Dyrektor departamentu energii odnawialnej MG Janusz Pilitowski mówił w środę na posiedzeniu stałej sejmowej podkomisji ds. energetyki, że zidentyfikowane przez resort przyczyny nadpodaży i w konsekwencji niskich cen certyfikatów - to gwałtowny, szybszy niż zakładano wzrost produkcji energii elektrycznej z OZE w ostatnich latach. Chodzi głównie o energię ze współspalania biomasy z węglem oraz z wiatru.
Zgodnie z polskim prawem, każdy producent lub sprzedawca energii musi uzyskiwać pewien jej procent ze źródeł odnawialnych i legitymować się świadectwami pochodzenia, tzw. zielonymi certyfikatami. Jeżeli ich nie posiada, może je kupić na rynku - na giełdzie bądź na podstawie umowy dwustronnej. Jeśli tego nie zrobi, musi zapłacić tzw. opłatę zastępczą na rzecz NFOŚ.
Możliwość wnoszenia opłaty zamiast zakupu certyfikatów jest kolejnym zidentyfikowanym przez resort powodem nadpodaży. Jak podkreślił Pilitowski, mimo bardzo niskich cen certyfikatów, w 2012 r. wpłynęło z niej 326 mln zł.
Sprzedaż certyfikatów miała być źródłem dochodu, stanowiącego wsparcie państwa dla producentów energii z OZE. Od miesięcy skarżą się jednak oni, że z powodu niskich cen nie są w stanie finansować poniesionych inwestycji. Wskazują też, że jednym ze źródeł nadpodaży certyfikatów są duże instalacje współspalania - traktowanego jak OZE, które również otrzymują certyfikaty.
Pilitowski zapowiedział, że przygotowywany projekt ustawy o OZE zostanie rozszerzony o ograniczenie ilości świadectw pochodzenia wydawanych dla nowych instalacji współspalania - czyli uruchamianych po wejściu w życie ustawy. Limity wsparcia dla poszczególnych jednostek do 2017 r. zostaną określone na podstawie średniej produkcji z 2011 i 2012 r.
Kolejną propozycją MG ma być zlikwidowanie po 2017 r. wsparcia dla instalacji istniejących po 2017 r.; resort chce też zaproponować likwidację wsparcia dla dużych, zamortyzowanych elektrowni wodnych oraz ograniczenie ilości świadectw przydzielanych nowym instalacjom wiatrowym.
Ministerstwo - według Pilitowskiego - chce też uniemożliwienia płacenia opłaty zastępczej, gdy cena zielonych certyfikatów spada na rynku poniżej 75 proc. wartości opłaty. „Są też argumenty za likwidacją opłaty i zwiększeniem kar. Wydaje się, że w warunkach nadpodaży likwidacja opłaty jest wskazana” – dodał Pilitowski.
Kolejne ewentualne propozycje to obowiązek sprzedaży certyfikatów przez TGE dla nowych instalacji od 2016 r. oraz ograniczenie „czasu życia” certyfikatu do 24 miesięcy. Pilitowski dodał, że w fazie „głębokich analiz” jest natomiast fundusz stabilizacyjny na interwencyjny zakup świadectw.
Kolejną propozycją ministerstwa miałaby być modyfikacja - w drodze nowelizacji odpowiedniego rozporządzenia - sposobu wzrostu obowiązkowego udziału energii z OZE, którą trzeba udokumentować certyfikatami.
Według obowiązującego rozporządzenia z października 2012 r., udział ten ma wynosić odpowiednio: 12 proc. w br., 13 proc. w 2014 r. i dalej rosnąć co roku o 1 pkt proc. do 19 proc. w 2020 r.
W opinii ministra gospodarki ścieżka ta powinna zostać zmodyfikowana w ten sposób, by obowiązkowy udział energii z OZE w 2014 r. wyniósł 14 proc. w 2015 - 15 proc., w 2016 - 16 proc., a potem wzrost przyspieszyłby - do 17,5 proc. w 2017 r. i dalej - do 19,5 proc. w 2018 r., 21 proc. w 2019 r. i docelowo 25,34 proc. w 2020 r. Jak tłumaczył Pilitowski zmiana tej ścieżki również korzystnie wpłynąłby na sytuację na rynku świadectw pochodzenia energii.