Metoda CCS (Carbon Capture and Storage) wychwytu i sekwestracji (składowania) dwutlenku węgla jest promowana przez Komisję Europejską jako jeden ze sposobów ograniczania emisji CO2 do atmosfery. Polega ona na wychwyceniu różnymi metodami CO2, powstającego w wyniku spalania paliw kopalnych, skroplenia go, przetransportowania do miejsca składowania i zatłoczenia do izolowanej formacji geologicznej w celu trwałego przechowania.
Podczas posiedzenia komisji poseł PiS Dariusz Bąk pytał wiceministra środowiska i Głównego Geologa Kraju Piotra Woźniaka o to, czy podziemne składowanie dwutlenku węgla nie będzie bombą ekologiczną. Zacytował m.in. fragment uzasadnienia do projektu, w którym napisano, że podziemne składowanie CO2 może wiązać się z negatywnym wpływem na środowisko w razie awarii w zakładzie górniczym i wyciekiem dwutlenku węgla.
Wiceminister podkreślił, że właśnie ze względu na małe doświadczenia z CCS, projekt ustawy nie mówi o przedsięwzięciach na skalę przemysłową, tylko o tzw. projektach demonstracyjnych, czyli np. badawczych. Dodał, że takie składowiska dwutlenku węgla będą monitorowane.
Zgodnie z projektem ustawy składowanie dwutlenku węgla, a także poszukiwanie i rozpoznawanie formacji geologicznych, w których będzie można gromadzić CO2, będzie wymagało uzyskania koncesji udzielanej przez ministra środowiska. Przedsiębiorcy będą musieli także zawrzeć tzw. umowę użytkowania górniczego. Koncesja ma być udzielana wyłącznie dla projektów demonstracyjnych i będzie obejmować działalność związaną z eksploatacją podziemnego składowiska, a także okres po jego zamknięciu. Przedsiębiorcy przez 20 lat od zamknięcia składowiska będą musieli sprawdzać, czy nie dochodzi tam do niepożądanych zjawisk, takich jak uwalnianie się CO2 do atmosfery czy wód podziemnych.
Przez 30 lat kolejnych lat od zamknięcia takiego składowiska jego monitoring przejmie powołany ustawą Krajowy Administrator Podziemnych Składowisk Dwutlenku Węgla (KAPS), działający w ramach Państwowego Instytutu Geologicznego. Resort przewiduje, że monitoring takiego złoża mógłby być dłuższy.
Wiceminister przypomniał, że nowelizacja dostosowuje nasze przepisy do tzw. unijnej dyrektywy CCS z 2009 roku. "Jesteśmy bezpieczni (ekologicznie - PAP), ale nie ukrywam, że gdyby nie wymóg UE, to pewnie projekt w najbliższym czasie by nie powstał" - ocenił.
W nowelizacji rząd zobowiązał się, że po 2024 roku, czyli po zebraniu doświadczeń z projektów demonstracyjnych w kraju i za granicą, przeprowadzi analizy tych projektów oraz podejmie decyzję co do przyszłości działalności CCS w Polsce.
Nowe prawo wprowadzi też zmiany w innych ustawach, w tym m.in.: ustawie o odpadach, o swobodzie działalności gospodarczej, o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko, Prawie ochrony środowiska. Przewidziano również zmiany w Prawie energetycznym dotyczące przesyłu dwutlenku węgla.
Dotychczas w Polsce tę metodę składowania CO2 stosowano jedynie na niewielką skalę. Projekty takie realizowano w Niemczech, Danii, USA, Kanadzie, Holandii, Norwegii. Dwutlenek węgla gromadzono najczęściej w wyeksploatowanych lub czynnych złożach gazu ziemnego i ropy naftowej. W Austrii i na Litwie zakazano podziemnego zatłaczania dwutlenku węgla. Rząd austriacki uzasadnił swoją decyzję brakiem odpowiednich struktur geologicznych.
Firma PGE chciała zastosować pierwszy większy projekt CCS w Bełchatowie. W kwietniu br. Grupa zrezygnowała jednak z tek inwestycji, tłumacząc to brakiem odpowiedniego finansowania. Bełchatowski CCS nie znalazł się bowiem na liście projektów, dofinansowywanych przez KE.
Eksperci podkreślają, że technologia CCS jest na razie zbyt droga; opłacałoby się ją stosować, jeśli uprawnienia do emisji CO2 w systemie ETS kosztowałyby ponad 65 euro. Tymczasem ich cena nie przekracza obecnie 5 euro.