkowska i Leszek Zając, dyrektor Departament Prawnego Halina Tulwin i zastępca dyrektora Departamentu Planowania, Analiz i Statystyki GIP Marek Szcześniak.
We wtorek w nocy w kopalni należącej do KGHM doszło do silnego wstrząsu. Pod ziemią pozostało 19 górników. Dopiero po siedmiu godzinach ratownicy dotarli do nich i pomogli im wydostać się na powierzchnię.
Jak powiedziała PAP rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego Jolanta Talarczyk, wizja lokalna z udziałem grupy specjalistów, przedstawicieli KGHM oraz Wyższego Urzędu Górniczego trwała ponad trzy godziny.
„Na głębokości około 950 metrów, w miejscu, gdzie doszło w wyniku wstrząsu do tąpnięcia, jest około półkilometrowe rumowisko, zniszczonych zostało kilka maszyn” - powiedziała rzeczniczka.
Kolejna wizja lokalna ma się odbyć w poniedziałek. Do tego czasu skutki tąpnięcia powinny zostać uprzątnięte, a stropy zabezpieczone.
Prace górnicze zostały wyłączone w pięciu wyrobiskach sąsiadujących z tym, w którym doszło do zawału. „Decyzja o tym, kiedy zostaną wznowione tam prace zapadnie dopiero po poniedziałkowej wizji lokalnej” - dodała rzeczniczka.
We wtorek ok. 22 w kopalni ZG Rudna w Polkowicach (Dolnośląskie) doszło do wstrząsu o sile 3,4 stopni w skali Richtera. „Był to nietypowy wstrząs, ponieważ trwał około 10 sekund, gdy zazwyczaj takie wstrząsy trwają około 4 sekund” - powiedziała Talarczyk. Przyczyną wstrząsu był najprawdopodobniej samoistny ruch górotworu.
Po wstrząsie 22 górników zdołało wydostać się z kopalni o własnych siłach. Jeden został wyniesiony na noszach i trafił do szpitala w Lubinie. 19 górników pozostało pod ziemią. Dopiero po siedmiu godzinach ratownicy dotarli do nich i pomogli im wydostać się na powierzchnię. Wszyscy są w dobrym stanie; tylko jeden trafił do szpitala z potłuczeniami oraz rozciętą skórą na głowie.

Prawidłowo sporządzony protokół powypadkowy stanowi dokument urzędowy w rozumieniu przepisów Kodeksu postępowania cywilnego. Jego treść jest dowodem tego, że miały miejsce opisane w nim fakty oraz że zakwalifikowano je jako wypadek przy pracy – tak orzekł Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 25 maja 1999 r., II UKN 658/98, OSNP 2000, nr 15, poz. 594.

Powołane rozstrzygnięcie zapadło w stanie faktycznym, w którym powód – ślusarz zatrudniony na co dzień przy montowaniu pod ziemią, bez użycia podciągarki, rurociągu z rur podsadzkowych o wadze ok. 250 kg, poczuł silny ból wieńcowy, rozpoznany następnie jako objaw podwsierdziowego zawału ściany dolnej serca. Do zdarzenia doszło przed przystąpieniem do pracy, w trakcie oczekiwania na wypłatę wynagrodzenia,
Zawarta w protokole powypadkowym ocena, że opisane zdarzenie nie jest wypadkiem przy pracy, albowiem nastąpiło z przyczyny samoistnych schorzeń, bez zadziałania szkodliwego czynnika zewnętrznego, ostała się po prawomocnym oddaleniu wyrokiem Sądu Rejonowego-Sądu Pracy z dnia 23 maja 1995 r. powództwa o jego sprostowanie. W oparciu o ten sam stan faktyczny powód nowym pozwem zażądał od pracodawcy odszkodowania. Powództwo to oddalono wyrokiem Sądu Rejonowego z dnia 27 lutego 1998 r. po stwierdzeniu, że zawał serca, jakiego doznał powód, nie nastąpił w okolicznościach zdefiniowanych w ustawie wypadkowej z 1975 r., albowiem nie doszło do niego wskutek zadziałania istotnej zewnętrznej przyczyny. Apelację powoda od powyższego wyroku oddalił Sąd Wojewódzki w Katowicach wyrokiem z dnia 10 września 1998 r. Przyjmując ustalenia faktyczne i podzielając argumentację prawną Sądu pierwszej instancji, Sąd odwoławczy posłużył się argumentem, że „brak w czynnościach pracowniczych powoda takiego czynnika, który stanowiłby istotną współprzyczynę uszkodzenia zdrowia powoda, w rzeczywistości będącego skutkiem daleko posuniętej miażdżycy naczyń wieńcowych”.
Rozpoznając skargę kasacyjną powoda, Sąd Najwyższy przypomniał, że przesłanką sine qua non przyznania jednorazowego odszkodowania pieniężnego pracownikowi, który wskutek wypadku przy pracy doznał stałego lub trwałego uszczerbku na zdrowiu jest stwierdzenie wypadku przy pracy, dokonane w protokole sporządzonym przez zespół powypadkowy w przepisanym trybie. Regulacje odnoszące się do sporządzenia protokołu powypadkowego nakazują, aby zespół powypadkowy zbadał warunki wykonywania pracy i inne okoliczności, które mogły mieć wpływ na powstanie wypadku, dokonał m.in. oględzin miejsca wypadku, stanu technicznego maszyn i innych urządzeń technicznych, stanu urządzeń ochronnych oraz przesłuchał poszkodowanego, świadków, a także mógł zasięgnąć opinii lekarza oraz, w razie potrzeby, innych specjalistów. Na podstawie tak zebranych dowodów, zespół powypadkowy sporządza protokół, który obejmuje swą treścią dokonane ustalenia faktyczne oraz rozstrzygnięcie, czy badany wypadek jest wypadkiem przy pracy oraz czy zachodzą okoliczności, mogące mieć wpływ na prawo pracownika do świadczeń przysługujących z tytułu wypadku, ze wskazaniem dowodów stanowiących podstawę takiego stwierdzenia oraz ze szczegółowym uzasadnieniem.
Prawidłowo sporządzony protokół powypadkowy stanowi dokument urzędowy (art. 244 § 2 k.p.c.), którego treść jest dowodem tego, że miały miejsce opisane w nim fakty oraz że nadano im kwalifikację odnoszącą się do definicji wypadku przy pracy. Na zasadzie art. 252 k.p.c. ten, kto wykaże interes prawny, może żądać, aby ustalenia protokółu powypadkowego zostały zmienione, co oznacza, że nie są wiążące dla sądu powszechnego.
Sąd Najwyższy zwrócił uwagę, iż skarżący zażądał, aby ocena poszczególnych elementów stanu faktycznego została dokonana na nowo, w oderwaniu od prawomocnych ustaleń i ocen dokonanych w postępowaniu zakończonym wyrokiem Sądu Rejonowego - Sądu Pracy z dnia 23 maja 1995 r., utrzymanym w mocy przez Sąd Wojewódzki - Sąd Pracy i Ubezpieczeń Społecznych w Katowicach z dnia 12 października 1995 r. Tymczasem w postępowaniu cywilnym sądy samodzielnie dokonują oceny każdego stanu faktycznego, z którego powód wywodzi swe roszczenie. Ocena taka była także dokonywana przy wydaniu zaskarżonego wyroku, a Sąd Wojewódzki dokonał jej na podstawie dowodu z akt Sądu Rejonowego. Ograniczając zakres postępowania dowodowego do tego dowodu, nie naruszył przepisów k.p.c., skoro w tym właśnie postępowaniu wyczerpane zostały wszystkie dowody konieczne dla rozstrzygnięcia, czy wypadek powoda był wypadkiem chronionym w prawie ubezpieczeń społecznych.
W takim stanie rzeczy Sąd Najwyższy zmuszony był oddalić skargę kasacyjną powoda.

 


Do trwającego ok. 10 sekund wstrząsu o sile blisko 5 stopni w skali Richtera doszło we wtorek ok. 22. 22 mężczyzn zdołało wydostać się o własnych siłach. Jeden został wyniesiony na noszach i trafił do szpitala w Lubinie. 19 górników pozostało pod ziemią. Dopiero po siedmiu godzinach ratownicy pomogli im wydostać się na powierzchnię.
Obecnie w szpitalu przebywa dwóch górników. „Obaj mężczyźni są w dobrym stanie. Nie ma zagrożenia dla ich życia. Pierwszy z górników znajdował się w grupie, która ewakuowała się o własnych siłach. Mężczyzna jest poobijany i ma niewielkie urazy. W szpitalu w Lubinie pozostanie najwyżej kilka dni” - powiedziała Anna Osadczuk z biura prasowego KGHM Polska Miedź SA (ZG Rudna w Polkowicach należy do KGHM Polska Miedź SA).
Drugi górnik został wydobyty po siedmiu godzinach przez ratowników górniczych. Trafił do szpitala w Głogowie z ogólnymi potłuczeniami oraz trzycentymetrową raną ciętą skóry głowy. „Pracownik ten pozostanie w szpitalu do jutra na obserwacji” - dodała Osadczuk.
Do szpitala trafili też inni górnicy, ale obecnie wszyscy są już w domu. Trzej, którzy skarżyli się na bóle kręgosłupa, otrzymali gorsety.
Osadczuk podkreśliła, że - zgodnie z zarządzeniem dyrektora kopalni - pracownicy, którzy znajdowali się na dole podczas wstrząsu, przez kilka kolejnych dni nie pracują „na przodku”, gdzie zagrożenie jest największe. Ponadto – jak przypomniała – do dyspozycji pracowników poszkodowanych w wypadkach jest psycholog.
Dodała, że pracownicy, którzy znajdowali się na dole podczas wstrząsu, mogą skorzystać z urlopu wypoczynkowego albo zwolnienia lekarskiego. Mogą też wrócić do pracy w czwartek. „To jest indywidualna sprawa każdego z tych pracowników i ich oceny sytuacji. Pracodawca w tej materii nie robi żadnych trudności” - mówiła Osadczuk.
Zarówno minister skarbu Mikołaj Budzanowski, który przyjechał do Polkowic kilka godzin po zakończeniu akcji, jak i dyrektor kopalni ZG Rudna Mirosław Laskowski podczas konferencji prasowej mówili o trudnościach podczas akcji.
„Sytuacja była bardzo poważna, bowiem mowa o zawaleniu wyrobiska wysokości 3-4 m, szerokości 5-6 m na długości ok. 500-600 m. Ci górnicy znaleźli się w ekstremalnie trudnej sytuacji” - mówił Budzanowski, który bardzo chwalił profesjonalizm nie tylko dyrekcji kopalni, ratowników, ale i samych górników, którzy nie stracili zimnej krwi.
Z kolei Laskowski wyjaśnił, że komplikacje podczas akcji ratowniczej polegały na tym, że wszystkie drogi dojazdowe do oddziału 3., bo na nim zdarzył się ten wstrząs, zarówno od kopalni Rudna jak i kopalni Sieroszowice, zostały zasypane. Do tego brakowało informacji, kontaktu z zasypanymi.
To pierwszy tak poważny wypadek, z tak dużą liczbą osób uwięzionych pod ziemią w kopaniach należących do KGHM Polska Miedź SA.
„Chciałbym, żeby takich wypadków było jak najmniej. Prawda jest też taka, że profesjonalizm odegrał tu dużą rolę, ale i szczęście górnicze. Ci górnicy mieli możliwość skrycia się w nieco lepszych warunkach. Byli na przodku, który był dobrze wentylowany, nie zabrakło świeżego powietrza. To wszystko w sumie doprowadziło do takiego pozytywnego rezultatu” - mówił prezes KGHM Polska Miedź Herbert Wirth.
Z kolei rzecznik prasowy KGHM Polska Miedź SA Dariusz Wyborski zauważył, że zasypani górnicy od początku zachowywali się bardzo profesjonalnie, ale i zachowali zimną krew. „Czekając na ratowników, odszukali wszystkich kolegów i zgromadzili się w jednym miejscu. Oni ten czas wykorzystali na to, żeby się zebrać, zorganizować i czekać na pomoc” - mówił Wyborski.
W akcji poszukiwawczo-ratowniczej wzięło udział 25 ratowników górniczych.

