Zdaniem wielu specjalistów ta statystyka w przyszłości fatalnie się na nas odbije: w ubiegłym roku wśród wszystkich Polaków między 15. a 34. rokiem życia aż 17,4 proc. nie miało żadnego zajęcia, tzn. nie pracowali ani się nie uczyli. Łącznie takich osób było ponad 1,9 mln – wynika z najnowszych danych Eurostatu. To o 2,3 pkt proc., czyli ponad 125 tys. więcej niż w roku 2009. Przed kryzysem ten odsetek spadał nie tylko w Polsce, lecz także w innych państwach Unii Europejskiej. Zdaniem ekspertów to efekt pogarszającej się sytuacji na rynku pracy.

Zobacz: Wolontariat i staż studencki to dobry sposób na rozpoczęcie kariery zawodowej>>>

Zgodnie z danymi GUS stopa bezrobocia rejestrowanego w całej populacji wzrosła bowiem w tym czasie z 12,1 proc. do 13,4 proc. Nie wiadomo jednak, jak duża część młodych osób nie robi w życiu niczego konstruktywnego tylko dlatego, że nie może znaleźć płatnego zajęcia. W każdym razie ich wejście na rynek pracy po latach bezczynności może być bardzo trudne. Zdobyte przed laty kwalifikacje mogą okazać się przestarzałe i nieaktualne. A i okres spędzony poza rynkiem pracy i edukacji nie sprzyja w utrzymaniu nawyków niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania we współczesnym świecie.
 
Trudności w znalezieniu pracy to tylko część problemu. Część młodych osób nie wykorzystuje wolnego czasu na naukę czy dokształcanie się. – Ci, którzy skończyli pewien cykl edukacyjny, po którym nie znaleźli pracy, tracą motywację do dalszego kształcenia albo nie wiedzą, jakie kwalifikacje powinni zdobyć, aby znaleźć zajęcie – wyjaśnia prof. Urszula Sztanderska z Uniwersytetu Warszawskiego. Od lat nie prowadzi się w Polsce badań określających popyt na pracę w wieloletniej perspektywie.
 
 
– Bierność zawodowo-edukacyjna młodych wynika w dużym stopniu z nadopiekuńczości rodziców – podsumowuje prof. Sztanderska. Dorosłe już dzieci nie są skłaniane do tego, by wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć się samodzielnie utrzymywać. Nie chcą podjąć pracy i opuścić domu rodzinnego, bo wiedzą, że na pewien czas obniżyłby się ich standard życiowy, gdyby przeszli na własne utrzymanie. Inni tego nie robią, bo nie mają żadnych widoków na pracę, którą – ich zdaniem – opłaca się podejmować.
 
 
Rosnąca grupa nic nierobiącej młodzieży to nie tylko polski problem. Ma ona nawet swoje określenie – NEET. Pochodzi ono od angielskich słów „neither in employment, nor in education and training”, czyli ani w pracy, ani w szkole, ani na kursach. W ubiegłym roku spośród państw członkowskich Unii Europejskiej największy odsetek NEET odnotowano w państwach basenu Morza Śródziemnego – w Grecji (31,1 proc.), we Włoszech (27,3 proc.), w Bułgarii (26,1 proc.) i Hiszpanii (24 proc.).
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna