W nocy ze środy na czwartek ratownicy wydostali z gruzowiska ok. 100 ciał, co oznacza, że liczba zabitych w tej najgorszej w historii katastrofie w sektorze tekstylnym sięgnęła 912.
Wiele ciał, do których ratownicy dotarli w ciągu ostatniej doby, trzeba było wysłać do laboratorium w celu identyfikacji DNA - podała policja.
Bilans może wzrosnąć, ponieważ w dalszym ciągu nie ustalono liczby ludzi, którzy 24 kwietnia, kiedy doszło do katastrofy, przebywali w budynku. Według źródeł wojskowych nadzorujących operację wydobywania ciał z gruzowiska ratownicy zostaną na miejscu jeszcze dwa do trzech dni. Ponad 2,5 tys. osób udało się uratować; wiele było rannych.
W ośmiopiętrowym budynku, poza pięcioma fabrykami produkującymi dla zachodnich marek odzieżowych, znajdowały się także sklepy i bank.
Władze twierdzą, że właściciel budynku nielegalnie dobudował trzy piętra i zezwolił na zainstalowanie w fabrykach ciężkiego sprzętu oraz generatorów. Według prowadzących śledztwo przyczyną zawalenia się budowli były wibracje wielkich generatorów. Zanim doszło do katastrofy, robotnicy na próżno sygnalizowali, że w starzejącym się wieżowcu widać pęknięcia.
W ramach śledztwa aresztowano właściciela budynku i kilka innych osób, w tym właścicieli zakładów tekstylnych.
W środę władze Bangladeszu poinformowały, że ze względów bezpieczeństwa po katastrofie z 24 kwietnia zamknęły w sumie 18 fabryk odzieżowych w kraju.
Tymczasem w nocy ze środy na czwartek w pożarze w innej fabryce tekstylnej w Dhace zginęło co najmniej osiem osób - podała stołeczna policja. Ogień pojawił się na trzeciej kondygnacji 11-piętrowego wieżowca. Ofiary, uwięzione na klatce schodowej, zmarły w wyniku zatrucia toksycznym dymem powstałym po spaleniu syntetycznych ubrań - powiedział agencji AFP dowódca straży pożarnej Bangladeszu Mahbubur Rahman.
Bangladesz jest jednym z największych światowych eksporterów odzieży. Eksport, głównie do USA i Europy, przyniósł krajowi w 2011 roku ok. 20 miliardów dolarów.