Opublikowane niedawno uzasadnienie uchwały III CZP 11/20 to dzieło wysokich lotów. Niestety - ze wszystkimi negatywnymi skutkami obserwowania problemów prawnych z dużej wysokości i zbyt odległej perspektywy.  

Kto pyta, nie odpowiada

Nawiązując do wątpliwości wyrażonych w pytaniu prawnym, Sąd Najwyższy porusza dwa zagadnienia. Po pierwsze: czy jeśli „niedoszły” kredytobiorca, nieświadomy nieważności umowy spłaca kredyt, to dokonane spłaty prowadzą do umorzenia istniejącego zobowiązania z bezpodstawnego wzbogacenia. Po drugie: czy świadczenie nienależne z punktu widzenia nieważnej umowy kredytu (bo zobowiązanie jako stosunek prawny nieważnym być nie może) może zostać potraktowane jako należne z punktu widzenia zobowiązania do zwrotu bezpodstawnego wzbogacenia, co miałoby wyłączać możliwość jego zwrotu.

Czytaj także: Sądy zostaną zalane pozwami frankowymi, ale ich rozstrzyganie będzie prostsze>>

Poszukując odpowiedzi SN zwraca uwagę (s.7), że zapłata – zarówno gotówkowa jak i bezgotówkowa jest czynnością prawną, której niezbędnym elementem jest oświadczenie woli płacącego – rozporządzenie ukierunkowane na umorzenie zobowiązania wynikającego z określonego stosunku prawnego. Jeśli na skutek nieważności umowy ten stosunek nie powstał, świadczenie jest nienależne, ale nie można jej kwalifikować jako świadczenie należne z innego stosunku zobowiązaniowego. SN stwierdza, że brak jest wówczas woli umorzenia zobowiązania z tego drugiego stosunku, ale brak jest również podstaw po stronie odbiorcy, aby inaczej rozumieć działanie świadczącego.        

 

Logikę tego wywodu zakłóca dopiero zestawienie z praktyką wykonywania umów kredytowych. Gdzie szukać oświadczenia woli przy automatycznym potrąceniu wierzytelności kredytowej banku z wierzytelnością kredytobiorcy z tytułu rachunku bankowego? Gdzie przy automatycznym stałym zleceniu kredytobiorcy do zapłaty kolejnych rat na rzecz banku? W karcie sieciowej czy komputerowych kościach pamięci? Odpowiedź może być trudna, skoro w monografiach ciągle królują przykłady autorstwa Romana Lonchamps de Berier a żaden z siedmiu najnowszych komentarzy do art. 410 kc dostępnych w Lexie nie zawiera odniesienia do 385 (1) kc.

Można powiedzieć, że wola spełnienia świadczenia przez dłużnika jest niepotrzebnym rekwizytem przeszłości. Sprawa wiedzy i woli przyjęcia świadczenia przez wierzyciela jest dziś pozbawiona większego znaczenia. W społeczeństwie masowym zapłata z ręki do ręki staje się zjawiskiem dość wyjątkowym. Łączy się to z rozwojem nowoczesnych form dokonywania zapłaty (operacje bankowe itd.) Zgodne porozumienie wierzyciela i dłużnika staje się fikcją, a nawet zwolennicy teorii umownej przyznają, że oświadczenia woli stron mogą zostać złożone w sposób dorozumiany. Powstanie wielkich przedsiębiorstw, pogłębiający się podział pracy i inne znane okoliczności sprawiają, że wierzycielem najczęściej jest osoba prawna. O jej kontakcie z wykonującym zobowiązanie dłużnikiem nie może być mowy.

Tym, którzy gotowi posądzać piszącego te słowa o prawnicze obrazoburstwo, przypomnę, że poprzedzający akapit wyszedł spod pióra mentora licznych sędziów Sądu Najwyższego – prof. Adama Szpunara – i to bez mała ćwierć wieku temu. Tym, którzy nadal pozostaną nieprzejednani, polecam myślowy eksperyment. Proszę stosownie do art. 412 kc orzec przepadek świadczenia rozumianego zgodnie w poglądem SN jako czynność prawna.

Miej przepis i patrzaj w przepis

Po takim wstępie Sąd Najwyższy przystępuje do właściwej wykładni art. 410 § 1 kc (s.8) i trafnie zauważa, że w przypadku umowy kredytu nienależnym świadczeniem będą zarówno płatności niedoszłego kredytobiorcy, jak i wypłata środków pieniężnych przez bank, oraz że oba te świadczenia podlegają zwrotowi. Trafnie również wskazuje, że na etapie wykładni literalnej nie ma dodatkowej regulacji dotyczącej nienależnego świadczenia spełnionego przez obie strony, zaś na gruncie wykładni systemowej – jedynie art. 497 i 496 kc mówiące o zobowiązaniach wzajemnych. Można się spierać o wzajemny charakter umowy kredytu (rozważana uchwała nie przesądza bynajmniej tej kwestii), ale powołany przez SN argument systemowy traci na znaczeniu w przypadku umów niewzajemnych – jak np. umowy nieoprocentowanej pożyczki. Może właśnie tu tkwi clou problemu, bo inaczej należy rozliczyć  nieważne umowy wzajemne, a inaczej te, które wzajemnymi nie są?  Milczenie ustawodawcy jest jedynie przesłanką do przejścia na kolejny poziom wykładni, a nie – jak wskazuje Sąd Najwyższy – argumentem za teorią dwóch kondykcji. Albo nawet trzech, bo rzut oka na umowę rozważaną w tej sprawie pozwala stwierdzić, że świadczenie banku zostało spełnione do rąk osoby trzeciej (dewelopera), a nie bezpośrednio na rzecz kredytobiorcy. 