We wtorek ok. 22 w kopalni ZG Rudna w Polkowicach (Dolnośląskie) doszło do wstrząsu o sile blisko 5 stopni w skali Richtera. 22 mężczyzn zdołało wydostać się z kopalni o własnych siłach. Jeden został wyniesiony na noszach i trafił do szpitala w Lubinie. 19 górników pozostało pod ziemią. Dopiero po siedmiu godzinach ratownicy dotarli do nich i pomogli im wydostać się na powierzchnię. Wszyscy są w dobrym stanie; tylko jeden trafił do szpitala z potłuczeniami oraz rozciętą skórą na głowie.
Według Walczaka każda akcja podejmowana pod ziemią jest trudna. ”Nie ma łatwych akcji. Każda jest trudna. Ma swoją specyfikę, dramaturgię. Ale to co wydarzyło się wczoraj późnym wieczorem, to była ekstremalna akcja ze względu na siłę wstrząsu, liczbę uwięzionych pod ziemią osób oraz brak kontaktu z nimi przez długi czas. Moja wiedza ratownicza wzbogaciła się o nowe doświadczenie. To była ekstremalna akcja, ale ze szczęśliwym finałem, a nie zawsze tak się dzieje” - mówił ratownik.
Pytany, gdzie był w chwili wstrząsu, Walczak powiedział, że w domu. Szykował się do spania, gdy poczuł silne tąpnięcie. „Mieszkam na terenie górniczym, a pod moim domem prowadzona jest eksploatacja. Po takim wstrząsie nie czekałem na telefon alarmowy tylko zacząłem się ubierać do pracy. Chwilę później zadzwonił telefon alarmowy” - powiedział.
Górnicze Pogotowie Ratownicze ma swoją siedzibę w Sobinie i stamtąd ratownicy wyruszają na akcję ratunkową do różnych kopalni należących do KGHM Polska Miedź SA. KGHM ma w sumie 420 ratowników, którzy zabezpieczają wszystkie trzy kopalnie: Rudna, Polkowice-Sieroszowice i Lubin. Całodobowy dyżur od piątku do piątku ma 18 ratowników, którzy w kilka minut od ogłoszenia alarmu są w stanie dotrzeć na miejsce wypadku. „Tam pełnią dyżur trzy zastępy po pięciu ludzi oraz lekarz, mechanik sprzętu ratowniczego i kierownik drużyny” - poinformował Walczak.
Tym razem ratownicy w ciągu zaledwie 10 minut zjechali pod ziemię na głębokość 960 metrów i przez dwie godziny próbowali przerzucić rumowisko, znaleźć szczelinę w wyrobisku, który zasypał chodnik i dotrzeć do górników. „W pierwszej fazie każdej akcji nastawiamy się na ratowanie ludzi. Warunki są wyjątkowo trudne, bo cała infrastruktura oddziału jest zniszczona: nie ma linii telefonicznych, światłowodowych, brak zasilania w energię, do tego wielkie rumowisko, przez które usiłujemy się przedostać do uwięzionych” - mówił Walczak.
Wyjaśnił, że w tego typu akcjach najważniejsza jest „złota godzina”, czyli ten pierwszy moment w trakcie akcji poszukiwawczo-ratowniczej, w którym trzeba dotrzeć do zasypanych górników. Mogą oni być ranni, krwawić. I często właśnie ta pierwsza godzina jest kluczowa dla ich życia. „Potem może być za późno. Dlatego też na początku akcji nastawiamy się na zlokalizowanie ich i jak najszybsze wyciągnięcie ze strefy zagrożenia, bo przecież zawsze mogą pojawić się wstrząsy wtórne o różnej sile” - powiedział ratownik.
Walczak przyznał, że pierwsze dwie godziny akcji, kiedy ratownikom nie tylko nie udało się dotrzeć do zasypanych, ale nawet nawiązać z nimi kontaktu, choćby głosowego, powodowało złość. „Przebieraliśmy ten urobek i nic z tego nie wynikało. Nie udało się wykopać choćby szczeliny, przez którą ratownik mógłby się dostać do zasypanych” - mówił.
Wtedy dyrektor ZG Rudna Mirosław Laskowski podjął decyzję o skierowaniu kolejnej grupy ratowniczej od drugiej strony. Pierwsza kopała od strony kopalni Rudna, druga od kopalni Polkowice-Sieroszowice. Ostatecznie, po siedmiu godzinach przekopywania rumowiska sprzętem ciężkim i rękami, grupie od kopalni Polkowice-Sieroszowice udało się nawiązać kontakt z zasypanymi, najpierw głosowy. Później wydobyto wszystkich na powierzchnię.
Walczak wyjaśnił, że ratownicy znaleźli szczelinę w rumowisku, nieco ją powiększyli i przedostali się przez nią do górników. „Ratownicy od strony kopalni Polkowice-Sieroszowice wypatrzyli niewielką, bo 30 centymetrową szczelinę i tamtędy starali się dostać do górników przebierając ręcznie skały, głazy. Wślizgnęli się w tę niewielką przestrzeń roboczą, przeczołgali się i to była właściwa droga, światełko w tunelu, odnaleźli kolegów, którzy również szukali wyjścia” - mówił.
Według Walczaka dla takich chwil, kiedy udaje się dotrzeć do żywych górników, warto być ratownikiem. „Kiedy docieramy do żywych górników, to cieszymy się jak małe dzieci. Są łzy radości, szczęście, uściski, oklaski. To jest niesamowita ulga” - powiedział.
Pytany przez PAP, jak ratownik radzi sobie z ogromnym stresem, presją czasu oraz bardzo trudnymi warunkami, powiedział, że stara się nie mieć czarnych myśli, odsuwa je od siebie przynajmniej w czasie akcji. „Zawsze idziemy po żywego górnika i tak o tym myślimy do końca akcji. To nam daje maksymalną determinację i staramy się jak najszybciej udzielić pomocy zasypanym. Nie oszukujmy się, to nie zawsze się udaje, ale podejście mamy zawsze takie samo. Idziemy po żywego górnika” - mówił Walczak.

Zainicjowane przez polskich i czeskich partnerów przedsięwzięcie służy m.in. wymianie doświadczeń oraz opracowaniu jednolitych standardów oceny stanu bezpieczeństwa w zakładach górniczych w Europie.
"Celem tej inicjatywy jest wymiana doświadczeń z dziedziny bezpieczeństwa i higieny pracy, a także wspólne korzystanie z rozwiązań prowadzących do zmniejszenia ilości wypadków w kopalniach oraz poprawy warunków pracy" - powiedział we wtorek PAP rzecznik holdingu Wojciech Jaros.
Niebawem planowane jest zaproszenie do współpracy innych polskich spółek górniczych, a następnie brytyjskiego UK Coal i niemieckiej grupy RAG.
Polsko-czeskie prace nad stworzeniem Platformy trwały kilkanaście miesięcy; teraz nastąpiła formalna inauguracja inicjatywy, poprzez podpisanie umowy założycielskiej. Jej najważniejszym przesłaniem jest dążenie stron do ciągłego podnoszenia poziomu bezpieczeństwa pracy w oparciu o najlepsze sprawdzone praktyki.
Platforma ma być także forum dyskusji np. o zwalczaniu zagrożenia metanowego oraz możliwościach wykorzystania tego gazu, towarzyszącego złożom węgla.
"Działania przewidziane w tym roku obejmują wzajemne wizyty specjalistów w kopalniach oraz informacje o podstawowych zagrożeniach i utrudnieniach pracy tak, by wnioski można było przenosić do propozycji konkretnych rozwiązań" - wskazał Jaros.
Według przedstawicieli KHW płaszczyzna współpracy w ramach Platformy może być bardzo szeroka. Chodzi m.in. o budowanie kultury bezpieczeństwa pracy, dzielenie się najlepszymi sprawdzonymi praktykami, doskonalenie przepisów oraz opracowanie i wdrażanie międzynarodowych standardów bezpieczeństwa pracy i edukacja w tej dziedzinie.
Inicjatywę spółek już w ubiegłym roku pochwaliła Komisja Bezpieczeństwa Pracy w Górnictwie, będąca gremium doradczym prezesa Wyższego Urzędu Górniczego. Nadzór górniczy podkreślał znaczenie inicjatywy dotyczącej opracowania jednolitych standardów oceny stanu bezpieczeństwa w zakładach górniczych w Europie. Może to być punkt wyjścia do nowych, innowacyjnych działań na rzecz poprawy bezpieczeństwa.
W tym roku w polskim górnictwie zginęło pięć osób, z czego cztery w kopalniach węgla kamiennego - jedna z ofiar nie pracowała przy wydobyciu, ale przy załadunku węgla do transportu. W ubiegłym roku praca górnicza pochłonęła w Polsce 28 ofiar, z czego 22 w kopalniach węgla kamiennego.

Rozporządzeniem z dnia 1 marca 2013 r. (Dz. U. poz. 376) Minister Gospodarki uchylił rozporządzenie w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy przy obsłudze żurawi.
Uchylone rozporządzenie Ministra Pracy i Opieki Społecznej z dnia 20 marca 1954 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy przy obsłudze żurawi (Dz. U. Nr 15, poz. 58) przestanie obowiązywać 4 kwietnia br.

Według rzecznika wszystkie osoby to pracownicy i klienci znanego salonu fryzjerskiego, znajdującego się na parterze w jednej z kamienic przy Placu Konstytucji 3 Maja.
Poszkodowane osoby - według rzecznika - były przytomne. Zostały odwiezione karetkami pogotowia do szpitala.
W pomieszczeniach salonu strażacy stwierdzili wysokie stężenie tlenku węgla. Zdaniem Szymańskiego, mógł się do tego przyczynić niesprawny piecyk gazowy. W mieszkaniach, znajdujących się powyżej zakładu fryzjerskiego, stężenie tlenku węgla było w normie.

- Pożar wybuchł po godzinie 20-tej, gasiło go 11 jednostek straży pożarnej, poszkodowani trafili do szpitala na obserwację - poinformował dyżurny straży pożarnej w Poznaniu.
Przez całą noc trwało dogaszanie pożaru. Nie są znane przyczyny, ani wysokość strat poniesionych przez właściciela magazynu.

- Pożar wybuchł po godzinie 20-tej, gasiło go 11 jednostek straży pożarnej, poszkodowani trafili do szpitala na obserwację - poinformował dyżurny straży pożarnej w Poznaniu.
Przez całą noc trwało dogaszanie pożaru. Nie są znane przyczyny, ani wysokość strat poniesionych przez właściciela magazynu.
Do silnego wybuchu doszło w środę rano w magazynie zakładu Nitroerg w Bieruniu (Śląskie), który produkuje materiały wybuchowe. Nikomu nic się nie stało, ale budynek jest zniszczony - poinformowali przedstawiciele spółki.
Prezes Nitroergu Józef Dulian powiedział PAP, że do wybuchu doszło na linii produkcyjnej dynamitów, w magazynie-bunkrze o wymiarach ok. 20 na 20 metrów, w którym składowane były nitroestry wykorzystywane w produkcji dynamitu.
Zaznaczył, że obiekt był całkowicie bezobsługowy, dlatego do wybuchu musiało dojść z przyczyn technicznych. Budynek był wyposażony w zbiorniki, urządzenia dozujące, mieszalnik i całą automatykę, dzięki której proces produkcji dynamitu rozpoczynał się bez udziału ludzi.
Choć wybuch był bardzo silny i słyszalny w całym mieście, to - według spółki - nie doprowadził do strat poza samym magazynem. „Budynek magazynu nie będzie już odtwarzany, produkcję dynamitu planowaliśmy wygasić do czerwca przyszłego roku” - powiedział prezes.
Według przysłanego po południu PAP oświadczenia zarządu, do wybuchu doszło o godz. 7.05, teraz teren wokół miejsca eksplozji jest zabezpieczony. „Przyczyny awarii zostaną zbadane przez specjalną komisję, powołaną zgodnie z procedurami obowiązującymi w spółce. Służby Nitroerg są w bezpośrednim kontakcie z PSP i policją” - napisano w oświadczeniu.
Spółka Nitroerg SA rozpoczęła działalność w grudniu 2006 r. w wyniku fuzji Zakładów Tworzyw Sztucznych "Erg-Bieruń" w Bieruniu oraz Zakładów Tworzyw Sztucznych "Nitron" w Krupskim Młynie. Po połączeniu zakładów stała się wiodącym producentem materiałów wybuchowych i środków strzałowych przeznaczonych do użytku cywilnego.
Jej głównymi odbiorcami są m.in. KGHM, kopalnie odkrywkowe, węgla kamiennego oraz podziemne zakłady rud metali. Duża część produkowanych przez firmę materiałów wybuchowych trafia na eksport. Nitroerg zajmuje się również produkcją wyrobów z tworzyw sztucznych oraz dodatku do paliw dla rafinerii i koncernów naftowych.
W Bieruniu spółka zajmuje się produkcją materiałów wybuchowych emulsyjnych, nitroglicerynowych i amonowo-saletrzanych, nieelektrycznego systemu inicjowania i zapalników elektrycznych. W zakładzie w Krupskim Młynie poza materiałami wybuchowymi produkuje m.in. zapalniki elektryczne, rurki i lonty detonujące oraz dodatek do paliw.(PAP)


