W przypadku innych oskarżonych prokuratura rozważy apelację – dodała oskarżycielka.
Sześciu oskarżonych Sąd Okręgowy w Katowicach skazał w piątek na kary od 3 do 10 lat więzienia, przypisując im nieumyślne, a w przypadku skazanego na 10 lat więzienia projektanta Jacka J. - umyślne sprowadzenie katastrofy. Sąd uniewinnił trzech przedstawicieli generalnego wykonawcy obiektu.
"Trudno mówić o satysfakcji w tej sprawie, która dotyczy śmierci wielu osób, wielu rannych i tragedii ich rodzin” - oświadczyła Wychowałek-Szczygieł, która w mowie końcowej domagała się 10 lat dla Jacka J. i po 6 lat więzienia dla pozostałych oskarżonych. Zauważyła, że wyrok jest w dużej części zbieżny z argumentacją i oczekiwaniami oskarżenia.
"Na pewno nie podzielamy argumentacji i ustaleń w zakresie przedstawicieli generalnego wykonawcy, kierownika budowy i w tym zakresie na pewno będziemy wywodzić apelację" - oświadczyła Wychowałek-Szczygieł. Dodała, że w przypadku innych oskarżonych, którym sąd wymierzył niższą karę, niż wnosiła, prokuratura będzie rozważać apelację. "Będziemy rozważać kwestię surowości kary i adekwatności do stopnia społecznej szkodliwości" - dodała.
Sąd uznał, że wykonawcy hali MTK, choć mieli odpowiednie kompetencje do swojej pracy, nie mieli zdolności, aby weryfikować np. pomiary ugięć konstrukcji dachu. Robił to twórca projektu wykonawczego, który zapewniał, że są one w normie – argumentował sąd. Przedstawiciele firmy - generalnego wykonawcy obiektu - Arkadiusz J. i Andrzej C. oraz kierownik budowy hali Adam J. zostali uniewinnieni od zarzutów niedopełnienia obowiązków i nieumyślnego sprowadzenia katastrofy.
Jak przypomniała sędzia Lucyna Schwarz-Okrzesik, odpowiedzialność przedstawicieli generalnego wykonawcy sąd rozpatrywał w kontekście zdarzenia ze stycznia 2000 r., kiedy praktycznie hala była dopiero zbudowana. To wówczas doszło do pierwszej awarii - już wtedy konstrukcja dachu ugięła się pod naporem śniegu. Według oskarżenia przedstawiciele generalnego wykonawcy hali nie wpisali tego zdarzenia do dziennika budowy, powinni byli też zweryfikować projekt wykonawczy i wzmocnić konstrukcję hali. Oskarżeni ci przekonywali, że swe obowiązki wykonywali tak, jak pozwalała im wiedza i doświadczenie zawodowe, z zaufaniem do osób, z którymi współpracowali.
Sąd, odwołując się do opinii biegłych, wskazał, że choć obiekt m.in. nie był zgodny z polskimi normami, wykonawca zbudował go zgodnie z projektem wykonawczym, za który odpowiedzialny był Jacek J. (skazany na 10 lat więzienia). Generalny wykonawca nie miał przy tym obowiązku badania zgodności projektów architektonicznego i wykonawczego, nie miał obowiązku weryfikowania projektu wykonawczego, a także nie miał do tego kompetencji. "Czyli ani nie musiał, ani nie był w stanie tego robić. Aby weryfikować tego typu rzeczy trzeba specjalnej wiedzy, specjalnych uprawnień" - zaznaczyła sędzia.
I choć biegli wskazali, że wskutek błędnego zaprojektowania hala przy normowym obciążeniu wchodziła w stan awaryjny i stwarzała zagrożenie, kierownik budowy generalnego wykonawcy nie miał np. zdolności przeliczania wyników pomiarów ugięć i weryfikowania ich. Stwierdzane ugięcia weryfikował u twórcy projektu wykonawczego, który wskazywał, że wartości są w normie.
Ponadto sąd uznał, że generalnemu wykonawcy nie można przypisać odpowiedzialności za wybór wykonawcy projektu, według którego powstała hala.(PAP)