Gmina Gdańsk była inwestorem przy budowie stadionu piłkarskiego PG Arena przygotowywanego na rozgrywki Euro 2012. W tym celu powołała do życia spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. Zadaniem powołanej spółki celowej było zarządzanie projektem. W ramach realizacji tego projektu spółka miała zaciągać w imieniu i na rzecz miasta zobowiązania w ramach umów na usługi, dostawy i roboty budowlane.


Umowa o budowę stadionu

W celu realizacji zlecenia spółka w grudniu 2008 r. zawarła jako pełnomocnik gminy umowę z wykonawcą spółką W. Umowa ta została zawarta w wyniku postępowania przetargowego. Przedmiotem umowy była część prac składających się na budowę stadionu. W tym m.in. likwidacja gruzowiska (w tym wywiezienie i utylizacja odpadów niebezpiecznych) wraz z zabezpieczeniem skarpy, wykonanie robót melioracyjnych. Strony umowy przewidziały wynagrodzenie ryczałtowe za całość prac zleconych w umowie wraz z podatkiem VAT na kwotę 124 mln zł. Wynagrodzenie to mogło być zmienione w przypadkach wskazanych w subklauzuli warunków szczególnych.

Umowa z podwykonawcą i dziwne znalezisko

Wykonawca główny zlecił wykonanie części prac wchodzących w skład swojego zadania podwykonawcy Leszkowi L. prowadzącemu działalność gospodarczą. Zlecenie dotyczyło usuwania z wysypiska odpadów „górotworu” w ilości szacunkowej ok. 220.000 m 3. Poza tym wykonawca i podwykonawca częścią umowy uczynili te same dokumenty i załączniki jak w umowie między inwestorem i wykonawcą. Strony przewidziały wynagrodzenie ryczałtowe w wysokości 12 mln 775 tys. zł. Początek robót ustalono na 12 stycznia 2009 r., a termin wykonania umowy miał upłynąć w dniu 11 kwietnia 2009 r. W trakcie wykonywania prac w marcu 2009 r. robotnicy wykonujący je natknęli się na budowlę przykrytą płytami betonowymi o bokach glinianych, w której zalegały odpady typu zwierzęcego.

Były to resztki skór oraz odpady płynne w postaci mazi i zagęszczonych płynów. W pobliżu nie można było przebywać bez narażenia się na silne zawroty głowy spowodowane wyziewami z budowli. Wszystkie te odpady pochodziły prawdopodobnie z istniejącej w tym miejscu w przeszłości garbarni. O znalezisku powód zawiadomił niezwłocznie wykonawcę oraz inżyniera kontraktu. Prezydent miasta na podstawie wyników badań próbek uznał Leszka L. za osobę wytwarzającą odpady niebezpieczne oraz nakazał mu ich usunięcie. Co też się stało, ale prace kosztowały niemal 7 mln zł i nikt nie chciał za nie zapłacić po wystawieniu faktury. Leszek L. zatem wystąpił do sądu o zapłatę od miasta.

Sąd I instancji zgadza się z podwykonawcą

Sąd Okręgowy uznał, że likwidacja znaleziska nie wchodziła w zakres obowiązków umownych. Zdaniem sądu I instancji uznać, że usuwanie tego typu odpadów nie mogło wchodzić w zakres obowiązków umownych ani wykonawcy, ani podwykonawcy. Sąd I instancji podkreślił, że sposób likwidacji odpadów znajdujących się w mogilniku był o wiele bardziej czasochłonny i bardziej kosztowny, wiązał się z użyciem środków chemicznych celem neutralizacji, a ich utylizacja odbywała się poprzez spalenie. Zatem prace, których podjął się Leszek L., nie wchodziły w zakres kontraktu. Podmiotem, który niewątpliwie odniósł korzyść jest miasto, które uzyskało obiekt budowlany w postaci stadionu nie ponosząc kosztów usuwania odpadów. A zatem Gdańsk powinno zapłacić Leszkowi L. należną kwotę z odsetkami.

Pełna treść artykułu pt. SN: za likwidację dziwnych odpadów na budowie stadionu, Gdańsk musi zapłacić dostępna jest w serwisie LEX.pl>>>