Śląskie: Wybuch zniszczył magazyn zakładu Niotroerg
Do silnego wybuchu doszło w środę rano w magazynie zakładu Nitroerg w Bieruniu (Śląskie), który produkuje materiały wybuchowe. Nikomu nic się nie stało, ale budynek jest zniszczony - poinformowali przedstawiciele spółki.
Prezes Nitroergu Józef Dulian powiedział PAP, że do wybuchu doszło w magazynie-bunkrze o wymiarach ok. 20 na 20 metrów, w którym składowane są nitroestry wykorzystywane w produkcji dynamitu. Zaznaczył, że magazyn był całkowicie bezobsługowy, dlatego do wybuchu musiało dojść z przyczyn technicznych.
Budynek był wyposażony w zbiorniki, urządzenia dozujące, mieszalnik i całą automatykę, dzięki której proces produkcji dynamitu rozpoczynał się bez udziału ludzi.
Wybuch był bardzo silny, ale nie doprowadził do strat poza samym magazynem. „Budynek magazynu nie będzie już odtwarzany, produkcję dynamitu planowaliśmy wygasić do czerwca przyszłego roku” - powiedział prezes.
Szczegółowe przyczyny wypadku ustali powołana przez spółkę specjalna komisja.
Spółka Nitroerg SA rozpoczęła działalność w grudniu 2006 r. w wyniku fuzji Zakładów Tworzyw Sztucznych "Erg-Bieruń" w Bieruniu oraz Zakładów Tworzyw Sztucznych "Nitron" w Krupskim Młynie. Po połączeniu zakładów stała się wiodącym producentem materiałów wybuchowych i środków strzałowych przeznaczonych do użytku cywilnego.
Jej głównymi odbiorcami są m.in. KGHM, kopalnie odkrywkowe, węgla kamiennego oraz podziemne zakłady rud metali. Duża część produkowanych przez firmę materiałów wybuchowych trafia na eksport. Nitroerg zajmuje się również produkcją wyrobów z tworzyw sztucznych oraz dodatku do paliw dla rafinerii i koncernów naftowych.
W Bieruniu spółka zajmuje się produkcją materiałów wybuchowych emulsyjnych, nitroglicerynowych i amonowo-saletrzanych, nieelektrycznego systemu inicjowania i zapalników elektrycznych. W zakładzie w Krupskim Młynie poza materiałami wybuchowymi produkuje m.in. zapalniki elektryczne, rurki i lonty detonujące oraz dodatek do paliw.(PAP)

Według mediów 58 górnikom udało się bezpiecznie uniknąć tragedii.
Agencja Associated Press, powołując się na chińskie służby bezpieczeństwa pracy, podała, że trwa akcja ratunkowa. Nie sprecyzowano, o którą dokładnie kopalnię chodzi, ani co było przyczyną wypadku.
Chińskie kopalnie należą do najbardziej niebezpiecznych na świecie głównie z powodu nieprzestrzegania przepisów bezpieczeństwa i korupcji.
Z oficjalnych statystyk wynika, że w 2011 roku w kopalniach w Chinach zginęły blisko 2 tys. osób; w ubiegłym roku - ponad 1 300. Rzeczywisty bilans jest prawdopodobnie wyższy, ponieważ właściciele kopalni często nie zgłaszają wypadków z obawy przed stratą zysków.

Zdarzenie to będzie zaliczone do wypadków w górnictwie, ponieważ miało miejsce na terenie zakładu górniczego. Według statystyk Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach, do których prócz wypadków podziemnych wliczane są tego typu zdarzenia na powierzchni – to piąta śmiertelna ofiara w polskim górnictwie w tym roku.
Jak podała rzeczniczka jastrzębskiej policji starsza sierżant Magdalena Szust, wypadek wydarzył się ok. godziny 7 rano. Podczas załadunku miału węglowego na ciężarówkę osunęła się namoknięta wodą deszczową skarpa pryzmy miału węglowego, który przysypał dwóch pracowników firmy transportowej.
Kopalniane służby ratownicze możliwie szybko odkopały obu mężczyzn. 56-latek w ciężkim stanie - najprawdopodobniej z urazem miednicy - trafił do pobliskiego szpitala. Drugiego zasypanego, 46-latka, nie udało się uratować. Mimo przeprowadzonej reanimacji jastrzębianin zmarł w szpitalu.
Do wypadku doszło w tzw. ruchu "Jas-Mos" obecnego zakładu Jastrzębskiej Spółki Węglowej "Borynia-Zofiówka-Jastrzębie". Do końca ub. roku "Jas-Mos" był samodzielną kopalnią.
Do poprzedniego śmiertelnego wypadku w polskim górnictwie doszło również na powierzchni. 8 lutego 52-letni ślusarz zginął w kopalnianym zakładzie mechanicznej przeróbki węgla w bytomskiej kopalni "Bobrek-Centrum". Ślusarz pracował na przenośniku taśmowym, który został uruchomiony najprawdopodobniej po błędzie innej osoby.

Jak poinformował w poniedziałek rzecznik prasowy wielkopolskiej straży pożarnej Sławomir Brandt, pożar wybuchł w kompleksie trzech hal magazynowych o łącznej powierzchni ponad 2 tys. mkw.
"Zapaliła się środkowa część kompleksu, strażakom udało się szybko opanować pożar i nie dopuścić do przeniesienia się ognia na dwa przylegające budynki. Spaleniu uległo ok. 150 mkw hali, w której były przechowywane jajka" - powiedział.
Jak dodał, w pożarze nikt nie ucierpiał, sześciu pracowników samodzielnie opuściło zagrożone obiekty.
Ogień gasiły 23 zastępy straży pożarnej.

Wstępnie – jak wynika z informacji nadzoru górniczego i kopalni – siłę tego wysokoenergetycznego wstrząsu oceniono na szóstkę w dziesięciostopniowej górniczej skali. To niespełna 3 stopnie w popularnej skali Richtera.
Kopalnia Wieczorek, gdzie wydobycie węgla prowadzone jest od blisko 200 lat, należy do Katowickiego Holdingu Węglowego (KHW). Jego rzecznik Wojciech Jaros poinformował PAP, że epicentrum wstrząsu było bardzo płytko, bo na głębokości około 165 metrów pod powierzchnią ziemi, ok. 130 metrów przed frontem ściany wydobywczej.
W niedzielę w zakładzie nie było prowadzone wydobycie. Nie było skutków w podziemnych wyrobiskach. „Standardowo rozpoczęto również sprawdzanie infrastruktury na powierzchni, m.in. zbiorników i innych elementów. Jak dotąd nie stwierdzono uszkodzeń” - powiedział Jaros.
Rzecznik potwierdził, że po wstrząsie w kopalni rozdzwoniły się telefony od zaniepokojonych mieszkańców miasta; podobne sygnały dotarły także do innych służb kryzysowych i nadzoru górniczego. Z przekazywanych informacji wynika, że wstrząs odczuli nie tylko mieszkańcy Katowic, ale także ościennych miast – Mysłowic, Sosnowca, a nawet Jaworzna.
"Wstrząs był odczuwalny, lecz także w obrębie samych Katowic zdarzały się już poważniejsze, nie powodując większych strat. Na razie nie ma informacji o uszkodzeniach budynków czy infrastruktury. Jeżeli będą takie przypadki, zgłoszenia zostaną przyjęte i załatwione zgodnie z obowiązującą procedurą” - powiedział rzecznik KHW, przypominając, że kopalnie przeznaczają co roku znaczące kwoty na naprawę szkód górniczych.
W obszarze górniczym katowickich kopalń co pewien czas notowane są silne wstrząsy, ze względu na prowadzoną eksploatację węgla, budowę geologiczną i zaburzenia tektoniczne. Silnych wstrząsów jest kilkaset rocznie. Tylko nieliczne z nich powodują szkody. Niektóre są praktycznie nieodczuwalne pod ziemią, za to bardzo odczuwalne na powierzchni.
W 2010 r. w kopalni Piast w Bieruniu doszło do jednego z najsilniejszych w ostatnich 20 latach wstrząsów, notowanych w zakładach wydobywających węgiel kamienny na Górnym Śląsku. Jego siła przekroczyła 4 stopnie w skali Richtera. Zgłoszono wtedy blisko tysiąc uszkodzeń budynków w 10 gminach.
Specjaliści podkreślają, że wstrząsów nie da się uniknąć, chodzi tylko o to, by nie były one niebezpieczne dla budynków. Stąd konieczność określenia odporności budowli na wstrząsy i ewentualne działania zapobiegawcze.
Wstrząsy powodujące skutki pod ziemią lub na powierzchni nazywa się tąpnięciami. Gdy podziemne chodniki nie utracą swojej funkcjonalności, mówi się o odprężeniu górotworu (eksploatacja węgla skutkuje uwolnieniem się skumulowanej w górotworze energii).
Na podstawie znajomości budowy górotworu można określić rejony bardziej narażone na tąpnięcia, jednak przy eksploatacji górniczej nie można ich pominąć. Wykonuje się tam działania profilaktyczne, mające zmniejszyć zakres lub skutki tych zdarzeń, jednak samych tąpnięć nie sposób przewidzieć.
Z danych nadzoru górniczego wynika, że do silnych wstrząsów w kopalniach na Górnym Śląsku dochodzi średnio nawet dwa-trzy razy dziennie. Rejestrowane są tylko te określane jako wysokoenergetyczne. W ostatnich latach w kopalniach węgla kamiennego było ich od kilkuset do ponad 1,2 tys. rocznie, podczas gdy w latach 80. ubiegłego wieku notowano ich ponad 3 tys. w ciągu roku. Wynika to nie tylko ze spadku wydobycia węgla, ale także z lepszej profilaktyki.

WUG: łamanie prawa przez szefa nie zwalnia z odpowiedzialności pracownika
Milczenie lub łamanie prawa przez przełożonego nie oznacza zgody na łamanie prawa górniczego przez pracownika – podkreśla Wyższy Urząd Górniczy w Katowicach (WUG), który we wtorek rozesłał pracodawcom i mediom opinię opartą na wyroku Sądu Najwyższego.
Wyrok SN dotyczył sprawy o przywrócenie do pracy nadsztygara energomechanicznego ds. elektrycznych w katowickiej kopalni. Pracownik należał do kadry wysokiego szczebla. Dyrekcja kopalni zwolniła go dyscyplinarnie po zbadaniu dokumentacji jego zjazdów pod ziemię i stwierdzeniu fałszerstw. Pracownik przez szereg dni jesienią 2008 r. rejestrował bowiem zjazdy pod ziemię, mimo że nie wykonywał tam wówczas pracy. Systematycznie się też spóźniał.
„Sąd Najwyższy uznał, że pracownik dozoru górniczego powinien ponieść karę za fałszowanie dokumentacji zjazdów pod ziemię. Choć inni pracownicy i jego przełożeni postępowali podobnie nie znaczy to, że jest zwolniony z odpowiedzialności” - powiedziała PAP rzeczniczka WUG Jolanta Talarczyk.
W pierwszej instancji sąd uznał, że była to "prawdziwa, konkretna i dostatecznie uzasadniająca" przyczyna zwolnienia. Stwierdził, że w tym czasie – choć zdarzały się podobne przypadki – praktyka rejestrowania fikcyjnych zjazdów pod ziemię nie była powszechna i pracodawca nie akceptował jej, starając się uszczelnić system. W dziale, w którym pracował zwalniany nadsztygar, podobnie zachowywało się sześć z 20 osób. Zwolniony pracownik fałszował rejestrację najczęściej.
Nadsztygar złożył apelację, a sąd II instancji przywrócił go do pracy. Choć podzielił ustalenia faktyczne sądu I instancji przyjął, że skoro inni pracownicy też fałszowali rejestrację zjazdów, istniało przyzwolenie na tego rodzaju zachowania ze strony pracodawcy. Sąd podkreślił, że podobną praktykę stosował m.in. przełożony nadsztygara, jednak wobec nikogo poza zwolnionym nie wyciągnięto za to sankcji. W związku z tym sąd uznał, że zachowania nadsztygara nie sposób kwalifikować jako ciężkie naruszenie obowiązków i zmienił zaskarżone orzeczenie.
Z tym rozstrzygnięciem nie zgodził się Sąd Najwyższy, który uwzględnił skargę kasacyjną kopalni i wyrokiem z 26 lipca 2012 r. nakazał ponowne rozpoznanie sprawy. W uzasadnieniu SN wskazał, że zgodność lub niezgodność z prawem ma charakter zobiektywizowany. Nie można zatem przyjąć, że zachowanie przełożonych pracownika stworzyło pewną normę, która wyłączałaby bezprawność zachowania nadsztygara.
Sąd wskazał, że przełożony nadsztygara był z zasady także pracownikiem, który nie dysponował uprawnieniem do pełnego reprezentowania pracodawcy. Ponieważ przełożeni – szczególnie na niższych czy średnich szczeblach zarządzania - dysponują jedynie wycinkiem uprawnień kierowniczych, nie sposób przyznać im prawa do modyfikowania swoim zachowaniem treści norm wewnętrznych pracodawcy, a tym bardziej powszechnie obowiązujących regulacji.
Sąd Najwyższy podkreślił, że nadsztygar należał do grupy pracowników wysokiego szczebla, trudno więc uznać, że nie potrafił rozpoznać znaczenia swoich negatywnych i niezgodnych z prawem zachowań. Zdaniem sądu podawanie nieprawdziwych danych w dokumentacji kopalnianej jest tak ewidentne, że tego rodzaju zachowania nie da się usprawiedliwiać niewiedzą czy niezrozumieniem. Zachowanie nadsztygara było więc tak ewidentnie wadliwe, że jego winy nie mogą wyłączyć zachowania przełożonych.
SN przywołał też szereg swoich wcześniejszych orzeczeń, w których uznawał, że bezkrytyczne wykonanie przez pracownika bezprawnych poleceń przełożonych może uzasadniać wypowiedzenie umowy o pracę. Z poglądów tych wyprowadził szerszy wniosek, adekwatny m.in. dla tej sprawy, że zachowania przełożonego nie zwalniają pracownika z odpowiedzialności za własne ewidentnie bezprawne działania.(PAP)

