Nowe Prawo zamówień publicznych (Pzp) obowiązuje już ponad trzy lata, Urząd Zamówień Publicznych przeprowadził na przełomie roku jego przegląd i ankietę wśród zamawiających i wykonawców. Czy wynika z niej potrzeba kolejnej rewolucji w przetargach?

Nie spotkaliśmy się z takimi propozycjami. Świadczy to o tym, że rozwiązania, które zaproponowaliśmy w 2018 r. zdały egzamin nawet w sytuacji wojny czy pandemii. Rynek zamówień rośnie. I kwotowo, i biorąc pod uwagę liczbę postępowań. Zdajemy sobie jednak sprawę, że przy tak dużym rynku problemy są i będą. Niektóre przepisy trzeba poprawić, nie ma natomiast potrzeby wymyślania nowych mechanizmów czy rozwiązań.

Niektórzy uważają, że ustawa jest zbyt długa, należałoby ją skrócić, uprościć...

W opiniach nadesłanych do ministerstwa na etapie tworzenia Pzp rzeczywiście zdarzały się i takie, w których o tym mówiono. A tuż za tym znajdowało się sformułowanie: proponujemy dodać to, czy tamto. Mówiących, co ująć – nie było. Z pozycji prezesa UZP nie bardzo widzę możliwość skrócenia tych przepisów. Nie jest tylko polską specyfiką to, że przepisów o zamówieniach publicznych jest bardzo dużo.

Cała grupa propozycji dotyczyła elektronizacji przepisów - które z nich są najpilniejsze?

Pilne jest wprowadzenie elektronizacji rozpraw przed Krajową Izbą Odwoławczą. Brakowało takiej możliwości podczas pandemii. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie rozprawy mogą być przeprowadzane elektroniczne, ale taka opcja jest z pewnością potrzebna. Zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych, choćby np. po to, by nie blokować pieniędzy z KPO.

Jakie rozprawy odbywałaby się zdalnie?

Trudno sobie wyobrazić elektroniczną rozprawę, gdy przystępuje do niej 30 podmiotów, a na dodatek postępowanie składa się z wielu części. Jeżeli jednak stron jest niewiele, to może to być sprawna i szybka opcja. Nie chcę podawać wielkości, do których rozprawa mogłaby odbywać się zdalnie, tu kompetentny będzie prezes KIO.  Również zamawiający i wykonawcy są za takim rozwiązaniem. Natomiast co do szczegółów, pojawiają się różnice. Ta zmiana ma być wprowadzona ustawą deregulacyjną - o zmianie niektórych ustaw w celu deregulacji prawa gospodarczego i administracyjnego oraz doskonalenia zasad opracowywania prawa gospodarczego, której projekt dostępny jest na stronach Rządowego Centrum Legislacji.

A co z innymi zmianami związanymi z elektronizacją zamówień? Przedstawiciele rynku źle oceniają rozporządzenie  w sprawie sposobu sporządzania i przekazywania informacji oraz wymagań technicznych dla dokumentów elektronicznych oraz środków komunikacji elektronicznej. Narzekają, że jest niezrozumiałe, trzeba by napisać je na nowo.

Takie sygnały nie docierają do zespołu w UZP, który odpowiada za utrzymanie i codzienne funkcjonowanie Platformy e-Zamówienia. Przy tej okazji warto podkreślić i przypomnieć, że największym wyzwaniem w momencie budowania platformy było zapewnienie, aby w pełni odzwierciedlała ona ustawowe procedury. Pamiętać należy, że każda zmiana w prawie wprowadzająca nowy mechanizm, powodować będzie konieczność zmiany w Platformie e- Zamówienia czy w innych elektronicznych narzędziach, co wymaga odpowiedniego przygotowania i finansowania.

Obecnie w RCL jest również odrębna ustawa o certyfikacji przedsiębiorców. W czym te zmiany pomogą firmom? Bo nie wyrażają one specjalnego zachwytu.

To projekt jeszcze z 2023 roku. Obawiam się, że trochę spóźniony. Obecnie do zamówień poniżej progów unijnych zamawiający nie musi żądać żadnych dokumentów, może poprzestać na oświadczeniach. Dla większych zamówień takie dokumenty są wymagane tylko od tego, kto wygrał – by potwierdzić, że nie zachodzą przesłanki negatywne. A dla zamówień powyżej progów jest obowiązkowy jednolity dokument - JEDZ, w którym są składane informacje i dołączane dokumenty potwierdzające, że nie zachodzą żadne przesłanki wykluczające. Tymczasem dane o przesłankach negatywnych są w publicznych bazach danych prowadzonych elektronicznie. Dlatego, zamiast próbować certyfikować każdego, można by stworzyć nakładkę elektroniczną na istniejące już bazy. Zamawiający mógłby zadać pytanie w takiej aplikacji, czy zachodzą przesłanki do wykluczenia. Przy postępującej elektronizacji wydaje się, że takie urządzenie mogłoby „zasysać” informacje z KRS, KRK, ZUS czy skarbówki. Certyfikacja miała sens, gdy składało się oferty wraz z dokumentami.  Jako urząd podzieliliśmy się naszymi sugestiami i spostrzeżeniami na ten temat z Ministerstwem Rozwoju i Technologii w toku konsultacji projektu.

A certyfikacja merytoryczna?

