Rząd zamierza dostosować prawo dotyczące genetycznie modyfikowanych organizmów do wymogów unijnych. Rolnicy widzą w tym więcej korzyści niż zagrożeń. Konsumenci – wręcz przeciwnie. Rolnicy podkreślają, że powinni być traktowani na równi z zagranicznymi producentami.
Do Polski sprowadzane jest rocznie ok. 1,5 mln ton soi i 1 mln ton kukurydzy na cele paszowe – w większości genetycznie modyfikowanych, a więc tańszych od surowca krajowego. Trzy czwarte konsumentów w UE nie chce kupować transgenicznej żywności. Zgodnie z przepisami unijnymi zawartość GMO w produkcie powyżej 1% powinna zostać odnotowane na jego etykiecie. Jednak w przypadku mięsa trudno stwierdzić, czy pochodzi od zwierząt karmionych paszami GMO. W dodatku producenci nie mają obowiązku informowania o tym konsumentów. Tylko kilka wybranych firm wymaga od swoich dostawców produktów całkowicie wolnych od GMO. W kraju istnieje zaledwie kilku producentów, którzy nie stosują pasz genetycznie modyfikowanych w żywieniu zwierząt. Ich produkty rzadko trafiają jednak do powszechnej sprzedaży, ponieważ są o 20–40% droższe od mięsa zwierząt karmionych GMO.
źródło: Rzeczpospolita, 4 lutego 2008 r., Magdalena Kozmana
Do Polski sprowadzane jest rocznie ok. 1,5 mln ton soi i 1 mln ton kukurydzy na cele paszowe – w większości genetycznie modyfikowanych, a więc tańszych od surowca krajowego. Trzy czwarte konsumentów w UE nie chce kupować transgenicznej żywności. Zgodnie z przepisami unijnymi zawartość GMO w produkcie powyżej 1% powinna zostać odnotowane na jego etykiecie. Jednak w przypadku mięsa trudno stwierdzić, czy pochodzi od zwierząt karmionych paszami GMO. W dodatku producenci nie mają obowiązku informowania o tym konsumentów. Tylko kilka wybranych firm wymaga od swoich dostawców produktów całkowicie wolnych od GMO. W kraju istnieje zaledwie kilku producentów, którzy nie stosują pasz genetycznie modyfikowanych w żywieniu zwierząt. Ich produkty rzadko trafiają jednak do powszechnej sprzedaży, ponieważ są o 20–40% droższe od mięsa zwierząt karmionych GMO.
źródło: Rzeczpospolita, 4 lutego 2008 r., Magdalena Kozmana