Ogólnopolski konkurs organizują wspólnie Wyższy Urząd Górniczy w Katowicach oraz Fundacja „Bezpieczne Górnictwo” im. prof. Wacława Cybulskiego. Jak podkreślali w piątek przedstawiciele obu instytucji, nagradzani są dziennikarze wszechstronnie, rzetelnie, kompetentnie i aktywnie zajmujący się bezpieczeństwem w górnictwie - nie tylko pod kątem newsowym, ale i publicystycznym.
Przewodniczący kapituły konkursu i prezes Wyższego Urzędu Górniczego Piotr Litwa podkreślił, że górnictwo jest często prezentowane w mediach jako branża z problemami, przy okazji strajków i wypadków. „Tymczasem to mały fragment całości, niezwykle ważny, ale nie jedyny przecież fragment górnictwa. Chcemy się odnosić do całego górnictwa, gdzie bezpośrednio w tzw. ruchu zakładu górniczego zatrudnionych jest 210 tys. ludzi” – powiedział.
Marek Błoński jest dziennikarzem i kierownikiem oddziału PAP w Katowicach, tematyką górniczą zajmuje się od kilkunastu lat. Jego zdaniem publikacje dotyczące bezpieczeństwa w tak wypadkowej branży mają kilka wymiarów. Dziennikarze informują o konkretnych zdarzeniach, jak wypadki, przekazują też opinii publicznej informacje o tym, co powołane do tego instytucje i same przedsiębiorstwa robią w zakresie kontroli i profilaktyki.
"Ostatni wymiar to kształtowanie postaw odbiorców tych materiałów, czyli górników, ich rodzin. Trzeba bowiem pamiętać, że aż 3/4 wypadków w górnictwie to efekt ludzkiego błędu. Chodzi więc o to, by informować, kształtując jednocześnie świadomość" - powiedział Błoński.
Oprócz niego w kategorii prasa i portale internetowe wyróżniony został – również po raz drugi - Jerzy Chromik z tygodnika „Trybuna Górnicza”, a w kategorii radio i telewizja – Przemysław Adamski z TVP Katowice oraz Andrzej Lampart z TVP Wrocław.
Laureaci otrzymali dyplomy, nagrody finansowe i symboliczne „Karbidki” – nazwa konkursu pochodzi od historycznej górniczej lampy.
W poprzednich edycjach konkursu triumfowali także dziennikarze Polskiego Radia, „Rzeczpospolitej”, „Dziennika Zachodniego Polska The Times” i „Nowego Górnika”.

Główny inspektor pracy Iwona Hickiewicz i główny inspektor nadzoru budowlanego Robert Dziwiński podpisali 27 lutego br. w siedzibie Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego w Warszawie porozumienie w sprawie zasad współdziałania Państwowej Inspekcji Pracy i organów nadzoru budowlanego. Jego celem jest podejmowanie wspólnych działań na rzecz likwidacji zagrożeń w obiektach budowlanych, w których znajdują się pomieszczenia pracy oraz zapewnienie bezpieczeństwa przy wykonywaniu robót budowlanych.
Współpraca obu urzędów ma służyć ochronie życia i zdrowia pracowników, osób świadczących pracę na innej podstawie niż stosunek pracy oraz prowadzących na własny rachunek działalność gospodarczą przed zagrożeniami występującymi podczas prac przy budowie, utrzymaniu i rozbiórce obiektów budowlanych, a także obejmować przedsięwzięcia służące przeciwdziałaniu katastrofom budowlanym.
Będzie realizowana poprzez prowadzenie skoordynowanych kontroli w obiektach budowlanych, w których znajdują się pomieszczenia pracy i na terenach budów, wzajemne informowanie się o stwierdzonych nieprawidłowościach i katastrofach budowlanych oraz poprzez współudział przy ich badaniu. Urzędy zobowiązały się do przekazywania sobie opracowań i ocen stanu warunków pracy w budownictwie. Zamierzają wspierać inicjatywy i upowszechniać osiągnięcia w zakresie nowych rozwiązań technicznych i technologicznych dotyczących bhp w budownictwie. W ramach współpracy będą również doskonalić metody i formy działalności kontrolnej oraz podnosić kwalifikacje pracowników poprzez wzajemne uczestnictwo swoich przedstawicieli w kursach szkoleniowych i konferencjach.
Porozumienie zastąpiło i uaktualniło wcześniejszą regulację tego typu z czerwca 2010 r.

Do wypadku doszło 3 marca 2012 r. o godz. 20.55 w pobliżu Szczekocin k. Zawiercia - na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa zderzyły się czołowo pociągi TLK "Brzechwa" i Interregio "Jan Matejko". W katastrofie zginęło 16 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych.
Jako bezpośrednią przyczynę katastrofy autorzy raportu wskazali błędy dyżurnych ruchu z posterunków Starzyny i Sprowa. Dyżurny ze Starzyn wyprawił pociąg Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa Wsch. - Kraków Główny na tor w kierunku przeciwnym do zasadniczego (tor zasadniczy to ten, po którym prowadzony jest ruch, na linii dwutorowej najczęściej to prawy tor). Natomiast dyżurna z posterunku Sprowa - jak napisano w raporcie - wyprawiła pociąg TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy Wschodniej na zajęty tor szlakowy.
W raporcie wskazano także na błędy maszynistów prowadzących oba pociągi - określono je jako "przyczyny pośrednie" katastrofy. Prowadzący pociąg "Matejko" miał wjechać na tor w kierunku przeciwnym do zasadniczego, choć na semaforze nie wyświetlał się sygnał uprawniający do takiej jazdy. TLK "Brzechwa" natomiast pojechał na tor właściwy (prawy), chociaż semafor pozwalał na jazdę po torze lewym.
Inną pośrednią przyczyną wskazaną przez autorów raportu jest to, że praca posterunków ruchu i drużyn pociągowych nie była należycie nadzorowana. W raporcie wytknięto również, że odpowiedniego nadzoru nie było także nad procesem modernizacji infrastruktury kolejowej oraz jej stanem.
W raporcie wskazano np., że dyżurny ze Starzyn został dopuszczony do pracy na posterunku ruchu, mimo że nie było potwierdzenia, że zapoznał się ze zmianami w jego regulaminie technicznym. W regulaminach technicznych - jak wskazano w raporcie - były błędne lub nieaktualne zapisy. Autorzy opracowania wskazali także na nieprawidłowości w szkoleniu dyżurnych ruchu.
Jak zwrócono uwagę w raporcie, w dniu poprzedzającym katastrofę - czyli 2 marca 2012 r. - dyżurny ruchu ze Starzyn wyprawił pociąg w niewłaściwym kierunku, ale ten fakt miał być zatajony przez dyspozytora liniowego PKP PLK, dyżurnych ruchu z Koniecpola i Sprowy oraz drużynę pociągu.
Opisano także przyczyny systemowe, wśród których wymieniono zbyt małą skuteczność kontroli wewnętrznej oraz za mało dokładne i restrykcyjne przepisy dotyczące wyświetlania sygnałów zastępczych (czyli nadawanych za pomocą migającego białego światła, gdy nie można nadać na semaforze sygnału zezwalającego, ale dyżurny ruchu decyduje o możliwości przejechania obok semafora nakazującego zatrzymania - stosuje się je np. przy awarii niektórych urządzeń). Wskazano również, że częstotliwość i liczba godzin szkoleń pracowników związanych z prowadzeniem ruchu pociągów była niedostateczna. "Np. trzy razy w roku, łącznie 16 godz. w PKP Intercity, dwa razy w roku po osiem godzin w spółce Przewozy Regionalne, raz w roku osiem godzin w PKP PLK przy braku wniosków o dodatkowe szkolenia ze strony pracowników nadzoru i kontroli" - napisano w raporcie.
Wśród czynników, które mogły mieć wpływ na to, że doszło do wypadku wymieniono także brak wdrożenia na terenie Zakładu Linii Kolejowych PKP PLK w Kielcach odpowiednich procedur systemu zarządzania bezpieczeństwem obowiązującego u tego zarządcy infrastruktury kolejowej.
Raport Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych opublikowano na stronie internetowej resortu transportu. Raportowi ma być poświęcona konferencja prasowa w ministerstwie transportu, zaplanowana na piątek rano. Zgodnie z zapowiedzią resortu mają w niej uczestniczyć: minister transportu Sławomir Nowak, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych Tadeusz Ryś, prezes Urzędu Transportu Kolejowego Krzysztof Dyl oraz wiceprezes PKP PLK i koordynator ds. bezpieczeństwa Grupy PKP Andrzej Pawłowski.
Dyżurnym ruchu prokuratura postawiła zarzuty dotyczące nieumyślnego spowodowania katastrofy kolejowej. Dyżurny ze Starzyn jest podejrzany ponadto o poświadczenie nieprawdy w dokumentacji dotyczącej ruchu pociągów. Śledztwo w sprawie katastrofy kolejowej pod Szczekocinami zostało w ostatnich dniach przedłużone o sześć miesięcy. Prokuratura musi jeszcze m.in. przesłuchać obcokrajowców, którzy podróżowali pociągami.

Współpraca PIP i UDT obejmować będzie m.in. przekazywanie informacji o ciężkich, śmiertelnych i zbiorowych wypadkach przy pracy związanych z eksploatacją maszyn i urządzeń technicznych oraz o niebezpiecznych uszkodzeniach takich urządzeń. Przewiduje podnoszenie kwalifikacji i upowszechnianie wiedzy pracowników obu urzędów poprzez współdziałanie przy opracowywaniu programów i realizacji szkoleń. Strony zobowiązały się do wspierania inicjatyw dotyczących poprawy bezpieczeństwa i warunków pracy przy eksploatacji maszyn i urządzeń technicznych oraz rozpowszechniania nowych rozwiązań technologicznych w tej dziedzinie. Będą także wymieniać doświadczenia w zakresie bezpieczeństwa urządzeń technicznych.
W porozumieniu jest również mowa o prowadzeniu – w razie potrzeby – wspólnych kontroli i korzystaniu w ich trakcie z pomocy biegłych oraz specjalistów.
Z kolei współdziałanie organów inspekcji pracy i nadzoru górniczego ma się koncentrować na badaniu okoliczności i przyczyn wypadków przy pracy oraz udziale w pracach komisji powoływanych przez prezesa WUG do badania wypadków zaistniałych w ruchu zakładów górniczych. Strony będą wspierać inicjatywy dotyczące poprawy bezpieczeństwa i warunków pracy w zakładach związanych z górnictwem, m.in. poprzez: promowanie systemowego zarządzania bhp, wspólne organizowanie spotkań i konferencji, rozpowszechnianie postępu technicznego w dziedzinie górnictwa i propagowanie dobrych praktyk. Porozumienie kładzie też nacisk na podnoszenie kwalifikacji pracowników PIP i urzędów górniczych, a także na wymianę doświadczeń w zakresie bezpieczeństwa urządzeń technicznych.
Oba podpisane dokumenty stanowią aktualizację dotychczas obowiązujących porozumień, zawartych pomiędzy głównym inspektorem pracy i szefami UDT oraz WUG w lipcu 2007 r. Mówiła o tym podczas uroczystości w UDT szefowa PIP Iwona Hickiewicz, podkreślając coraz większą rolę przedsięwzięć prewencyjnych we współdziałaniu urzędów kontrolnych. Pozwalają one skutecznie zapobiegać zagrożeniom i kreują pozytywny wizerunek organów nadzoru i kontroli warunków pracy.

