Media donosiły o przypadkach zastraszania Serbów zmierzających na głosowanie, a także ich szykanowania i obrzucania obelgami przez serbskich nacjonalistów, zwolenników bojkotu wyborów w dawnej prowincji Serbii. Centralna Komisja Wyborcza informowała, że frekwencja w zamieszkanych przez Serbów enklawach na południu Kosowa była wyższa od tej na północy Kosowa, dokąd przyjechali też nacjonaliści z samej Serbii.
Na cztery godziny przed planowanym zamknięciem lokali wyborczych w północnej części Kosowa, leżącej przy granicy z Serbią, frekwencję szacowano na 13 proc. Inne dane z tej samej godziny mówią o 7-procentowej frekwencji w serbskiej części Kosovskiej Mitrovicy, w porównaniu do 32 proc. w całym Kosowie.
Kosovska Mitrovica jest podzielona rzeką Ibar na północną część zamieszkaną przez Serbów i południową - przez kosowskich Albańczyków.
Korespondent BBC, który obserwował głosujących w etnicznie mieszanej części Kosovskiej Mitrovicy, mówił, że do lokali wyborczych udali się głównie Albańczycy.
W północnej części miasta serbscy ekstremiści zaatakowali po południu główny punkt wyborczy. Rozpylili w budynku gaz i rozbili urnę wyborczą. Wybory w tym miejscu przerwano na dwie godziny przed formalnym zakończeniem głosowania. Agencja AFP twierdzi wręcz, że w całej Kosovskiej Mitrovicy głosowanie zakończono godzinę przed planowanym zamknięciem lokali wyborczych.
Wspierany przez Belgrad kandydat na burmistrza Krstimir Pantić powiedział, że w ataku tym ciężko ranna została kobieta, która próbowała uciec przez okno. Sam Pantić w piątek wieczorem został napadnięty na ulicy przez dwóch zamaskowanych mężczyzn.
Inny serbski kandydat Oliver Ivanović wskazał, że do podobnych incydentów doszło w tym samym czasie w innych lokalach wyborczych. "Jest jasne, że wybory w północnej części Kosovskiej Mitrovicy były porażką i bez wątpienia zostaną uznane za nieważne" - ocenił.
Także organizacja pozarządowa CESID z Belgradu przewiduje możliwość powtórzenia wyborów w północnej części Kosovskiej Mitrovicy.
Rzecznik czuwającej nad przebiegiem głosowania Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) Nikola Gaon poinformował, że ze względów bezpieczeństwo wycofano personel organizacji z tego miasta.
Serbski premier Ivica Daczić potępił akty przemocy "prawicowych ekstremistów, które popychają Serbów do katastrofy". Skrytykował również "groźby i apele o bojkot (głosowania), stanowiące zagrożenie dla przetrwania Serbów w Kosowie".
Po raz pierwszy wybory odbywają się na całym obszarze zamieszkanej w większości przez Albańczyków byłej prowincji Serbii, która w 2008 roku ogłosiła niepodległość, z czym Belgrad nie pogodził się do dziś. Belgrad szczególnie namawiał do udziału w wyborach Serbów z północy Kosowa, których żyje tam ok. 40 tysięcy i nad którymi Prisztina nie ma praktycznie żadnej kontroli. Do tej pory bojkotowali oni wybory organizowane przez nowe, nieuznawane przez nich państwo.
Serbia ma nadzieję na rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych z UE, a prawidłowy przebieg kosowskich wyborów jest warunkiem dalszego zbliżenia z Brukselą. Pierwsze częściowe wyniki głosowania będą znane w środę.
Według oficjalnych danych uprawnionych do głosowania w Kosowie jest 1,7 miliona obywateli, co Belgrad uważa za "przesadzoną liczbę", ponieważ jest bliska liczbie całej ludności nowego państwa.