Monika Toppich: Ludzie oczytani, którzy sobie radzą - czy to nie jest definicja Forum Młodych Lewiatan?
Justyna Politańska: Tak bym to określiła. W Forum Młodych są osoby, które chcą się rozwijać, ale także takie, które poszukują, szukają swojej drogi i chcą się sprawdzić w różnych dziedzinach: zarządzaniu projektem, organizowaniu spotkań, pisaniu różnych merytorycznych opracowań ekonomicznych czy finansowych. My dajemy taką możliwość - można to zrobić samodzielnie albo z pomocą innych.
Jakie są główne motywacje osób, które chcą do was dołączyć?
Różne. Od poszerzenia wiedzy ekonomicznej, związanej z prowadzeniem działalności gospodarczej, poprzez nawiązywanie kontaktów biznesowych, czy przyjacielskich. Część osób chce po prostu zrealizować jakiś swój projekt.
A kogo wy poszukujecie?
Osób samodzielnych i odpowiedzialnych, a to nie jest takie łatwe wśród młodych ludzi takie osoby znaleźć. To jest najważniejsze - jeśli danej osobie powierzam jakąś pracę i ona daje mi słowo, że ją wykona i faktycznie to robi, to w zupełności wystarczy. Ważne jest też to, żeby osoby, które do nas przychodzą były nastawione na uczenie się. Ja nie oczekuję od osób, które mają 18-20 lat, że przyjdą i będą już wszystko wiedziały, bardzo chętnie je nauczę, ale muszą mieć otwartą głowę i brać odpowiedzialność za zadania, których się podejmują.
Dużo jest osób, które chcą do was dołączyć i faktycznie są sensowne, czy raczej jest sporo osób, którym na początku się chce, a potem przestaje się chcieć?
Często zdarza się, że przychodzą do nas osoby, które chcą coś zrobić, ale właściwie nie wiedzą, co konkretnie by chciały. Chcąc im pomóc przyjmowaliśmy ich do naszego grona i okazywało się, że na przykład po dwóch miesiącach przestali się odzywać, nie realizowali zadań, których się podjęli. Jest to problem nie tylko u nas, ale też w wielu zakładach pracy, kiedy młode osoby szybko rezygnują i zostawiają innych z problemem.
Czy zgadzasz się z tym, że bardzo wielu młodych ludzi, którym udało się zdobyć licencjat, czy magistra, ma bardzo wygórowane oczekiwania względem pracodawców - służbowy samochód i pięć tysięcy pensji. A rzeczywistość okazuje się zdecydowane inna...
Rzeczywiście ten temat pojawia się wśród wielu pracodawców. Oczywiście nie ma nic złego w tym, żeby być dobrze wynagradzanym, ale jeśli na początku niewiele się potrafi, to trzeba mieć w sobie trochę pokory.
A na rozmowie kwalifikacyjnej lepiej wygląda ktoś, kto sprzedawał frytki w barze, czy ktoś, kto ma czyste konto?
To zależy od pracodawcy i od branży, ale zawsze lepiej w CV mieć coś, niż nie mieć nic. Jeżeli ktoś przyjdzie do pracodawcy po studiach bez żadnego doświadczenia i nie pokaże, że choćby próbował coś zrobić, to będzie to dużo gorzej odebrane, niż jeśli dana osoba pokaże, że robiła cokolwiek, ale jednak robiła.
Z jednej strony młodzi chcą, żeby staże były płatne, z drugiej strony pracodawcy przyjmując stażystów często dają im do wykonania najmniej ambitne prace.
To bardzo złożony problem. Bo z jednej strony jeżeli pracodawca oferuje bardzo atrakcyjny program praktyki i czegoś się nauczymy, taka praktyka trwa sensownie długo, czyli miesiąc, dwa, maksymalnie trzy. I w czasie tej praktyki rzeczywiście można się czegoś nauczyć, to takie praktyki nie muszą być wynagradzane, albo wynagradzane w niewielkim stopniu. Bo ze strony pracodawcy to też jest swego rodzaju inwestycja.
Trzeba oddelegować pracownika, znaleźć miejsce...
Dokładnie. Problem w tym, że takie sytuacje nie zdarzają się zbyt często. Najczęściej praktykant zajmuje się kserowaniem, wykonuje prace kuriera, jak to ma miejsce w przypadku branży prawniczej, gdzie studenci po prostu jeżdżą z dokumentami i jeśli w takich sytuacjach pracodawca nie płaci ani grosza, to jest karygodne. Ale to też zależy od postawy młodych ludzi - jeśli rzeczywiście chcą się czegoś nauczyć i zrobić coś sensownego, to jest super postawa godna wynagrodzenia, ale wielu z nich przychodzi po to, żeby "odhaczyć" obowiązkowe praktyki na studiach i w ogóle nie interesuje ich to, co mają zrobić, no to trudno się dziwić pracodawcom, którzy nie chcą za coś takiego płacić.
A jeśli student faktycznie chce coś zrobić, ale pracodawca stwierdza tylko: przynieś kawę, posegreguj to, tamto. Student tydzień wytrzymał, ale później stwierdził, że chciałby wreszcie się czegoś nauczyć. Powinien iść i powiedzieć wprost, że coś takiego mu nie odpowiada?
Zawsze można spróbować porozmawiać z bezpośrednim przełożonym i powiedzieć, że czas na bardziej ambitne zadania. To może być nawet bardzo dobrze odebrane. Może warto zrobić coś ponad program i pokazać, że jesteśmy w stanie robić coś więcej, niż tylko parzenie kawy.
Ale w wielu przypadkach to i tak nic nie da, bo pracodawca nie będzie tym zainteresowany i niczego bardziej skomplikowanego danej osobie nie powierzy. W takiej sytuacji trzeba możliwie szybko z takiego miejsca zrezygnować, bo nie daje nic poza wpisami w CV, a to i tak może być dość wątpliwe, bo pracodawcy zdają sobie sprawę z tego, jak wyglądają staże. Jeśli w CV dana osoba ma wpisane hasło: praca administracyjna, to prawdopodobnie polegało to na parzeniu kawy.
W ciągu ostatnich lat obserwujemy taką tendencję, że wszyscy muszą iść na studia. W czasach mniej więcej naszych rodziców studia były czymś bardzo wartościowym, tylko niewielki odsetek ludzi zdobywał magistra. Teraz trudno powiedzieć, żeby magister faktycznie był furtką do lepszej przyszłości. Czy twoim zdaniem faktycznie w XXI wieku konieczne sa studia?
Absolutnie uważam, że studia nie są dla wszystkich i nie wszyscy muszą studiować. W Polsce troszkę jeszcze mamy z tym problem i wiele osób deklaruje, że jeśli ktoś nie poszedł na studia to jest jakaś klęska i wstyd, że pójście do szkoły zawodowej to obciach i upadek. Ja tak absolutnie nie uważam.
Znam bardzo wiele osób, które nie skończyły studiów albo w ogóle ich nie podjęły i są świetnie radzącymi sobie przedsiębiorcami. Idąc na studia powinniśmy być przekonani, że to jest coś, co chcemy robić, że to coś nam da w przyszłości. Ale jeśli odnajdujemy się w innych dziedzinach, to absolutnie powinniśmy iść tą drogą, a nie ślepo iść na studia bo "tak trzeba", bo wtedy skończymy nieszczęśliwi i bez zatrudnienia.