KE przyjęła w środę zasady obliczania liczby darmowych pozwoleń na emisję CO2 w przemyśle w latach 2013-2020. Wyznacznikiem będą tzw. benchmarki, czyli emisje przy użyciu najnowocześniejszych technologii dostępnych w całej UE (a nie w poszczególnych krajach). Zdaniem Korolca, sprowadza się to do technologii z użyciem paliwa gazowego, podczas gdy w Polsce powszechnie stosowanym paliwem jest węgiel. Może to oznaczać znaczny wzrost kosztów w branżach energochłonnych takich jak ciepłownictwo, sektor chemiczny, cementowy czy papierniczy.

"Jeszcze nie ma formalnej decyzji, ale jesteśmy gotowi do złożenia skargi na decyzję Komisji Europejskiej do Trybunału. Mamy analizę prawną w tej sprawie. Chodzi o niezachowanie zasady proporcjonalności przez KE" - powiedział Korolec. "Przyjęcie jednego benchmarku jest rozwiązaniem możliwym, ale zbyt kosztownym dla przemysłu. Dla osiągnięcia celu redukcji emisji CO2 możliwe są inne, mniej kosztowne rozwiązania" - wyjaśnił. Dodał, że przygotowania resortu gospodarki zapewne odniosą taki skutek, że "w najbliższym czasie Polska złoży taką skargę".

Pytany przez PAP, kiedy może to nastąpić, odparł: "to musi potrwać, bo poza przygotowaniem tekstu potrzebne są także m.in. konsultacje międzyresortowe, ale to bardziej kwestia tygodni niż miesięcy".

Zgodnie ze środową decyzją KE, kraje UE mają do 30 września dostarczyć KE dane dotyczące instalacji przemysłowych na swoim terenie. Na ich podstawie Komisja wyliczy w 2012 r. przydziały darmowych pozwoleń dla poszczególnych instalacji do 2020 r.

Darmowe pozwolenia dla przemysłu w latach 2013-2020 mają być przydzielane maksymalnie do wysokości tzw. benchmarków, czyli emisji dwutlenku węgla generowanych przez 10 proc. najbardziej wydajnych instalacji w UE. Następnie limity te (wyrażone w tonach CO2 na 1 produkt) będą przemnożone przez wielkość produkcji, co określi liczbę darmowych pozwoleń dla przedsiębiorstw przemysłowych.

Na darmowe pozwolenia w wysokości benchmarków mogą liczyć przedsiębiorcy z sektorów zagrożonych tzw. carbon leakage, czyli przenoszeniem produkcji poza granice UE (gdzie nie ma limitów emisji CO2). Branże takie będą określane m.in. na podstawie wzrostu kosztów produkcji w związku z koniecznością zakupu pozwoleń na emisję. Reszta przedsiębiorców otrzyma pozwolenia w wysokości 80 proc. benchmarków w 2013 roku. Liczba ta będzie stopniowo maleć do 30 proc. w 2020 r. Brakujące pozwolenia firmy będą mogły kupić na rynku.

Unijna komisarz ds. klimatu Connie Hedegaard podkreśliła w środę, że decyzja KE to "kamień milowy w reformowaniu europejskiego rynku pozwoleń na emisję CO2, a benchmarki dają jasne wytyczne przemysłowi, jakie są możliwości poszczególnych sektorów, jeśli chodzi o niskoemisyjne technologie".

Decyzję KE próbowali zablokować w Parlamencie Europejskim polscy europosłowie. PE miał w tym przypadku prawo weta (ale nie mógł wprowadzić do decyzji żadnych zmian). 16 marca podczas głosowania w komisji środowiska polskim posłom nie udało się jednak uzyskać większości, by odrzucić decyzję KE. Premier Donald Tusk zapowiedział wtedy, że Polska będzie na forum UE "cały czas dyskutować o tym, jak przesadnie wyśrubowane są te oczekiwania i ambicje Unii - jeśli chodzi o ograniczenie emisji CO2".

Jednak wobec braku sprzeciwu PE, a także Rady UE, gdzie reprezentowane są rządy państw członkowskich, KE ogłosiła w środę formalne przyjęcie decyzji, która stała się obowiązującym prawem.

W trosce o konkurencyjność unijnego przemysłu, w pakiecie klimatyczno-energetycznym UE z 2008 r. przewidziano, że część uprawnień w latach 2013-2020 będzie przyznawana za darmo w zależności od stosowanej przez firmy technologii: im mniej emisji CO2, tym większa część bezpłatnych praw do emisji. Nie dotyczy to elektroenergetyki, gdzie zasadą ma być zakup wszystkich pozwoleń na emisję z uwzględnieniem okresu przejściowego m.in. dla Polski.

Z Brukseli Julita Żylińska (PAP)

 

jzi/ pad/ gma/