Od dawna toczy się dyskusja na temat recenzji doktorskich i habilitacyjnych. Mówiło i pisało się wiele o ich jakości, o konieczności spełniania przez nie pewnych standardów. Ostatnio natomiast dyskusja ta skoncentrowała się na kwestii możliwości pozwania recenzenta za sformułowania zawarte w recenzji doktorskiej/habilitacyjnej: Sąd Apelacyjny w Warszawie orzekł w sprawie roszczeń o ochronę dóbr osobistych osoby ubiegającej się o awans naukowy przeciwko recenzentowi rozprawy habilitacyjnej. Sąd uznał, iż recenzent nie ponosi odpowiedzialności prawnej z tytułu naruszenia dóbr osobistych. Rozstrzygał więc Sąd w kwestii dotyczącej naruszenia dóbr osobistych poprzez użycie niewłaściwych słów („recenzja została napisana językiem żywym i potoczystym, zawierającym ekspresyjne zwroty i twierdzenia”). Do dyskusji tej chciałbym „dorzucić” swoje uwagi. Nie mają one jednak związku z żadnym konkretnym postępowaniem awansowym.

 

Recenzja naukowa a ochrona dóbr osobistych>>

 

Opinia to  środek dowodowy

Recenzent pracy doktorskiej czy habilitacyjnej to ekspert. Z procesowego punktu widzenia to biegły, którego opinia-recenzja jest jednym ze środków dowodowych w postępowaniu doktorskim/habilitacyjnym. Recenzent powinien sporządzić recenzję jako specjalista w danej dziedzinie, zgodnie ze stanem swojej wiedzy oraz kompetencjami merytorycznymi. Recenzja może być pozytywna lub negatywna. Recenzent ma swobodę w sporządzaniu recenzji; ważne jest, by była ona przygotowana w sposób merytoryczny. Jednak taka swoboda działania recenzenta nie oznacza arbitralności ani dowolności.

 

W tym kontekście mam następujące skojarzenie z instytucją uznania administracyjnego: w roku 1980 reaktywowano sądownictwo administracyjne (wówczas jednoinstancyjny Naczelny Sąd Administracyjny) – już po pierwszych orzeczeniach obywatele przekonali się, że można wygrać z urzędnikami! Pierwsze orzeczenia dotyczyły m.in. interesu społecznego czy też uznania administracyjnego. Już w jednym z pierwszych orzeczeń z 1981 r. przyjęto, iż organ administracji, działając na podstawie przepisów przewidujących uznaniowy tryb załatwienia sprawy, jest zobowiązany załatwić sprawę, zgodnie ze słusznym interesem obywatela, o ile nie stoi temu na przeszkodzie interes społeczny. Z czasem orzecznictwo się rozrosło, wprowadzone zostały pewne standardy korzystania z uznania administracyjnego przez organy administracji publicznej. Uznanie takie jest nadal często spotykane. I dobrze – bo jest potrzebne. Jednak organ, wydając decyzję uznaniową, nie może działać w sposób arbitralny. Organ administracji publicznej, wykorzystując kompetencje uznaniowe, nie może przekraczać granic tego uznania. Wyróżnić można granice zewnętrzne i wewnętrzne uznania administracyjnego. Granice „wewnętrzne” uznania administracyjnego to pewne wartości, zbiorczo określane jako interes publiczny, którymi organ powinien się kierować przy podejmowaniu rozstrzygnięcia. Natomiast granice „zewnętrzne” są kształtowane przez normy prawne, stanowią pochodną celów, dla realizacji których ustawodawca wyposaża organ w możliwość działania uznaniowego. Cele te zazwyczaj wynikają wprost z przepisów ustawy, w której regulacjach znajduje się norma materialnoprawna zawierająca upoważnienie do korzystania z uznania, ale też z norm zawartych w innych aktach prawnych. I chociaż uznanie administracyjne dotyczy decyzji administracyjnych, to jednak powyższe granice tego uznania można też odpowiednio zastosować do swobody, jaka panuje przy sporządzaniu recenzji w sprawach awansowych.