W nocy z poniedziałku na wtorek 90 pracowników Warmińskich Zakładów Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego w Kwidzynie trafiło do szpitali z powodu zatrucia czadem. Do zatrucia doszło prawdopodobnie z powodu trzech spalinowych wózków widłowych wykorzystywanych w hali. Jak ustalili strażacy, na początku akcji poziom stężenia tlenku węgla w hali przekraczał prawie dziesięciokrotnie dopuszczalne i nieszkodliwe dla zdrowia normy.
Jak poinformował w środę PAP rzecznik prasowy wojewody pomorskiego, Roman Nowak, w szpitalu na obserwacji przebywa tylko jedna osoba poszkodowana w wyniku zatrucia tlenkiem węgla w zakładach. W sumie hospitalizowanych było 90 osób. Większość opuściła szpital we wtorek.
Pełnomocnik zarządu spółki Pamapol S.A., która jest właścicielem zakładów w Kwidzynie, Marcin Anaszewicz powiedział PAP, że w środę w zakładach swoje działania zakończyła prokuratura i uznała, że "nie ma przeciwwskazań do wznowienia produkcji". Poinformował, że w czwartek odbędzie się spotkanie z sanepidem i wtedy zostanie podjęta decyzja o terminie wznowienia produkcji. Odmówił komentarza do informacji prokuratury dotyczących nieprawidłowości w zakładzie.
Postępowanie w sprawie wyjaśnienia przyczyn zatrucia w zakładach prowadzą prokuratura i Państwowa Inspekcja Pracy.
Rzecznik prasowy Okręgowej Inspekcji Pracy w Gdańsku Jolanta Zedlewska poinformowała w środę, że na terenie zakładów w Kwidzynie prowadzone są czynności kontrolne. „Na pewno były nieprawidłowości, ale musimy jeszcze przeprowadzić wiele czynności, m.in. porozmawiać z pracownikami i sprawdzić dokumentację” – dodała. Zaznaczyła, że ustaleń i wniosków kontroli można się spodziewać dopiero za kilka miesięcy.
Szef Prokuratury Rejonowej w Kwidzynie Piotr Jankowski poinformował we wtorek, że wszczęte zostało śledztwo dotyczące narażenia życia lub zdrowia wielu osób w wyniku rozprzestrzenienia substancji trujących. Za przestępstwo to grozi od roku do 10 lat więzienia. Jankowski powiedział, że już wstępne oględziny miejsca zdarzenia wykazały wiele nieprawidłowości.
"Trzy wózki widłowe, które wyglądają jak z epoki późnego Gierka, są zasilane gazem propan butan, gdy tymczasem - co już udało się ustalić - sanepid nakazał wcześniej, aby były napędzane przez akumulatory. Poza tym w hali, gdzie temperatura powietrza ma minus 20 stopni Celsjusza, stan wentylacji jest bardzo zły" - ocenił prokurator.
W kwidzyńskich Zakładach Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego pracuje ok. 300 osób. Zakłady na swej stronie internetowej informują, że są największym w kraju producentem groszku zielonego, który stanowi główny produkt wśród wytwarzanych w zakładzie mrożonek i konserw.

Dyżurny Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Gdańsku Rafał Grzeszkiewicz powiedział PAP, że według jego informacji poszkodowani są w stanie „lekkim stabilnym, bez poważniejszych zagrożeń”.
Jak dodał, spośród 68 poszkodowanych, trzy osoby zostały przewiezione do szpitala w Gdyni, 4 do szpitala w Sztumie, 14 do Malborka, 4 do Prabut i 7 do Starogardu Gdańskiego. Większość przebywa w szpitalu w Kwidzynie.
Poszkodowani zostali wszyscy pracownicy całej nocnej zmiany. Do zdarzenia doszło po godzinie 2 w nocy.
Dyżurny stanowiska kierowania Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Kwidzynie, st. ogniomistrz Sławomir Kłosiński poinformował we wtorek rano PAP, że przyczyną zatrucia były prawdopodobnie spaliny ze spalinowych wózków widłowych używanych na hali. Powiedział, że poszkodowani uskarżali się na bóle głowy i nudności.
Dodał, że strażacy na początku akcji stwierdzili w hali stężenie tlenku węgla na poziomie 225 ppm. Dopuszczalne stężenie tlenku węgla wynosi 26 ppm, a chwilowe dopuszczalne stężenie tlenku węgla to 158 ppm.
Hala zakładu jest wyłączona z użytku, trwa przewietrzanie i monitorowanie poziomu tlenku węgla. (PAP)

"Na razie nie sądzimy, by istniało zagrożenie dla zdrowia publicznego" - powiedziała rzeczniczka gubernatora Jaime Smith.
Inslee ujawnił, że o wycieku z jednego ze zbiorników informował go w zeszłym tygodniu minister energetyki Steven Chu. W piątek minister powiedział, że radioaktywne odpady wyciekają z sześciu zbiorników; wyciek z pięciu zbiorników początkowo umknął uwadze, ponieważ personel nie przeanalizował we właściwy sposób danych, którymi dysponował.
Gubernator Inslee uznał, że "nasuwa to poważne pytania" o szczelność wszystkich zbiorników w Hanford. Minister Chu zapewnił, że niezwłocznie rozpocznie się dodatkowy monitoring zbiorników.
Jak podkreśla agencja AP, przeciek świadczy o kolejnej porażce starań rządu federalnego o zapewnienie bezpieczeństwa kompleksu Hanford (Hanford Nuclear Reservation) w stanie Waszyngton, gdzie od lat 40. przechowywane są odpady nuklearne z produkcji plutonu, który wytwarzano tam na potrzeby arsenału nuklearnego. Wiele ze zbiorników, w których składowane są wysoko radioaktywne ciecze, jest używanych znacznie dłużej niż zalecane 20 lat.
Kompleks nuklearny koło miasta Hanford powstał w ramach Projektu Manhattan (programu budowy pierwszych bomb atomowych). Produkcja ostatecznie zakończyła się tam w 1989 roku.
W ubiegłym tygodniu informowano, że z jednego ze znajdujących się w Hanford 177 podziemnych zbiorników z radioaktywną cieczą co roku wycieka od 150 do 300 galonów (od ok. 560 do 1100 litrów), co stwarza zagrożenie dla wód gruntowych i rzek. Jak dotąd w pobliżu nie wykryto jednak podwyższonego poziomu promieniowania.
Rząd wydaje rocznie 2 mld dolarów na utrzymanie Hanford. W ubiegłym tygodniu Biały Dom ostrzegał, że jeśli 1 marca wejdą w życie automatyczne cięcia budżetowe w wysokości 85 mld dolarów, to resort energii straci 900 mln dolarów z programu bezpieczeństwa nuklearnego. Programom zabezpieczania składowisk odpadów radioaktywnych w stanach Waszyngton, Tennessee, Południowa Karolina i Idaho groziłoby to opóźnieniami.
Konieczność automatycznych cięć, zwanych w waszyngtońskim żargonie sekwestrem (sequester), wynika z umowy zawartej latem 2011 r. między Białym Domem a Republikanami w Kongresie. Był to warunek, od którego spełnienia Republikanie uzależnili wtedy zgodę na podniesienie ustawowego maksymalnego poziomu zadłużenia USA. Umowa, usankcjonowana ustawą Kongresu, przewidywała, że jeśli obie strony nie osiągną porozumienia w sprawie cięć wydatków budżetowych do końca 2012 roku, to cięcia nastąpią automatycznie. Przed samym końcem ubiegłego roku przesunięto ten termin do 1 marca 2013 r.

W obwieszczeniu z dnia 25 stycznia 2013 r. Minister Spraw Wewnętrznych ogłosił jednolity tekst rozporządzenia z dnia 25 października 2005 r. w sprawie wymagań kwalifikacyjnych oraz szkoleń dla strażaków jednostek ochrony przeciwpożarowej i osób wykonujących czynności z zakresu ochrony przeciwpożarowej (Dz. U. poz. 252).
Tekst jednolity uwzględnia zmiany wprowadzone rozporządzeniem Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 23 grudnia 2011 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie wymagań kwalifikacyjnych oraz szkoleń dla strażaków jednostek ochrony przeciwpożarowej i osób wykonujących czynności z zakresu ochrony przeciwpożarowej (Dz. U. z 2012 r. poz. 29).
Podany w załączniku do obwieszczenia tekst jednolity rozporządzenia nie obejmuje § 2 i 3 rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 23 grudnia 2011 r. zmieniającego rozporządzenie w sprawie wymagań kwalifikacyjnych oraz szkoleń dla strażaków jednostek ochrony przeciwpożarowej i osób wykonujących czynności z zakresu ochrony przeciwpożarowej (Dz. U. z 2012 r. poz. 29).

W obwieszczeniu z dnia 29 stycznia 2013 r. Minister Pracy i Polityki Społecznej ogłosił jednolity tekst rozporządzenia z dnia 27 lipca 1999 r. w sprawie szczegółowych zasad i trybu wystawiania zaświadczeń lekarskich, wzoru zaświadczenia lekarskiego i zaświadczenia lekarskiego wydanego w wyniku kontroli lekarza orzecznika Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (Dz. U. poz. 229).
Tekst jednolity uwzględnia zmiany wprowadzone z uwzględnieniem zmian wprowadzone: 1) rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 22 grudnia 2005 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie szczegółowych zasad i trybu wystawiania zaświadczeń lekarskich, wzoru zaświadczenia lekarskiego i zaświadczenia lekarskiego wydanego w wyniku kontroli lekarza orzecznika Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (Dz. U. z 2006 r. Nr 1, poz. 3); 2) rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 1 października 2010 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie szczegółowych zasad i trybu wystawiania zaświadczeń lekarskich, wzoru zaświadczenia lekarskiego i zaświadczenia lekarskiego wydanego w wyniku kontroli lekarza orzecznika Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (Dz. U. Nr 189, poz. 1270); 3) rozporządzeniem Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 13 stycznia 2012 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie szczegółowych zasad i trybu wystawiania zaświadczeń lekarskich, wzoru zaświadczenia lekarskiego i zaświadczenia lekarskiego wydanego w wyniku kontroli lekarza orzecznika Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (Dz. U. poz. 78 i 1491).
Podany w załączniku do obwieszczenia tekst jednolity rozporządzenia nie obejmuje: 1) § 2 rozporządzenia Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 22 grudnia 2005 r. zmieniającego rozporządzenie w sprawie szczegółowych zasad i trybu wystawiania zaświadczeń lekarskich, wzoru zaświadczenia lekarskiego i zaświadczenia lekarskiego wydanego w wyniku kontroli lekarza orzecznika Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (Dz. U. z 2006 r. Nr 1, poz. 3); 2) § 2 i § 3 rozporządzenia Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 1 października 2010 r. zmieniającego rozporządzenie w sprawie szczegółowych zasad i trybu wystawiania zaświadczeń lekarskich, wzoru zaświadczenia lekarskiego i zaświadczenia lekarskiego wydanego w wyniku kontroli lekarza orzecznika Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (Dz. U. Nr 189, poz. 1270); 3) § 2 i § 3 rozporządzenia Ministra Pracy i Polityki Społecznej z dnia 13 stycznia 2012 r. zmieniającego rozporządzenie w sprawie szczegółowych zasad i trybu wystawiania zaświadczeń lekarskich, wzoru zaświadczenia lekarskiego i zaświadczenia lekarskiego wydanego w wyniku kontroli lekarza orzecznika Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (Dz. U. poz. 78 i 1491

Liderem programu jest Szczucin - gmina, na terenie której w przeszłości zalegało najwięcej w kraju odpadów azbestowych. Jak poinformował burmistrz tego miasta Jan Sipior, dzięki zaplanowanemu na najbliższe trzy lata programowi, zdemontowanych i bezpiecznie zeskładowanych zostanie około 20 tys. ton materiałów budowlanych z zawartością azbestu, w tym głównie eternitu.
Projekt obejmuje 40 gmin i ok. 6 tysięcy obiektów - zarówno budynków prywatnych jak i komunalnych. Uczestniczą w nim gminy: Andrychów, Charsznica, Ciężkowice, Dobra, Drwinia, Gołcza, Gręboszów, Jabłonka, Jerzmanowice-Przegina, Jodłownik, Kęty, Koszyce, Książ Wielki, Laskowa, Miechów, Nowe Brzesko, Olesno, Pcim, Ryglice, Skrzyszów, Tokarnia, Wiśniowa, Zabierzów, Zakliczyn, Zielonki, Żegocina, Raciechowice, Krzeszowice, Wolbrom, Bolesław, Dąbrowa Tarnowska, Wieprz, Nowy Targ, Raba Wyżna, Rzepiennik Strzyżewski, Skała, Mędrzechów, Radłów, Igołomia Wawrzeńczyce, Szczucin.
Większość środków, bo 70 proc., zostanie przeznaczone na demontaż, pakowanie, transport i składowanie na składowiskach materiałów niebezpiecznych pokryć dachowych zawierających azbest. Po 15 proc. pieniędzy zostanie wydane na zbieranie odpadów azbestowych składowanych na posesjach oraz na dofinansowanie wykonania nowych dachów dla osób w trudniej sytuacji materialnej lub życiowej.
W ramach programu takie osoby otrzymają za darmo materiały, a zapłacą tylko za wykonanie dachu.
Wartość całego projektu oszacowano na około 42 mln zł, z czego ok. 85 proc. pochodzi ze Szwajcarsko-Polskiego Programu Współpracy, a resztę pokryją samorządy w nim uczestniczące.
Według wojewody małopolskiego Jerzego Millera program jest początkiem walki z azbestem w regionie. Na terenie województwa jest do usunięcia jeszcze około 93 tys. ton azbestu.