Na pewno byłaby atrakcyjna dla zamawiających i wykonawców. Oferent mógłby sprawdzić dla danego rodzaju zamówienia, jakimi kwalifikacjami ma się legitymować wykonawca, żeby wziąć udział w postępowaniu. Ale jest to bardzo trudne merytorycznie, bo mamy kilkadziesiąt głównych gałęzi w zamówieniach publicznych, a każda z nich ma swoją specyfikę i podsektory.

Czy poza ww. zmianami planują państwo większą nowelizację, zawierająca postulaty z przeglądu?

Przygotowujemy zestawienie propozycji z przeglądu i będziemy się zastanawiać z MRiT, które warto przekuć w regulacje. Możliwe, że nawet w tym roku zostanie przygotowany projekt nowelizacji PZP i jak przypuszczam w przyszłym mógłby zostać on poddany pod głosowanie.

Czy przewidujecie Państwo podniesienie wysokości progów krajowych?

Większość zamawiających i wykonawców uważa, że ten próg powinien zostać podniesiony. Był on ustalony w 2019 r., od tego czasu ceny robót budowlanych, usług oraz produktów zamawianych w ramach dostaw mocno poszybowały.

Czyli jakiej kwoty możemy się spodziewać?

Będzie to przedmiotem ustaleń. Zastanawiamy się nad przyjęciem innego progu na dostawy i usługi i innego – wyższego – na roboty budowlane. Uważam, że warto się zastanowić nad kwotą 160-180 tys. zł dla dostaw i usług. Dla robót budowlanych - ok 200 tys. zł, ale to są tylko moje przemyślenia, proszę się do nich nie przywiązywać. Można się też zastanawiać czy nie warto automatycznie waloryzować ten próg, np. corocznie o wskaźnik inflacji.

A co z waloryzacją kontraktów? To kolejny problem, który podnoszą wykonawcy.

W 2022 r. wydaliśmy opinię waloryzacyjną na podstawie obecnie obowiązującej ustawy. Dzięki niej mamy możliwość stosowania klauzuli waloryzacyjnej.

Wykonawcy sygnalizują jednak kłopoty, jeśli chodzi o wypłacanie tych pieniędzy...

Daliśmy narzędzia legislacyjne i narzędzia miękkie - np. propozycje brzmienia klauzul waloryzacyjnych. W oparciu o te klauzule, opracowaliśmy we współpracy z branżą oraz GUS dwa kalkulatory waloryzacyjne dla robót budowlanych. Jeden odnosi się do jednowskaźnikowej klauzuli waloryzacyjnej powstałej w oparciu o wskaźnik cen. Drugi – „koszykowy” - jest bardziej rozbudowany. W tym przypadku waloryzacja odbywa się w oparciu o wskaźniki produkcji sprzedanej wyrobów przemysłowych, wynagrodzenia oraz ceny towarów i usług konsumpcyjnych i przypisane tym wskaźnikom wagi, wypracowane w toku prac grupy roboczej przedstawicieli branży oraz UZP. To pokazuje, że od strony legislacyjnej i praktycznej posiadamy odpowiednie narzędzia. Tam, gdzie do waloryzacji doszło – nikt nie mówi o problemach. Gdzie się nie udało, to niewiele możemy zrobić jako urząd – to już bardziej rola znalezienia finansowania czy sposobu przeprowadzenia mediacji, a to już zadanie innych organów.

Jakich jeszcze zmian mogą się spodziewać zainteresowani?

W procedurze podstawowej w drugim wariancie negocjacyjnym, jeżeli zamawiający uzna to za stosowne, może negocjować te elementy treści oferty, które podlegają ocenie w ramach kryteriów. Chcielibyśmy zwiększyć zakres tych negocjacji. Zastanawiamy się też nad wprowadzeniem górnego limitu kar umownych. Za taką zmianą są nie tylko wykonawcy, ale i inwestorzy. Przydałby się też limit odpowiedzialności odszkodowawczej. Znając te dwa limity wykonawcy będą wiedzieli, jak kalkulować ofertę i jej ryzyko. Jest jeszcze wiele postulatów związanych z waloryzacją kontraktów, niekiedy wykluczających się, które trzeba dokładnie przeanalizować.

Wykonawcy skarżą się też na brak waloryzacji płac

Zapis ustawowy mówi wyraźnie, że gdy nastąpi wzrost najniższego wynagrodzenia, to powinien za nim iść wzrost płac kontraktu, jeśli miało to wpływ na cenę – mamy więc waloryzację z mocy ustawy. Natomiast wysokiej klasy specjalistów to nie obejmuje. Tu zamawiający i wykonawcy muszą szukać innych rozwiązań.

Z drugiej strony wykonawcy chcieliby uelastycznienia kwestii rażąco niskiej ceny. Gdy ceny spadają, bardzo utrudnia to rozstrzygniecie przetargu, bo dobre oferty są niejako automatycznie odrzucane.

W ustawie jest zapis, który mówi, że zamawiający nie musi odrzucać ofert z rażąco niską ceną obligatoryjnie. Może sprawdzić, czy nie wynika to z mechanizmów rynkowych. Gdy ceny spadły, nie musi przepisu o rażąco niskiej cenie stosować. Ale musi się liczyć, że któryś z niezadowolonych wykonawców zaskarży postępowanie do KIO. Sprawy o rażąco niskiej ceny to jedne z najczęstszych spraw przed KIO.