Czytaj: Członek komisji wyborczej zarobi 300 zł, przewodniczący - 380>>

Obecne diety również nie powalają, biorąc pod uwagę ogrom pracy. Być może będzie jej mniej w przeliczeniu na jedną osobę, ponieważ komisje wyborcze będą dwie. Członkowie pierwszej przyjdą 21 października do pracy o 6 rano, przygotują lokal i będą obsługiwali wyborców do godz. 21, kiedy głosowanie się zakończy. Po zapieczętowaniu urny i przekazaniu protokołu drugiej komisji mogą iść do domu.

Druga komisja - obwodowa komisja wyborcza ds. ustalenia wyników głosowania – zbierze się po zamknięciu lokali wyborczych. Rozpocznie pracę od odebrania protokołu i, po pożegnaniu pierwszej komisji, przystąpi do liczenia głosów.

Z doświadczenia wiadomo jednak, że kiedy funkcjonowała jedna komisja, jej członkowie wymieniali się i dzięki temu byli „mniej zmęczeni”. Bo jednym z argumentów powołania drugiej komisji było doprowadzenie do tego, żeby do liczenia głosów przybyły osoby wypoczęte, żeby lepiej liczyły głosy.

Miejmy nadzieję, że argumenty w postaci pieniędzy i mniejszych obowiązków wystarczą i kandydaci na członków komisji będą. Pozostaje jeszcze kwestia ewentualnych oskarżeń o fałszowanie wyborów. Podczas głosowań cztery lata temu takie oskarżenia padały, nie konkretnie do członków komisji, ale oni są najbliżej urny.

Pamiętamy też niedawny problem z wyłonieniem urzędników wyborczych – brakowało ich jeszcze w lipcu. Powodem była oczywiście zmiana prawa wprowadzająca zasadę, że nie można być urzędnikiem wyborczym we własnej gminie.

Jednak członków komisji potrzeba znacznie więcej – według szacunków Fundacji Batorego około pół miliona obywateli będzie miało zasiąść w obwodowych komisjach wyborczych. Czy będzie dość chętnych?