Po drugiej wojnie światowej wilki w Polsce Zachodniej były rzadkością, a w niektórych latach w ogóle ich tam nie obserwowano. Zaczęły się tam osiedlać dopiero po roku 1998, kiedy zyskały w naszym kraju status gatunku chronionego. "My wykazaliśmy, że ochrona pomogła; że wilki potrzebowały czasu" - mówi dr Nowak, która wraz z dr Robertem Mysłajkiem z Instytutu Genetyki i Biotechnologii Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego zbadała dynamikę rozwoju populacji wilków na zachodzie kraju.
Z ich pracy wynika, że w kilka lat po objęciu ochroną liczba wilków w Polsce Zachodniej zaczęła rosnąć, a w ciągu kolejnych 12 lat zwiększyła się od kilku do ok. 140 osobników. W 2012 r. w zachodniej Polsce żyło już 30 wilczych grup rodzinnych.
"Jeszcze na początku XXI w. był taki moment (w latach 2000-2004), że zachodniopolska populacja wilków nie była w stanie odbić się od dna. Później jednak zaczęliśmy obserwować jej szybki, wykładniczy wzrost. Sprawdziły się nasze przewidywania, że ochrona gatunkowa pozwoli tym drapieżnikom osiedlić się także w Polsce Zachodniej. Jednocześnie nie sprawdziły się podejrzenia części ekspertów, że objęcie wilków pełną ochroną będzie się wiązało z nasileniem się kłusownictwa i że związana z tym śmiertelność zablokuje rozwój populacji" - mówi dr Nowak.
Badania wilków prowadzono od roku 2001 do zimy 2012/2013 we wszystkich większych kompleksach leśnych na zachodzie kraju, m.in. w puszczach - Piaskowej (Cedyński Park Krajobrazowy), Goleniowskiej, Drawskiej, Bydgoskiej, Noteckiej i Rzepińskiej, a także na terenie lasów: Koszalińskich, Wałeckich, Sarbskich oraz w Borach Tucholskich i Dolnośląskich.
W badanym okresie obszar stale zajmowany przez wilki powiększył się: z 600 do niemal 11 tys. km kw. Z 900 do 3600 km kw. zwiększyła się natomiast powierzchnia, na której te drapieżniki można spotkać sporadycznie. Po 12 latach rekolonizacji lasów w Polsce Zachodniej wilki zajęły ok. 30 proc. przydatnych siedlisk.
Aby populacja wilków mogła się rozwijać, musi mieć odpowiednią bazę pokarmową, czyli dzikie zwierzęta kopytne. "A tych w ostatnich latach przybywa - podkreśla Sabina Nowak. - Jest coraz cieplej i dotychczasowy istotny czynnik śmiertelności, czyli śnieżne i mroźne zimy, który ograniczał przeżywalność dzików, jeleni i saren, przestał mieć znaczenie. Nie ma też limitującego czynnika związanego z niedostatkiem pokarmu, bo wokół lasów jest go zatrzęsienie. Dotowane z Unii pola kukurydzy rosnącej wokół lasów przyczyniają się do ogromnego wzrostu populacji, np. dzików".
Dowiedz się więcej z książki | |
Prawo ochrony środowiska
|
Autorzy pracy potwierdzili, że głównym zagrożeniem dla wilków jest człowiek. Spośród 28 wilków, jakie w czasie trwania badań znaleziono martwe, 18 zginęło na drogach (były to głównie młode samce), siedem padło łupem kłusowników, a dwa zginęły z powodu chorób i innych przyczyn naturalnych.
Wobec dużej skali takiej śmiertelności przypadkowej ważne jest to, żeby ludzie ograniczali presję na wilki - podkreśla Sabina Nowak. "Chodzi o to, żeby istniała wola dalszej ochrony gatunkowej, żeby leśnicy akceptowali obecność tych zwierząt w lasach i rozumieli, że mają w tym drapieżniku sojusznika w ochronie lasu przed nadmiernym żerowaniem jeleni i saren. Bez wsparcia ze strony leśników, bez jednoznacznego, negatywnego stosunku do kłusownictwa ze strony leśników, sytuacja wilków może się w każdej chwili pogorszyć" - tłumaczy.
Wilków przybywa, ale nie muszą być dla ludzi kłopotliwymi sąsiadami - uważają badacze. "Wiedząc, gdzie wilki się osiedlają, i prowadząc monitoring rozwoju populacji, możemy zapobiegać konfliktom, informując hodowców zwierząt gospodarskich o obecności drapieżników i o metodach zabezpieczania przed nimi inwentarza" - mówi Sabina Nowak.
Dodaje, że dla rolników, którzy mają przy lasach uprawy, osiadła wataha może oznaczać ogromne wsparcie. Wilki polują bowiem głównie na dzikie zwierzęta kopytne, "które obecnie żerują na polach bez ograniczeń, i z którymi gospodarka łowiecka nie jest się w stanie uporać" - mówi.
Anna Ślązak (PAP)