Tematem ostatniego posiedzenia Rady Ochrony Pracy było przestrzeganiu wymagań dopuszczania do użytkowania maszyn i urządzeń technicznych oraz system potwierdzania kwalifikacji pracowników użytkujących takie maszyny i urządzenia.
Materiał Państwowej Inspekcji Pracy na ten temat przedstawił dyrektor Departamentu Nadzoru i Kontroli Głównego Inspektoratu Pracy Krzysztof Kowalik. Poinformował, że inspekcja pracy obejmuje swoim nadzorem całą sferę użytkowania maszyn i urządzeń technicznych, łącznie z ich montażem, demontażem i eksploatacją, w tym: dopuszczeniem do eksploatacji, obsługą, konserwacją, przeglądami i remontami.
Prowadząc postępowanie w zakresie dopuszczania do eksploatacji urządzeń technicznych bez decyzji Urzędu Dozoru Technicznego, inspektorzy pracy w latach 2010-2012 wydali 529 decyzji, głównie wstrzymania prac lub wstrzymania eksploatacji urządzeń, gdy powodowało to bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia. Tylko w roku ubiegłym powiadomili 919 razy organy UDT o przypadkach użytkowania urządzeń technicznych bez decyzji urzędu (lub wbrew takiej decyzji). Ponadto skierowali do prokuratury 14 zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w związku z zaistniałymi wypadkami przy pracy.
Kontrolując w minionych trzech latach posiadanie przez pracowników uprawnień kwalifikacyjnych do pracy z urządzeniami poddozorowymi, inspektorzy PIP wydali 694 decyzje, kierujące prawie 1,5 tys. pracowników do innych prac. Do pracodawców skierowali 319 wniosków o przestrzeganie obowiązków we wspomnianym zakresie.
Około 7 proc. ogólnej liczby wypadków badanych przez PIP stanowią zdarzenia związane z urządzeniami objętymi dozorem technicznym. Ponad połowa spośród nich dotyczy wózków jezdniowych. Skala wypadków przy pracy i naruszeń prawa w zakładach użytkujących wózki spowodowała, że w roku bieżącym problem ten został ujęty w planach kontrolnych 6 okręgowych inspektoratów pracy. W szczególności badane jest posiadanie przez pracowników wymaganych kwalifikacji oraz prawidłowe dopuszczanie wózków jezdniowych do użytkowania.
Podczas obrad podkreślano wagę współpracy Państwowej Inspekcji Pracy i Urzędu Dozoru Technicznego w zakresie ujawniania i eliminowania nieprawidłowości związanych z użytkowaniem maszyn i urządzeń technicznych. Szefowie obu urzędów: główny inspektor pracy Iwona Hickiewicz i prezes UDT Marek Walczak ocenili ją jako bardzo dobrą.

Wypadek w drodze do pracy lub z pracy, a wypadek w miejscu pracy to dwa, całkiem różne zdarzenia, regulowane przez odrębne przepisy.
Jeśli pracownica założy wysokie obcasy i poślizgnie się zimą na oblodzonym chodniku w drodze do pracy, wówczas nie może wystąpić z roszczeniem przeciw pracodawcy, tylko ewentualnie przeciw właścicielowi posesji bądź osobie odpowiedzialnej za odśnieżanie chodnika przed posesją.
"Niezależnie od tego, pracownica powinna niezwłocznie zawiadomić pracodawcę o zdarzeniu" - powiedziała PAP Danuta Rutkowska, rzecznik prasowy Głównego Inspektora Pracy (GIP). W takiej sytuacji pracodawca sporządzi kartę wypadku w drodze do pracy, w której ustali okoliczności i przyczyny zdarzenia.
Karta jest potrzebna m.in. po to, by pracownica mogła dostać świadczenia z tytułu wypadku w drodze do pracy lub pracy. Jak wyjaśniła Krystyna Tymorek, radca prawny w resorcie pracy, chodzi o: wynagrodzenie za czas choroby, wypłacane przez pracodawcę do 33 dni, a po upływie tego okresu - zasiłek chorobowy z ubezpieczenia chorobowego.
Ewentualnie, jeśli pracownica nie może jeszcze wrócić do pracy, ale rokowania są dobre, przysługuje jej świadczenie rehabilitacyjne. "Jeśli upadek na obcasach byłby tak nieszczęśliwy, że pracownica nie mogłaby już wrócić do pracy, wówczas może starać się w ZUS o rentę" - powiedziała Tymorek.
Karta wypadku sporządzona przez pracodawcę przyda się też jako dowód w sprawie przeciw właścicielowi posesji czy osobie odpowiedzialnej za odśnieżanie chodnika.
Inaczej jest z odpowiedzialnością pracodawcy w sytuacji, gdy pracownica poślizgnie się na wysokich obcasach już pracy. W takiej sytuacji pracodawca odpowie za wypadek, jeśli tylko w jakikolwiek sposób przyczynił się do niego.
"Praktycznie każde niedopełnienie lub naruszenie przez pracodawcę obowiązków w zakresie bhp stwarza, w razie wystąpienia wypadku przy pracy, realne ryzyko odpowiedzialności uzupełniającej pracodawcy" - powiedziała PAP mec. Agnieszka Lisiecka z kancelarii Wardyński i Wspólnicy.
"Należy zastanowić się, czy istniały przepisy wewnątrzzakładowe dotyczące obuwia wymaganego na terenie zakładu pracy, a także dlaczego nawierzchnia była oblodzona i mogło dojść do wypadku" - wyjaśniła rzecznik prasowy GIP. Dodała, że jeśli pracodawca nie zapewnił bezpiecznego szlaku komunikacyjnego na terenie zakładu – to również nie można mówić o wyłącznej winie pracownika.
W takiej sytuacji, jeśli otrzymane z ZUS świadczenia nie pokryją w pełni poniesionej przez pracodawcę szkody, pracownica będzie mogła dochodzić odszkodowania uzupełniającego od pracodawcy.
Lisiecka stwierdziła, że w grę wchodzi odszkodowanie obejmujące wszelkie koszty poniesione przez pracownicę z powodu wypadku, w tym koszty: leczenia, opieki sprawowanej przez osoby trzecie, odwiedzin przez najbliższych. Podkreśliła, że muszą być one uzasadnione, celowe i udokumentowane.
W skrajnych wypadkach, gdy na skutek upadku pracownica stała się inwalidą, może domagać się zwrotu kosztów przygotowania do innego zawodu lub - jeśli utraciła zdolność do pracy - odpowiedniej renty. "Może też dochodzić zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę, a więc za doznane w wyniku wypadku cierpienia fizyczne i psychiczne" - powiedziała Lisiecka.
Zastrzegła, że wysokie obcasy mogą wpłynąć na wysokość zasądzanego odszkodowania w ramach tzw. miarkowania odszkodowania. Miarkowanie to zmniejszanie odszkodowania w zależności od stopnia, w jakim poszkodowana sama przyczyniła się do szkody. "Dotyczyć to będzie np. sytuacji, w której pracownica nie zachowa wymaganej ostrożności i np. założy buty na zbyt wysokich obcasach, które miały wpływ na wystąpienie wypadku i jego skutki" - powiedziała Lisiecka.
Jak poinformowała Tymorek, w razie wypadku przy pracy pracownicy przysługują z ZUS: zasiłek chorobowy z ubezpieczenia wypadkowego i jednorazowe odszkodowanie. Po zakończonym okresie pobierania zasiłku chorobowego, pracownica może jeszcze otrzymać z ZUS świadczenie rehabilitacyjne, jeśli nadal nie może wrócić do pracy, ale rokowania są pomyślne. Gdyby natomiast upadek skończył się niezdolnością do pracy, pracownica może starać się o rentę z tytułu takiej niezdolności.

Winda miała awarię. Rzecznik dodał, że górnicy przyjęli tę sytuację „życiowo, ze zrozumieniem”.
Incydent miał miejsce w mieszczącej się w Rudzie Śląskiej części zakładu – w ruchu „Śląsk”. Pracownicy firmy serwisującej urządzenie zlokalizowali awarię i uruchomili windę po blisko 3 godzinach.
„Nikomu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Awaryjnie było możliwe wyprowadzenie górników przedziałem drabinowym – to bardzo wąska trasa ewakuacyjna, na wypadek gdy wszystko inne zawiedzie. Jej pokonywanie jest jednak szalenie męczące i trwałoby bardzo długo” – powiedział Wojciech Jaros PAP.
Podkreślił, że urządzenia wyciągowe, aby zostały dopuszczone do pracy, muszą być wyposażone w dwa niezależne źródła zasilania. „Jak się okazuje, nawet to nie zabezpiecza przed możliwością awarii” – przyznał.

Dodanie ciężkiego oleju opałowego do wykazu substancji niebezpiecznych, których znajdowanie się w zakładzie decyduje o zaliczeniu go do zakładów stwarzających zagrożenie wystąpienia poważnej awarii przemysłowej to nowa propozycja legislacyjna opracowana przez Ministra Gospodarki.
Na stronach Rządowego Centrum Legislacji opublikowano projekt rozporządzenia Ministra Gospodarki w sprawie rodzajów i ilości substancji niebezpiecznych, których znajdowanie się w zakładzie decyduje o zaliczeniu go do zakładu o zwiększonym ryzyku albo zakładzie o dużym ryzyku wystąpienia poważnej awarii przemysłowej. Projektowane rozporządzenie ma zastąpić obecnie obowiązujące w tym zakresie rozporządzenie Ministra Gospodarki z dnia 9 kwietnia 2002 r. w sprawie rodzajów i ilości substancji niebezpiecznych, których znajdowanie się w zakładzie decyduje o zaliczeniu go do zakładu o zwiększonym ryzyku albo zakładu o dużym ryzyku wystąpienia poważnej awarii przemysłowej (Dz. U. Nr 58, poz. 535 ze zm.) wydane w oparciu o delegację zawartą w art. 248 ust. 3 ustawy z dnia 27 kwietnia 2001 r. – Prawo ochrony środowiska (Dz. U. z 2008 r. Nr 25, poz. 150 ze zm.).
Zasadnicza projektowana zmiana polega na dodaniu ciężkiego oleju opałowego do wykazu substancji niebezpiecznych, których występowanie w zakładzie decyduje o zaliczeniu go do zakładu stwarzającego ryzyko wystąpienia poważnej awarii przemysłowej. Mazut zostanie dodany w grupie produktów destylacji ropy naftowej. Dotychczas w kategorii tej, jako substancje niebezpieczne, znajdowały się benzyny i benzyny ciężkie, nafty oraz oleje gazowe.
Dodatkowo projekt zakłada doprecyzowanie oznaczenia w wykazie substancji niebezpiecznych diizocyjanianu metylu – według klasyfikacji numerowej CAS (Chemical Abstract Number).
Podjęcie prac nad nowym rozporządzeniem podyktowane zostało m.in. koniecznością wdrożenia do polskiego porządku prawnego przepisów dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2012/18/UE z dnia 4 lipca 2012 r. w sprawie kontroli zagrożeń poważnymi awariami związanymi z substancjami niebezpiecznymi, zmieniającej, a następnie uchylającej dyrektywę Rady 96/82/WE (Dz. Urz. UE L 197 z 24.07.2012 r., str. 1).
Zgodnie z przepisami Prawa ochrony środowiska zaliczenie zakładu do kategorii zakładów stwarzających zagrożenie wystąpienia poważnej awarii przemysłowej nakłada na każdego, kto zamierza prowadzić lub prowadzi taki zakład, szczególne obowiązku w zakresie zapewnienia, aby zakład ten był zaprojektowany, wykonany, prowadzony i likwidowany w sposób zapobiegający awariom przemysłowym i ograniczający ich skutki dla ludzi oraz środowiska.
Zgodnie z projektem nowe rozporządzenie miałoby wejść w życie z dniem 15 lutego 2014 r.
Krzysztof Paczoska, RPE

