"Prawdziwym celem konferencji w Warszawie jest przygotowanie gruntu pod negocjacje, które powinny się zakończyć w Paryżu pod koniec 2015 roku. (...) Jesteśmy zobowiązani do negocjacji porozumienia, które jest ambitne, jeśli chodzi o redukcję emisji, a także skuteczne i trwałe" - powiedział w piątek grupie zagranicznych korespondentów specjalny wysłannik USA ds. zmian klimatycznych Todd Stern, który będzie przewodniczył amerykańskiej delegacji w Warszawie.
W Warszawie rozpoczyna się w poniedziałek ONZ-owski szczyt klimatyczny zwany COP19. Polska - która obejmie prezydencję COP (Conference of Parties) - przez rok będzie przewodzić procesowi negocjacji, który ma się zakończyć porozumieniem na konferencji w Paryżu w 2015 r.
Odpowiadając na pytanie, Stern zgodził się, że dobrym pomysłem jest przyjęcie w Warszawie "pewnego rodzaju mapy drogowej" czy harmonogramu, w którym zostanie określony dalszy plan działań na rzecz osiągnięcia porozumienia w Paryżu. Dał jednak do zrozumienia, że taki dokument nie musi być koniecznie wiążący. "Słowo +wiążący+ ma w negocjacjach szczególne znaczenie. Ale myślę, że ważne jest, by (w Warszawie) dać sygnał, jak chcemy postępować. Mamy dwa lata, czyli 24 miesiące; wiele do zrobienia przed nami" - dodał.
O wypracowanie kończącego szczyt COP19 dokumentu będzie zabiegać polska prezydencja. "W Warszawie trzeba ustalić dokładny harmonogram globalnych negocjacji nowego porozumienia, a także naszkicować jego ramy, które określą - jaką formę powinien mieć, czy przez jaki czas ma obowiązywać" - napisał w piątek na blogu rządu minister środowiska Marcin Korolec.
Stern podkreślił, że podczas poprzednich szczytów została stworzona "historyczna szansa", by doprowadzić do pierwszego obowiązującego wszystkie strony klimatycznego porozumienia. "W naszej ocenie, to oznacza przełom (...); tego nigdy nie było" - powiedział. Zastrzegł jednak, że by negocjacje się powiodły, porozumienie musi być "jak najbardziej inkluzywne", czyli uwzględniać różne "narodowe okoliczności i zdolności", do redukowania emisji CO2. A to oznacza różne zobowiązania dla różnych państw.
Stern zapewnił, że zarówno prezydent Barack Obama, jak i szef dyplomacji John Kerry są osobiście mocno zaangażowani w walkę ze zmianami klimatu. Rząd ma jednak ten problem, że Kongres, a zwłaszcza zdominowana przez Republikanów Izba Reprezentantów blokuje działania na rzecz walki ze zmianami klimatycznymi. Wielu Republikanów związanych z radykalną Tea Party deklaruje, że nie wierzy w zmiany klimatu.
Do ratyfikacji jakiegokolwiek międzynarodowego porozumienia klimatycznego niezbędna jest zgoda parlamentu. Amerykański Kongres - pomimo podpisu prezydenta - do dziś nie ratyfikował Protokołu z Kioto.
Ponieważ Obama ma ograniczone pole manewru, do walki ze zmianami klimatu wykorzystuje głównie Agencję Ochrony Środowiska (EPA), która może wydawać nowe rozporządzenia w oparciu o już istniejące prawo. Tym sposobem przyjęto rozporządzenia o redukcji samochodowych emisji CO2; we wrześniu EPA przedstawiła projekt regulacji o ograniczeniu emisji gazów cieplarnianych przez nowe elektrownie węglowe i gazowe, a najpóźniej w przyszłym roku ma zaproponować rozporządzenie dotyczące już istniejących elektrowni.
"Ale to prawda, że możemy i powinniśmy robić więcej" - powiedział Stern.
Poinformował, że USA zwiększyły publiczną pomoc na walkę ze zmianami klimatycznymi w państwach rozwijających się z 2,3 mld w ubiegłym roku do 2,7 mld w tym roku budżetowym.