W piątek o północy kończy się kampania przed niedzielnym referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. Graś powiedział w piątek rano dziennikarzom, że Platforma będzie do końca namawiała zwolenników prezydent Warszawy, aby nie poszli na referendum. "Chcemy przekonywać, że udział w referendum jest złą decyzją, w tym referendum chodzi o frekwencję, tylko niska frekwencja może doprowadzić do tego, że Gronkiewicz-Waltz utrzyma się na stanowisku" - powiedział.
Rzecznik rządu ocenił, że Platforma i prezydent Warszawy przez ostatnie tygodnie zrobili wszystko, aby wytłumaczyć warszawiakom "niedociągnięcia, które rzeczywiście miały miejsce", przypomnieć o sukcesach Gronkiewicz-Waltz oraz pokazać mieszkańcom Warszawy plany inwestycyjne na najbliższą przyszłość.
"Ta kampania została ukradziona społecznikom przez PiS w bardzo sprytny sposób, co do tego wszyscy się zgadzają i nie ma chyba człowieka, który nie przyznawałby, że PiS rzeczywiście bardzo sprytnie przejął tę kampanię, po to, żeby ewentualne odwołanie prezydent Warszawy ogłosić jako swój wielki sukces" - ocenił Graś.
Również zdaniem marszałek Sejmu Ewy Kopacz, PiS "zawłaszczył" referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy. "Dzisiaj przed warszawiakami tylko jedno pytanie: +Hanna Gronkiewicz-Waltz czy Jarosław Kaczyński w Warszawie, dobre zarządzanie czy awantura polityczna+" - powiedziała Kopacz w piątek dziennikarzom.
Zdaniem marszałek Sejmu, Gronkiewicz-Waltz "to zdeterminowany gospodarz" Warszawy, który jest bardzo "zaabsorbowany pracą".
Marszałek Sejmu nie chciała mówić o scenariuszach po ewentualnym odwołaniu prezydent Warszawy: "Referendum jeszcze się nie odbyło, wszystko się odbędzie zgodnie z procedurami, to nie jest sprawa chciejstwa, tylko regulacji prawnych" - zapewniła Kopacz.
Z kolei Graś podkreślił, że w przypadku, gdyby referendum okazało się skuteczne, premier Donald Tusk osobiście ogłosi swe dalsze decyzje.
"Gdyby referendum nie przebiegło (po naszej myśli), to są przewidziane prawem różne scenariusze i o tych scenariuszach - do których mam nadzieję nie dojdzie - po ogłoszeniu wyników referendum i ewentualnej przegranej, będzie komunikował warszawiakom sam pan premier. Warszawiakom należy się to, żeby tę ważną i niewątpliwie kluczową dla ich przyszłości decyzję zakomunikował im osobiście pan premier, ale nie teraz, tylko po wyborach" - powiedział rzecznik rządu.
Jeśli Gronkiewicz-Waltz zostanie odwołana, władzę w stolicy przejmie osoba wyznaczona przez premiera. Tzw. komisarz pełniłby swoją funkcję do czasu wyboru nowego prezydenta.
W takich sytuacjach premier zarządza też przedterminowe wybory, jednak zgodnie z ustawą o samorządzie gminnym, jeżeli ich data miałaby przypaść w okresie krótszym niż 12 miesięcy przed zakończeniem kadencji, rada miasta może podjąć decyzję o nieprzeprowadzaniu ich. Wówczas tzw. komisarz sprawuje władzę w mieście do końca kadencji samorządu.
W ocenie Państwowej Komisji Wyborczej uprawnienie to przysługuje radzie również w przypadku odwołania prezydenta miasta w drodze referendum. PKW zaznacza jednak, że opinia ta nie ma charakteru wiążącego, gdyż kompetencje do zarządzenia wyborów przedterminowych wójta (a więc - zgodnie z ustawą - także i prezydenta miasta) nie należą do PKW, lecz do premiera.
Obecna kadencja samorządu kończy się 21 listopada 2014 r., więc jest raczej pewne, że termin wyborów przypadłby w okresie krótszym niż 12 miesięcy przed końcem kadencji.
Referendum w sprawie odwołania Gronkiewicz-Waltz, odbędzie się w najbliższą niedzielę, będzie ważne, jeśli do urn wyborczych pójdzie 3/5 wyborców, którzy uczestniczyli w wyborach prezydenta Warszawy w 2010 roku, czyli co najmniej 389 430 osób. Gdyby niedzielne głosowanie okazało się prawnie wiążące, prezydent zostanie pozbawiona stanowiska, jeśli za jej odwołaniem opowie się większość głosujących.