 

Swoboda to nie dowolność

Recenzje takie charakteryzują się pewną swobodą, która jednak nie jest dowolnością. Recenzent nie może być arbitralny. Powinien on kierować się zasadą obiektywności i bezstronności, biorąc pod uwagę jedynie okoliczności istotne dla konkretnej sprawy (istotne z naukowego punktu widzenia dla sporządzenia recenzji); zasady te oznaczają obowiązek uwzględniania przez recenzenta wszystkich okoliczności istotnych dla konkretnej sprawy i tylko tych okoliczności, stosownie do ich znaczenia. Recenzent ma przestrzegać zasady równości wobec prawa, unikając niesprawiedliwej dyskryminacji; celem tej zasady jest zapobieganie niesprawiedliwej dyskryminacji poprzez zapewnienie, iż osoby które znajdują się w takiej samej sytuacji faktycznej (mają podobny dorobek naukowy) i prawnej, mogły być traktowane w podobny sposób. Niesprawiedliwa dyskryminacja ma miejsce tylko wówczas, gdy różnice w traktowaniu nie mają rozsądnego uzasadnienia, stosownie do realizowanego celu.

 

Recenzent jest podmiotem fachowym; powinien dochować należytej staranności przy jej sporządzaniu. Może jednak niewłaściwie ocenić dorobek, mylić fakty (może np. uznać, że doktorant/habilitant nie ma publikacji międzynarodowej, gdy tymczasem taką publikację posiada). Nie ma obecnie możliwości wzruszenia recenzji, w której jej autor twierdzi, że czarne jest białe.

 

Nie wszystko da się uregulować prawem

Niektórzy proponują, by wprowadzić pewien kodeks dobrych praktyk recenzyjnych. Podkreślenia wymaga, iż dokument taki – o rzecz jasna, niewiążącym charakterze – już się pojawił w 2011 r.: „Dobre praktyki w procedurach recenzyjnych w nauce” (Warszawa 2011) za czasów minister B. Kudryckiej. Mamy także Kodeks Etyki Pracownika Naukowego (załącznik do uchwały Nr 2/2020 Zgromadzenia Ogólnego PAN z dnia 25 czerwca 2020 r.), który lakonicznie odnosi się także do nierzetelnego recenzowania „rozpraw doktorskich, habilitacyjnych, wniosków o tytuły profesorskie i wszelkich wniosków o zatrudnienie w instytucjach naukowych, a także recenzji projektów badawczych”. Oba dokumenty nie są wiążące. Jednak są mało znane i nie zostały spopularyzowane w środowisku naukowym. Szczególnie pierwszy dokument jest godny polecenia i warto się z nim zapoznać. Jest w nim mowa o konieczności profesjonalnego, merytorycznego podejścia do sporządzania recenzji, konieczności wyłączenia się w przypadku najmniejszej wątpliwości co do bezstronności itd.

Pojawia się jednak pytanie, czy pewne zasady etyczne dot. pisania recenzji powinny się znaleźć w przepisach powszechnie obowiązujących, np. jako załącznik do rozporządzenia ministra? Przede wszystkim wymagałoby to zmiany ustawy, poprzez wprowadzenie ustawowego upoważnienia do wydania rozporządzenia. Czy kolejna reglamentacja w tym obszarze jest potrzebna? Moim zdaniem, niekoniecznie. Nie zawsze zaistniały problem powinien być rozwiązywany przez wprowadzanie nowego prawa. Nowe prawo spowoduje też bowiem powstanie nowych problemów (związanych np. z kwestiami interpretacyjnymi itd.). Ważne jest jednak co innego. Istotne jest bowiem to, jakim człowiekiem jest recenzent. I nie chodzi mi tutaj o jego merytoryczne umiejętności, wiedzę i kompetencje. Recenzent może być wybitnym naukowcem (niezależnie od tego czy oceniają go tak fani bibliometrii czy też inni naukowcy), ale może być po prostu osobą małego charakteru (a nawet „zwykłą mendą” – przepraszam za określenie).

Recenzja jest stworzona prawidłowo, jeżeli jej autor jest osobą, która kieruje się pewnymi wartościami. Jeżeli profesjonalnie, z życzliwością i pokorą podchodzi do powierzonej sobie recenzji. Takich cnót się obecnie niestety nie promuje. Mamy być przebojowi i konkurencyjni. Mamy być najlepsi („doskonali”; profesor ma być „wybitny”). Brak nam pewnych cnót, które kiedyś wpajano człowiekowi. Brak nam klasycznego wychowania. Problem tkwi więc w człowieku, który wykonuje recenzje. Przygotowując adepta nauki do pracy naukowej należy mu wpajać pewne ogólnoludzkie wartości, które od wieków były wpajane ludziom dobrze wychowanym, a które współczesność oraz wszechobecna konkurencyjność wysłały do lamusa. Przede wszystkim: najważniejszy jest szacunek dla człowieka („bliźniego”), którym powinien kierować się recenzent. Zasada ta obecnie, na skutek silnego wpływu niektórych ideologii, np. nowego materializmu, odchodzi niestety do lamusa. Musimy znowu spoglądać na rzeczywistość (w tym na naukę) z perspektywy człowieka i szacunku do niego, a nie z perspektywy innych nowych ideologii.