Poszukując dalszych argumentów SN sięga jednak do poglądów zaprezentowanych w doktrynie niemieckiej i polskiej. Dochodzi następnie do wniosku, że teoria salda nie miała służyć alternatywnemu względem potrącenia uproszczeniu rozliczenia, ochronie jednej ze stron przed niewypłacalnością drugiej czy też przed wcześniejszym przedawnieniem. Temu zadaniu mają służyć takie instytucje jak prawo zatrzymania czy potrącenie. I z tym stanowiskiem zgodzić się najtrudniej. Reprezentowany – między innymi przeze mnie - w obecnym orzecznictwie pogląd o konieczności uwzględniania roszczeń obu stron (niesłusznie nazywany teorią salda) pojawił się właśnie po to, aby uprościć rozliczenia, zmniejszyć liczbę procesów i chronić jedną stronę (konsumenta) przed upadłością banku albo jego przymusową restrukturyzacją – o czym pisałem już niejednokrotnie. Czytaj: Umowa kredytu nieważna, ale co z rozliczeniem? >>

Bez odniesień do prawa unijnego i konstytucji

Po rozważeniu argumentów doktryny  właściwa wykładnia art. 405 i 410 kc nagle się kończy. Sąd Najwyższy pominął całkowicie konieczność wykładni także tych przepisów zgodnie z prawem europejskim i orzecznictwem TSUE, a przede wszystkim z art. 76 Konstytucji, który przecież nakazuje ochronę konsumentów. Niezrozumiała jest również całkowita rezygnacja z wykładni funkcjonalnej. Miejmy nadzieję, że w kolejnej uchwale III CZP 6/21 również te argumenty – mocno pokreślone we wniosku Rzecznika Finansowego – zostaną wzięte pod uwagę, a Sąd Najwyższy badając poziom ochrony konsumenta np. policzy koszty związane z wytoczeniem przeciwnych powództw przez bank, a przy okazji pomnoży przez dwa liczbę skarg kasacyjnych, które wpłyną po ich rozpoznaniu. Ufam również, że zmierzając do ujednolicenia orzecznictwa zapozna się z jego obficie cytowanymi przez Rzecznika przykładami. Gdyby nastąpiło to już na etapie opracowywania tej uchwały – a znaczna część orzeczeń przytoczonych we wniosku i pytaniu prawnym się powtarza -  zapewne nie miałbym okazji do postawienia tego zarzutu.

 

Cena promocyjna: 53.6 zł

|

Cena regularna: 67 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: zł


Dalsza część uzasadnienia nieco odbiega od pytania postawionego przez Sąd Okręgowy i w zasadzie dowodzi, iż teoria salda jest zbędna, skoro można zastosować klasyczne instrumenty jak prawo zatrzymania świadczeń wzajemnych czy instytucja potrącenia. Warto jednak pamiętać, że w doktrynie wyrażono wątpliwości, co do możliwości potrącenia świadczeń z umowy wzajemnej (T. Wiśniewski, Komentarz do KC pod red. J. Gudowskiego, teza 7 do art. 498, Lex).

Nieprzekonujące argumenty

Sąd Najwyższy dostrzegł wątpliwości co do wzajemnego charakteru umowy kredytu – choć przytoczony w tym kontekście wyrok IV CSK 440/13 w ogóle nie dotyka tego problemu. Natomiast argument mający ostatecznie dopuszczać stosowanie art. 496 kc o odniesieniu do nieważnej umowy kredytu jest nieprzekonujący – żeby nie powiedzieć niezrozumiały. „Obowiązek zwrotu wykorzystanego kapitału jest – w relacji do obowiązku oddania środków do dyspozycji kredytobiorcy – czymś więcej niż zobowiązaniem do świadczenia wzajemnego (ma charakter bardziej podstawowy niż obowiązek zapłaty oprocentowania czy wynagrodzenia), a nie czymś mniej, co uzasadnia zastosowanie tego przepisu także w tym przypadku (w celu zabezpieczenia roszczenia restytucyjnego banku) z odwołaniem do rozumowania a minori ad maius.”  Samo dzielnie essentialium negotii na mniej i bardziej podstawowe wydaje się zastanawiające, skoro bez żadnego z tych postanowień nie doszłoby do zawarcia umowy kredytu. Jeszcze większe zaskoczenie budzi pomysł stosowania prawa zatrzymania jedynie do części świadczenia. Natomiast wnioskowanie na zasadzie: skoro wolno zatrzymać odsetki (mniej) to wolno zatrzymać kapitał (więcej) jest sprzeczne z istotą wnioskowań a fortiori. Wnioskowanie a minori ad maius (z mniejszego na większe) dotyczy zakazów i jest opisowo określane jako „komu zabroniono czynić mniej, temu zabroniono czynić więcej” (por. L. Leszczyński „Zagadnienia teorii stosowania prawa”, Kraków 2001, s. 247, L. Morawski, „Wykładnia w orzecznictwie sądów”, Toruń 2002, s. 339, a zwłaszcza  Z. Ziembiński, „Logika praktyczna”, Warszawa 1995 s. 252). Jeśli umowa kredytu jest wzajemna – wolno stosować prawo zatrzymania. Jeżeli umową wzajemną nie jest, zastosowanie prawa zatrzymania nie wchodzi w rachubę. Tak samo jak niczym nie uzasadnione ograniczenie prawa zatrzymania wyłącznie do zabezpieczenia roszczeń kredytodawcy, które to ograniczenie zapewne niewielu dostrzegło.    

