Europa nie da rady wyjść z kryzysu bez konkurencyjnych cen energii, które będą sprzyjać powrotowi do UE przemysłu - mówił Buzek. "Jeśli nic się nie zmieni, w Europie ceny prądu mogą być za 10-15 lat o połowę wyższe niż w USA i kilka razy wyższe niż w Chinach. Za osiem lat UE ma importować dwie trzecie energii, a USA dążą do ograniczania jej importu" - wskazywał.
Buzek ocenił, że polityka klimatyczna powinna być tylko jednym z celów polityki energetycznej, obok np. konkurencyjności czy bezpieczeństwa dostaw. Dotąd to ochrona klimatu zarządzała energetyką, ale to myślenie się zmienia - mówił b. premier. W jego opinii projekt ochrony klimatu powinien być "wyważony", skoro UE odpowiada tylko za 12 proc. globalnych emisji.
Jednym z tematów dyskusji w trakcie kongresu były perspektywy dla europejskiego systemu handlu uprawnieniami do emisji (ETS). Uprawnienia na rynku kosztują znacznie mniej niż planowano, wprowadzając system, nie stymulują więc inwestycji w niskoemisyjne technologie. W związku z tym KE planuje tzw. backloading, czyli ograniczenie liczby uprawnień, by podbić ich cenę. Dziś kosztują ok. 5 euro, a uważa się, że przynoszą efekt modernizacyjny, jeśli kosztują powyżej 15 euro.
Rada UE ma się zająć backloadingiem w kwietniu 2014 r. Wiceminister środowiska Beata Jaczewska podkreślała jednak, że backloading nie jest elementem polityki klimatycznej, tylko fiskalnej. Przypomniała, że dyrektywa ETS nakazuje reinwestować przychody ze sprzedaży uprawnień m.in. w rozwój odnawialnych źródeł energii (OZE). "Jeśli cena uprawnień jest niska, to państwa takie jak Niemcy nie mają zabezpieczonych środków na priorytetowe dla nich OZE" - tłumaczyła Jaczewska prawdopodobne poparcie przez Niemcy ograniczenia podaży uprawnień.
W jej opinii backloading w proponowanej obecnie wielkości raczej nie zmieni sytuacji na rynku, bo plan mówi o wycofaniu 900 mln uprawnień, a dzisiejsza nadwyżka to 2 mld.
Podobnego zdania był prezes działającego na rynku CO2 Domu Maklerskiego Consus Maciej Wiśniewski. "Z punktu widzenia rynku i zarządzania tym systemem w przedsiębiorstwie, to sam backloading na cenę nie powinien wpłynąć. Podejrzewam, że będzie kolejna interwencja, być może jakaś próba zwiększenia popytu" - ocenił. Wiśniewski dodał, że w pewnym sensie system wpadł w błędne koło, bo np. energetyce przydzielono 440 mln darmowych uprawnień w zamian za przyszłe inwestycje, natomiast uprawnienia są na tyle tanie, że sprzedając je nie da się na te inwestycje zarobić. Być może powstaną dopiero wówczas, gdy cena wzrośnie - dodał.
Przed konsekwencjami unijnej polityki klimatycznej przestrzegał Bolesław Jankowski z firmy analitycznej EnergSys. "Wszystkie dokumenty KE pokazują, że polityka ta prowadzi do spadku PKB i zatrudnienia, za wyjątkiem przypadku, gdy wpływy ze sprzedaży uprawnień byłyby skierowane na redukcję kosztów pracy. Ale KE tego nie wymaga" - mówił Jankowski. Podkreślał, że średnia wydatków gospodarstwa domowego na energię w UE to 4,5 proc. a w Polsce - 9 proc. Oznacza to, że duża część gospodarstw przekracza 10-proc. próg ubóstwa energetycznego – zaznaczył.
Reformy zdążające w kierunku niskoemisyjnej gospodarki, oprócz kosztów, będą miały też dobrodziejstwa - przekonywał szef Instytutu Studiów Strukturalnych Maciej Bukowski. Jego zdaniem Polska powinna mieć m.in. własne podejście do polityki przemysłowej, korzystne dla niej samej. Bukowski dodał, że płynące ostatnio z kręgów rządowych wypowiedzi sugerują, że rząd uważa, iż obroni bez większych zmian polską gospodarkę opartą na węglu. "Jeśli rząd rzeczywiście tak uważa, to duży błąd. To nieprawda, że przez następne 30 lat 90 proc. energii w Polsce będzie produkowane dalej z węgla" - stwierdził Bukowski.