Recenzent powinien z pokorą podejść do przygotowania recenzji. Tak – można się z tego śmiać: pokora to cnota bardzo obecnie niepopularna. Jednak pozwoliłaby ona na prawidłowe i rzetelne podejście do przygotowania recenzji. Recenzent – ekspert nie jest możnym panem, decydującym o być albo nie być osoby ocenianej. Jest natomiast osobą, która powinna skromnie i profesjonalnie wykonywać swoje obowiązki. Mając na względzie dobro nauki i będąc życzliwym wobec doktoranta/habilitanta. Życzliwość to cecha osób dojrzałych i poważnych. A prostota, pokora i skromność recenzenta świadczą o jego wielkiej klasie. Obecnie jednak te cechy nie występują powszechnie wśród naukowców. Więcej nawet: są wyśmiewane. Recenzenci zaś często „gwiazdorzą” i uważają się za kolejny cud świata oraz napawają strachem, jaki wywołują wśród doktorantów/habilitantów, których prace oceniają. Rzecz jasna, nie mam na myśli wszystkich recenzentów. Wielu z nich bowiem niezwykle rzetelnie wykonuje swoje obowiązki i chwała im za to.

 

Należy przełamać monopol

Warto jednak, by w postępowaniach awansowych jako recenzenci nie występowały te same osoby. Ostatnia „reforma” nauki z 2018 r. nie przełamała monopolu osób od lat decydujących o awansach naukowych; niedawno autorzy (Z. Koza, R. Lew, E. Kulczycki, P. Stec, Who Controls the National Academic Promotion System: An Analysis of Power Distribution in Poland, Sage Open, kwiecień – czerwiec 2023: s. 1) przedstawili wyniki swoich badań, podkreślając, iż wykorzystali dane dotyczące awansów akademickich w Polsce w latach 2011–2020. Koncentrując się na stopniach wyższych niż doktorat, przeanalizowali ponad 12 500 habilitacji i ponad 3 000 wniosków o tytuł profesora. Dane te następnie połączono z danymi dotyczącymi składu osobowego przez trzy kolejne kadencje centralnego organu nadzorującego awanse akademickie w Polsce, Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułu. W rezultacie udało się im „zidentyfikować uprzywilejowaną grupę osób, które (…) kontrolowały znaczną większość awansów akademickich po doktoracie. Odkryliśmy, że ta stosunkowo niewielka grupa naukowców sprawowała dominującą kontrolę nad awansami akademickimi” (tamże). Może więc i w tym obszarze potrzebne są zmiany? Potrzebna jest więc może różnorodność jeżeli chodzi o recenzentów? Może to coś zmieni? Reasumując: o profesjonalizmie recenzenta świadczy sporządzona przez niego recenzja. Jeżeli są w niej złośliwości, uszczypliwości wobec doktoranta/habilitanta, to świadczy to o małości recenzenta. Czasem wręcz o infantylności; jednym z jej objawów jest nadmierna ekspresja uczuć. W recenzji nie ma to po prostu miejsca. Recenzent ma prawo napisać recenzję negatywną – to jego święte prawo, którego nikt nie może zabierać. Jednak prawo to nie oznacza dowolności, a recenzent musi znać granice, których nie może przekraczać. Jednak i recenzenci powinni pamiętać, że recenzja musi spełniać pewne wymogi. Dużo tutaj natomiast zależy od postawy i cech (cnót) samego recenzenta. Nie wolno natomiast ostentacyjnie pozywać recenzentów za każdą negatywną recenzję, wywołując efekt mrożący. Pozew (lub możliwość zastosowania innych środków prawnych) wydaje się być dopuszczalnym jedynie w przypadku przekroczenia przez recenzenta granic, o których pisałem wyżej. Jednak granice sędziowskiej oceny są ograniczone.