Zimą firmy sprzątające miasto wysypują tony soli na stołeczne drogi, która niszczy drzewa. Zdaniem ekologów miasto powinno wprowadzić limity zużycia soli, tak jak to jest w krajach Europy Zachodniej.
W Warszawie jednym z głównych sposobów walki ze śniegiem jest sól. Aby rozpuścić zalegający na drogach śnieg i lód, każdego roku firmy sprzątające miasto wysypują na stołeczne ulice kilkaset ton soli. Tylko w ciągu ostatniego śnieżnego weekendu na ulicach prawie bez przerwy jeździło 170 pługosolarek. Na drogi sypały mieszankę solno-piaskową. Jej głównym składnikiem jest chlorek sodu, czyli zwykła sól. Roztwór soli rozpuszcza zalegające na drogach śnieg i lód. Problem jednak w tym, że taki preparat niszczy miejską zieleń. Chlorek sodu powoduje karlenie liści, zmniejszenie przyrostu pędów, usychanie liści i całych drzew. W ciągu ostatnich 25 lat w stolicy wymieniono ponad 50% przyulicznych drzew. Jedną z głównych przyczyn ich usychania jest właśnie solenie ulic. Tylko w ubiegłym roku odpowiedzialny za zieleń w mieście Zarząd Oczyszczania Miasta wydał na sadzenie nowych drzew i krzewów milion złotych. Z kolei Zarządu Oczyszczania Miasta tłumaczy się, że sól najszybciej rozpuszcza śnieg, a posypywanie ulic żwirkiem czy grysem jest trzykrotnie droższe niż solenie. Tymczasem w krajach skandynawskich, gdzie przecież zimy są o wiele bardziej dokuczliwe, chemię stosuje się rzadko. W Szwecji czy Finlandii na śnieg, który leży na drogach, po prostu sypie się żwir. Dzięki niemu samochody mniej ślizgają się na jezdniach. Gdy lód i śnieg już stopnieje, specjalne maszyny z ogromnymi szczotkami zbierają żwir. Resztki, których nie udało się odzyskać, spłukuje się z dróg. W wielu miastach niemieckich drogi posypuje się specjalnym tłuczniem. Preparaty chemiczne stosuje się w ograniczonym zakresie. Zarówno w Niemczech, jak w i Danii wprowadzono ograniczenia zużycia soli.
Źródło: www.ekoinfo.pl, 19 stycznia 2010 r.
W Warszawie jednym z głównych sposobów walki ze śniegiem jest sól. Aby rozpuścić zalegający na drogach śnieg i lód, każdego roku firmy sprzątające miasto wysypują na stołeczne ulice kilkaset ton soli. Tylko w ciągu ostatniego śnieżnego weekendu na ulicach prawie bez przerwy jeździło 170 pługosolarek. Na drogi sypały mieszankę solno-piaskową. Jej głównym składnikiem jest chlorek sodu, czyli zwykła sól. Roztwór soli rozpuszcza zalegające na drogach śnieg i lód. Problem jednak w tym, że taki preparat niszczy miejską zieleń. Chlorek sodu powoduje karlenie liści, zmniejszenie przyrostu pędów, usychanie liści i całych drzew. W ciągu ostatnich 25 lat w stolicy wymieniono ponad 50% przyulicznych drzew. Jedną z głównych przyczyn ich usychania jest właśnie solenie ulic. Tylko w ubiegłym roku odpowiedzialny za zieleń w mieście Zarząd Oczyszczania Miasta wydał na sadzenie nowych drzew i krzewów milion złotych. Z kolei Zarządu Oczyszczania Miasta tłumaczy się, że sól najszybciej rozpuszcza śnieg, a posypywanie ulic żwirkiem czy grysem jest trzykrotnie droższe niż solenie. Tymczasem w krajach skandynawskich, gdzie przecież zimy są o wiele bardziej dokuczliwe, chemię stosuje się rzadko. W Szwecji czy Finlandii na śnieg, który leży na drogach, po prostu sypie się żwir. Dzięki niemu samochody mniej ślizgają się na jezdniach. Gdy lód i śnieg już stopnieje, specjalne maszyny z ogromnymi szczotkami zbierają żwir. Resztki, których nie udało się odzyskać, spłukuje się z dróg. W wielu miastach niemieckich drogi posypuje się specjalnym tłuczniem. Preparaty chemiczne stosuje się w ograniczonym zakresie. Zarówno w Niemczech, jak w i Danii wprowadzono ograniczenia zużycia soli.
Źródło: www.ekoinfo.pl, 19 stycznia 2010 r.