Być może dla równowagi stron Sąd Najwyższy wyraźnie odżegnuje się od stosowania teorii salda na korzyść banku (s. 13). Nie przeszkodziło to jednak przekreślić zasadniczego skutku wywodzonego przez zwolenników teorii dwóch kondykcji, a mianowicie możliwości przedawnienia roszczenia banku. Początek biegu przedawnienia mógłby nastąpić dopiero po podjęciu przez kredytobiorcę świadomej decyzji co do upadku umowy po usunięciu z niej klauzul abuzywnych (s.13). Jednakże SN pomija zupełnie sytuację, w której te same przepisy o bezpodstawnym wzbogaceniu będą stosowane również w sprawach przeciwko konsumentom. Wówczas – konsekwentnie – teoria salda byłaby zastosowana na korzyść konsumenta, zdejmując z niego zarówno ciężar podnoszenia zarzutu potrącenia, jak i zatrzymania. 

W oczekiwaniu na szybką i trafną diagnozę

Obawiam się, że mimo rosnącej liczby przypadków (żeby nie powiedzieć: pandemii) spraw frankowych Sąd Najwyższy po raz kolejny udzielił odpowiedzi w taki sposób, żeby tej odpowiedzi uniknąć. Sąd Okręgowy pytał o umowę kredytu dotkniętą nieważnością – nazywając tak upadek umowy po usunięciu klauzul indeksacyjnych. Tymczasem początkowo uchwała mówi o niedoszłym kredytobiorcy (s. 6), jak gdyby umowa była nieważność sprzeczna z ustawą a świadczenia stron od początku nie miały podstawy prawnej (condictio sine causa). Następnie (s. 13) jest mowa o nieważności wynikającej z zastrzeżenia w umowie klauzul indeksacyjnych i o konieczności podjęcia przez konsumenta decyzji skutkującej definitywnym brakiem podstawy prawnej  (podobnie jak w condictio causa finita). Jeśli te sytuacje są tym samym przypadkiem nieważności – to dlaczego należy stosować odmienne kondykcje? A jeśli mamy do czynienia z dwoma odmiennymi przypadkami wadliwości umowy, to dlaczego Sąd Najwyższy popełnia wielkokrotne ekwiwokacje? Znowu cała nadzieja w Rzeczniku Finansowym, który w swoim wniosku ten problem dostrzega i silniejszym niż mój głosem będzie domagać się jednoznacznej odpowiedzi.  

Z drugiej strony cieszę, że do opanowania tej prawdziwej pandemii wywołanej przez wirusa, wysłano lekarzy, a nie prawników. Może wobec rosnącej ilości takich samych przypadków spraw warto wziąć z nich przykład? Lekarze mają zastanawiające dla prawników metody działania. Po pierwsze szybko dzielą się swoimi spostrzeżeniami co do choroby i wyników terapii. Po drugie starają się maksymalnie wykorzystać pracę już wykonaną przez innych i nie wyważać drzwi otwartych. Mają również organy, które na podstawie tych badań proponują nie hipotezy, ale konkretne procedury. Dzięki temu już po kilku miesiącach od początku pandemii mój lekarz rodzinny (ukłony, Doktorze MH) nie miał wątpliwości ani co do diagnozy, ani co do terapii – choć na temat Covid-19 nie powstała zapewne jeszcze żadna rozprawa habilitacyjna ani nawet dysertacja doktorska. A przede wszystkim nie wahają się konsultować pomiędzy sobą i bezpośrednio wymieniać doświadczeń.

Tymczasem prawnicy sądowi – trzymając się metafor medycznych – upierają się, aby doświadczenie zdobywać wyłącznie na podstawie protokołów autopsji. Bez przestudiowania epikryzy, nie korzystając z badań obrazowych, przesyłają sobie nawzajem nieżyciowe dokumenty, aby prawidłowo przystawić przekrzywioną pieczątkę albo sprawdzić grubość posekcyjnych szwów. Czasem sporządzają statystyki. Przyszłym pacjentom przed upływem ćwierćwiecza zapewne to nie pomoże. Ale przynajmniej sprawa będzie rozpoznana zgodnie z kolejnością wpływu.