Rada Ministrów przyjęła założenia do projektu ustawy o świadczeniach odszkodowawczych z tytułu wypadków i chorób pozostających w związku z właściwościami lub warunkami służby, przedłożone przez ministra spraw wewnętrznych.
Przygotowanie ustawy jest konieczne ze względu na nowe zadania, a co za tym idzie nowe zagrożenia dla życia i zdrowia funkcjonariuszy formacji mundurowych. Przepisy aktualnie obowiązującej ustawy z dnia 16 grudnia 1972 r. o odszkodowaniach przysługujących w razie wypadków i chorób pozostających w związku ze służbą w Policji (Dz. U. Nr 53, poz. 345 z późn. zm.) znacznie się zdezaktualizowały w stosunku do potrzeb służb mundurowych i wiedzy medycznej.
Nowa ustawa wprowadza regulacje dotyczące świadczeń (odszkodowania przyznawane w razie wypadku lub choroby mającej związek ze służbą) przysługujących funkcjonariuszom: Policji, Państwowej Straży Pożarnej, Straży Granicznej, Biura Ochrony Rządu oraz służb podległych premierowi: Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu i Centralnego Biura Antykorupcyjnego oraz członkom rodzin zmarłych funkcjonariuszy tych formacji. Zmienione zostałyby także regulacje dotyczące orzekania w sprawach odszkodowań. W ten sposób zharmonizowano by przepisy dotyczące funkcjonariuszy z regulacjami obowiązującymi w stosunku do żołnierzy zawodowych i w systemie pracowniczym (ubezpieczenie wypadkowe).
Zasadnicza zmiana polega na uzależnieniu wysokości jednorazowego świadczenia odszkodowawczego od jednolitej – dla wszystkich funkcjonariuszy – kwoty bazowej dla wypłacanego odszkodowania. Obecnie wysokość jednorazowego odszkodowania ustala się w relacji do uposażenia funkcjonariusza, a poszczególne służby inaczej definiują pojęcie uposażenia (może być zasadnicze lub zasadnicze powiększone o dodatki). Proponowane rozwiązanie zrównuje zasady otrzymywania świadczeń odszkodowawczych. Jednocześnie, w uzasadnionych przypadkach, Minister Spraw Wewnętrznych będzie mógł przyznać jednorazowe odszkodowanie w wysokości wyższej niż przewiduje ustawa.
W ustawie zostanie doprecyzowany katalog osób uprawnionych do otrzymania jednorazowego świadczenia odszkodowawczego. Będzie ono przysługiwało funkcjonariuszowi (lub członkom rodziny zmarłego funkcjonariusza) w trzech przypadkach. Po pierwsze – gdy doznał uszczerbku na zdrowiu lub zmarł na skutek wypadku w ciągu 3 lat od daty jego zaistnienia. Po drugie – gdy doznał uszczerbku na zdrowiu wskutek choroby nie później niż w ciągu 3 lat od zwolnienia ze służby. Po trzecie – w sytuacji, gdy zmarł wskutek choroby w ciągu 3 lat od ustalenia uszczerbku na zdrowiu, nie później jednak niż w ciągu 3 lat od zwolnienia ze służby.
Zaplanowano rozszerzenie katalogu używek, po spożyciu których funkcjonariusz ulegając wypadkowi nie otrzyma jednorazowego świadczenia odszkodowawczego. Obecnie do takich używek zalicza się alkohol, po zmianach do tego katalogu zostaną dopisane środki odurzające i inne substancje o podobnym działaniu. Według nowego przepisu, funkcjonariusz będzie pozbawiony prawa do świadczenia odszkodowawczego w razie wypadku, którego wyłączną przyczyną było jego zachowanie spowodowane spożyciem alkoholu, środków odurzających lub innych substancji o podobnym działaniu. Założono podniesienie do rangi ustawowej trybu i zasad prowadzenia postępowania związanego z ustaleniem okoliczności i przyczyn wypadków mających związek ze służbą. Przewidziano zdefiniowanie podstawowych terminów związanych z tą tematyką.

EU-OSHA uruchomiła nowy zestaw narzędzi podkreślający zmiany w oznakowaniu substancji chemicznych. Zestaw narzędzi pomaga pracodawcom i ich pracownikom ostrożnie obchodzić się z substancjami niebezpiecznymi i zadbać o bezpieczeństwo w pracy.
Nowy zestaw narzędzi on-line zawiera film „Niebezpieczeństwo: substancje chemiczne!", plakat i ulotkę. Główną postacią jest "Napo", bohater serii filmów animowanych, dążący do wprowadzenia bezpieczeństwa i zdrowia w miejscu pracy w sposób zabawny i pozostający w pamięci.
Nowe piktogramy zagrożenia dla produktów chemicznych są stopniowo wdrażane w państwach członkowskich jako część całościowo zharmonizowanego systemu, ale najnowsze badania przeprowadzone przez Europejską Agencję Chemikaliów pokazują, że wiele z tych piktogramów nie jest rozpoznawalnych lub właściwie zrozumianych. Zestaw przypomina pracodawcom i ich pracownikom o nowym oznakowaniu i pomaga im zrozumieć, co one oznaczają, aby zapewnić im bezpieczeństwo w pracy.
Około 15% pracowników w Europie zgłasza, że kontakt z niebezpiecznymi substancjami stanowi część ich codziennej pracy. Już pojedynczy kontakt z niektórymi z tych substancji może szkodzić zdrowiu pracowników, wywołując skutki, takie jak: lekkie podrażnienie oczu, podrażnienia skóry, astmę, problemy z rozrodczością, wady urodzeniowe i nowotwór. EU-OSHA chce zapewnić, że pracownicy i ich pracodawcy są zaznajomieni z nowymi piktogramami zagrożenia chemicznego oraz ostrożnie obchodzą się z substancjami niebezpiecznymi.
EU-OSHA wspiera Komisję Europejską w jej wysiłkach na rzecz podnoszenia świadomości w zakresie zmian w wymogach dotyczących oznakowania i ich znaczenia dla miejsc pracy. Poświęcona temu sekcja na stronie internetowej zapewnia dostęp do zestawu narzędzi i różnorodnych dodatkowych materiałów szkoleniowych oraz wytycznych, jak również do „najczęściej zadawanych pytań“ na temat CLP (rozporządzenie Unii Europejskiej w sprawie klasyfikacji, oznakowania i pakowania) i REACH (rejestracja, ocena, udzielanie zezwoleń i ograniczeń odnoszących się do chemikaliów), które pozwalają lepiej poznać tematykę.

Pożar poddasza szkoły; ewakuowano 900 osób
Ok. 900 uczniów i nauczycieli ewakuowano w wyniku pożaru poddasza w kompleksie budynków szkoły podstawowej i gimnazjum w Gorzkowicach w powiecie piotrkowskim (Łódzkie) - poinformował we wtorek rzecznik łódzkiej straży pożarnej Arkadiusz Makowski.
Pożar wybuchł na poddaszu kompleksu budynków szkoły podstawowej i gimnazjum przy ul. Kościelnej w Gorzkowicach. Konieczna była ewakuacja około 900 osób.
"Pożar powstał na poddaszu w budynku o wysokości 12 metrów. W związku z tym, że jest tam utrudniony dostęp, jeszcze nie został opanowany" - dodał Makowski.
W akcji bierze udział 12 zastępów straży pożarnej. Według Makowskiego nie ma informacji o osobach poszkodowanych.

Spotkanie ze związkowcami branży ciepłowniczej
Iwona Hickiewicz, główny inspektor pracy z zastępcami: Małgorzatą Kwiatkowską i Leszkiem Zającem spotkali się 23 października br. w siedzibie Głównego Inspektoratu Pracy w Warszawie z władzami Krajowego Związku Zawodowego Ciepłowników, na czele z jego przewodniczącym Lechem Hemmerlingiem.
Mówiono o stanie praworządności w stosunkach pracy w kontekście uwarunkowań społeczno-gospodarczych oraz działaniach podejmowanych przez PIP w zakresie egzekwowania przestrzegania prawa pracy. Wysoko oceniono współpracę inspekcji ze związkowcami branży ciepłowniczej, w tym zwłaszcza współdziałanie okręgowych

Ugaszono pożar supermarketu w Wągrowcu
Ponad stu strażaków gasiło w nocy pożar supermarketu w Wągrowcu (Wielkopolskie). Budynek zawalił się, właściciel oszacował straty na 7 mln zł - poinformował we wtorek PAP rzecznik wielkopolskiej straży Pożarnej Sławomir Brandt.
Pożar w supermarkecie ogrodniczo-budowlanym wybuchł w poniedziałek ok. godz. 20, na miejsce przybyło 13 jednostek straży pożarnej.
"Ogień pojawił się w godzinach zamykania sklepu, dlatego w sklepie nie było klientów, akcja gaszenia była ciężka, dach budynku się zapadł i ogień można było gasić tylko z zewnątrz” - powiedział PAP Brandt.
Sklep o powierzchni 1,4 tys. metrów kwadratowych spłonął doszczętnie wraz z towarem i wyposażeniem. Spłonęła też wiata magazynowa o powierzchni 400 metrów kwadratowych.
Przyczyny pożaru zbadają biegli po rozebraniu zniszczonej konstrukcji budynku.(PAP)

Związki chcą, by instytucje unijne sprawdziły bezpieczeństwo na kolei
Związek Zawodowy Maszynistów Kolejowych zwróci się do Europejskiej Agencji Kolejowej, by podjęła działania zapewniające bezpieczeństwo na polskiej kolei. Zdaniem związkowców, polski rząd robi w tej sprawie za mało.
"Troska o bezpieczeństwo, zdrowie i życie osób korzystających z kolei jest naszym związkowym obowiązkiem" - powiedział na poniedziałkowej konferencji prasowej przewodniczący OPZZ Jan Guz. Dodał, że zdaniem związkowców bezpieczeństwo na kolei pozostawia wiele do życzenia.
"Niemal codziennie mamy do czynienia z zagrażającymi zdrowiu i życiu ludzkiemu wypadkami i incydentami na kolei, a co kilka tygodni mamy do czynienia z bardzo poważnymi wypadkami" - dodał przewodniczący Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Polsce Leszek Miętek. Wyjaśnił, że wielokrotnie związkowcy zgłaszali do resortu transportu, Urzędu Transportu Kolejowego (UTK) czy prokuratury wątpliwości związane z bezpieczeństwem na kolei, jednak w jego opinii te interwencje dotąd nie spowodowały podjęcia rzeczywistych i skutecznych działań.
"Dziesięć punktów ministra Nowaka okazało się tylko medialną zapowiedzią. Skoro w Polsce nie ma instytucji, która zadbałaby o zdrowie i życie pracowników i pasażerów kolei, to nie pozostaje nam nic innego jak zwrócić się do Europejskiej Agencji Kolejowej" - powiedział Miętek. Chodzi o dziesięciopunktowy pakiet propozycji, które miały zwiększyć bezpieczeństwo na kolei. Minister transportu Sławomir Nowak przedstawił go opinii publicznej pod koniec maja br. Zaproponował w nim m.in. częstsze kontrole pociągów i przeprowadzenie zmian ustawowych.
Jak poinformował w poniedziałek rzecznik resortu transportu Mikołaj Karpiński, wszelkie zmiany wprowadzane w spółkach PKP - zarówno organizacyjne, jak i te dotyczące inwestycji - są podporządkowane właśnie sprawom bezpieczeństwa. "Tylko w tym roku UTK przeprowadził ok. 600 kontroli, z czego ok. 400 było związanych bezpośrednio z bezpieczeństwem. Ponad 9 tys. pracowników PKP PLK zostało dodatkowo przeszkolonych, dodatkowe szkolenie odbyło też ok. 1,2 maszynistów PKP Intercity" - powiedział Karpiński.
Dodał, że resort opracował także projekt zmian przepisów dotyczących szkolenia maszynistów. Jak wyjaśnił, projekt ten przeszedł już przez Komitet Stały Rady Ministrów i wkrótce będzie skierowany na obrady rządu.

W ubiegłym roku 29 proc. pracodawców skontrolowanych przez Państwową Inspekcję Pracy niewłaściwie oceniło ryzyko zawodowe na stanowiskach pracy.
– Wynika to często albo z niewiedzy pracodawców na temat obowiązków bhp, albo wręcz z ich ignorowania – mówi Maciej Stec z firmy Stec BHP.
Z kontroli inspekcji wynika, że pracodawcy nie przeprowadzają oceny ryzyka na wszystkich stanowiskach pracy. Często wybierają do oceny tylko łatwe do wyodrębnienia obowiązki, pomijając np. ręczne przenoszenie materiałów, które towarzyszy wykonywaniu innych zadań.
Kontrole PIP wykazały też, że pracodawcy nie zbierali aktualnych informacji niezbędnych do przeprowadzenia oceny ryzyka zawodowego. Dla przykładu praczki w pralni szpitalnej, które zajmowały się obsługą pralnic i prasowalnic, wykonywały ręczne prace transportowe oraz zadania w kontakcie z czynnikami chemicznymi i w narażeniu na hałas. Pracodawca nie zapewnił aktualnego spisu niebezpiecznych preparatów chemicznych, nie wytypował ich do pomiarów oraz nie przeprowadził pomiarów hałasu.
– Pracodawcy nie rozpoznają też często wszystkich zagrożeń i czynników je powodujących na poszczególnych stanowiskach pracy – mówi Maciej Stec.
A to oznacza, że brakuje oceny ryzyka powodowanego danym zagrożeniem. Inspektorzy pracy ujawnili przypadki, gdy np. przy pracach budowlanych nie zidentyfikowano niebezpieczeństw wynikających z postawy przyjmowanej podczas pracy, obciążenia zewnętrznego (ręczne przenoszenie materiałów), ucisku na tkanki (np. wykonywanie pracy w pozycji klęczącej) czy też hałasu pochodzącego od ręcznych pilarek łańcuchowych.
inspektoratów pracy z terenowymi strukturami KZZC, podkreślając przydatność podejmowanych wspólnie inicjatyw szczególnie w zakresie szkoleń.

Konferencja „Zatrudnienie i integracja społeczna”
22-10-2012
Konferencja „Zatrudnienie i integracja społeczna”, zorganizowana przez Departament Wdrażania EFS w MPiPS, odbyła się 22 października 2012 r. w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego w Warszawie. Podczas niej m.in.:
•podsumowano wyniki pierwszego konkursu w Działaniu 1.5 PO KL „Wspieranie rozwiązań na rzecz godzenia życia zawodowego i rodzinnego”, na który przeznaczono 150 mln zł;
•podpisano umowę z jednym z wytypowanych w konkursie wnioskodawcą – Burmistrzem Miasta i Gminy Staszów Romualdem Garczewskim;
•ogłoszono drugi konkurs w Działaniu 1.5 PO KL z alokacją w wysokości 50 mln zł;
•przedstawiono realizowane w ramach Poddziałania 1.3.1 projekty na rzecz społeczności romskiej;
•omówiono projekty realizowane przez OHP;
•zapoznano się z prezentacją „Finansowanie zwrotne Podmiotów Ekonomii Społecznej – projekt systemowy p.t. „Wsparcie inżynierii finansowej na rzecz rozwoju ekonomii społecznej”.
- To doskonała okazja do podsumowania tego, co udało się nam zrobić dzięki Priorytetowi I PO KL Zatrudnienie i integracja społeczna – powiedział podczas otwarcia konferencji Minister Władysław Kosiniak-Kamysz. – Mogliśmy wesprzeć tych wszystkich, którzy są w szczególnie trudnej sytuacji na rynku pracy – szczególnie młodych rodziców, pomagając im w zapewnieniu opieki nad dziećmi i ułatwiając tym samym powrót do pracy. Znacząco zwiększyła się liczba przedszkoli, nieco gorzej jest z miejscami opieki dla najmłodszych, zwłaszcza w małych ośrodkach. Ale temu może zaradzić kolejna edycja konkursu, która właśnie startuje. Wierzę, że warto wspierać zatrudnienie, godzenie życia zawodowego i rodzinnego oraz pomagać tym wszystkim, którzy sami nie dają sobie rady. Dla tych ostatnich realizowane są projekty ekonomii społecznej, takie, jak podpisana w lipcu tego roku umowa z BGK.
- Głównym celem Europejskiego Funduszu Społecznego jest poprawa możliwości zatrudnienia – stwierdził Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego Paweł Orłowski – zatem działania z Priorytetu I są kluczowe. My zapewniamy ramy prawne i finansowe, zaś treścią wypełnia je MPiPS, w takich projektach, jak realizowane obecnie konkursy.
Szczegółowo pierwszy konkurs podsumowała Podsekretarz Stanu w MPiPS Czesława Ostrowska. – Obecnie podpisujemy umowy ze 130 wnioskodawcami. Projekty 126 z nich dotyczą wdrażania i upowszechniania rozwiązań, służących godzeniu życia zawodowego i rodzinnego poprzez wsparcie tworzenia i funkcjonowania żłobków, klubów dziecięcych oraz usług świadczonych przez dziennego opiekuna, a projekty 4 wnioskodawców służą upowszechnianiu idei równych szans przez organizowanie kampanii społecznych.
Jeden z projektów, które zwyciężyły w konkursie, zostanie zrealizowany w Staszowie w woj. świętokrzyskim. Dofinansowanie wyniesie niemal 1,5 mln zł. Będzie służył wsparciu dla kobiet i mężczyzn z gm. Staszów w powrocie na rynek pracy, ze szczególnym uwzględnieniem zapobiegania dyskryminacji kobiet, które najczęściej pozostają z małym dzieckiem w domu. Pozwoli na utrzymanie i funkcjonowanie przez trzy lata żłobka i dwóch klubów dziecięcych, uruchomionych dzięki programowi „Maluch”.

Warunki bezpiecznego przewozu ładunków masowych statkami oraz tryb postępowania w sprawie wydawania dokumentów stanowiących dowód spełnienia wymagań przewidzianych w rozdziale VI Konwencji SOLAS określa nowe rozporządzenie Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej.
Zgodnie z § 4 rozporządzenia Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej z dnia 16 stycznia 2013 r. w sprawie bezpiecznego przewozu ładunków masowych statkami (Dz. U. Nr 132) – dalej r.b.p.ł.m. na statku przewożącym ładunki masowe powinna znajdować się instrukcja zawierająca informacje niezbędne dla umożliwienia kapitanowi zapobieganiu przeciążeniom konstrukcji kadłuba. Instrukcja ta powinna być sporządzona w języku zrozumiałym dla oficerów odpowiedzialnych za operacje związane z ładunkiem masowym.
W myśl § 5 r.b.p.ł.m. przed załadowaniem ładunku masowego na statek załadowca dostarcza na piśmie kapitanowi statku lub jego przedstawicielowi informację o ładunku masowym, umożliwiającą podjęcie skutecznych środków ostrożności, niezbędnych dla właściwego rozmieszczenia i przewozu ładunku, w tym w szczególności opracowanie planu rozmieszczenia ładunku w ładowniach i planu załadunku. Informacja o ładunku masowym może być przekazana w postaci elektronicznej.
Przed załadowaniem ładunków masowych kapitan statku i załadowca powinni uzgodnić plan załadunku zapewniający, że konstrukcja kadłuba nie zostanie lokalnie przeciążona. Przed rozładowaniem ładunków masowych kapitan statku i odbiorca powinni uzgodnić plan rozładunku zapewniający, że konstrukcja kadłuba nie zostanie lokalnie przeciążona. Kapitan statku i załadowca są odpowiedzialni za przeprowadzenie operacji załadunkowych zgodnie z planem. W przypadku gdy istnieje zagrożenie, że zostaną przekroczone ograniczenia określone w planach, kapitan statku powinien przerwać operacje przeładunkowe i poinformować o tym odpowiednio załadowcę albo odbiorcę oraz przedstawiciela terminala.
Stosownie do § 7 r.b.p.ł.m. przewóz ładunków masowych, które mogą ulegać upłynnieniu, w tym koncentratów, dozwolony jest, gdy wilgotność ładunku w momencie dostarczenia na statek jest mniejsza niż graniczna wilgotność transportowa. Załadowca ładunków masowych, które mogą ulegać upłynnieniu, w tym koncentratów, przed załadowaniem tych ładunków, dostarcza kapitanowi statku lub jego przedstawicielowi dokumenty określone w rozdziale 4.3.2 Międzynarodowego morskiego kodeksu bezpiecznego przewozu stałych ładunków masowych (KodeksIMSBC) (Dz. Urz. MTBiGM z 2012 r. poz. 71). Przewóz niebezpiecznych ładunków masowych, w postaci innej niż płynna lub gazowa, dozwolony jest na statkach spełniających wymagania określone w rozdziale II-2 prawidle 19 oraz rozdziale VII częściach A i B Międzynarodowej konwencji o bezpieczeństwie życia na morzu, 1974, sporządzonej w Londynie dnia 1 listopada 1974 r. (Dz. U. z 1984 r. Nr 61, poz. 318 i 319, z 1986 r. Nr 35, poz. 177 oraz z 2005 r. Nr 120, poz. 1016) wraz z Protokołem z 1978 r. dotyczącym Międzynarodowej konwencji o bezpieczeństwie życia na morzu, 1974, sporządzonym w Londynie dnia 17 lutego 1978 r. (Dz. U. z 1984 r. Nr 61, poz. 320 i 321) oraz z Protokołem z 1988 r. dotyczącym Międzynarodowej konwencji o bezpieczeństwie życia na morzu, 1974, sporządzonym w Londynie dnia 11 listopada 1988 r. (Dz. U. z 2008 r. Nr 191, poz. 1173 i 1174).
Omawiane rozporządzenie wejdzie w życie 12 lutego br.

Brazylia/ Zaniedbania i błędy powodem tragicznego pożaru w klubie
Seria zaniedbań i błędów była powodem tragicznego pożaru w klubie nocnym "Kiss" w Santa Maria, na południu Brazylii. Według policji i świadków w lokalu nie było alarmu, systemów gaśniczych, wyjść awaryjnych, co więcej - nie zadziałały ręczne gaśnice.
Bilans ofiar pożaru, który wybuchł w niedzielę, sięga obecnie 231 zabitych i ponad 100 rannych. W związku z wypadkiem władze w poniedziałek aresztowały trzech ludzi, jak podał na swych stronach internetowych dziennik "O Globo" - jeszcze jedna sama zgłosiła się na policję.
Inspektor policji Ranolfo Vieira Junior powiedział, że zatrzymania stanowią część prowadzonego śledztwa. Choć policjant tego nie zdradził, brazylijskie media twierdzą, że wśród zatrzymanych jest właściciel klubu i trzech muzyków, którzy w nim występowali.
Wstępne wyniki dochodzenia wskazują, że odbywający się w czasie koncertu pokaz pirotechniczny zapalił izolację akustyczną sufitu. Świadkowie zeznali, że ochrona klubu z początku nic nie wiedziała o pożarze i zablokowała wyjście z lokalu, każąc klientom uregulować rachunki. Około 50 ciał strażacy i policjanci znaleźli w klubowych łazienkach, których drzwi w gęstym dymie przypominały drzwi wyjściowe.
Detektyw Antonio Firmino powiedział, że sufit pokryty był łatwopalną pianką izolacyjną. Policja wciąż sprawdza, ile było wyjść awaryjnych i w jakim były stanie, ale - jak podkreśla - wszystko wskazuje, że były małe i w dodatku zablokowane kratami.
Jeden z muzyków zeznał, że gdy pojawiły się płomienie, perkusista próbował ugasić ogień wodą. Ten jednak bardziej się rozniecił. Gdy ochrona przyniosła ręczną gaśnicę, ta nie zadziałała.
W poniedziałek pochowano pierwsze 50 ofiar tragedii, największej tego rodzaju w ciągu ostatnich 10 lat. Większość z nich to ludzie młodzi, w wieku od 18 do 21 lat. Burmistrz tego liczącego 260 tys. mieszkańców uniwersyteckiego miasta, Cezar Schirmer, ogłosił 30-dniową żałobę.
Służba zdrowia poinformowała, że w szpitalach wciąż przebywa 100 osób, które doznały poważniejszych obrażeń. Lekarze podkreślają, że część rannych trafiła do placówek w innych miastach, gdyż w Santa Maria nie ma wystarczającej liczby respiratorów.
Ostatni równie tragiczny pożar w nocnym klubie wybuchł w 2000 roku w Chinach, w mieście Luoyang. Zginęło wówczas 309 ludzi.